~3~

POV: RICHARD
Dobra, to jest ten dzień. Dzisiaj uciekam z zamku.

Walić, że uciekałem już mnóstwo razy. Tym razem już tu nie wrócę. Nie, nie ma mowy.
To miejsce jest okropne.

Postanowiłem, że w czasie obiadu, kiedy wszyscy będą w jadalni, pójdę do pokoju siostry i zejdę przez balkon, bo jest to jedyne miejsce, którym mogę uciec tak, aby nikt nie zauważył.

∆∆∆

Pov: Lily

Ugh, czy istnieją jakieś normalne siedemnastolatki?

Jedna, jest jakąś pieprzniętą koniarą.
Z drugą nie pogadasz o niczym innym niż chłopaki, których zaliczyła.
Trzecia, nie wychyla nosa z poza książek.*

I weź człowieku znajdź przyjaciółkę w tych czasach.

O chłopakach nawet nie mówię.
Za rok kończymy to zoo, (czyt. Szkołę) a oni zachowują się gorzej niż dzieci w przedszkolu.

Serio, chciałabym, znaleźć kogoś kto w jakimś stopniu mnie na reszcie zrozumie...
Ale nie wiem, czy jest to w ogóle możliwe.

∆∆∆

POV: RICHARD

Wszyscy poszli na obiad, to jest ten czas. Dobra, mam słuchawki, mam telefon, mam trochę hajsu. Lecę.

Postaram się iść jak najciszej. Tak się zastanawiam, co ja zro...

Gdy tak sobie myślałem, strąciłem przypadkiem puszkę po piwie, która wydała z siebie dosyć głośny odgłos.
Fuck, co ona tu robi?
Aha, to ta sprzed miesiąca.

No cóż, miejmy nadzieję, że moi starzy są głusi, bo ten huk, to by obudził i zmarłego.

Wychyliłem najpierw głowę za drzwi, aby zobaczyć, czy nikt nie idzie. Pusto. Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do pokoju Rose. Idąc do świątyni mojej siostry, nie spotkałem nikogo. Dziękowałem za to niebiosom, chociaż jestem ateistą, więc Bóg nie jest dla mnie jakimś panem mojego losu, ale wracając.

Gdy wszedłem do pomieszczenia przeraziła mnie czystość i kolorystyka mebli oraz ścian. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem u niej.

Przeszedłem przez różowo-złoty pleciony dywan, kierując się w stronę okna balkonowego, ukrytego za białą zasłonką.

Otworzyłem je, ponownie wychylając się, by upewnić się, czy nikt przypadkiem nie postanowił popatrzeć sobie na imponujących rozmiarów (tak, muszę to przyznać. One naprawdę były ogromne) ogrody. Znów nikogo nie zobaczyłem.

Sypialnia mojej siostry znajduje się na pierwszym piętrze, więc nie musiałem zrzucać sobie jakiegoś sznura, aby znaleźć się na ziemi. Ustałem jedną nogą na barierce, podtrzymując się o nią rękami, żeby nie zlecieć na ryj. Po chwili dołączyłem do poprzedniej również drugą. Przyznaje się bez bicia, że trochę się bałem.

TROCHĘ, OKEJ?

- Debilu, nic se nie zrobisz, to tylko jakieś cztery metry - szepnąłem sam do siebie, próbując dodać sobie otuchy.

Postanowiłem, że skoczę na trzy. - Raz, dwa i... trzy - oderwałem ręce oraz nogi od barierki.

Leciałem może jakieś pięć sekund i spadłem na ziemię z odrobinę głośniejszym dźwiękiem, niż się spodziewałem, ale najgorsze jest to, że spadłem na prawą rękę. W sensie, że spadłem na rękę. Gdy ogarnąłem, że już jestem na zewnątrz, syknąłem z bólu. Strasznie piecze. I spuchła. No nie wygląda teraz najlepiej, ale ważniejsze jest wyrwać się stąd. Później będziemy się martwić takimi pierdołami.

Szybko podniosłem się na nogi i pobiegłem w stronę najbliższego wyjścia z terenów zamku. Przynajmniej wydaje mi się, że tam jest wyjście.

Okazało się, że dobrze pamiętałem. Sekretne wyjście jest ukryte pod dużą warstwą bluszczu, więc na pierwszy rzut oka go nie widać. Włożyłem rękę (lewą, bo prawa zbyt bardzo boli) pomiędzy pędy rośliny, aby wyczuć klamkę. Udało się, znalazłem. Złapałem na klamkę i popchnąłem drzwi, aby się otworzyły. Kiedy poczułem, że moja ręka przesuwa się do przodu, uchyliłem pędy bluszczu i wyszedłem przez bramkę.

Odszedłem jeszcze kilkaset metrów od bramy, żeby zacząć się cieszyć z wolności.

-I MADE IT!!! - wydarłem się, na cały głos.

Oficjalnie jestem po za terenami zamku. Jestem wolny.

~~~

*Oczywiście, nie mam nic do wymienionych wyżej dziewczyn. Główna bohaterka po prostu szuka kogoś innego. Pamiętajcie, to tylko fikcja :)

Do następnego xxx









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top