03: czemu chcesz się sprzedać?

słońce chowało się już za horyzontem, ustępując miejsca księżycowi, gdy roxanne usiadła przy białej toaletce. jej pokój był niewielki. mieściło się tam tylko stare łóżko, komoda i toaletka. brunetka wyjęła z niej kosmetyki, które były jej potrzebne i westchnęła ciężko. tamtego dnia postawiła na coś mniej wyszukanego i wybrała po prostu skąpą, czarną bieliznę, na którą narzuciła prześwitujący top i krótką spódniczkę. dopasowała także torebkę i mogła wychodzić do swojej 'pracy'. 

postanowiła jednak uzupełnić wszystko o make up, aby przysłonić smutny wyraz twarzy. bywały dni, w których nie miała najmniejszej ochoty iść w wyznaczone miejsce i oddawać się za pieniądze. było jej wyjątkowo ciężko, a lista wisząca na lustrze z wypisanymi marzeniami nie skurczyła się ani o milimetr. było ich całkiem sporo, ale pieniędzy wciąż brakowało, przez co trwała w paryżu, dając niekiedy sobą pomiatać i dawać się wykorzystywać.  nie było to zdrowe, wręcz przeciwnie - wyniszczało ją, całkiem powoli i bez pośpiechu, niekiedy tylko oświadczając o tym, że jej dusza coraz bardziej się sypie i niszczeje. 

roxanne westchnęła ciężko, rysując kreski na powiekach eyelinerem, po czym nałożyła trochę różu na policzki i pomadki na usta. upewniła się tylko, czy aby na pewno zabrała, to co było jej niezbędne, a mianowicie pudełeczko prezerwatyw i opuściła pokój. na dole w klubie dj rozkręcał imprezę, ale ona nie mogła zostać i zapolować na kogoś tutaj, bo szef się na to nie zgadzał. była zbyt piękna i seksowna według niego, aby marnować się w środku, podczas gdy mogła zwabiać klientów z zewnątrz. 

:::

otuliła się szczelniej ramionami, próbując się tym jakoś ogrzać. było chłodno, a ona jeszcze nic nie zarobiła. zbliżała się druga i była pewna, ze lada moment z jej ust uleci para. nie miała pojęcia, dlaczego nikt nie chciał się nią zainteresować, bo myślami była w niewygodnym, ale na pewno ciepłym łóżku. nie obchodziło jej to, że pewnie szef pewnie znowu utnie jej procent, który dostawała od zarobku, ale akurat w tamtym momencie przejmowała się tym najmniej. 

- marzniesz. - czyjś głos wywabił ją z letargu, w jaki zdążyła popaść.

- przyzwyczaiłam się. - powiedziała, ale zauważyła, jak czubek jej nosa robi się czerwony. - co taki chłopczyk robi tu o takiej porze? - zainteresowała się, mierząc Hemmingsa wzrokiem. Chyba pierwszy raz odważył się zagadać. 

- wracam od kumpli, zasiedziałem się. - pokręcił głową i zdjął z siebie kurtkę. - proszę, tobie przyda się bardziej. - dodał, okrywając materiałem jej nagie ramiona.

- d-dziękuje. - wybełkotała nieco speszona, spotykając się z objawem ludzkiej dobroci pierwszy raz od jakiegoś czasu. 

- nie ma za co. - posłał jej uśmiech i wsunął dłonie do kieszeni spodni. - nie pochodzisz z francji, prawda?

- nie. urodziłam i wychowałam się w baltimore. - przyznała, zakładając kosmyk włosów za ucho. - ty też nie brzmisz, jak francuz.

- jestem australijczykiem. 

- z australii aż tutaj?

- z baltimore aż tutaj?

zaśmiała się cicho i otuliła szczelniej kurtką, a później podjechało bmw, które było dla niej szansą.

- um, muszę lecieć. jeszcze raz dziękuje za kurtkę. 

- n-nie ma za co. - odpowiedział luke i odprowadził ją wzrokiem, nie zważając na bolące serce, które jednocześnie wykonywało potrójnego fikołka.

~*~

chciałabym, abyście wpadli na mój profil, napisałam kilka ważnych słów x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top