Rozdział 23

Tris

Kiedy Tobias się na coś uprze, cieżko odwieść go od tego pomysłu. W związku z tym, jedziemy pociągiem do centrum.
Doskonale wiem, jaka będzie reakcja Evelyn. Przy Tobiasie poudaje, że się cieszy, a gdy tylko nadarzy się okazja, wygarnie mi, że nie jestem odpowiednia dla jej syna.
W moich uszach jak echo rozbrzmiewają jej słowa, że ona jest jego matką i zawsze będzie w jego życiu, a ja jestem tylko tymczasowo.
Jednak zaręczyny oznaczają, że robimy krok ku temu, aby związać się ze sobą do końca życia.
Jestem pewna, że Evelyn będzie bardzo niezadowolona. Nie znosi mnie i wzajemnie. Wciąż pamiętam jej rządy, bałagan, który narobiła był tragiczny, omalże nie doprowadził do zresetowania pamięci całego Chicago. Słyszę także jej kpiny pod moim adresem podczas przesłuchania.
Zdecydowanie jej nie trawię. Jest matką Tobiasa, ale oni są bardzo różnymi ludźmi.
- O czym tak rozmyślasz? - Pyta w końcu Tobias.
- Tak sobie - wzruszam ramionami. - Twoja matka chyba nie będzie zadowolona.
- Niby dlaczego?
- Nie znosi mnie!
- Możliwe, że kiedyś za tobą nie przepadała, ale teraz jej stosunek do ciebie się zmienił - zapewnia mnie Tobias, nieco zbyt naiwnie jak na mój gust.

Wyskakujmy w centrum i kierujemy się do Erudycji. Tobias chwyta mnie za rękę i gładzi kciukiem wewnętrzną część dłoni. Wiem, że chce mnie tym wesprzeć, ale niestety wcale nie czuję lepiej.
To jak dobrowolne skazywanie się na pożarcie przez smoka. Ciekawe jakby to wyglądało, gdyby moi rodzice żyli. Czy w ogóle poinformowałabym ich o zaręczynach? W tych czasach tak, bo hasło "frakcja ponad pokrewieństwo" straciło na znaczeniu. Poza tym, mama na pewno by mnie wsparła, ona zawsze kochała mnie bezgranicznie, bez względu na wszystko. Tata uważał moją frakcję za łobuzów, no i był przyjacielem Marcusa, ale chyba też zaakceptowałby Tobiasa.
Wchodzimy do siedziby głównej Erudycji, jak zwykle przyciągając uwagę mijanych Erudytów przez wszechobecną czerń. W oddali widzę brata.
- Hej, Caleb! - Wołam. Odwraca się i posyła mi szeroki uśmiech.
- Cześć Tris - ściska mnie lekko, po czym podaje dłoń Tobiasowi. - Cześć Cztery. Co was tu sprowadza?
- Chciałem odwiedzić matkę - wyjaśnia Tobias. - A także powiedzieć jej o naszych zaręczynach.
- Zaręczynach? - Dziwi się Caleb, więc wyciągam rękę i pokazuję mu pierścionek. - Wow. To dosyć nieoczekiwane. Ale gratuluję.
- Dzięki. Nie wiesz, gdzie może być teraz moja matka?
- Prawdopodobnie w laboratorium - odpowiada Caleb. - Pracuje nad nowym typem serum.
- Nowe serum? - Marszczę brwi.
- Nie takie jak myślisz. Mniej inwazyjne, coś jak lekarstwo.
- Mam nadzieję. Prowadź.
Idziemy jasnymi korytarzami Erudycji, by w końcu dotrzeć do laboratorium. Widzimy Evelyn przy mikroskopie.
- To na razie! - Żegna się Caleb i odchodzi.
Wchodzimy do pomieszczenia, a Evelyn podnosi głowę. Gdy widzi nas razem, przez jej twarz przechodzi cień niezadowolenia, ale niemal natychmiast wypiera go szeroki uśmiech, który jest strasznie sztuczny.
- Tobias, Tris, co wy tu robicie?
- Cześć mamo, chcieliśmy z tobą porozmawiać - odpowiada Tobias, ściskając lekko kobietę.
- W takim razie może chodźmy do mojego mieszkania - odpowiada i marszczy brwi patrząc na mnie.
Ugh, jak ja jej nie lubię. Na dodatek kiedy idziemy do mieszkań Erudycji, przypomina mi się cała sprawa z Erikiem i humor psuje mi się jeszcze bardziej.
Mieszkanie Evelyn jest małe, mniej więcej podobne wielkością do naszego w Nieustraszoności.
Siadamy na kanapie, a ona robi nam kawę, której nie znoszę, ale nie chcę wywoływać niepotrzebnego zamieszania. W końcu stawia przed nami szklanki i patrzy wyczekująco.
- O czym chcecie porozmawiać?
Żeby nie musieć odpowiadać, chwytam swoją kawę i upijam łyk. Niemal natychmiast się krztuszę, co za siekiera, ta zołza musiała mi tu wsypać kawę co najmniej do połowy szklanki.
- Coś nie tak? Nie smakuje ci? - Pyta Evelyn, uśmiechając się przymilnie.
- Nie, przepyszna kawa - odpowiadam ironicznie.
- Mamo, wczoraj oświadczyłem się Tris - odzywa do Tobias.
Uważnie obserwuję twarz Evelyn. Widzę, że jest w szoku i chętnie by się skrzywiła, ale zamiast tego uśmiecha się.
- To wspaniale! Tak bardzo do siebie pasujecie! Gratulacje!
Widzę, że Tobias jest zadowolony z reakcji Evelyn. A ja dokładnie wiem, że w tej chwili najchętniej wydrapałaby mi oczy.
- Mamo, dlaczego wybrałaś Erudycję? - Pyta nagle Tobias. - Przecież mówiłaś, że dołączysz do Altruistów.
- Tobias, pochodzę z Erudycji, więc po prostu wróciłam do domu - wzrusza ramionami. - Poza tym Altruiści mnie nie lubią ze względu na Marcusa. Oczywiście, nie okazywaliby mi tego, ale czułabym się dziwnie.
- Chyba masz rację - odpowiada Tobias. - Mogę skorzystać z łazienki?
- Tak, jest po prawej stronie.
Tobias wstaje, a ja już wiem, że za chwilę się zacznie.
Evelyn podchodzi i pochyla się nade mną.
- Jeśli myślisz, że pozwolę, abyś została żoną mojego syna to jesteś w błędzie - syczy.
Wstaję i patrzę na nią rozbawiona.
- Już się zaręczyliśmy, Evelyn - mówię z triumfującą miną i pokazuję jej pierścionek.
- Zaręczyny zawsze można zerwać.
- Nie mamy powodu, żeby to zrobić - uśmiecham się ironicznie.
- Wystarczy trochę kreatywności - mówi spokojnie, nagle uderza się z całej siły w twarz i upada na podłogę, jęcząc.
Tobias wybiega z łazienki i patrzy na nas zdziwiony.
- Co się stało? - Pyta.
- Uderzyła mnie! - Krzyczy Evelyn, trzymając się za oko.
Co za cyrk, nie mogę uwierzyć w głupotę tej kobiety.
- Nawet cię nie dotknęłam! - Marszczę brwi.
Tobias pochyla się nad matką i odrywa rękę od jej twarzy, gdzie powoli wykwita siniak.
- Tris, co tu się stało? - Pyta, zdenerwowany.
- Sama się uderzyła!
- Nie uważasz, że to brzmi śmiesznie? - Odpowiada Tobias, marszcząc czoło.
- Słucham? - Teraz to ja zaczynam się wkurzać i to mocno. - Uważasz, że ją uderzyłam?
- Tris - Tobias kręci głową, jakbym była niesfornym dzieckiem.
- Skoro mi nie wierzysz, to idź do diabła - wychodzę szybkim krokiem z mieszkania i puszczam się biegiem, byleby być jak najdalej od tej dwójki.

CDN.

Dla tych, co mówili, że jest za spokojnie 😂😏😎😈

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top