02; znów czerwoną suknię włożysz dziś
to nie było tak, że z dnia na dzień coś w jej życiu zaczęło się sypać. jasne, że nie. najpierw ten otoczony bańką zamek z piasku zaczął się sypać. nieświadomie i całkiem powoli, nie naruszając całej budowali. ale czas płynął, a zamek niszczył się coraz bardziej i razem z nim niszczyły się marzenia młodej roxanne. była całkiem zagubiona w tym wielkim świecie. zagubiona i samotna, bo nie było nikogo, kto w ogóle miałby ochotę zainteresować się nastolatką, a teraz już młodą kobietą, która jedyne czego chciała to moment, w którym w końcu coś by jej się udało.
ale nic nie było na tyle proste, i choć mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają, to bez wątpienia w dzisiejszym świecie są nam potrzebne. a roxanne ich nie miała. nie udało jej się ukończyć szkoły, dostać żadnej legalnej pracy, a jakąś sposobnością, może jednym z wielu przypadków trafiła do paryża. tutaj wszystko wydawało się jej takie łatwe, inne, może nawet lepsze. ale take nie było. i za nim się obejrzała głód i często brak schronienia spędzał jej sen z powiek.
aż w końcu trafiła do zindlera. facet był wyrachowaną i do bólu fałszywą świnią, która już dawno przestała być człowiekiem. sam jeszcze jako nastolatek wplątał się w porachunki gangsterskie i teraz, gdy wiek i trochę też tusza nie pozwalały mu na bieganie z bronią i 'wymierzanie' sprawiedliwości na własną rękę, prowadził wiele domów publicznych w mieście kochanków.
roxanne stała się jego podopieczną w akcie desperacji. a od tamtego momentu była już przywiązana na stałe do tego potwora, paryża i tego okropnego lasku bulońskiego, do którego bała się przychodzić. i pomimo przybierania obojętności i chłodu, które podobno miały z niej emanować, roxanne drżała w środku ze strachu. no i trochę też z zimna. jak co noc, musiała tam stać, zarabiając dla szefa i licząc na jakieś nadpłaty dla siebie.
tak też było tamtego razu. czerwona i dosyć wyzywająca sukienka ledwo co zasłaniała jej ciało, a wiatr, który wiał sprawiał, że miała ochotę dygotać z zimna. noce w paryżu były coraz chłodniejsze ona nawet nie miała, jak się temu sprzeciwić. liczyła tylko, że w końcu ktoś się zatrzyma, zabierze ją i będzie miała już z głowy nocną stawkę.
westchnęła ciężko, obracając się w miejscu, aby choć trochę się rozgrzać i znów zauważyła blondyna siedzącego na skraju lasku na ławce. znała go z widzenia, przychodził tam dosyć często i o dziwo w nocy. nie rozumiała dlaczego, bo nie wyglądał jej na nikogo uzależnionego, ani też nie szukał przygód u niej, czy u koleżanek, które tak naprawdę były tylko wrednymi harpiami.
posłała mu lekki uśmiech, nawet nie przypuszczając, ile to dla niego znaczyło i poprawiła swoje loki. tamtej nocy postawiła raczej na naturalność. prawie w ogóle się nie pomalowała, a jedyne, co mogło rzucić się w oczy to wytuszowane rzęsy i mocna, także czerwona szminka na ustach. luke stwierdził wtedy, że wygląda nadzwyczajnie pięknie i gdy odwróciła wzrok, bo nadjechał jakiś samochód jego serce znów zaczęło się kruszyć. roxanne uśmiechnęła się zalotnie do bogatego, dobrze znanego jej adwokata i wsiadła do czarnego bmw, odjeżdżając spod lasku do jednego z najlepszych hoteli w mieście.
~*~
hej ho, co sądzicie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top