09: choć wiesz, że zawsze będę już cię kochał
- kurwa mać. - warknął calum, kiedy potknął się o kolejną pustą butelkę wódki. - hemmings! jak masz już zamiar chlać, to rób to u siebie, a nie po całym domu! zabić się tu można!
- daj mu spokój. - skarcił go ashton, który siedział na kanapie ze stopami wyłożonymi na stolik. sprawdzał coś na laptopie, a raczej robił na nim coś ważnego. michael zajmował drugą kanapę i grał w jakąś strzelankę na playstation.
- nie dam. od tygodnia jest na ciągłym kacu i codziennie pije coraz więcej. gdzie się podziała twoja dusza dobrego samarytanina, co? powiedz mu, żeby się ogarnął, albo chociaż po sobie sprzątał! - dodał, a drugą część wykrzyczał w stronę pokoju blondyna.
- na złamane serce nie ma lekarstwa. i rady na nic się nie przydadzą, jeśli o to chodzi. - powiedział ashton i zmierzył się z calumem na spojrzenia. - chyba nie muszę ci przypominać, jak to było z tobą i camile, prawda?
- nie. - brunet rzucił krótko, a clifford roześmiał się pod nosem. - zamknij się, mike.
- dajcie spokój. nie skaczcie sobie do gardeł, bo to nie jest wam do niczego potrzebne. - irwin spojrzał na jednego, a później na drugiego.
- musicie się tak wydzierać? - jęknął hemmings, pojawiając się w salonie. miał worki pod oczami wielkości spodków od filiżanek, tłuste włosy i stare ubrania na sobie.
- przyszła królewna. - prychnął hood, rozsiadając się w fotelu.
- calum. - zaczął ashton, a młodszy posłusznie się zamknął. - jak się czujesz? - spojrzał na luke'a, a ten wzruszył beznamiętnie ramionami i udał się do kuchni. michael odprowadził go do kuchni i westchnął ciężko. skoro nawet jego dziewczyna martwiła się o luke'a, to sprawa naprawdę była poważna.
- nijak. - odpowiedział w końcu, ale bardzo cicho i prawie go nie usłyszeli. wyjął z lodówki butelkę wody i ostatni kawałek pizzy, aby mieć co zwrócić później i udał się z powrotem do pokoju. - i przepraszam, że nie sprzątam po sobie królu, ale nie jesteś lepszy. - prychnął do bruneta, a ten tylko zacisnął dłonie w pięści. luke sobie u niego przeginał od dłuższego czasu i miał już tego dość.
luke mruknął coś jeszcze pod nosem i zniknął w swoim pokoju. wrócił do rozmyślania i przy okazji pochłaniał małymi kęsami pizzę. jedyne, co wiedział, to wszystko to, co powiedziała mu raven wtedy w parku. niestety wszystko okazało się być prawdą, a roxanne jak nie było, tak nie ma. nikt jej nie widział, nikt nie wiedział, gdzie jest, albo chociaż z kim i czy w ogóle żyje. ewentualnie jak się czuje i czy wszystko z nią w porządku. luke zadawał sobie milion takich pytań na dzień, a później topił swoje złamane serce w butelce wódki. czasem nie tylko, bo zdarzało mu się mieszać sporą ilość i później budził chłopaków z toalety.
- myślcie, że to dalej o nią chodzi? - spytał calum, dołączając się do clifforda.
- musi o nią. bo raczej nie o pieniądze. - wzruszył michael, wykonując jakąś kombinację z przycisków.
- trochę poczytałem na ten temat. - wtrącił się ashton. - rozwalili burdel, w którym pracowała. zindler trafił do aresztu i wszczęto postępowanie karne. - dodał.
- a co z dziewczynami?
- nie wiem, nic nigdzie nie ma, ale skoro on, to pewnie i one, albo chociaż zgarnęli je na przesłuchanie. - wzruszył ramionami. - chociaż podobno ostatnio była w szpitalu. z tego, co usłyszałem, gdy mówił przez sen. - dodał, pocierając swój kark.
- luke mówi przez sen?
- gdy się czegoś boi, albo jest bardzo smutny.
- stary, nie wiedziałem.
- to teraz już wiesz. - irwin przewrócił oczami. - ale co się z nią teraz dzieje, to nie mam pojęcia. - dodał, wracając do poprzedniego tematu.
- może trzeba to sprawdzić? on nie chce rozmawiać na ten temat, a przecież trzeba mu pomóc. - zaoferował michael.
- skoro już to zaproponowałeś, to zrobisz to. - ashton poklepał go po ramieniu. - prawda?
- niech ci będzie. - wyjął telefon i zadzwonił do red, aby jej o tym wszystkim opowiedzieć. brunetka nawet zaoferowała swoją pomoc, ale chłopcy stwierdzili, że nie będą jej w to mieszać i dadzą sobie radę sami.
i dali. a jedną rzeczą, która została po roxanne był list. zapakowany w kopertę i jakby spsikany jej ulubionymi perfumami, które także uwielbiał hemmings. oczywiście na niej.
długo go nie otwierał, ale jednego razu ochota okazała się zbyt duża.
~*~
to przedostatni rozdział:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top