Rozdział 23

Po tamtej nocy obudziłem się w towarzystwie Kapturka. Siedział przy mnie, delikatnie głaszcząc moją sierść. Opowiedział mi wszystko co wydarzyło się podczas jego randki. On nawet nie wie jak bardzo się cieszyłem, że między nimi do niczego nie doszło.

Jednak on nadal pozostawał z nią w kontakcie dużo bliższym niż bym tego chciał. Z jego opowieści wiedziałem na bieżąco na jakim są etapie. Frustrujące było uczucie niemocy. Nie mogłem nic zrobić w związku z coraz ich bliższą znajomością. Nie mogłem nic zrobić! Tylko słuchać zadowolonego Oliviera.

Siedziałem nad brzegiem jeziora, podziwiając zachodzące słońce. Słyszałem jak Kapturek się do mnie zbliża, jednak nie zareagowałem. Pozostawałem w bezruchu. Kątem oka zauważyłem jak siada tuż przy mnie. Powstrzymałem się od uśmiechu, cisnącego się na moje usta, gdy jego ramię mnie objęło. Bardzo cieszyłem się z tego gestu. Dlaczego tak rzadko mnie przytulasz?

- Mam wrażenie, że jesteś na mnie obrażony.- Odezwał się lekko mnie szturchając.

Obrażony? Na ciebie? Niby za co? Przez cały czas twardo patrzałem przed siebie.

- Powiesz mi co zrobiłem nie tak?

Spojrzałem na niego smutnym wzrokiem. Nie miałem siły tłumaczyć mu jak wielką przykrość mi sprawia tymi wszystkimi opowieściami o tej dziewczynie. Jak bardzo boli mnie, gdy czuje jej zapach na nim.

Wstałem i skierowałem się w stronę lasu.

- Ej, Hajime!- Usłyszałem wołającego za mną chłopaka.

Miałem wielką ochotę się odwrócić, lecz nie. Nie tym razem. Zniknąłem za ścianą lasu. Chciałem się przejść. Trochę odpocząć od niego.

Spacerowałem po lesie nie przejmując się zbytnio mijaną zwierzyną. Jadłem rano, nie byłem głodny. Starałem się skupić na podziwianiu piękna tutejszej przyrody. Jednak moje myśli przez cały czas uciekały w stronę pozostawionego przy domku chłopaka.

Nie mogłem już dłużej udawać. Zależało mi na nim bardziej niż powinno. To nie jest jedynie rodzicielska, przyjacielska czy jakakolwiek inna troska o niego. Chyba ponownie popełniałem największy błąd w życiu i powierzałem komuś swoje serce. Poprzednie porażki niczego mnie nie nauczyły? Eh... Jednak naprawdę zakochałem się w nim. Najgorsze w tym wszystkim było to, że to nie miało prawa wyjść. Ja jestem tym czym jestem, a on jest zwykłym człowiekiem.

Muszę o nim zapomnieć. To będzie dla niego najlepsze. Jednak nie potrafiłem go w tej chwili opuścić. Zostając przy nim będę cierpiał, patrząc na jego szczęście z inną, na które będę musiał mu pozwolić. Nie mogę egoistycznie zatrzymywać go dla siebie, skoro to i tak nie ma dla nas przyszłości.

Wróciłem do domu późnym wieczorem. Na środku polany paliło się ognisko, obok którego leżał Kapturek. Podszedłem do niego najciszej jak tylko mogę, nie chcąc mu przeszkadzać. Widząc mnie, na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech.

- Cześć stary. Gdzie byłeś?- Zrobił pauzę, jakby oczekując ode mnie odpowiedzi.- Chodź do mnie.

Poklepał miejsce obok siebie, zachęcając mnie do położenia się przy nim. Nie mogłem nie skorzystać z tej propozycji. Ułożyłem się na plecach, podobnie jak on. Podążyłem za jego wzrokiem skierowanym w gwiazdy. Dzisiaj było ich na niebie naprawdę wiele.

Wstrzymałem oddech, gdy poczułem na sobie ręce Kapturka, oplatające moje ciało. Jego głowa przywierała do mojej szyi.

- Nadal jesteś na mnie obrażony?

- Nie- odparłem.

- Wiesz, że z powrotem nauczyłem się rozróżniać kilka twoich słów?

- Ale i tak nie wiesz, co teraz powiedziałem.

- Ale nie mam pojęcia, co teraz powiedziałeś- zaśmiał się.

Nastąpiła chwila ciszy.

- Lubię jak ze mną rozmawiasz. Dlatego odpowiadaj jak cię o coś pytam, nawet jeśli myślisz, że tego nie rozumiem. Nie rozumiem prawie niczego co do mnie mówisz, ale i tak lubię cię słuchać.

Uśmiechnąłem się. Ciekawe jakich słów tym razem się nauczył.

W wspólnym towarzystwie leżeliśmy na trawie, spoglądając na rozgwieżdżone niebo. Chciałem aby ta chwila trwała wiecznie. W tym momencie byliśmy tylko my dwoje, nic innego się dla mnie nie liczyło.

*****

Z każdym dniem na uczelni, stwierdzałem, że wykładowcy przechodzą samych siebie. Już się bałem pomyśleć, co będzie się działo podczas sesji. Eh... Czeka mnie bardzo dużo nauki. Ale sam pchałem się na ten kierunek. Mogę wręcz powiedzieć, że niemal wszyscy odradzali mi to i radzili pójść na jakiś bardziej przyszłościowy kierunek. Ja jednak wiedziałem co chcę w życiu robić i tędy prowadziła moja droga.

Dzisiejszy dzień w tym tygodniu był jedynym dniem wolnym od pracy. Korzystając z tego udałem się do biblioteki akademickiej. Wiedziałem, że czego bym nie potrzebował, na pewno to tu znajdę. Nawet Internet nie posiadał tak szerokiej wiedzy jak książki, które leżały tu na kilkudziesięciu półkach. Poza tym lubiłem to połączenie zapachu starych książek i kurzu.

Znalazłem książki, które mogą pomóc mi w przygotowaniu się do następnych zajeć i udałem się z nimi w poszukiwaniu wolnego miejsca. Uśmiechnąłem się widząc wolne krzesło przy pochylającej się nad zeszytem Amelii.

- To miejsce jest wolne?

Dziewczyna podniosła swoje ciemnozielone oczy znad książek i z uśmiechem spojrzała na mnie. Energicznie przytaknęła głową.

- Wolne, ja właściwie już kończę

Starałem się ukryć grymas, który wywołały u mnie jej słowa. Liczyłem, że spędzimy trochę czasu razem. Całe szczęście, że chociaż po tej głupiej sytuacji sprzed ponad tygodnia, między nami nic się nie zmieniło. Nadal byliśmy ze sobą w bardzo dobrych stosunkach.

- Ja niestety muszę już lecieć.- Powiedziała, zamykając zeszyty i książki.

- Tak szybko?- Jęknąłem niezadowolony.

- Niestety mam kilka rzeczy do zrobienia.- Powiedziała ze smutkiem.

Spakowała się i ruszyła w stronę wyjścia. Zatrzymała się po kilku krokach odwracając w moją stronę.

- W wolnym czasie zerknij na regał E2, szósta półka od dołu. Zacznij od tytułów z lewej strony.

Mrugnęła do mnie, po czym ulotniła się z biblioteki. Spróbowałem się skupić na nauce, lecz moja ciekawość nie pozwalała mi spokojnie pracować. Co było na wskazanej przez nią półce? W końcu nie wytrzymując, wstałem i udałem się na poszukiwanie regału E2. Zajęło mi to chwilę, ponieważ nadal nie orientowałem się za dobrze w rozkładzie regałów, który był dla mnie zupełnie nie logiczny.

- Jest- szepnąłem pod nosem.

Spojrzałem na wskazaną przez nią półkę. Legendy i podania? Nie zniechęcony, chwyciłem jeden z tytułów i zacząłem przeglądać. Zainteresowało mnie kilka pozycji z spisu treści. Chwyciłem jeszcze dwie inne książki i udałem się z nimi do zajmowanego przeze mnie stolika.

Każdy z tytułów zawierał w sobie chociaż dwie legendy, opowiadania lub inne podania zawierające w swej historii postać wilka.

*****

Odkąd rozstałem się z Kapturkiem, przez cały czas biegałem po lesie. Robiłem tak niemal za każdym razem, kiedy on był w mieście. Jednak dzisiaj miałem nadzwyczaj dużo energii. Zapuściłem się na dawno nieodwiedzane tereny oraz udało mi się zjeść nawet spoty posiłek.

Nie zachodziłem do domu. Od razu skierowałem się w stałe miejsce, gdzie czekałem na powrót chłopaka. Dzisiaj nie pracował, jednak zapewne zajdzie do biblioteki by się chwilę pouczyć. Znając życie poczekam sobie trochę na niego. To jednak nie przeszkadzało mi ani trochę. Na niego mogłem tu czekać chociaż pół dnia.

Ucieszyłem się, kiedy w końcu go zobaczyłem. Podbiegłem do niego i zacząłem skakać starając się okazać mu swoją radość. Starałem się nie zwracać uwagi na zapach jaki mu towarzyszył. Za jakiś czas on wywietrzeje i zostanie jedynie jego woń połączona z moją. W wspólnym towarzystwie kierowaliśmy się do domu.

Pierwszy znalazłem się na polanie. Nie dane było mi cieszyć się tym zwycięstwem. Zacząłem intensywnie węszyć. Szedłem z nosem przy ziemi, starając się zidentyfikować obcy zapach.

- Haji, co jest?

Nie zwróciłem uwagi na jego pytanie, szedłem dalej za zapachem. Intruz kluczył po podwórku i wokół domu, jednak nie wchodził do środka. Zapach był dziwnie znajomy, a zarazem obcy. Dobrze wiedziałem, że osoba, która tu przyszła była z mojego gatunku.

Inny wilk jest w mieście? A może ktoś był tylko przejazdem? Miałem nadzieję, że ta druga opcja okaże się być prawdziwa. Nie chciałem tu innych. Jeszcze tego by brakowało. Intruz mógł przybyć do miasta z swoją watahą. Rzadko żyliśmy samotnie, ja należałem do tego wyjątku. Jeśli była tu jakaś alfa, która będzie chciała przejąć to terytorium dla swojej watahy, może nie być tak miło.

- Hajime, co się stało?- Usłyszałem zaniepokojony głos chłopaka.

- Ktoś tu był. Jakiś intruz odważył się przyjść tutaj.

Od dawna nie zaszył się tu żaden człowiek czy zwierzę. Miewałem w okolicy zbłąkane sarny czy wilki, jednak większość instynktownie nie zbliżała się do jaskini lwa.

Niepokoiła mnie wizyta obcego wilka na moim terenie. Możliwe jednak, że był to tylko jednorazowy przypadek. Nie było sensu wpadać w panikę i paranoję. Olivierowi i tak nic nie grozi, ponieważ przez cały czas przy nim jestem. W mieście nic mu nie grozi ze strony bestii podobnych do mnie, a tutaj jest pod moją ochroną.

Starając się odgonić nieprzyjemne myśli, podszedłem do Kapturka i otarłem się o niego. Jego ręka wylądowała na mojej głowie. Poklepał mnie uspokajająco, co naprawdę podziałało.

Do wieczora nie spuszczałem go z oczu. Przed wieczorem udałem się z nim na krótki spacer. Podczas niego Olivier opowiadał mi swój dzień. Cieszyło mnie, że nie spędził z tą zdzirą za dużo czasu. Jednak ciekawiło mnie to, jakie książki poleciła mu przeczytać. Nie powiedział co to było, tylko przeszedł do dalszej części dnia.

- Co było na regale, który ci wskazała?- Spytałem.

Chłopak spojrzał na mnie pytająco. Wiedziałem, że nie zrozumie, jednak odkąd wyznał mi, że lubi jak do niego mówię, robiłem to. Kapturek uśmiechnął się i poczochrał mnie po grzbiecie. Eh... Najwyraźniej nie było to nic ciekawego, skoro o tym nie wspomniał.

Przed spaniem mężczyzna ślęczał jeszcze jakiś czas nad książkami. Naprawdę podziwiałem jego determinację do nauki. Ja nie miałem tyle cierpliwości i chęci. Nienawidziłem szkoły i nie udało mi się pójść na żadną wyższą uczelnię.

Nocą, nim poszedł spać, udał się nad brzeg jeziora. Stał jedynie w dresowych spodniach, spoglądając na rozgwieżdżone niebo. Noc była naprawdę ciepła i przyjemna. Miało się ochotę poleżeć i popodziwiać widoki. Szkoda, że Olivier musi jutro rano wstać by zdążyć na uczelnię. Później idzie do pracy, więc zobaczymy się dopiero wieczorem, gdy będzie zmęczony i szybko położy się spać.

Zbliżyłem się do niego. Również uniosłem łeb w górę, chcąc spojrzeć na gwiazdy.

- Haji, miałem cię o to spytać po powrocie ze szkoły, lecz jakoś nie było czasu.

Przeniosłem wzrok z nieba na niego. On przez cały czas spoglądał w górę.

- Mogę zaprosić Amelię na weekend tutaj?

No nie wierzę. Odwróciłem łeb, zaciskając wściekle zęby. On chcę tą sukę przyprowadzić tutaj? Do naszego miejsca?! Nie ma mowy! Starałem się uspokoić, czując rosnący we mnie gniew.

- Hajime?

- Nie ma mowy!

- Prościej- poprosił.

- Nie!- Szczeknąłem wyraźnie.

Spojrzał w moją stronę z niezadowoleniem malującym się na twarzy. Mimowolnie z mojej piersi wydobywało się ciche warczenie, którego nie mogłem powstrzymać.

- Niby dlaczego?

- Nie ma mowy by ta suka tu przyszła!- Naskoczyłem na niego.- To moje terytorium i ona nie ma prawa tu przychodzić! Nie wierzę, jak mogłeś w ogóle to zaproponować?!

- Nie mam pojęcia co mówisz, jednak gówno obchodzą mnie twoje argumenty!- Pierwszy raz słyszałem u niego ten ton.- To jest mój dom i mogę tu przyprowadzać kogo tylko chcę!

- To jest mój las! Mały szczylu, ja ci tu łaskawie pozwalam mieszkać. Chyba nie masz pojęcia do kogo mówisz! Gdybym chciał, już dawno skończyłbyś jak dziesiątki turystów każdego roku!

- To mój dom!- Krzyczał dalej, nie rozumiejąc moich słów.

- Pierdol się!

Odwróciłem się na zadzie i ruszyłem biegiem w stronę lasu.

- Nienawidzę cię- usłyszałem oddalający się głos.

Bez problemu mijałem wszystkie drzewa i korzenie na mojej drodze. Słyszałem uciekające zwierzęta, spłoszone moją obecnością. Biegłem z cisnącymi się do oczu łzy.

Przecież mówiłem sobie, że to nie ma sensu! On ma swoje ludzkie życie i ludzkich znajomych. Znalazł sobie jakąś ludzką dziewczynę. Nie mogę zachowywać się jak pieprzony egoista. Nie powinienem denerwować się tylko dlatego, że chciał zaprosić dziewczynę, która mu się podoba do swojego domu. Miał na to prawo. Ja nie miałem prawa się tak na niego wściekać.

Jednak jego słowa bolały bardziej niż można myśleć. Ich prawdopodobny związek był niczym cierń w moim sercu. Ona na niego nie zasługiwała. Nikt na niego nie zasługiwał. Poza mną.

Mój nos nagle wyczuł bardzo intensywną woń. Skutecznie odgoniła ona moje problemy z Kapturkiem na dalszy plan. Wziąłem głębszy wdech. Niedaleko, zaledwie kilka kilometrów na północ, jest ranny. W tym momencie miałem gdzieś, to co sobie obiecałem. Dawno nie jadłem żadnego człowieka, a ktoś zdawał się mnie specjalnie prowokować. Tak, taki posiłek będzie idealny na rozładowanie emocji.

Popędziłem w stronę, z której wydobywał się zapach. Mężczyzna siedział na ziemi trzymając się za nogę. Był dość swobodnie ubrany, nie miał ze sobą żadnego plecaka. To nie turysta, to tutejszy. Szarżowałem na niczego nieświadomą ofiarę. Zobaczył mnie zbyt późno. Z jego gardła wydobył się krzyk, gdy moje zęby zatopiły się w jego ciele. Pożywiałem się szybko i zachłannie. Na szczęście, dla tego mężczyzny, szybko zginął.

W połowie jedzenia doszedł mnie głos innego mężczyzny, do którego po chwili dołączył dużo wyższy, kobiecy. Jednak nasz tubylec nie był sam. Starałem się jak najszybciej dokończyć posiłek. Gdy ludzie znaleźli się w zasięgu mojego wzroku, ruszyłem w dalszy bieg.

Z powrotem zacząłem uciekać przed problemami. Ta mała uczta nie była w stanie na długo pozbyć się Oliviera z mojej głowy. Wszystko wróciło z zdwojoną siłą. Zjedzony człowiek odszedł na trzeci plan.

Zatrzymałem. Nie wiem jak długo biegłem, lecz wiedziałem, że mógłbym biec tak jeszcze przez ponad godzinę. Byłem świeżo najedzony. Rozejrzałem się dookoła. Dotarłem do rzadko odwiedzanych przeze mnie wzniesień. Bardzo oddaliłem się od domu.

Usiadłem i zawyłem. Był to skowyt przepełniony bólem i samotnością. Po chwili dołączyły do mnie inne, zwyczajne wilki. Ich głosy nie były tak silne jak moje. Łzy moczyły moje futro na policzkach. Cała nasza rozmowa coraz bardziej do mnie docierała.

- Powiedział, że mnie nienawidzi.- Stwierdziłem drżącym głosem.

Ja on mógł tak powiedzieć?! A może taka jest właśnie prawda?

- Jestem beznadziejny.

Pociągnąłem nosem i ruszyłem w drogę powrotną. Nie spieszyłem się. Nie chciałem przez przypadek się natknąć na Oliviera. Miałem nadzieję, że kiedy już dotrę na miejsce, on będzie spał. Rano wymknę się przed tym jak się obudzi, by nie musiał mnie oglądać.

Droga zdawała się trwać wiecznie i nie mieć końca. Nadszedł jednak moment, w którym w końcu ujrzałem dobrze mi znaną polanę, na której stał niewielki drewniany domek. Leniwym krokiem posuwałem się do przodu. Po cichu wszedłem na werandę i położyłem się na jej brzegu. Zamknąłem oczy chcąc jak najszybciej zasnąć i oddzielić się grubą linią od rzeczywistości.

Usłyszałem skrzypnięcie drewnianej podłogi. Nie poruszyłem się. Nie wyczuwałem żadnego zagrożenie. Wziąłem głęboki wdech i spróbowałem ponownie znaleźć się w przerwanym śnie.

- Wiem, że nie śpisz.

Podniosłem łeb, spoglądając na niego niemrawo. Z grymasem na twarzy powstałem i ruszyłem z zamiarem oddalenia się od niego. Nie chciałem go drażnić swoją osobą.

- Czekaj!

Jego ręka nagle znalazła się przede mną, próbując uniemożliwić mi dalszą drogę. Sforsowanie tej marnej zapory nie było dla mnie problemem, jednak powstrzymałem się. Stanąłem w miejscu, czekając na wyjaśnienia. Dlaczego nie chcesz dać mi odejść? Przecież mnie nienawidzisz.

- Przepraszam.- Usłyszałem jego szept.

- Co?

- Hajime, przepraszam cię. Ja... za dużo powiedziałem. Byłem zły, ale ja... Ja wcale tak nie myślę.

Nie wierzyłem własnym uszom. Obróciłem się w jego stronę. Jego oczy w kolorze burzowego nieba były szkliste, bliskie płaczu. Poczułem jak jego ciało przylega do mojego. Jego ramiona otulają moją szyję, a twarz chowa się w sierści na mojej szyi. Usiadłem.

- Ja też przepraszam. Nie powinienem tak reagować.- Przyznałem.

Przez jakiś czas jego dłonie naciskały się na mojej sierści. W końcu puścił mnie, spoglądając na mnie smutnym wzrokiem.

- Naprawdę przepraszam.

- Nic się nie stało. Ja też nie zachowałem się w porządku.

Chłopak lekko się uśmiechnął.

- Chodźmy spać. Nie wyśpię się, kiedy nie mam ciebie obok.

Bardzo miło było mi to słyszeć. Wspólnie udaliśmy się do sypialni. Zawsze spaliśmy tak samo. Ja leżałem z prawego brzegu, a on wtulał się w moje plecy. Dzisiaj odwróciłem się do niego przodem. Oparłem pysk na jego głowie. Jego bliskość mnie uspokajała.

*****

Muszę przyznać, że książki, na które nakierowała mnie Amelia były niezwykle ciekawe. Nigdy nie sądziłem, że takie zabobony mnie zainteresują. Nie zajmowałem się wszystkimi legendami i opowieściami, a jedynie tymi, w których występowały wilki. Zwierze to występowało w podaniach wielu różnych kultur.

W Chinach funkcjonował mit, że zaćmienie Słońca następuje poprzez połknięcie go przez wielkiego niebiańskiego wilka. Natomiast inny zakładał, że Turcy i Mongołowie są potomkami szarego wilka. Tego było o wiele więcej. Wszystkie przestawiały te zwierzęta bardzo realistycznie lub nader nieprawdziwy, fantastyczny.

W swych poszukiwaniach natknąłem się jednak na opowieść bez tytułu. To w niej mówiono o wilkach większych niż przeciętne, niezwykle rozumnych i mądrych. Było one też nader okrutne, ich przysmakiem było ludzkie mięso. Na tym jednak nie kończyła się ich niezwykłość, można wręcz powiedzieć, że tu się nawet nie zaczynała. Te niezwykłe zwierzęta potrafiły przybierać ludzką postać.

Zaintrygowało mnie to, jednak podchodziłem to tego dość sceptycznie. Kolejna bajeczka o wilkołakach. Mało tego już powstało? Chyba nic nowego nie wymyślą.

Kiedy tak wczytywałem się w treść, stwierdzałem, że miałem rację. Nic nowego, czego współcześni autorzy już nie wymyślili. Mój umysł jednak uważał tą opowieść za bardziej prawdopodobną, ponieważ znajdowała się w bardzo starej księdze. Głupi ludzki mózg, łatwo daje się zwieść.

Jako że jednak niczego innego ciekawszego nie znalazłem, próbowałem znaleźć więcej informacji o tej opowieści. Pragnąłem znaleźć jej większą i bardziej szczegółową wersję. Jakiś tytuł poświęcony jedynie temu podaniu. Połowicznie mi się to udało.

Według tej opowieści to ludzie byli jakby pierwotną formą, a wilk był formą, którą potrafili przyjmować. Ludzie ci byli nad przeciętnie silni, zwinny, szybcy. Mieli wyostrzony słuch, węch i wzrok. Standard w wszystkich historiach o wilkołakach. Nie byli oni w stanie przełknąć żadnego ludzkiego jedzenie pod żadną z swoich postaci. Rany na ich ciałach goiły się niezwykle szybko. Jednak szczęki drugiego osobnika tego gatunku potrafiły pozostawiać po sobie blizny. No proszę, zrobili z nich oddzielny gatunek. Zarazić można było się poprzez ugryzienie i tylko podczas pełni.

Zamknąłem z hukiem książkę. To niczym się nie różni od wielu książek dla młodzieży o tej tematyce. Równie dużo mogę dowiedzieć się wypytując jakąś psychofankę jakiejkolwiek serii o wilkołakach.

- Wyglądasz na zrezygnowanego?- Usłyszałem znajomy głos.

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Spojrzałem na kroczącą w moją stroną Amelię. Jej długie czarne włosy były związane w wysoki kucyk. Wolałem, kiedy były rozpuszczone.

- Przeglądam, to co mi poleciłaś.

- I jak?- Spytała szczerze zainteresowana.

- Nic nowego. Tego wszystkiego mogłem dowiedzieć się z książek o wilkołakach dla małolatów.

Dziewczyna zaśmiała się wesoło.

- Wskazałam ci ogólnie książki zawierające różne legendy i mity. Sam wybrałeś te o wilkołakach.- Stwierdziła słusznie.- Jednak miałam nadzieję, że zainteresują cię waśnie te. To miało jedynie wzbudzić twoją ciekawość. Zbiór prawdziwej wiedzy na temat w innych książkach.

- Zdajesz się dużo wiedzieć na ten temat.

- Można powiedzieć, że mój ojciec ma świra na tym punkcie i mi się nieco udziela. Tak, dużo wiem. Jednak o wiele ciekawiej jest dowiadywać się wszystkiego samemu.

Rzadko wspominała o swojej rodzinie. Wiedziałem jedynie, że mieszka tu z ojcem. Z matką nie utrzymuje żadnych kontaktów. Teraz wiem, że jej tata to fan wilkołaków. Starsi ludzie nadal wierzą w takie głupoty?

- Słyszałeś, że nasza bestia ponownie zaatakowała?

Zmarszczyłem brwi, obrzucając ją pytającym spojrzeniem. Nie rozumiałem o czym mówiła.

- Ten wilk z lasu. Znowu kogoś zabił. Tym razem to nie był turysta, tylko jeden z mieszkańców.

Poczułem lekkie zaniepokojenie. Chociaż sam nie wierzyłem, że to robota Hajime, jakiś głos wewnątrz mnie mówił, że to jego sprawka. Powinienem z nim o tym porozmawiać. Jednak to chyba będzie musiało poczekać, bo pomimo iż względnie się przeprosiliśmy to nasza znajomość przeżywała coś w rodzaju cichych dni. Oczywiście jak zawsze odprowadzał mnie do miasta i przychodził po mnie, jednak nie odzywał się do mnie ani słowem. Zdawał się w pewien sposób mnie ignorować.

- Rozumiem, że zaproszenie na weekend jest aktualne?- Jej głos wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia.

- Oczywiście, że tak. Nie boisz się? Sama mówiłaś, że w tych lasach grasuje pełno niebezpiecznych zwierząt.

Usłyszałem jej przyjemny śmiech.

- Las jest ostatnim miejscem, którego bym się bała. Nie ważne jakie miałby opinie.- Zapewniła mnie.- Niestety muszę już lecieć. Do zobaczenia jutro.- Pożegnała mnie.

- Do jutra.

Jej obecność zawsze wprawiła mnie w dobry nastrój. Wystarczyło, że minę się z nią na korytarzu, a na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Miałem nadzieję, że Hajime nie zepsuje mi jutrzejszego spotkania.

*****

Przeciągnąłem się leniwie na polanie. Słońce górowało już na niebie. Przyjemny wiatr kołysał lekko drzewami, tworząc przy tym miłą dla ucha melodię. Miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem. Co to mogło takiego być?

Odwróciłem się do tyłu słysząc jakiś szmer. Kapturek wychodził z domu, jakby z zamiarem wybrania się gdzieś. A tego gdzie niosło? Podszedłem do niego. Nie byłem już na niego zły. Musiałem strzelić na kilka dni focha, by dać mu do zrozumienia, że ja też mam jakieś zdanie i uczucia. Czasami miałem wrażenie, jakby całkowicie zapomniał o tych dwóch rzeczach. Za bardzo go rozpieściłem. Jak był mały, czuł do mnie większy respekt.

- Przejdziesz się gdzieś na jakiś czas?

Zmarszczyłem brwi. O co mu chodziło?

- Tak jak mówiłem, zaprosiłem Amelię. Mógłbyś się przejść gdzieś na ten czas? Nie chciałbym, żeby cię przez przypadek zobaczyła.

- No nie wierzę...

Myślałem, że nasza kłótnia, jak i moje późniejsze zachowanie, dobitnie mu uświadomiło, że się na to nie zgadzam.

- Nie ma mowy!- Stawiałem na swoim.- To moje terytorium i mogę na nim przebywać ile chcę! Nigdy nie zgodziłem się na jej przybycie tutaj.

- Nie chcę się z tobą wykłócać.- Chwycił rower i wyszedł z nim na polanę.- Umówiłem się z nią i ona tu przyjdzie, czy tego chcesz czy nie!

- Moje uczucia się dla ciebie w ogóle nie liczą?!

- Proszę cię, zrób to dla mnie i idź gdzieś na ten czas.- Powiedział stanowczo.

Warknąłem wściekle pod nosem. Zerwałem się do biegu i ruszyłem w las, zostawiając go samego. Nie wierzę! Jak on mógł?! Starałem się zapanować nad złością. Zatrzymałem się po przebiegnięciu kilku kilometrów. Chciałem mieć pewność, że jestem wystarczająco daleko od niego.

To był pierwszy raz, kiedy szedł do miasta sam. Zawsze go odprowadzałem. Zawsze.

Jak ja mogłem o tym zapomnieć? Chwila, przecież ja się na to nie zgadzałem. Nie sądziłem, że on naprawdę zamierza ją tu przyprowadzić. Nie zamierzałem ich tam samych zostawiać. Jeśli sądzi, że dam mu trochę prywatności, to się grubo myli. Nie będzie się pieprzył z żadną laską w moim domu, a przede wszystkim w naszym łóżku!

Kiedy udało mi się zapanować nad emocjami, wróciłem do domu. Trzymałem się ukryty w lesie, czekając na ich powrót. Nigdzie mi się nie spieszyło. Miałem czas. Zamierzałem czekać tak długo, jak będzie trzeba.

W duchu liczyłem, że nie zobaczę go z nią. Może jednak pójdzie po rozum do głowy i odwoła to spotkanie? Moje nadzieje zostały brutalnie zniszczone, gdy zobaczyłem Kapturka w towarzystwie czarnowłosej, długonogiej dziewczyny. Ona na pewno nie miała wobec niego dobrych zamiarów. Takie to wykorzystają i porzucą. Nie pozwolę by mój Kapturek skończył z złamanym sercem.

Trwałem w bezruchu, nie chcąc zdradzić im swojej pozycji. Niech Olivier myśli, że pozwoliłem im na to spotkanie. Przez cały czas mierzyłem kobietę morderczym wzrokiem. Była naprawdę ładna, co jeszcze bardziej mnie denerwowało. Resztkami samokontroli powstrzymywałem się przed rzuceniem się na nią i rozszarpaniem jej seksownego ciała.

Usłyszałem trzaśnięcie drzwi. Weszli do środka. Jeszcze przez pewien czas pozostawałem w ukryciu. W końcu powolnym krokiem zbliżyłem się do budynku. Ponownie starałem się ukryć swoją obecność tutaj. Miałem nadzieję, że nie przyjdzie im do głowy wychodzić.

Leżałem, nasłuchując odgłosów z środka. W mojej głowie plątało się tyle myśli dotyczących tej dwójki, że nie byłem w stanie się na niczym skupić. Postanowiłem, że dopóki nie usłyszę niczego niepokojącego, zostanę na swojej obecnej pozycji.

Przez długi czas rozmawiali. Nie mogłem usłyszeć o czym, jednak była to zwykła rozmowa. Po czasie słyszałem jak przemieszczają się do innego pokoju. Ja również się przeniosłem. Rozmowy dziwnie ucichły. To nie wróżyło nic dobrego.

Nie mogłem tam po prostu wparować niczym ojciec pilnujący cnoty swojego córki. Nie mogłem również zajrzeć przez okno, bo moja postać na pewno rzuciłaby się im w oczy. Nic jednak nie powstrzymywało mnie przed krążeniem pod oknem w tą i z powrotem. Byłem niczym rekin polujący na swoją ofiarę. Przy moim wzroście, za każdym razem, gdy przechodziłem obok okna sypialni, musiało być widać moją sierść na grzbiecie.

- Poczekaj chwilę.- Męski głos przerwał ciszę.

Uciekać i udawać, że mnie tu nie było? Nie. Przecież się na to nie zgodziłem. Nic mu nie obiecywałem. Słysząc jak otwierają się główne drzwi, stanąłem w miejscu. Zza rogu wychyliła się głowa Kapturka. Był wyraźnie niezadowolony.

- Co ty tu robisz? Miało cię nie być.

Stałem, spoglądając na niego twardym wzrokiem. Piorunowałem go swoimi srebrnymi ślepiami. Ja się nigdzie nie wybierałem.

- Proszę cię. Idź sobie.

Teraz to prosisz? Szkoda, że wcześniej były to jedynie rozkazy wydawane w moją stronę. Mężczyzna sapnął niezadowolony, po czym ponownie zaszył się w domku. Wrócił do niej. Wymienili kilka zdań niezrozumiałym dla mnie szeptem, po czym ponownie nastała denerwująca mnie cisza.

Wróciłem do swojego nerwowego przechadzania się pod oknem. Dobrze wiedziałem, że Olivier to widzi. Czułem się teraz, jakby moim życiowym celem było przeszkadzanie chłopakowi. Nie mogę pozwolić by między nimi do czegoś doszło. Wiedziałem, że nie zrobi tego z nią, podczas gdy ja byłem tak blisko. A przynajmniej taką miałem nadzieję.

Krążyłem wokół całego domu. Kilka razy wstąpiłem na werandę, by powiadomić ich o swojej obecności. Starałem się mu uprzykrzać życie, na tyle sposobów ile tylko będę w stanie wymyślić. Po długim czasie prowokowania Oliviera, w końcu osiągnąłem swój cel.

- Słuchaj- zaczął nieśmiało.- Moglibyśmy przełożyć to spotkanie na inny dzień.

Dziewczyna nic nie mówiła. Mam nadzieję, że była wściekła.

- Naprawdę cię przepraszam, po prostu...

- Nie ma problemu.- Przerwała mu.- Niedługo mój ojciec znowu planuje gdzieś wyjechać, to może następnym razem uda nam się u mnie spotkać.

Co za przebiegła suka! Rozszarpię ją.

Słyszałem jak się zbierają. Pobiegłem ukryć się w lesie. Cierpliwie czekałem, aż zobaczę ich wychodzących z domu. Gdy znaleźli się na dworze, Olivier zdawał się być przybity, natomiast na jej twarzy widniał pocieszający uśmiech. Widocznie Kapturek bardziej się tym przejął niż ona.

Ruszyli w stronę miasta. Trzymając się w dużej odległości od nich, szedłem razem z nimi. Zamierzałem dopilnować, tego, by wygonił ją z mojego terytorium. Jednak ich droga powrotna wcale nie była taka, jak się spodziewałem. Dziewczyna na początku chwyciła jego rękę. Następnie zaczęła się do niego łasić i bezczelnie flirtować z nim na moich oczach. Myślałem, że wyjdę z siebie i stanę obok.

Nie wytrzymałem, kiedy ujrzałem jak jej wstrętne wargi dotykają policzka mojego Kapturka. Tego było stanowczo za wiele. Zerwałem się do biegu i z warczeniem wydobywającym się z mojej piersi, ruszyłem na idącą przede mną dwójkę. Oboje dość późno zorientowali się o mojej obecności. Mężczyzna oczywiści bohatersko stał przed nią, chcąc chronić tę sukę.

- Rozszarpię ją!- Warczałem.- Nikt nie ma prawa cię dotykać!

Czułem na sobie wzrok Kapturka, który był mieszaniną złości i zdziwienia. Dziewczyna zdawała się nie przejmować w żaden sposób moją obecnością. Patrzała na mnie obojętnym wzrokiem tymi ciemnozielonymi gałami. Była aż tak głupia, by się mnie nie bać?

- Zjeżdżaj stąd!- Odezwał się Olivier.

- Ani mi się śni!

- Haji!- W dalszym ciągu naciskał.- Spierdalaj!

- Niech ta głupia suka stąd spierdala!

- Powiedz mi to w twarz, kundlu!- Dostałem odpowiedź, której się nie spodziewałem.

Zamarłem, słysząc głos dziewczyny. Olivier wydawał się być w równie dużym szoku co ja. Co ona powiedziała? Ona... Nie, przecież nie może mnie rozumieć. Nie jest tym czym ja. Nie pachnie jak wilk. Ona jakby w odpowiedzi na moje zdziwienie, uśmiechała się zwycięsko. A może jednak?

- Spadaj stąd, on jest mój.- Kontynuowałem. Tym razem, jednak kierowałem słowa do dziewczyny.

Ona zbliżyła się do nadal zdziwionego Oliviera i objęła go.

- Zabiję!

- Spróbuj- odparła lekceważąco.

- Rozumiesz...

Uśmiechnęła się w odpowiedzi. Dlaczego? Przecież nie jest jednym z nas.

- Nie jesteś wilkiem. Inaczej pachniesz. Czym jesteś?!

- Co tu się dzieje?!- Odezwał się zdezorientowany Kapturek.

- Powinieneś się jego spytać.- Odpowiedziała mu, wskazując na mnie.- Mieszkasz z niezłym kłamcą, chociaż sądzę, że to jeden z jego mniejszych grzeszków, mam racje?

- Zostaw go w spokoju. Nie mieszkaj go w to wszystko.

- Chyba na to za późno, nie uważasz? Powinien wiedzieć z kim mieszka pod jednym dachem. Dlaczego nie powiesz mu prawdy?

- Jakiej prawdy?!- Pytał zdezorientowany Kapturek.- Co się tu, do cholery, dzieje?!

Olivier patrzał, to na mnie, to na nią. Nie wiedział co się tu dzieje. Nie wiedział, dlaczego ona za mną rozmawia, dlaczego mnie rozumie.

- Oli, chyba przeczytałeś dość dużo, żeby połączyć fakty.- O czym ona mówiła?- Każ temu kłamcy się przemienić i wszystko ci wyjaśnić.

- Przestań!- Próbowałem ją powstrzymać.

- Zostawiam was samych. W razie, gdybyś chciał pogadać na temat tego wszystkiego, wal do mnie śmiało. Nie odpuszczaj. Ukrywa więcej niż ci się wydaje. Nie jest nawet w połowie taki jak sądzisz.

Nie, nie, nie! Dlaczego ona go w to miesza?! Z tym zawsze wiążą się kłopoty. Żaden człowiek nie powinien wiedzieć o naszym istnieniu. Jaki w tym wszystkim ma cel?

- Zostawię was samych, żebyście mogli sobie porozmawiać w cztery oczy. A, właśnie. Hajime, masz pozdrowienia od mojego ojca. Powiedział, żeby ci przekazać: znalazłem cię, staruszku.

Uśmiechnęła się, ucałowała Oliviera w policzek i odeszła. Patrzałem jak oddala się od nas zadowolonym krokiem. Skąd ona o mnie wie, kim jest jej ojciec? W głowie miałem masę pytać, lecz muszę je zostawić na później. Teraz miałem większy problem, a mianowicie- Kapturek.

- O czym ona mówiła?- Spytał słabym głosem.

- Kapturku, proszę, nie słuchaj jej. Chce żeby wszystko było jak dotychczas.

Przez chwilę wpatrywał się we mnie twardym wzrokiem. W końcu pokręcił głową i ruszył w stronę domu. Zaskomlałem i ruszyłem za nim. Wiedziałem, że to wszystko nie skończy się dobrze. Sprowokowała go i teraz będzie dociekał prawdy.

W ciszy dotarliśmy do domu. Mężczyzna wszedł do środka zatrzaskując za sobą drzwi. Naprawdę nie jest dobrze. Dostałem się do środka i udałem się do pokoju, służącego jako salon. Olivier przechadzał się nerwowo przed kanapą.

- Kapturku...

- Możesz mi wyjaśnić kim jesteś?! Ona cię rozumiała!

Mądry chłopak łączy fakty. Sam widzi, że coś tu jest nie tak.

- Proszę, odpuść ten temat. Jest dobrze jak jest.

- Przemień się- powiedział wprost.

- Co?

- Przemień się!

Nie. Nie mogę tego zrobić. On nic nie rozumie. Tak jest lepiej! Pokręciłem przecząco głową. Mężczyzna jęknął zdesperowany. Był wściekły, czułem to. Chciał znać prawdę, jednak nie wiedział jakie niesie to ze sobą konsekwencje.

- Jak tego nie zrobisz, możesz się stąd wynosić.

Wlepiłem w niego swoje przestraszone ślepia. On żartuje prawda?

- Jeśli ty tego nie zrobisz, ja to zrobię.

Nie!

- Masz tydzień na podjęcie decyzji. Do tego czasu nie pokazuj mi się na oczy.

Wyminął mnie i zatrzasnął za sobą drzwi sypialni, w której się zaszył. Nie wierzyłem własnym uszom. On nie może tego zrobić. Nie może mnie opuścić. Pragnąłem tam wejść, rzucić się na niego i leżeć na nim dopóki nie postanowi odwołać swoich słów i przytulić mnie.

Wyszedłem z domu.    

________________________________

Uuuuu... Nasz Olivier stawia twarde warunki. Jednak robi to ponieważ wierzy, że to co mówiła Amelia było prawdą, czy robi to na ślepo, nie wiedząc niczego? Czy nasz Haji odważy się wrócić do znienawidzonej przez siebie ludzkiej postaci? Na pewno nie będzie to dla niego łatwa decyzja. 

Tak w ogóle to podobał się rozdział? Mam nadzieję, że tak :) Jak sądzicie, jak potoczą się losy naszych bohaterów? Haji ugnie się przed Kapturkiem? I kim tak naprawdę jest Amelia? Przypadkową osobą czy może odgrywa w tym wszystkim jakąś ważniejszą rolę?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top