VI
Nie trać cennych sekund Sherlocku!
W twoich rękach los jego leży.
Wybiegaj już z mieszkania mroku,
Pędź tam, gdzie ciemność włosy jeży!
Każda chwila strachem podszyta,
Czy da radę dotrzymać słowa.
Upiorny głos w umyśle pyta:
Czy wciąż żyw, czy już spadła głowa?
Czemu aż tak długo trwa jazda?
Czy taksówka z diabłami trzyma?
Czemu nie świeci jasna gwiazda,
Co dla nas zegary zatrzyma?
Jeszcze tylko jedna minuta,
Już w drzwi pięścią wali przyjaciel.
Błagam, niech brzmi nadziei nuta!
Tyle już zrobił wybawiciel!
Nagle zamki, klamka ruszyły,
Zbolała twarz z mroku wygląda.
Ulgi łzy Holmesa mur przebiły,
Już Johna do piersi przyciąga.
"Co ty... Idź stąd... Zostaw samego..."
Watson ciężką głowę odwraca.
"W samotni nie ma nic dobrego,
Ciągle ból na nowo powraca.
Nas obu przygniotła tragedia,
Każdy z nas się ma za winnego.
W sercach brzmi wyrzutów melodia,
Ale to nie jest grzech żadnego.
Wobec losu człowiek bezsilny,
Nie zmieni strasznego wyroku.
Gdy się świat wydaje stabilny,
Zaraz szlak usuwa wpół kroku.
Takie życie, naszą jest dolą,
Żeby się nie poddać, nie zginąć.
Właśnie naszej dwójki rolą,
Aby nie dać się złu wywinąć."
Przywarł wnet żołnierz do Sherlocka,
Ich łzy jednym śladem płynęły.
Byli dla siebie jak zatoka,
Gdzie po burzy statki garnęły.
***
Jeszcze wiele dni przepłkali,
Wspomnienia dziecka ich raniły,
Ale za nóż już nie złapali,
Powoli odnawiali siły.
Jeszcze nieraz staną nad skrajem,
Ale w bólu nie są już sami.
Uchwyceni siebie nawzajem,
Rozbitkowie walczą z falami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top