Rozdział 3

 Poranek okazał się być jeszcze gorszy niż się tego spodziewałem. W nocy kilka razy budziłem się by zwymiotować. Nie wiem jakim cudem za każdym razem udawało mi się dobiec do toalety. Obudziłem się dopiero przed południem. Spojrzałem na zegarek. Zostały mi jeszcze dwie godziny nim będę musiał wychodzić. Skrzywiłem się na myśl o czekającym mnie dniu w pracy. Wstałem i leniwym krokiem skierowałem się do łazienki. Zimny prysznic to było coś, czego w tej chwili najbardziej potrzebowałem. Wszedłem do kabiny i pozwoliłem by zimne krople obmyły moje ciało. Poczułem lekki niepokój, kiedy woda pod moimi stopami zmieniła kolor z przezroczystego na bladoczerwony. Dotknąłem piekącego miejsca na karku. Dopiero teraz dotarły do mnie przebłyski wczorajszego wieczoru. Poczułem jak włosy stają mi dęba.

Wiedziałem, że w barze poszło grubo. Nawet bardzo, ale jakimś cudem byłem w stanie utrzymać się na własnych nogach. Później była kłótnia z Yasou. Skąd on się tam wziął?! Następnie błąkałem się samotnie po ciemnym lesie. Nagle trzymałem dłoń na karku brązowego wilka. Moją brązową bestie. Na koniec czułem obawa wobec jego agresywnego zachowania. Później jeszcze nocne latanie do kibla. Jakim cudem pamiętałem tak dużo?!

Szybko skończyłem prysznic i podszedłem do lustra. Odwróciłem się chcąc zobaczyć ranę. Było to kilka zadrapań czy wręcz rozcięć. Na plechach miałem lekko obtartą skórę. Co się ze mną w tym lesie działo?! Pokręciłem głową, biorąc się za wycieranie. Zawiesiłem sobie ręcznik na biodrach, drugi zarzuciłem na głowę. Udałem się po czyste ubrania.

Czułem się już w miarę dobrze. Pozostał tylko kac. Szybko ubrałem się i skierowałem na dół, szukając czegoś na moją dolegliwość. Pusto. W domowej apteczne to już całkiem. Już wiem co będę musiał kupić przy okazji kolejnej wizyty w sklepie. Na razie nie mam chyba innego wyboru niż nawadniania się w dużych ilościach. Zacząłem od razu, nalałam sobie wody do szklanki i zająłem się jej opróżnianiem.

Nagle do głowy wpadła mi myśl, która błąkała się po mojej głowie, od kiedy się obudziłem. Miałem wczoraj napisać do Zumiego, że dotarłem do domu! Natychmiast chwyciłem za telefon i stanąłem zdziwiony. Wczoraj w nocy wysłałem do niego esemesa. Nie tylko do niego. „Nie zostawiaj mnie". Co to miało być?! Otworzyłem rozmowę czując się zdezorientowany. Przeczytałem wcześniejsze wiadomości z każdą chwilą czując się coraz dziwniej. Co się wczoraj działo? Jak tylko będę miał okazję, muszę skontaktować się z Zumim... Albo Yasou, dokończył głos w mojej głowie.

Kiedy przyszedł czas, ruszyłem w drogę do pracy. Powiew świeżego powietrza podziałał na mnie pobudzająco. Po drodze zaszedłem do kiosku po gazetę. Jeśli w pracy będzie miały ruch przynajmniej będę miał co robić. Na miejscu zjawiłem się jako ostatni, lecz zdążyłem na czas. Wszyscy zauważyli mój kiepski stan, lecz okazywali mi zrozumienie. Byłem im za to bardzo wdzięczy. Do końca zmiany czas zleciał mi bardo wolno. Ruch był mały, lecz na tyle duży, by każdy z nas miał przez cały czas coś do roboty. Byłem wdzięczny, kiedy zegar wybił dziewiątą. Zamknęliśmy sklep, posprzątaliśmy i zadowoleni, że to już koniec, udaliśmy się do swoich domów.

Wszedłem do środka i automatycznie skierowałem się na górne piętro. Mimo porannego prysznica miałem ochotę jeszcze raz poczuć na sobie zimne krople wody. Wziąłem ciuchy na przebranie i udałem się do łazienki na parterze. Zesztywniałem.

Nie wiedziałem co tu robił. Wiedziałem jedynie, że bardzo cieszę się z jego obecności. Miał na sobie czarną koszulkę na krótki rękaw, pod którą było widać umięśnione ciało oraz ciemne dżinsowe spodnie. Stał pewny siebie jak zawsze, jednak z jego twarzy nie można było wyczytać żadnych emocji. Zawstydziłem się, ponieważ byłem w samych spodniach.

- Jak ty...- zacząłem.

- Tylne drzwi były otwarte.- Wyjaśnił beznamiętnym tonem.

- Nie słyszałem, żebyś dzwonił do drzwi, to dlaczego... Zresztą nieważne. Właśnie szedłem pod prysznic. Zaczekasz chwilę?- Zapytałem, kiedy odważyłem się odezwać.

- Byłem tu już jak wróciłeś do domu.- Zwrócił mi uwagę.- Nie śpiesz się.

Wziąłem szybki wdech i skierowałem się do łazienki. Ten prysznic zaliczał się do jednych z szybszych w moim życiu. Ubrałem spodnie, bo tylko w nich spałem i pobieżnie wytarłem włosy. Wychodząc nie zastałem go w salonie. Gdzie on poszedł? Po kolei zacząłem przeszukiwać wszystkie pomieszczenia. Leżał na moim łóżku w sypialni z rękami za głową. Miał zamknięte oczy. Po cichu podszedłem do niego. I tak miałem wrażenie, że zdawał sobie sprawę z mojej obecności. Jego ucho drgnęło już na samym początku. Mimo wszystko podszedłem i usiadłem po drugiej stronie łóżka. Wyglądał tak spokojnie. Wyciągnąłem dłoń i skierowałem ją w kierunku jego twarzy.

Drgnąłem, kiedy mój nadgarstek został niespodziewany chwycony przez jego dłoń. Nie wiem jak i kiedy, lecz nagle znalazłem się pod nim. Klęczał nad moimi biodrami nie wypuszczając mojej ręki. Miał niespokojne spojrzenie, ciężki oddech i lekko rozchylone usta. Jego oczy błądziły po moim ciele. W końcu zatrzymał się na moich oczach. Bardzo powoli pochylił się w moją stronę. Mimowolnie rozchyliłem wargi. Zamknąłem oczy. Czułem jego niespokojny oddech na swoich ustach. Musiał znajdować się zaledwie milimetry od mojej twarzy. Czekałem, czekałem aż to zrobi pragnąc tego!

Nagle wszystko zniknęło. Jego oddech, jego dotyk na moim nadgarstku oraz świadomość, że klęczy nade mną. Siedział przygarbiony na brzegu łóżka. Co się stało? Dlaczego nie...? Podniosłem się nieco oszołomiony. Zbliżyłem się do niego. Moje ręka znów powędrowała w stronę jego ciała.

- Nie dotykaj mnie.- Warknął.

Zawahałem się. Jednak kontynuowałem. Znowu chwycił moją rękę zanim zdążyła go dotknąć.

- Hajime!

Jego twarzy przybrała bardzo groźny wraz. Może i bym się przestraszył, gdyby nie oczy. One nie wyrażały gniewu, a wręcz coś całkiem innego. Smutek, głęboki smutek. Miałem wrażenie, że cudem powstrzymuje łzy. Nie wiedziałem co powiedzieć, co zrobić.

- Pozwól mi...

- Nie.- Powiedział dużo łagodniejszym tonem.

Puścił moją rękę. Miałem ochotę rozmasować obolały nadgarstek, lecz powstrzymałem się.

- Nie powinienem, przepraszam.

Wstał i skierował się w stronę wyjścia.

- Nie!

Udało mi się go chwycić nim wyszedł. Staliśmy nieruchomo. Puściłem jego rękę, a on powoli odwrócił się w moją stronę. Podszedłem do niego zdecydowanym krokiem i wpiłem się w jego usta. Jego ręce natychmiast powędrowały na moje ciało. Chwycił moje nogi, podnosząc moje ciało do góry. Bez najmniejszego problemu przeniósł mnie na łóżko, nie odrywając się od moich warg. Całował mnie namiętnie. Był spragniony pocałunków, podobnie jak ja. Z faktu braku koszulki od razu przystąpił do pozbywania się moich spodni. Leżałem pragnąc jego dotyku. Całował moje ciało śmiało i pewnie, przygryzając delikatnie od czasu do czasu. Kiedy tylko dotknął mojego członka wziąłem głęboki wdech. Tak! Spojrzałem na niego, nie miał już na sobie koszuli. Nie zdążyłem przyjrzeć się jego ciału. Pewnym ruchem odwrócił mnie na brzuch. Dłońmi chwycił moje biodra podnosząc do góry.

- Ręce zostają tam gdzie są.- Powiedział rozkazującym tonem.

Słyszałem jak jego spodnie opadają na ziemię. Jego dłonie przez chwilę gładziły moje pośladki. Nagle poczułem jak daje mi klapsa. Zacisnąłem automatycznie ręce na pościeli. Nie bolało, raczej zadział tutaj element zaskoczenia. Po chwili był kolejny, a następnie poczułem jak zaczyna we mnie wchodzić. Przez chwilę poruszał się powoli, a zaraz potem zaczął przyśpieszać. Czułem rosnące podniecenie. Pochylał się nade mną, przywierając do mojego ciała. Jego oddech drażnił mój kark. Czułem pocałunki i jego język na mojej skórze, co jakiś czas lekko mnie podgryzał. Wiedziałem, że szybko zbliżałem się do granicy. Doszedłem brudząc sobie pościel. Poczułem jak Yasu nagle ze mnie wychodzi. Zaraz potem czułem gęstą ciesz spływającą po moich plecach.

Zszedł z łóżka i podszedł do komody. Po chwili wrócił, czułem dotyk chusteczki na ciele, wycierał mnie. Kiedy skończył rzucił zużytą chusteczkę na nocny stoliczek.

- Zrobiłem ci jakąś krzywdę?- Spytał nagle.

- Nie, wszystko okej.

- Przepraszam.- Odezwał się nagle.

- Co?! Za co?!

Odwróciłem się nagle uważając by nie położyć się na własnej spermie. Yasou siedział na łóżku bokiem do mnie. Przyjrzałem się jego ciału. Świetnie wyćwiczone, piękne, mimo że nie było nieskazitelne. Brzuch jak i kawałek pleców były poznaczone bliznami. Zastanawiało mnie czego są pamiątką. Wyglądało jakby, kiedyś zaatakowało go jakieś zwierzę. Co by to nie było, na pewno nie pozostawiło po sobie miłych wspomnień.

- Yaso, o co chodzi?

- Nie powinienem.- Wyszeptał.- Mogłem ci zrobić krzywdę, mogłem się nie powstrzymać. Nie powinienem tak ryzykować.

Wyglądał jakby rzeczywiście dręczyły go wyrzuty sumienia.

- Nie zachowuj się tak, jakby seks ze mną był błędem!

Spojrzał na mnie zdziwiony. Sam byłem zaskoczony swoim zachowaniem. Przez chwilę wyglądał jakby chciał się uśmiechnąć, jednak smutek przykrył wszystko. Ten zbolały wzrok...

- Nie rozumiesz... Ja nie mogę... Nie powinienem się angażować. Przebywanie ze mną naraża cię na niepotrzebne niebezpieczeństwo.

- O czym ty mówisz?- Spytałem nie rozumiejąc.

- Ja nie mogę Hajime. Przepraszam cię!

Szybko podciągnął spodnie na biodra po czym wybiegł z pokoju. Nie zdążyłem zareagować. Ubrałem szybko spodnie i pobiegłem za nim. Zniknął mi z oczu. Wyjrzałem na podwórko przed i za domem. Nigdzie go nie było. Dlaczego mnie opuściłeś, zadałem sobie nieme pytanie.

- Nie!- Krzyknąłem w powietrze.

Wróciłem na górę. Szybkim ruchem zabrałem pościel i rzuciłem ją do wanny. Zalałem ja gorącą wodą. Powróciłem do sypialni, zabrałem zużytą chusteczkę i zaniosłem do śmieci. Wszystkie moje ruchy był gwałtowne i agresywne. Zatrzymałem się na chwilę w kuchni.

- Nie!

Gniewnym ruchem ręki zrzuciłem z blatu dwie szklanki i talerz. Wszystko roztrzaskało się o podłogę na drobne kawałeczki. Wyszedłem z kuchni i usiadłem na schodach ganku na tyłach domu. Przez chwilę wpatrywałem się w las, czułem rosnącą we mnie samotność i rozpacz.

- Nie!- Wydarłem się na cały głos.- Nie.- Powtórzyłem ciszej drżącym głosem.

Oparłem czoło o kolana, a głowę schowałem w ramionach. Czułem jak po moich policzkach zaczynając spływać słone łzy. Moczyły materiał moich spodni. Płacz wzmagał się z każdą chwilą. Nie miałem pojęcia, dlaczego pozwoliłem mu się przelecieć, lecz cieszyłem się z tego. Nie mam pojęcia, czemu wcześniej go od siebie odpychałem. I oto, gdy przyszedł moment, kiedy otworzyłem się na niego, to on odwrócił się ode mnie. Zamieniliśmy się rolami. Płacz jedynie się wzmógł.

Kierowany przeczuciem podniosłem nieco wzrok. Trzy metry przede mną stał wilk. Mój wilk. Zignorowałem jego obecność. Ponownie schowałem głowę i wróciłem do użalania się nad sobą. Po pewnym czasie poczułem jego sierść na moim lewym ramieniu. Postarałem się na chwilę powstrzymać płacz i podniosłem głowę. Bestia siedziała przy mnie nie spuszczając ze mnie wzroku. Wyglądała na równie smutnego co ja.

Pieprzyć zdrowy rozsądek, instynkt samozachowawczy i wszystko inne. Rzuciłem się wilkowi na szyję chowając twarz w jego długiej sierści. Czułem jak opiera łeb na moim ramieniu. Płakałem jeszcze przez jakiś czas. W końcu się uspokoiłem. Wziąłem kilka głębokich wdechów i oderwałem się od ciała zwierzęcia. Sierść koło wewnętrznych kącików oczu wydawała się być wilgotna.

- Czyżbyś też płakał mały?- Spytałem.

Wilk nic nie odpowiedział. Patrzał na mnie smutnymi, pięknymi oczami. Pierwszy raz miałem okazję spojrzeć na nie z tak bliska. Lewe, złoto-brązowe znajdowało się bliżej mnie. Prawe, błękitne przywodziło na myśl letnie niebo. Oba wyglądały imponująco. Zwierze siedząc obok mnie, niemal przewyższało mnie rozmiarami.

- O co mu chodzi?- Odezwałem się do niego.- Na początku niepotrzebnie utrzymywałem między nami dystans, a teraz, gdy postanowiłem to zmienić, on ode mnie uciekł. Nawet nie zdążyłem zapytać go o wczorajszy wieczór.

Zwierzę nie spuszczało ze mnie swojego bystrego wzroku.

- Może on się tylko mną bawił.- Wilk zaskomlał krótko.- Nie mam pojęcia, lecz po wszystkim wydawał się być smutny. Zamartwiał się czymś.

Poczułem jak teren wokół mnie zaczyna wirować. Nagle wszystko przesłoniła ciemność.


Podniosłem dłoń do twarzy. Powoli otworzyłem oczy nieco zdezorientowany widokiem. Leżałem na kanapie w salonie. Nadal była noc. Jak ja się tutaj znalazłem?! Ostatnie co pamiętam to mroczki przesłaniający mi widok lasu i wilka. Zemdlałem. Mało interesowało mnie z jakiego powodu, bardziej ciekawiło mnie jak znalazłem się na kanapie?! Podniosłem się rozglądając dookoła. Na ziemi były resztki ziemi do podwórka. Ktoś musiał mnie tu wnieść. Pytanie tylko, kto? Wstałem i skierowałem się do kuchni. Nalałem sobie szklankę zimnej wody. Ukradkiem spojrzałem na owoce leżące w koszyku na blacie. Chwyciłem jabłko wgryzając się w nie. Czując słodki smak w ustach, zrozumiałem jaki byłem głodny. Przecież ja dzisiaj nie włożyłem niczego do ust! Może to było powodem mojego osłabienia. Zjadłem jeszcze jedno jabłko, po czym udałem się na górę. Położyłem się w swoim łóżku spoglądając na koszulkę Yaso. Zapomniał zabrać swoich ubrań. Przyciągnąłem ją do siebie wtulając się w nią. Zamknąłem oczy czekając na spokojny sen


Poderwałem się gwałtownie z łóżka. Dyszałem będąc oblany zimnym potem. Pochyliłem się do przodu przeczesując dłonią wilgotne włosy. Biorąc głębokie wdechy, starałem się uspokoić galopujące serce. Koszmar, to tylko koszmar, powtarzałem w duchu. Jednak przed oczami nadal miałem szereg zębów bestii zamieszkujących pobliskie lasy. Po paru minutach mój oddech się uspokoił.

Wstałem próbując sobie przypomnieć jaką dzisiaj miałem zmianę. Jeśli pierwszą, to już i tak byłem spóźniony. Jednak na drugą jeszcze bym zdążył. Sięgnąłem po kieszonkowy kalendarzyk, zacząłem przeszukiwać strony szukając dzisiejszej daty. Wolne, całe szczęście. Ubrałem się i wyjrzałem za okno. Pogoda zapowiadała się bardzo ładnie, a ja jak zwykle nie miałem nic do roboty. Do głowy wpadała mi kusząco idiotyczna myśl.

Spacer po lesie? Argumenty za: zawsze lubiłem spacery po leśnej dziczy. Argumenty przeciw: w lesie grasowały wilki mierzące ponad metr w kłębie, które miały jakieś wahania nastrojów. Iść czy nie? Rozwiązanie jest proste. Jestem bezmyślnym idiotą, wiec idę. Uśmiechnąłem się do siebie. Chwyciłem telefon, założyłem odpowiedni buty i wyszedłem na podwórko za domem. Wziąłem głęboki wdech zaciągając się aromatem lasu. Ruszyłem.

Nie zamierzałem odchodzić daleko od granic. Trzymałem się brzegów planując okrążyć całe miasteczko. W najgorszym razie zajmie mi to prawie dwie godziny. Spacerowałem rozglądając się dookoła. Panowała tu błoga cisza i spokój. Jedynymi słyszalnymi odgłosami był śpiew ptaków i szum drzew poruszanych wiatrem. Czułem jak moje ciało się rozluźnia.

Przebyłem dopiero jedną czwartą drogi, kiedy moją uwagę przykuł jeden szczegół. Jaskinia. Ciekawość wewnątrz mnie podpowiadała mi bym poszedł się w niej rozejrzeć, natomiast zdrowy rozsądek kategorycznie tego zabraniał. Nigdy nie byłem zbyt inteligentny, a ciekawość silniejsza niż rozsądek. Oczywistym było dla mnie by do niej podejść. Im bliżej byłem celu, tym wydawało mi się, że życie mi niemiłe. Przecież mogło tam odpoczywać jakieś dzikie zwierzę, drapieżnik gotowy zrobić sobie ze mnie obiadek. Rozejrzałem się dookoła upewniając się, że w pobliżu nikogo ani niczego nie ma. Dopiero teraz zorientowałem się, że niedaleko znajdowała się rezydencja Sato. Jama znajdował się u początku wzniesienia, na którym stał dom.

Jaskinia wydrążona w wzniesieniu z zewnątrz otoczona była mchem. Ostrożnie wszedłem do jej środka. Ziemiste ściany w niektórych miejscach obrośnięte były korzeniami roślin. Zapach lasu i ziemi był tu jeszcze bardziej intensywny. Kroczyłem przed siebie będąc gotów do ucieczki w każdej chwili. Jaskinia okazałą się być dłuższa niż przypuszczałem, przypominała tunel. Przeszedłem ponad sto metrów, a końca jak nie było widać, tak nie widać. Światło dnia już tu nie dochodziło, drogę musiałem sobie oświetlać wbudowaną w telefon latarką. Zaczynałem się niepokoić, jednocześnie odczuwając pewnego rodzaju podniecenie.

Poczułem jak włosy na moim karku stają dęba. Powietrze niemal wibrowało od odgłosów wydawanych przez zwierzęta znajdujące się w ciemności przede mną. Zacząłem się wycofywać, lecz warczenie nie ustawało. Poczułem połowiczną ulgę zbliżając się do źródła światłą. Wybiegłem na zewnątrz zatrzymując się kilka metrów przed wejściem do tunelu. Zesztywniałem, kiedy zwierzęta zaczęły się z niej wyłaniać ukazując się w pełnej okazałości. Wilk, który zdawał się przewodzić całą watahą mierzył około metr dwadzieścia. Jego ciało pokrywała gęsta czarna sierść. Bestia po jego prawej stronie była niższa, lecz nadal ogromna, posiadała ciemnoszare futro z ciemniejszą sierścią na grzbiecie. Za nim podążał najmniejszy z nich, beżowa sierść była nieco ciemniejsza wzdłuż grzbietu. Po lewej stronie przywódcy szedł mój brązowy wilk, był drugi pod względem wzrostu. Każdy z nich posiadał czarne ślepia, poza tym jednym. Czułem ogarniający mnie strach na widok watahy. Każdy jeden patrzał na mnie z zjeżoną sierścią oraz groźnie marszcząc pysk by zaprezentować swe uzębienie, nawet moja bestia.

Zacząłem stawiać powolne kroki w tył, uważając by o nic się nie potknąć. Najwidoczniej trafiłem na ich legowisko. Będę musiał zapamiętać by więcej nie zapuszczać się w te okolicę. Oczywiście, jeśli wyjdę z tego cało. Patrząc na groźną watahę zaczynałem wątpić w to coraz bardziej. Ich przywódca groźnie szczeknął, nie spuszczające ze mnie wzroku. Kiedy brązowy wilk zaskomlał spoglądając na swojego przywódcę, ten odwrócił się i karcąco kłapnął na niego zębami. Po chwili czarna bestia przykucnęła. Poczułem jak ogrania mnie obezwładniające przerażenie. Kiedy niespodziewanie wilk po jego lewej pchnął go zadem, skorzystałem z małego zamieszania jakie się przy tym wytworzyło. Zmusiłem swoje ciało do biegu. Mimo że bałem się odwrócić, wiedziałem, że zwierzęta biegną za mną. Bawiły się ze mną. Mogły bez trudu dogonić mnie, powalić na ziemi i zakończyć moje życie. Kiedy usłyszałem za sobą żałosne skomlenie nie mogłem się nie odwrócić. Pościg ustał, a czarny i brązowy wilk toczyli ze sobą walkę. Wiedziałem, że to skomlenie należało do mniejszego ze zwierząt. Był to przykry widok.

Z powrotem skupiłem się na tym co przed sobą. Niemal całą drogę do domu pokonałem biegiem. Moje ciało zaczęła opuszczać adrenalina, która jeszcze przed chwilą żwawo krążyła w moich żyłach. Dyszałem próbując złapać oddech. Do domu doszedłem spacerkiem. Usiadłem na kanapie, czując ogarniające mnie zmęczenie.

- Mogłem zginąć.- Powiedziałem do siebie, nie mogąc w to uwierzyć.

Byłem cały spocony. Potrzebowałem prysznica. Wszedłem do kabiny odkręcając kurek z zimna wodą. Stałem bez ruchu pozwalając by chłodne krople obmyły moje ciało. Z czasem puściłem na siebie trochę ciepłej wody, która odprężyła moje ciało. Przebrałem się w czyste ciuchy, na sam koniec spoglądając w lustro. W jasnobrązowych oczach nadal kryło się przerażenie, lecz dużo mniejsze niż jeszcze kilka minut wcześniej. Z mokrymi włosami wyszedłem na podwórko, by odebrać pocztę ze skrzynki przed domem. Reklamy, rachunki i gazeta.

Usiadłem w salonie przeglądając odebraną prasę. Zaintrygował mnie nagłówek. „Dwa zabójstwa w ciągu dwóch dni. Bestia z Bras powraca?" Wczytałem się w treść artykułu. Wynikało z niego, że w lasach otaczającą naszą miejscowość w ciągu dwóch dni doszło do dwóch ataków, w których życie straciły trzy osoby. Podejrzenia padły na tajemnicze zwierzę, które kilka lat temu było przyczyną śmierci ponad dwudziestu osób w czasie zaledwie trzydziestu dni. Tym co łączyło teraźniejszą sprawę z tą sprzed lat, były pozostawione kości stopy, które jako jedyne znajdowano na miejscu za każdym razem. Zwierzę podobno zjadało całą resztę. Pierwszy atak miał miejsce wczorajszej nocy, a drugi dzisiejszej. Sięgnąłem po gazetę z wczorajszego dnia, której do tej pory nie miałem czasu przeczytać. Artykuł o tym ataku znajdował się na drugiej stronie. Jeszcze tego samego wieczoru znaleziono samochód na poboczu. Uderzył w drzewo, lecz posiadał jeszcze tajemnicze wgniecenia na dachu i klapie bagażnika. Ślady krwi zaprowadziły policję do miejsca w głębi lasu, gdzie znaleziono dwie pary kości stóp. Jeszcze nie zdołano zidentyfikować ciał.

Wszyscy zdawali sobie sprawę, że lasy zamieszkiwały wilki, lecz zwykłe osobniki nie były w stanie dokonać takich zbrodni. Do głowy od razu przyszła mi wataha ogromnych wilków. „Bestia z Bras". To musiały być one. Zastanawiało mnie jednak, dlaczego nikt z reporterów na to nie wpadł. Czyżby nie wiedziano o ich istnieniu? Moim zdaniem sprawa była oczywista. Chociaż nigdy nie byłem dobrym detektywem, mogłem się mylić. Jednak ich agresywne nastawienie wobec mnie utwierdzało mnie w moich przekonaniach.

Wzdrygnąłem się słysząc dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz, natychmiast się uśmiechnąłem. Odebrałem połączenie.

- Cześć.- Odezwałem się radośnie.

- Cześć synu. Co u ciebie słychać?

- Nic, siedzę w domu. Właśnie wróciłem z spaceru.

- To świetnie.- Cieszył mnie jego radosny głos.- Czyli to oznacza, że zastanę cię w domu.

- Co?! Jesteś w Bras?!

- Tak. Mógłbyś wyjść przed bramę domu, bo nie jestem pewny czy przez przypadek go nie ominę.

Rozłączyłem się bez słowa i udałem się na podwórko. Po kilku sekundach ujrzałem nadjeżdżający samochód ojca. Otworzyłem bramę pozwalając mu wjechać na podwórko. Czekałem z niecierpliwością, aż zaparkuje. Rzuciłem się na jego szyję, kiedy tylko wysiadł z samochodu.

- Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłem.

- Nie tylko ty- odpowiedział rozbawiony.

Odsunąłem się od niego przyglądając się mu dokładnie. Jego zielone oczy tryskały radością. Czarna czupryna zaczynała pokrywać się siwymi włosami.

- Siwiejesz- zaśmiałem się.

- To przez to zamartwianie się o ciebie.

- Chodź do środka.- Wskazałem gestem w stronę drzwi.

Udaliśmy się w stronę domu. Otworzyłem drzwi wpuszczając go pierwszego. Widziałem jak od samego wejścia zaczął wszystko uważnie oglądać. W pierwszej kolejności oprowadziłem go po całym domu.

- Naprawdę ładnie się tu urządziłeś.

- Dzięki. Napijesz się czegoś?

- Kawa.

- Już robię.

Udałem się do kuchni. Kiedy dwa kubki z kawą były gotowe, powróciłem do salonu, siadając obok niego.

- Mieszkasz bardzo blisko lasu.- Powiedział patrząc na drzwi prowadzące na tyły domu.

- Tak.- Odpowiedziałem beznamiętnym głosem.

Wiedziałem, że nie jest tym zachwycony. Odkąd pamiętam zawsze trzymał się od niego z dala. Bał się. Nigdy nie powiedział z jakiego powodu, a ja nie pytałem. Naprawdę doceniałem to, że zdobył się na odwagę i przyjechał mnie odwiedzić. Wiedziałem, że nie było to dla niego łatwe.

- Jak się trzymasz?

- Dobrze. Ostatnio odwiedziła mnie twoja matka z swoim nowym chłopakiem.

- Dlaczego jej na to pozwalasz?

- Haji, nigdy jej nie kochałem, nic do niej nie czułem. Wcale mnie tym nie rani.

Nigdy nie wiedziałem czy ojciec mówi prawdę czy kłamię by poczuć się lepiej.

- Nadal mi nie wierzysz?

Ciężko mi uwierzyć, że nic nie czułeś do kobiety, z którą mieszkałeś ponad dwadzieścia lat.

- Znalazł byś sobie kogoś.

- Moja pierwsza i ostatnia miłość odeszła dawno temu.

- Dlaczego nie możesz się otrząsnąć?

- Po takim czymś, uwierz synu, nie da się.

Nie wiem kim była jego była, którą tak kochał, ale musiała go zostawić w bardzo brutalny sposób, a on kochał ją na tyle by nigdy ponownie się nie zakochać, przynajmniej tak to rozumiałem.

- Jak będziesz dorosły to ci wszystko wyjaśnię.- Odezwał się poważnym tonem.

- Tato... jestem już dorosły od kilku lat.

- Dla mnie nadal jesteś małym szkrabem.- Odezwał się rozczulająco.

Pokręciłem głową śmiejąc się do siebie. Zaczęliśmy rozmowę od najzwyklejszych tematów. Każdy z nas zdążył powiedzieć, że u niego „wszystko po staremu". Naprawdę cieszyłem się ze wspólnie spędzanego czasu. Drgnęliśmy, kiedy w domu rozległ się dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie zdziwionym wzrokiem.

- Spodziewasz się gości?

- Nie...- Odpowiedziałem niepewnie.

Wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę drzwi, przeszukiwałem swoją pamięć w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, kto postanowił złożyć mi wizytę? Chwyciłem za klamkę otwierając na oścież drzwi.

- Co ty...

- Oddaję parasol.- Wręczył mi pożyczony przedmiot.- Przy okazji przyszedłem po ciuchy.- Powiedział wchodząc do środkach.

- Cze-czekaj!

Nie zatrzymałem go, sam to zrobił. Bez słowa spoglądał na mojego ojca.

- To jak, przyniesiesz mi moje ubrania?

- To nie tak...- Zacząłem spoglądając na tatę.- Tak, chwila.- Udałem się w stronę schodów.

W pierwszej kolejności skierowałem się do łazienki, a na końcu do sypialni, tam znajdowała się jego koszula. Zarumieniłem się na myśl, że spałem wtulony w nią. Czas wracać na dół. Bałem się tego, co może sobie pomyśleć ojciec. Wchodząc do salonu zdziwiłem się na widok Yasou siedzącego obok ojca. Widać, że dobrze im się rozmawiało. Jedną rękę miał założoną na oparcie kanapy. Pewien szczegół przykuł moją uwagę. Spod rękawa wystawał mu mały kawałek bandaża. Zranił się?

W końcu zauważyli moją obecność.

- Siadaj Haji.- Odezwał się tata klepiąc miejsce między nimi.

Nie było tam zbyt dużo przestrzeni. Będę musiał siedzieć bliżej jednego z nich. Drogą eliminacji wybrałem Yasou. Odłożyłem jego ubrania na krzesło i spocząłem w wskazanym miejscu. Czułem jak jego ręka spoczywa na moich barkach. Co on robi, przecież...!

- Słodko razem wyglądacie.- Usłyszałem coś czego kompletnie się nie spodziewałem.

Patrzałem na ojca zdezorientowanym wzrokiem.

- Niezłe ciacho sobie wybrałeś.

Czułem jak moje policzki pokrywają się rumieńcami. Co tu się działo, kiedy mnie nie było?! O czym oni rozmawiali?! Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Przecież on wprost mówił o naszej orientacji. Skąd on wiedział, że jestem... jesteśmy gejami?! Spojrzałem na Yasou podejrzliwym wzrokiem.

- Coś mnie ominęło?- Spytałem w końcu.

- Zamieniliśmy kilka zdań, nic więcej.- Wyjaśnił mi Yas.- Słuchaj, ja chyba będę już się zbierał. Nie będę wam przeszkadzał.- Powiedział podnosząc się lekko.

- Zostań, wcale nie przeszkadzasz. Miło się z tobą rozmawia.- Zaprotestował mój ojciec.

- Dziękuję. Dobrze, zostanę.- Usiadł nie wydając się zaskoczony ofertą taty w przeciwieństwie do mnie.

- Może trochę dziwne pytanie, ale mógłbym zaprosić kogoś? Naprawdę w porządku facet. Sądzę, że w czwórkę mielibyśmy wiele tematów do rozmowy.

Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem.

- Kogo?

- Murai, ten blondyn.

- Ten najstarszy z was?- Skinął potwierdzająco głową. Spojrzałem na tatę szukając w nim oparcia. Niestety wydawał się popierać ten pomysł.- Zgoda.

- W takim razie przepraszam na chwilę.

Wstał i skierował się do kuchni by zadzwonić. Dlaczego miałem wrażenie, że wszystko dzieje się po jego myśli.

- Smakowity kąsek- odezwał się ojciec pochylając się w moją stronę.

- Tato!- Odezwałem się w pierwszej chwili oburzony.- Skąd ty w ogóle wiesz, że my...? Nie jesteś smutny, zdziwiony, rozczarowany, ponieważ twój sny okazał się gejem?

- Cieszę się, że cokolwiek po mnie odziedziczyłeś.

- Po tobie... Nie gadaj, że ty...

Skinął tylko potwierdzająco głową.

- To dlaczego byłeś z mamą skoro kobiety cię nie pociągają?

Powoli wszystko zaczyna układać się w całość.

- Z przyzwyczajenia. Miałem pewien trudny okres w życiu, po wszystkim ona o nic mnie nie wypytywała, nie przeszkadzało jej moje nieco dziwne zachowanie. To ona była we mnie zakochana. Może źle to zabrzmi, ale byłeś wpadką. Oczywiście pokochałem cię, od kiedy tylko cię ujrzałem i ani przez chwilę nie żałowałem tego, że przyszedłeś na świat. Lata mijały, a jej w końcu zaczęła przeszkadzać ta platoniczna miłość, której z początku nie miała nic przeciwko. Nie tęsknie za nią w ten sposób, po prostu mam wrażenie, że moja bliska przyjaciółka nieco się ode mnie oddaliła. Nie miej jej za złe, że sobie kogoś znalazła.

I wszystko jasne. Przynajmniej w kwestii ich związku. Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Nie zasmuciła mnie wiadomość, że byłem wpadką. Wiele dzieci rodzi się z podobnych przyczyn, a ja nigdy nie odczułem braku rodzicielskiej miłości. Jednak mój ojciec był homoseksualistą?! To było dla mnie szokiem, lecz w pewien sposób mi ulżyło. Wiedziałem, że mogę liczyć na zrozumienie z jego strony, jeśli chodzi o obiekt moich westchnień. Sam nie wierzę w, że w ten sposób nazwałem Yasou, lecz taka była prawda, której długo się wypierałem i opierałem.

- Niedługo się zjawi.- Usłyszałem głos mężczyzny za swoimi plecami.

Zajął miejsce koło mnie. Jego ramię powróciło na wcześniejsze miejsce.

- Długo się znacie?

- Poznaliśmy się na świętowaniu Nocy Kupalnej.

- Haji opowiadał mi o nim. Podobno było naprawdę świetnie.

- Tak. Całe miasteczko się zeszło by się bawić.

- Mogę spytać, gdzie mieszkasz?

Miałem wrażenie, że ojciec przeprowadza jakieś przesłuchanie, lecz widać, że Yasou to nie przeszkadzało.

- Widział pan ten duży dom na wzgórzu? To właśnie w tym domu wraz z przybranymi braćmi.

Rozmowę przerwał dzwonek do drzwi.

- O jednym wilku mowa. Szybko przyszedł.

- Otworzę.

Ponownie wstałem z kanapy ruszając w stronę drzwi. Przed nimi stał wysoki blondyn z serdecznym uśmiechem na twarzy.

- Cześć i przepraszam za Yaso.

Gestem wskazałem by wszedł do środka, przywdziewając na twarz równie miły uśmiech. Razem skierowaliśmy się do salonu. Yasou widząc nas wstał i podszedł do nowoprzybyłego gościa. Zająłem swoje wcześniejsze miejsce. Miałem wrażenie, że na widok mojego ojca uśmiech blondyna stał się jeszcze bardziej wesoły.

W połowie drogi do kanapy zatrzymał go jego brat, kładąc mu dłoń na torsie. Z groźną miną wyszeptał mu coś do ucha, ten spojrzał na niego niezadowolony, jednak po chwili jego twarz była równie radosna, co kilka sekund wcześniej. Obaj dosiedli się do nas.

- Murai, to jest Haruka. Hajime chyba nie muszę ci przedstawiać.

Mężczyzna zasiadł koło mojego ojca, a nie, jak się spodziewałem, koło swojego brata. Od razu przerzucił rękę przez jego barki dyskretnie szepcząc mu coś do ucha. Ojciec wyraźnie się rozpromieniał. Co on mu takiego powiedział?! Zżerała mnie ciekawość, lecz wiedziałem, że nie ma co liczyć na to, iż któryś z nich wyjawi mi ten sekret.

Dopiero teraz miałem okazję po raz pierwszy przyjrzeć się dokładnie mężczyźnie. Krótkie blond włosy miał lekko postawione i zaczesane do tyłu. Zielonymi oczami uważnie przyglądał się mojemu tacie. Był równie szczupły co brat, lecz mniej umięśniony. Jednym słowem przystojny.

Muszę przyznać, że Yasou miał rację. Rozmowa bardzo szybko postępowała do przodu. Nie było niezręcznej ciszy, ani nic w tym stylu. Dosyć szybko z kawy przerzuciliśmy się na coś mocniejszego. Czas mijał nam bardzo szybko i bardzo przyjemnie. Widać, że tacie bardzo przypadło do gustu towarzystwo Muraia. Podobnie było ze mną i Yasou. Pierwszy raz naprawdę przeprowadziłem z nim dłuższą rozmowę. Był rozmowny, dowcipny oraz posiadał szeroką wiedzą na różne tematy.

Tata przesłonił usta ziewając przeciągle.

- Zmęczony?

- Trochę, chyba pora wracać.

- Nie puszcz cię, piłeś. Nie możesz prowadzić, a taksówka czy cokolwiek innego będzie za droga. Zostajesz u mnie. Zaraz pościelę ci łóżko w sypialni.

- A gdzie ty będziesz spał?

- Położę się na kanapie, wcale nie jest taka niewygodna.

Już kilka razy mi się na niej zasnęło.

- Nie, ja się tu prześpię, nie będę zabierał ci łóżka.

- Ale...

- Sam powiedziałeś, że wcale nie jest taka niewygodna.- Odpowiedział śmiejąc się pod nosem.- Nie ma żadnego „ale". Idę się umyć, możesz w tym czasie przyszykować mi miejsce do spania.

Wstał i skierował się w stronę łazienki. Westchnąłem i zacząłem przygotowywać kanapę dla ojca. Murai i Yasou pomogli mi, mimo że ich o to nie prosiłem. Miło z ich strony. Kątem oka zerknąłem na zegarek. Każdy z nas miał prawo być zmęczony, było po pierwszej w nocy. Wyprostowałem się kończąc ścielić kanapę. Trochę głupio mi było z powodu tego, iż mój ojciec musi na niej spać, lecz nie było sensu się z nim kłócić. Znowuż, ta kanapa naprawdę nie była, aż tak niewygodna.

- Gdzie Murai?- Spytałem widząc samotnego Yaso.

- Poszedł do samochodu po rzeczy twojego taty.

Udałem się na górę do sypialni zobaczyć czy nie posiadam dodatkowych koców. Dałem tacie kołdrę, lecz bałem się, że czegoś może mu zabraknąć. Przeszukiwanie szafy zajęło mi chwilkę. W drzwiach pomieszczenia zatrzymał mnie Yas blokując mi wyjście.

- Gdzie z tym leziesz?

- Zanieść ojcu.- Odburknąłem.

- Ja bym na twoim miejscu nie schodził do salonu.

- Niby czemu?- Zapytałem podejrzliwym tonem.

- Chyba nie chcesz im przeszkadzać.

- Co?! Nie gadaj, że oni tam...

Poczułem się dziwnie zmieszany. Mój ojciec uprawia seks na mojej kanapie z świeżo poznanym mężczyzną, który był bratem Yasou. Cofnąłem się kawałek i odłożyłem koc siadając na brzegu łóżka. Poczułem jak materac ugina się pod ciężarem kolejnej osoby.

- Nie sądzisz, że powinniśmy pójść w ich ślady? Przynajmniej mamy pewność, że nikt nie będzie nam przeszkadzał.

- Dlaczego mam wrażenie, że to wszystko sobie zaplanowałeś?

- Po części masz rację.- Odpowiedział wesoło.

Odwróciłem się, spoglądając na mężczyznę pytającym wzrokiem. Leżał na środku łóżka z założonymi za głową rekami i zamkniętymi oczami. Wyglądał na zadowolonego i odprężonego. Mój wzrok przeniósł się na jego ramię. Przez wygięcie jego ręki, bandaż wydostał się spod rękawa koszulki.

- Jak to „po części"?- Odezwałem się by nie przyłapał mnie na przyglądaniu mu się.

- Pierwotnie miałem tylko przyjść pod pretekstem oddania parasola i zabrania swoich ubrań, by dobrać się do twojego seksownego ciałka. Jednak twój niezapowiedziany gość nieco pokrzyżował mi plany. Jednak udało mi się zgrabnie wybrnąć z sytuacji. Dalszą część już chyba znasz.

- Skąd wiedziałeś, że on jest gejem? I jak się dowiedział on nas?

- „O nas"? Bardzo miło mi to słyszeć.- Powiedział z uśmiechem.- Nie wiem jak mogłeś o tym nie wiedzieć. Jego wzrok na mój widok powiedział mi wszystko.

- Powiesz mi się właściwie co mnie ominęło kiedy poszedłem po twoje ubrania?


Wszedłem do środka, lecz coś było nie tak. Wiedziałem, że w domu ktoś jeszcze był. Ruszyłem przed siebie w poszukiwaniu gościa. Zatrzymałem się w progu salonu. Spojrzałem na mężczyznę zasiadającego na kanapie. Nagle jego wzrok padł na mnie. Mierzył mnie wzrokiem z uśmiechem na ustach. Puściłem mu oko sprawdzając czy moje podejrzenia są słuszne. Uśmiechnął się jeszcze szerzej chichocząc pod nosem.

- To jak, przyniesiesz mi moje ubrania?- Zwróciłem się do Hajime.

- To nie tak...- Zaczął spoglądając na mężczyznę.- Tak, chwila.- Udał się w stronę schodów.

Usiadłem na kanapie zarzucając rękę na oparcie.

- Rozumiem sami swoi.

- Nie spodziewałem się tego po Hajim, ale muszę przyznać, że mnie to cieszy.

- Jesteś sam?- Odezwałem się do niego wprost.

- Ja nie...- Mówił niepewnie

- Znam kogoś, kto bardzo chętnie...

- Jestem bardzo sam.- Odezwał się natychmiast.

- Zostaw to mnie.- Wyszeptałem lekko się pochylając w jego stronę.

Może moje plany nie są jeszcze na całkiem straconej pozycji.


- I podczas tej krótkiej chwili ciszy, zjawiłeś się ty z moimi ubraniami.

- Tak knuć poza moimi plecami?

- Nie bój się. Murai nic mu nie zrobi, a niech tylko spróbuje to się nie pozbiera.

- Ile om na w ogóle lat?

- A na ile ci wygląda?- Odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Nie wiem. Z trzydzieści?

- Strzał w dziesiątkę. Murai lubi dojrzałych mężczyzna. Poza tym chyba żaden z nich nie liczy na nic więcej niż jednorazowy numerek, więc wszystko ładnie się zakończy.

Wyraz jego twarzy ani przez chwilę nie uległ zmianie. Cały czas wydawał się być zadowolony z siebie. Miałem ochotę do niego podejść, lecz bałem się, że moje poruszenie się sprawi iż jego spokój zostanie zakłócony.

- Długo mam tak na ciebie czekać?

Ruszyłem się ze swojego miejsca. Położyłem się koło niego.

- Co sobie zrobiłeś?

- Czyżby ktoś się o mnie martwił?- Zaśmiał się.

- Przepraszam, że na początku odpychałem cię od siebie.

Poruszył się i już po chwili klęczał nade mną. Czułem, że moje serce zaczyna szybciej bić. Zapach lasu, który go zawsze otaczał stał się jeszcze bardziej intensywny.

- To może też zabierzemy się za siebie. Dlaczego tylko oni mają się dobrze bawić?

- Jeśli ma się to zakończyć tak jak ostatnim razem, to ja podziękuję.- Burknąłem.

Sam nie wiem, dlaczego postanowiłem mu to w tej chwili wypomnieć.

- Naprawdę przepraszam cię za tamto. Nie chciałem, żeby to tak wyszło.- Widać było, że jego przeprosiny były szczere.

- Wiesz jak się poczułem, gdy po wszystkim wybiegłeś stąd bez słowa?!

Zszedł ze mnie i odwrócił się do mnie plecami. Kurczę, nie chciałem tak na niego naskoczyć.

- Przepraszam, nie chciałem.

Podniosłem się na łokciach by na niego spojrzeć. Wiedziałem, że się poruszył, lecz wszystko zrobił na tyle sprawnie i szybko, że nie byłem w stanie zareagować. Nie wiedziałem co się dzieje. Nagle leżałem na brzuchu z ręką unieruchomioną na plecach oraz Yasou siedzącym mi na biodrach. Pochylił się w moją stronę nie wypuszczając z uścisku mojego nadgarstka.

- Yas...

- Myślisz, że jestem w stanie tak szybko stracić apetyt na ciebie.

Jego wolna ręka wkradła się pod moją bluzkę. Poczułem jak moje ciało przeszył przyjemny dreszcz podniecenia.

- Pragnę cię od momentu przekroczenia progu tego domu.

Pocałował mój kark. Moja ręka została uwolniona tylko w jednym celu, by on mógł ściągnąć ze mnie koszulkę. W następnej kolejności zsunął ze mnie spodnie wraz z bokserkami.

- Nie ruszaj się.

Wiedziałem, że zszedł z łóżka. Nie mogłem się powstrzymać, obróciłem się na plecy spoglądając jak Yas pozbywa się swoich ubrań. Widziałem jak prostuje się i sztywnieje.

- Mówiłem, żebyś się nie ruszał.

- Dlaczego? Chciałem na ciebie popatrzeć.

Westchnął i powrócił na łóżko. Materac ugiął się pod jego ciężarem. Ponownie znalazł się nade mną. Jego usta zaczęły obdarowywać moją szyję pocałunkami. Zawędrował nimi na moją twarz, jednak nim dotarły do moich warg minęła chwila. Całował namiętnie i zachłannie. Czułem jego twardego członka na moim podbrzuszu. Mój oddech stawał się coraz bardziej niespokojny, podczas gdy jego usta zaczęły znaczyć mój tors. Wziąłem gwałtowny wdech, kiedy jego zimna ręka chwyciła moją męskość. Ogarnęła mnie przyjemność, lecz wiedziałem, że to tylko początek. Jego dłoń zastąpiło ciepłe wnętrze jego ust.

- Proszę, Yas, weź mnie.

Czułem coraz większą przyjemność, nie chciałem kończyć tego w ten sposób. Chciałem go poczuć w sobie.

- Powiedz mi, czego chcesz.- Przerwał zadowalanie mnie.

- Weź mnie...

- Co? - Odezwał się prowokującym tonem.

- Pieprz mnie!

- Mi dwa razy powtarzać nie trzeba.

Klęknął nade mną bliżej twarzy.

- Trzeba najpierw nawilżyć.

Podniosłem się i wziąłem jego członka do ust. Mój język zaczął wędrować wzdłuż niego dłużej zatrzymując się na jego główce.

- Dość.

Wyjął swój sprzęt i odsunął się na tył łóżka. Chwytając moje biodra pociągnął mnie niżej, zakładając sobie moje nogi na ramiona. Patrzał na mnie pożądliwym wzrokiem. Wszedł we mnie powoli o ostrożnie. Przez chwilę poruszał się powoli, ale tylko przez chwilę. Zaraz później posuwał mnie jak nikt inny wcześniej. Była w tym czułość połączona z nienasyconym pożądaniem. Cieszyłem się, że mogę go widzieć w przeciwieństwie do poprzedniego razu. Przyjemność z każdą chwilą rosła. Co jakiś czas pojawiał się ból, kiedy moje pośladki dostawały mocniejszego klapsa.

Czułem zbliżającą się falę przyjemności. Doszedłem z jękiem rozkoszy na ustach. Yasou poruszył się jeszcze kilka raz, nim również zawładnęła rozkosz. Doszedł we mnie powstrzymując się od westchnień. Wyszedł ze mnie i położył się na brzegu łóżka.

- Zejdź, zmienię pościel.

Ponownie ją ubrudziłem. Zszedł, a ja nadal leżałem czując, że nie mogę, a raczej nie chcę, się ruszyć. W końcu jednak zmusiłem się do powstania. Tak, to był dobry seks, co przypominał mi lekki dyskomfort oraz uczucie ogólnej niemocy. W łazience zwinąłem ją i wrzuciłem do pralki. Jutro będę musiał zrobić pranie. Przemyłem twarz zimną wodą spoglądając w lustro. Nie zdawałem sobie sprawy z uśmiechu jaki gościł na moich ustach.

Wróciłem do sypialni. Yaso leżał z zamkniętymi oczami i rękoma założonymi na piersi. Oddychał spokojnie i powoli. Podszedłem do niego na paluszkach. Kucnąłem mając nadzieję, że go nie obudzę. Przez chwilę przypatrywałem się mu, emanował od niego spokój i zadowolenie. W końcu wstałem, kierując swe kroki do gabinetu. Panele co jakiś czas skrzypiały pod wpływem nacisku. Podszedłem do okna wpatrując się w ścianę lasu. Miałem nadzieję zobaczyć tam mojego karmelowego wilka. Poczułem lekkie rozczarowanie, kiedy nikogo tam nie ujrzałem. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Pożałowałem, że nie ucieszyłem się widząc pustkę. Teraz ogarnął mnie strach. Czarny wilk stał na skraju mojego podwórka. Wpatrywał się w dom, poczułem lekki niepokój na myśl o ojcu znajdującym się w salonie. Nagle łeb bestii skierował się w moją stronę. Pomimo dzielącej nas odległości i ścian poczułem paraliżujący strach. Zwierzę w groźnym geście zaczęło prezentować swoje uzębienie. Zrobiłem krok w tył, więcej nie byłem w stanie. Moje plecy napotkały przeszkodę. Zaskoczony odwróciłem się gwałtownie. Kiedy on tu przyszedł?! Nie słyszałem jak wchodził. Jego silne ramiona objęły mnie i przyciągnęły do siebie. Nie wiem, kiedy się zjawił, lecz cieszyłem się z jego obecności.

- Nie bój się, jestem przy tobie. Obronię cię zawsze i wszędzie.

Poczułem jak do moich oczu napływają zły. Dlaczego ja płaczę? Nie byłem w stanie ich powstrzymać. Stał tak za mną chyba kilkadziesiąt minut. Kiedy uspokoiłem się razem udaliśmy się do sypialni. Wtuliłem się w niego. Czułem jak moje spięte ciało zaczynało się rozluźniać. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Naprawdę cieszyłem się z jego obecności. Czułem się przy nim bezpieczny.


Szybko zerwałem się z łóżka by wyłączyć dzwoniący budzik. Niechciałem przez przypadek obudzić Yasou o tak wczesnej porze. Poczułem suchość w ustach i ból głowy. Pokręciłem głową i zacząłem szykować się do pracy. Kolejny raz przyjdę w średniej formie. Zaraz wezmą mnie za jakiegoś alkoholika. Będąc gotowy do wyjścia spojrzałem na śpiącego gościa. Leżał na boku z lekko rozchylonymi ustami. Nie mogłem się powstrzymać. Podszedłem do niego i złożyłem delikatny pocałunek na jego miękkich wargach. Poruszył się i otworzył oczy.

- Nie chciałem cię budzić.- Wyszeptałem.- Ja idę do pracy. Wrócę po południu. Z Muraiem możecie zostać tu tak długo, jak tylko chcecie. Ojciec na pewno nie będzie miał nic przeciwko waszemu towarzystwu.

Skinął niemrawo głową i ponownie zasnął. Nie byłem pewien czy cokolwiek z tego, co do niego powiedziałem, dotarło do jego głowy. Po cichu zszedłem na dół, szczególną ostrożność zachowując w salonie. Murai leżał opleciony rękami i nogami przez mojego taty.

Wyszedłem z domu, kierując się w stronę sklepu. Chłopaki śmiali się ze mnie, z mojego stanu.

- Nasz Hajime lubi imprezować.

- Nie. Ojciec przyjechał w odwiedziny. Dawno go nie widziałem i tak jakoś wyszło.

- Dobrze, dobrze.

Tym razem nie dawali mi takiej ulgi jak ostatnio, zresztą nie dziwię im się. Po pierwsze, mój stan nie był zbyt poważny, po drugie, ile można za kogoś odwalać robotę. Trochę pracy przywróciło we mnie życie. Dość szybko się rozbudziłem i wszedłem w normalny tryb. Cieszyłem się z każdej mijanej minuty, ponieważ zbliżała mnie ona do końca zmiany. Miałem wielką ochotę wrócić do domu i coś zjeść. Nie miałem niczego w ustach od wczorajszej kolacji, nie licząc penisa Yasou.

Wyszedłem z pracy z uśmiechem na ustach. Słońce wisiało wysoko na niebie zwiastując dobrą pogodę. Po drodze do domu zaszedłem do sklepu spożywczego i apteki. Kupiłem jedzenie by uzupełnić powoli pustoszejącą lodówkę oraz kilka rzeczy do uzupełnienia domowej apteczki.

Powoli wszedłem do środka. Wziąłem głęboki wdech uśmiechając się szeroko. Do moich nozdrzy natychmiast wdarł się zapach pieczonego kurczaka.

- Wróciłem!

- Siadaj do stołu. Wszystko już jest gotowe i czeka by je zjeść.

Poczułem miłe ciepło w środku na widok ojca. Wyglądał świeżo i schludnie. Zasiedliśmy wspólnie przy stole. Kurczak, ziemniaczki i sałatka, aż ślinka cieknie. Każdy z nas nałożył sobie porcję na talerz i przystąpiło do jedzenia. Dawno nie jadłem tak pysznego obiadu, jednak kuchnia to nie moja bajka. Za to tata robił najsmaczniejsze obiadki na świecie. Przez chwilę znów poczułem się jak mały chłopiec. Wraz z ojcem zasiadłem do stołu.

- Jak minęła wczorajsza noc, a w sumie to raczej dzisiejsza?- Zapytałem z podejrzliwym uśmiechem.

- Już bardzo dawno nie była taka dobra, lecz wy również chyba nie próżnowaliście.

Czułem jak moje policzki zaczynając się rumienić.

- Naprawdę świetny facet. Bardzo dojrzały pomimo wieku. Z takim mógłbym spróbować stworzyć stały związek.- Powiedział marzycielskim tonem.- Jednak to go nie interesuje. Mam nadzieję, że twój Yasou ma inne podejście do tej sprawy.

- Też mam taką nadzieję.

Szczerze mówiąc, nie wiedziałem. Nie rozmawiałem z nim o takich rzeczach. Ojciec uświadomił mi, że sam nie byłem pewien czego od niego oczekuję. Nie chciałem żadnego przelotnego związku. Z zamyśleń wyrwał mnie szczegół na palcu taty.

- Skaleczyłeś się?

- Tak, podczas robienia obiadu. Chłopaki trochę mi pomogli, w połowie powiedzieli, że muszą niestety wracać już do domu.

Czyli siedzieli tu prawię do południa. To dobrze, ponieważ czułem się trochę winny, że zostawiłem go samego w domu. Przynajmniej do pewnego momentu miał towarzystwo. Dokończyliśmy obiad i przenieśliśmy się na kanapę. Telewizor postanowił dotrzymać nam towarzystwa. Trochę lenistwa nam nie zaszkodzi. Tata i ja co jakiś czas wymienialiśmy kilka zdań. W końcu przeszkodził nam telefon. Zdziwiłem się nieco spoglądając na wyświetlacz.

- Co u siebie słońce słychać?- Powiedziała miłym do bólu głosem.

- Dobrze. Co u ciebie, co porabiasz?- Zapytałem od niechcenia.

- Chciałam odwiedzić twojego tatę.- Zacisnąłem ręce w pięści.- Ale go nie zastałam, więc wracam do domu.

- Jest u mnie.

- Co?!

- Tata jest u mnie. Przyjechał wczoraj i został na noc.

- Haruka przyjechał cię odwiedzić? W Bras?!- Bawiło mnie jej zdziwienie.

- Kto dzwoni?- Spytał odrywając wzrok od telewizora.

- Matka.

- Pozdrów ją ode mnie.

Pokręciłem głową z zdegustowaniem. Może i on nigdy jej nie kochał i nie zraniła go swoim odejściem, lecz nie potrafiłem zmienić do niej nastawienia z dnia na dzień.

- Masz od niego pozdrowienia, tak poza tym.

- Dzi-dziękuję. To jak, dobrze się mieszka w nowym miejscu? Zresztą, nie będę wam przeszkadzała. Zadzwonię innym razem. Cześć.

- Cześć.

Rozłączyłem się. Sztuczna rozmowa prowadzona w sztucznej atmosferze. Jednak chciałbym zobaczyć jej minę, kiedy usłyszała, że ojciec jest u mnie. Sam w sumie zdziwiłem się, kiedy tu przyjechał, lecz oczywiście w pozytywnym sensie. W końcu dom na skraju miasta otoczonego rozległym dzikim lasem. To było ostatnie miejsce, gdzie chciałby się znaleźć, lecz tym bardziej doceniałem jego obecność.

- Cieszę się, że tu jesteś.- Odezwałem się czule.

Spojrzał na mnie z uśmiechem, po czym jego wzrok padł na las za oknem.

- Jakoś daję radę. Czego się nie robi dla jedynego syna.- Westchnął.- Oczywiście wolałbym, żebyś zamieszkał, gdzie indziej, jednak nie będę się wtrącał w twoje życie.

- Mieszkanie blisko lasu, jest naprawdę fajne.

- Jak dla kogo, mi on przyniósł tylko nie szczęście i ból.

Zamilkłem. Nie było sensu kontynuować. Nie chciałem by wpadł w ponury nastrój.

- Napijesz się czegoś?

- Nie, zaraz będę wracał do domu.

Posiedzieliśmy chwilę w wspólnym towarzystwie, przekąsiliśmy coś. W końcu jednak przyszedł wieczór i pora wyjazdu taty. Pomogłem pakować mu rzeczy.

- Wszystko zabrałeś?

- Raczej tak.

- Nawet jeśli nie, to i tak nie zginie.

Poszedłem otworzyć bramę i wróciłem do ojca, czekającego przy samochodzie.

- Naprawdę będę tęsknił.

- Ja również.

- Kiedy tylko będziesz miał ochotę, przyjeżdżaj. Zawsze jesteś mile widziany.

- Dziękuję. Do zobaczenia.

- Cześć.

Przytuliłem się do niego, nie wiem kiedy będę miał następną okazję go spotkać. Wsiadł do samochodu i ruszył. Zatrzymał się na ulicy i pomachał w moją stronę. Odmachałem mu z uśmiechem na twarzy. Westchnąłem ciężko i wróciłem do domu. W pierwszej kolejności wziąłem długą, ciepłą kąpiel. W końcu moje palce stały się jak rodzynki. Dosyć, czas wychodzić. W ręczniku na biodrach skierowałem się do kuchni. Zrobiłem sobie talerz kanapek, z którymi udałem się do gabinetu. Otworzyłem laptopa. W czasie, gdy on się uruchamiał wyjrzałem przez okno. Uchyliłem je, to była ciepła noc. Na niebie zaczynały się pojawiać pierwsze gwiazdki.

Kiedy przeglądając portal społecznościowy co chwila napotykałem się na zdjęcia zakochanych par, spojrzałem na telefon. Miałem ochotę usłyszeć jego głos. Chwyciłem komórkę w dłoń. Długo wahałem się nim nacisnąłem „połącz". Wziąłem głęboki wdech.

- No proszę, nie spodziewałem się tego. Bardzo się cieszę, że zadzwoniłeś. Chciałeś porozmawiać o czymś konkretnym?

W sumie to nie dzwoniłem z takim zamiarem, lecz...

- Czy ty myślisz o nas na poważnie?

Zaniepokoiła mnie ta krótka cisza?

- Co cię wzięło na takie poważne pytania?- Zapytał wesoło.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.- Zacząłem się niepokoić.

- Hajime, kocham cię.

- Ja ciebie Yas też, ale nadal nie ...

- Tak, myślę poważnie. Chciałbym z tobą być, lecz to nie takie łatwe.

- Co nie jest łatwe?

Nie rozumiałem co dokładnie miał na myśli. Nie chciał ze mną być?

- Nie jesteś w stanie tego zrozumieć, przepraszam.

- Rozkochałeś mnie w sobie i teraz zostawiasz?- Odezwałem się nieco spanikowanym tonem.

- Haji, spokojnie. Porozmawiamy później.

- Co?! Yas!

Rozłączył się. Czułem jak ręce zaczynają mi się trząść. Hajime, spokojnie, on po prostu musi sobie wszystko przemyśleć. Przecie powiedział „porozmawiamy później". To znaczy, że jeszcze się do mnie odezwie. Wziąłem kilka głębokich wdechów starając się uspokoić.

- Wszystko będzie dobrze.

Na siłę przywdziałem na twarz uśmiech i wziąłem się za jedzenie kanapek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top