Rozdział 17

Tris

Odchodzę z Amarem na bok i zaczynam się niepokoić. Czyżby ta idiotka na mnie naskarżyła?
Ale Amar uśmiecha się szeroko.
- Chciałem tylko zapytać, o której dokładnie jest to ognisko urodzinowe Cztery. Nie wiedziałem, czy mogę mówić przy nim, bo może to jakaś niespodzianka.
Oddycham z ulgą. Zeke miał zaprosić przyjaciół Tobiasa, ale najwyraźniej nie przekazał gościom, o której zaczyna się ognisko.
- Po osiemnastej - odpowiadam. - Mam nadzieję, że George też przyjdzie?
- Oczywiście, na pewno będziemy- zapewnia mnie i odchodzi.
Wracam do stolika i widzę wyczekujące spojrzenia przyjaciół.
- Sprawy organizacyjne - wzruszam ramionami.
- Już myślałam, że Alice na ciebie naskarżyła - komentuje Christina.
- Może zrobi to potem - odpowiadam i wracam do jedzenia kanapki.
- A właściwie, to co tam robiłyście i po co wam było potrzebne drzewo? - Pyta nagle Tobias.
Wymieniam z Christiną szybkie spojrzenia.
- Mnie nie pytaj, zapytaj Tris - odpowiada przyjaciółka, a kręcę głową.
- Nie interesuj się, im mniej wiesz, tym lepiej śpisz - uśmiecham się do Tobiasa, a on przewraca oczami.
- Dobra, idę, bo muszę dobrać ich w pary na walki - mówi i wstaje.
- Idę z tobą, bo chce ich sama przydzielić - również się podnoszę, a Tobias marszczy czoło.
- Dam sobie radę, nie robię tego pierwszy raz - odpowiada niechętnie.
- Tak, ale będziesz za łaskawy.
- Ja? Za łaskawy? - Mówi z niedowierzaniem, kiedy przeciskamy między stolikami na stołówce.
- Dobra, nie marudź już tylko idź - warczę, a on w końcu się zamyka.
Idziemy na salę treningową, w której nie ma jeszcze nowicjuszy. Wyprzedzam Tobiasa i podchodzę do tablicy, biorąc kredę. Zamyślam się na chwilę i zapisuje imiona.

Gabriella - Jessica
Richie - Joe
Mike - Fred
Adam - Alice

- Nieźle zaszalałaś z tą ostatnią parą - komentuje Tobias i marszczy brwi. - Przecież on jest od niej dwa razy większy i dziesięć razy silniejszy.
- Ja też musiałam walczyć z Peterem, a nie wmówisz mi, że byliśmy na tym samym poziomie - odpowiadam z sarkazmem.
- To nie ja ustawiłem ci tą walkę, tylko Eric.
- A ja teraz ustawiam tę walkę, więc się uspokój.
- Jestem spokojny. Tylko niepokoi mnie to, że twoje osobiste sprawy wpływają na trening - patrzy na mnie sceptycznie, a ja zaczynam się gotować.
- Ach, moje osobiste sprawy? Nie no, super - wybucham histerycznym śmiechem. - Po prostu próbuję ustawić krnąbrną nowicjuszkę do pionu! A ty jedyne co robisz to dajesz się jej całować!
- Odepchnąłem ją! - Krzyczy, w końcu też się wkurzył.
- Jak będziesz dalej taki wyrozumiały, to ona nie odpuści! - Odchodzę od niego kilka kroków. - Jeśli masz mnie dość to mi to po prostu powiedz!
- O czym ty do cholery mówisz?! - Podchodzi do mnie i zmusza, żebym na niego spojrzała. - Czy dałem ci jakieś konkretne powody, żebyś myślała, że już cię nie chcę?
- Bronisz tej idiotki.
- Nie bronię jej! - Patrzy na mnie z niedowierzaniem. - Nie chcę, żebyś wpadła w tarapaty! Przecież wiesz, że cię kocham.
- Tak, wiem - patrzę na niego przez chwilę, po czym nie mogę się oprzeć i łączę nasze usta w namiętnym pocałunku. Czuję, że Tobias się uśmiecha, więc to chyba znak, że nie jest na mnie zły.
Nagle do sali zaczynają wchodzić nowicjusze, więc odrywamy się od siebie. Zauważam, że Alice wpatruje się w nas ze zmarszczonymi brwiami. Posyłam jej spojrzenie mówiące: Tak, ty małpo, on jest mój.
- Łohoho, Alice, chyba nie wyjdziesz stąd dzisiaj żywa - śmieje się Adam, gdy widzi rozpiskę walk na tablicy.
- Dlaczego? - Alice podchodzi do niego i wytrzeszcza oczy. - Mam walczyć z nim?! To nie fair!
- Takie jest życie - wzruszam ramionami i robię triumfującą minę. - Nie zawsze twój przeciwnik będzie miał takie same umiejętności, co ty. Jeśli chcesz zostać Nieustraszoną, musisz nauczyć się walczyć również z silniejszymi przeciwnikami. Powodzenia - dodaję, uśmiechając się, po czym wychodzę z sali.

Gdy wszystko jest już gotowe, a goście są już na ognisku, idę do mieszkania po Tobiasa. Czeka na mnie siedząc w salonie.
- Chodź - chwytam go za rękę, ale on mnie zatrzymuje. - Tobias, nie ma czasu!
Ale on zaczyna mnie całować po szyi i wkłada ciepłe ręce pod moją koszulkę. Wzdłuż kręgosłupa przechodzi mnie przyjemny dreszcz.
- A nie możemy po prostu zostać tutaj? - Mówi, całując mnie w ten specjalny sposób, który zwiastuje kochanie się. Nie teraz, Tobias. Nie mogę ci ulec.
- Naprawdę strasznie mi przykro, ale musimy iść - odrywam się od niego z niechęcią, a on wzdycha, po czym wychodzimy z mieszkania.
Nie pyta gdzie idziemy, więc nie mówię mu, dokąd zmierzamy. Gdy prawie dochodzimy na miejsce, czuję zapach ogniska, słyszę muzykę i śmiechy.
- Nie chciałem imprezy - jęczy Tobias.
- Ale to nic wielkiego, tylko ognisko w gronie przyjaciół - tłumaczę.
- Skoro tak, to podoba mi się - uśmiecha się.
Kiedy podchodzimy bliżej, wszyscy krzyczą "wszystkiego najlepszego" i rzucają się na Tobiasa. Biedny nie może opędzić się od uścisków i życzeń.
Nagle podchodzi do mnie Harry. Marszczę brwi, bo nie pamiętam, żeby ktoś go tu zapraszał.
- Tris, musimy porozmawiać - uśmiecha się krzywo. - Była dziś u mnie nowicjuszka i złożyła skargę.

CDN.

Trochę ogłoszeń parafialnych 😎
Po pierwsze:
Właśnie kupiłam książkę "Arabska krucjata", czekałam na tę część bardzo niecierpliwie, więc natychmiast zabieram się za czytanie, w związku z czym, nowy rozdział pojawi się, kiedy skończę czytać (książka ma ponad 600 str 😏)
Po drugie:
Postanowiłam trochę rozwinąć postać przywódcy Harrego i to on znajduje się na zdjęciu na początku 😈

Pozdrawiam! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top