Rozdział 8

Marija pstryknęła palcami, a drzwi się otworzyły. Kol ciężkim krokiem wszedł do pomieszczenia. Przez chwilę panowały męcząca cisza. 

- Gdybyś nie zabiła Eleny, byłaby szansa dla Daviny! Nie pomyślałaś, że Jeremy będzie chciał się zemścić?! Myślałaś tylko o sobie! TYLKO O ZEMŚCIE!- wrzasnął Kol i zamilkł. Czekał aż dziewczyna się odezwie, ale to nie nastąpiło.- Teraz będziesz siedziała cicho? Nie powiesz nawet marnego przepraszam?- zdenerwowany Kol wrzucił wazonem w kierunku dziewczyny. Przedmiot zatrzymał się w połowie drogi i uderzył w podłogę. 

Zdezorientowany Kol szybko wyszedł z pokoju. Marija obróciła się, a w jej oczach była widoczna czysta chęć mordu. Smutek zmienił się w piekielną złość...

***

Katherine razem z Elijah i Hope spacerowali ulicami Nowego Orleanu.

- Wujku, mogę iść obejrzeć te kwiatki?

- Jasne, Hope. Tylko nie oddalaj się za bardzo.

Dziewczynka kiwnęła głową i popędziła w stronę grządek.

- Kat? Czemu poszłaś ze mną, a nie zostałaś z Mary?- spytał Mikaelson patrząc uważnie na kobietę.

- Bo wiem, że kiedy coś się dzieję po drugiej stronie lepiej z nią nie rozmawiać. Odczuwa każde silne zawirowanie tam. To źle wpływa na jej psychikę...Smutek zmienia się w ogromną złość. A to może źle skończyć się dla otocze...- z przerażeniem spojrzała na Hope.- O mój boże. Stefan?!

Zdezorientowany Elijah spojrzał w kierunku swojej siostrzenicy, która rozmawiała z młodszym Salvatorem, który zginął jakiś tydzień temu. 

Katherine biegiem ruszyła w tamtym kierunku. 

Stefan spojrzał też na nią spojrzał.- Katherine? Elijah?

- Co ty tu robisz?

- Jestem tu, bo wszyscy tu są. Zasłona została zerwana... A strażniczka zniknęła.

Elijah i Kat spojrzeli po sobie.

- Boże...- szepnęła.- Jeremy wiedział co robił, kiedy niszczył Davine. Była strażniczką zasłony...

***

Panna Forbes po telefonie od Katherine natychmiast pobiegła w kierunku pokoju Mariji. Złapała za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Mocno je kopnęła przez co wypadły z zawiasów. W środku, na podłodze leżała zimna jak trup Pierce.

- Co się do cholery dzieję?- szepnęła przestraszona Bex i szybko wybrała numer do Elijahy...

***

Marija z obojętnością wymalowaną na twarzy, stała na przeciwko Jeremy'ego. Nie chciała okazywać żadnych uczuć, bo Gibert mógłby wykorzystać to przeciwko niej. 

- Jak tam Kol? Był bardzo zły?

- Wiedziałeś, że Davina była strażniczką zasłony. Dlatego ją zabiłeś. W dupie miałeś śmierć Eleny- warknęła szatynka, ignorując uwagę o Kolu.

- Masz rację. Mi nie zależy na nikim, ale wracając do tego, co chciałem ci powiedzieć. Walka się zbliża. Czekam na ciebie...- powoli ją okrążał. Czuła jego ciepły oddech na szyi.- Wiesz, że zasłona zniknęła. Na ziemie wrócili wrogowie. Zastanów się komu grozi zemstra, wściekłego, byłego ducha...

- O nie...

***

Forbes dalej siedziała w sypialni Naznaczonej, czekając na Katerine i Elijah. Oraz Hope.

- Caroline, gdzie jesteś?- usłyszała krzyk Elijah.

- W jej sypialni!- odkrzyknęła. Po chwili usłyszała odgłosy kroków, lecz nie trzech osób, a czterech. Zdziwiona zmarszczyła brwi i powoli odwróciła głowę. Oprócz Hope, Kat i Elijahy, w pomieszczeniu był także Stefan. Spojrzała na niego przerażona i cofnęła się pod ścianę.

- Tak Car, on jest prawdziwy- powiedziała Katherine, wywracając oczami.

Caroline podbiegła do Stefana i mocno go przytuliła.

- Nie wierzę, że znów tu jesteś- szepnęła ze łzami w oczach.

- Ekchem. Co się dzieje z Mary?- Elijah pochylił się nad Norweżką.

- Nie wiem- odparła Forbes.- Chyba znowu z kimś rozmawia.

***

- Boisz się o swoją sukowatą siostrzyczkę? To takie słodkie. Blee- Gilbert udał odruch wymiotny.- Aż mi się nie dobrze zrobiło.

- Ty kiedyś także, zrobiłbyś dla Eleny wszystko... Stary Jeremy by tak zrobił.

- Starego Jeremy'ego już nie ma. Jest nowy silny Jeremy, bez słabości, jaką są ludzie, których kochamy. Mam dla ciebie propozycję, zanim dojdzie do walki i zanim cię zabiję. Dołącz do mnie. Będziesz silniejsza, lepsza. Będziesz mieć władzę.

- Cóż, to dość hojna propozycja, więc...

***

Klaus usiadł przy małej fontannie w centrum Nowego Orleanu. To tutaj Camille umierała w jego ramionach. Kiedy widział Kola, który stracił nadzieje na ponowne zobaczenie Daviny, przypomniała mu się ta chwila, kiedy zrozumiał, że już nigdy nie zobaczy Cami. Czuję pustkę w sercu, zawsze, kiedy o niej myśli. Przymknął na chwilę oczy, przypominając sobie najwspanialsze chwilę, jakie z nią przeżył. Jedna samotna łza spłynęła po jego policzku. 

Nagle, usłyszał szept: "Klaus..."

Otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Nagle zobaczył Camille.

- To nie możliwe...- szepnął i poczuł, że oczu mu łzawią.- Ciebie tu nie ma. Nie żyjesz.

- Nie żyłam. Teraz żyję Klaus- ona również płakała.- Zasłona drugiej strony została zerwana... Wszystkie dusze powróciły. Oprócz jednej...

- Daviny Claire.

- Dokładnie. Teraz tu jestem ja i inni. Pomogę Mariji i wam walczyć z Jeremy'm- uśmiechnęła się lekko i podeszła bliżej.- Tak dobrze cię widzieć.

Mężczyzna objął ją i mocno przytulił do swojej piersi.  Jeśli ona wróciła, to wszystko stało sie możliwe.

***

Do pokoju Mariji wbiegła Rebekah.

- Co się dzieje?! Czemu wszędzie widzę zmarłych?!- wrzasnęła.

- Zasłona do drugiej strony została zerwana- powiedział Elijah, usadawiając swoją siostrę na łóżku.

- Kiedy zasłona została zerwana, jakiś dziwny mężczyzna rzucił zaklęcie. Nie mogliśmy całkiem przejść na ten świat. Nasi znajomi przyjaciele. Mogli przejść tylko wasi wrogowie. Później ktoś je zdjął- szepnął Stefan.

- Marija- powiedziała Caroline.- Skoro was uwolniła, to co teraz robi? W ogóle, gdzie są Freya i Kol?!

- Ktoś nas wołał?- czarownica i wampir weszli do pomieszczenia.- Odsuńcie. Spróbuje sprawdzić z kim rozmawia.

Blondynka złapała Naznaczoną za rękę i przymknęła oczy.

Reszta mogła tylko czekać na to, co się stanie...

***

  - Cóż, to dość hojna propozycja, więc... Nie przyjmę jej. Jesteś głupcem, jeśli myślisz, że mogłabym ci pomóc. Pamiętasz jak powiedziałeś, że przywróciłeś tylko wrogów moich i pierwotnych? Ale ja przywróciłam naszych przyjaciół i sojuszników do walki, ale też dla moich bliskich. Stefana dla Caroline, Marcela dla Rebekah, Camille dla Klausa i wiele innych osób. Dla moich bliskich zrobię wszystko. Nasi przyjaciele będą walczyć razem ze mną. Ramię w ramię ruszymy na pole bitwy. Zabijemy ciebie i twoją armię. Już nikt nie będzie bawił się drugą stroną.

Gilbert patrzył na nią wściekły.

Nagle Mary poczuła obecność Freyi.- Muszę już, stety czy niestety, skończyć naszą pogadankę. Przyjaciele czekają. A ty... kup już sobie ładną trumnę- powiedziała i zerwana połączenie z chłopakiem.

***

Pierce głęboko wciągnęła powietrze i wstała z podłogi.

- A co tu takie zbiorowisko?- uśmiechnęła się.- Cześć Marcel, hej Stefan. A matko Camille!- krzyknęła szatynka i wręcz rzuciła się na blondynkę.

- Dziękuje- powiedziała O'Connell.- Jesteśmy tu dzięki tobie. Wiemy też, że zbliża się walka. Będziemy walczyć z tymi łowcami, ramię w ramię. Już zawsze będziemy obok ciebie, bo na to zasłużyłaś.

- Dziękuję. Muszę jeszcze tylko skończyć specjalną broń na Gilberta- powiedziała.- I potrzebna mi każda para rąk. Uważajcie na siebie. Nie chcę stracić nikogo z was, znowu...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top