01; stoisz na ulicy w każdą noc

lasek buloński bez wątpienia miał swoje dwie strony - tą dobrą oraz tą złą. za dnia nie znajdziemy tam nic dziwnego: spacerujące rodziny z dziećmi, sportowcy, zakochane pary. wydawało się, że nic szczególnego i taki obrazek spotkamy w każdym innym miejscu, w każdym innym mieście. w nocy jednak wszystko wyglądało inaczej. i luke doskonale o tym wiedział. a przychodził tam tylko w jednym celu - aby zobaczyć roxanne. 

swoją ukochaną, piękną roxanne, która stała na rogu, każdej nocy coraz bardziej znudzona i znużona. doskonale to widział. umiał patrzeć, a była to umiejętność, o której ludzie w tych czasach chyba na dobre zapomnieli. hemmings przesiadywał na jednej z ławek, która na szczęście nie była oblegana przez obmacujące się prostytutki z klientami, czy narkomanów do późnych godzin. 

patrzył i widział piękną i zdolną dziewczynę, przed którą świat stał otworem. ona jednak wydawała się tego nie zauważać. miała głowę pełną marzeń, ale wciąż za mało środków na ich realizację. i to najbardziej bolało luke'a, gdy ją obserwował. sprzedawała się, aby móc spróbować swoich sił, jako aktorka. a przecież było tyle innych sposób, by zapewnić sobie dobry byt. tyle miejsc, w których mogła pracować w legalny sposób, nie tracąc przy tym szacunku do siebie. ale roxanne kidman wolała żyć w swojej bańce iluzji, nie prosząc nikogo o przebicie jej. 

nie myślcie sobie, że była to jakaś pierwsza lepsza prostytutka. o nie. roxanne była jedną z najlepszych. starannie wybierała sobie klientów. najczęściej byli to jacyś kontrahenci, którzy przyjeżdżali po nią drogimi samochodami. czasem znikała na wiele godzin, czasem tylko na chwilę. a później wracała. obojętna i chłodna, tak jakby nic się nie stało. bywały takie momenty, że nikt jej nie chciał i zrezygnowana szła w jakimś nieznanym kierunku, aby wrócić następnej nocy. nosiła piękne, aczkolwiek niekiedy wyzywające kreacje. zwykli przechodnie, albo pijani klienci pobliskich barów gwizdali na jej widok i rzucali sprośne opinie czy propozycje. ona jednak przewracała tylko oczami i nie robiła sobie z tego nic, jakby przyzwyczajona. 

a wielkie serce blondyna, który się zakochał ściskało się z bólu. ona na to nie zasługiwała. i próbował ją do tego przekonać. rozmawiali, ale ona nie wydawała się być zainteresowana. dobrze go znała, czy to osobiście, czy po prostu z widzenia. gdy trafił się jakaś dobra noc, posyłała mu uśmiech, czasem nawet dwa. wtedy - oczywiście w duchu - skakał niczym nastolatka, która spotkała swojego idola. zdarzyło się, że zamienili ze sobą kilka słów, ale były to głównie pytania o zapalniczkę, czy papierosa, których blondyn jak na złość nigdy ze sobą nie zabierał. 

i żyli tak. niby osobno, a jednak razem. on kochał, ona nie wiedziała. on patrzył, ona była obojętna. jego to bolało, ona już nic nie czuła. 

i nic nie wydawało się zmieniać. wszystko było po staremu, a paryż, choć nazwany miastem kochanków, był tak naprawdę stolicą bólu i rozczarowania, gdzie nic, ani tym bardziej już nikt nie miały sensu. 

~*~

rozdziały będą krótkie, tak samo, jak to ff, myślę, że zmieścimy się w dziesięciu rozdziałach x

all the love, red

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top