Rozdział 1
Tris
Wszystkie wspomnienia do mnie wróciły... Altruizm, Nowicjat, wojna z Erudycją, Agencja, Nieustraszoność, Odrzuceni... Agencja i Eric... Robi mi się niedobrze, dlatego szybko podnoszę się z fotela i chwiejąc się na nogach, biegnę do zlewu, stojącego w rogu pokoju. Wymiotuję i płaczę jednocześnie.
- Tris - Caleb wydaje się przerażony. - Przypomniałaś sobie wszystko, tak?
Kiwam głową, bo nie mam siły odpowiadać. Caleb przytula mnie mocno, a ja nie mogę powstrzymać łez lecących ciurkiem po moich policzkach.
Gwałt, serum pamięci, porwanie... Potem manipulacja i żyłam z nim pod jednym dachem, całowałam i spałam... Prawie zabiłam Tobiasa... Gdy o nim myślę, moim ciałem wstrząsa potężny szloch. Jestem potworem, tak bardzo musiał przeze mnie cierpieć... I teraz pewnie nadal cierpi... Muszę go odnaleźć, wyjaśnić, on musi mi uwierzyć, bo jeśli nie to nie wytrzymam tego.
Nagle przypominam sobie słowa Leona i prawda uderza we mnie ze zdwojoną siłą. Czuję się jakbym dostała czymś ciężkim w głowę. Pytałam ich o Cztery, a oni powiedzieli, że przyszedł do nich Tobias Eaton. Bardzo sprytne z jego strony, bo nie podał mi swojego prawdziwego imienia.
Ledwo trzymam się na nogach. Caleb przygląda mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Zabiorę cię do mojego mieszkania, nie ma sensu żebyś wracała do Nieustraszoności w takim stanie.
- Nie mogę - odpowiadam natychmiast i próbuję ustać na równych nogach, ale zataczam się, jakbym była pijana.
- Spójrz na siebie! Nawet nie wskoczysz do pociągu! - Protestuje Caleb.
- Muszę natychmiast znaleźć Tobiasa - mruczę sama do siebie i próbuję pozbyć do tego helikoptera w mojej głowie. Jednak świat cały czas wiruje.
- Znajdziesz go jutro! Nigdzie cię w tym stanie nie puszczę! - Chwyta mnie mocno za rękę, ale ją wyrywam.
- Muszę to zrobić teraz, bo jutro będzie za późno - przymykam oczy, bo strasznie boli mnie głowa. - Dziękuję wam, nie mam pojęcia czy istnieje jakikolwiek sposób, żeby się jakoś odwdzięczyć.
- Zrobisz to, nie idąc teraz nigdzie, tylko odpoczywając - uśmiecha się do mnie Cara.
- Nie rozumiecie, muszę to zrobić! - I mimo ich protestów wychodzę z gabinetu.
Naduszam przycisk przywołujący windę i opieram się o ścianę, czekając na nią. Mija długa chwila, a ona wciąż nie nadjeżdża. Wkurzam się i postanawiam pójść schodami. To chyba jednak nie był dobry pomysł, bo od samego patrzenia na nie kręci mi się w głowie. Ostrożnie stawiam kolejne kroki, ale w końcu zmęczenie daje o sobie znać, plączą mi się nogi i spadam ze szczytu schodów na sam dół, waląc głową o każdy schodek. Nie jestem w stanie się podnieść, boli mnie każdy najmniejszy kawałek mojego ciała. Czuję dziwne mrowienie na dole pleców, robi mi się ciemno przed oczami i tracę świadomość.
Tobias
Spaceruję wzdłuż płotu i myślę o moim następnym kroku. Nie chcę zostać u bezfrakcyjnych. Są bardzo mili i nawet ich polubiłem, ale nie chcę dla siebie takiego życia. Lepiej byłoby, gdybym zaczął życie od nowa poza Chicago. Matthew jest nowym dyrektorem Agencji, może pomógłby mi wystartować w nowym miejscu. Jednak nie wiem, co miałbym robić, jaką pracę podjąć. Wszystko co umiem sprowadza się do Nieustraszoności.
W oddali, przy bramie widzę Christinę, jest w pracy. Muszę uważać, żeby mnie nie zauważyła, bo wtedy jak nic poleciałaby do Tris i powiedziała, gdzie się ukrywam.
Wyciągam z kieszeni paczkę z suszonymi owocami, otwieram ją i wkładam owoc do buzi. Natychmiast się krzywię i go wypluwam. Myślałem, że będą słodkie, tak jak ciasto czekoladowe, przecież na opakowaniu było tak napisane. Że są smaczne i słodkie. Co za bzdury, myślę, biorę zamach i wyrzucam paczkę kilka metrów dalej.
- Tobias? - Słyszę znajomy głos.
CDN.
Ajajajajaj witajcie w nowej części 😘😘😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top