Rozdział 2

Zacząłem przeszukiwać połowę łóżka w poszukiwaniu telefonu. Mam cię! Chwyciłem go i uciszyłem natrętnie dzwoniący budzik. Wstałem leniwie z łóżka i skierowałem się ku szafie. Mozolnymi ruchami przebrałem się i ruszyłem na dół. Kawa, ona postawi mnie na nogi. Szybko zaparzyłem i wypiłem cały kubek. Trochę lepiej. Rozglądając się ostatni raz dookoła wyszedłem, zamykając za osobą drzwi wejściowe. Chłodne powietrze działało pobudzająco o tej porze. Dobrze chociaż, że wcześniej zamykamy.

Pracę w sklepie żelaznym znalazłem bardzo szybko. Całe szczęście. Musiałem przecież zarobić na utrzymanie siebie i domu. Nie było aż tak źle, a pozwalało mi przetrwać. Większość ludzi wiedziało, gdzie co się znajduję, jednak musiałem standardowo spytać „Mogę w czymś pomóc?". Najczęściej odpowiedź brzmiała nie, chociaż czasami kupujący odpowiadali twierdząco. Dzisiaj panował naprawdę spory ruch. Większość osób kierowała się do działu ogrodniczego. Dzisiejszego wieczoru miała odbyć się Noc Kupały organizowana przez rodzinę Sato. Kobiety kupowały całą masę różnokolorowych kwiatów do robienia wianków. Efekty ich pracy będę miał okazję zobaczyć dzisiaj wieczorem.

Nie za bardzo wiedziałem jakie obrzędy towarzyszą temu świętu. Widać jednak, że wszyscy mieszkańcy byli aktywnie zaangażowani w przygotowania. Ich pozytywny nastrój był zaraźliwy. Nie mogłem doczekać się wieczoru. To będzie również okazja do poznania tajemniczej rodziny organizującej całą uroczystość.

Ruch był duży, więc czas bardzo szybko minął. Nim się obejrzałem przyszła pora zamknięcia sklepu. Wraz z pracownikami ze zmiany zrobiliśmy porządki i każdy z nas udał się do swoich domów. Pogoda nam sprzyjała. Słońce gościło na niebie w towarzystwie kilku białych chmurek dających co jakiś czas chwilę cienia. Wchodząc do domu poczułem, że wewnątrz jest o wiele cieplej niż na zewnątrz. Natychmiast pootwierałem większość okien. Będę musiał pamiętać by przed wyjściem je zamknąć. Siedząc przy obiedzie zastanawiałem się w co powinienem się ubrać. Czy na taką okazje należało przywdziać jakiś specjalny strój? W końcu postanowiłem poradzić się przyjaciela.

- Hej Zumi. Mam takie pytanie, powinienem ubrać coś specjalnego na dzisiejszą noc?- Zapytałem nieco zawstydzony.

- Coś luźnego i wygodnego, żebyś mógł uczestniczyć w zabawach, ale żebyś nie wyglądał jak wieśniak. Rozumiesz o co mi chodzi?

- Raczej tak.- Odpowiedziałem niepewnie.

- Baby stroją się w białe kiecki, ale faceci nie mają jakiś wytycznych.- Wyjaśnił.- Stary, muszę lecieć. Asami czegoś ode mnie chce. Do zobaczenia na miejscu.

- Do zobaczenia.- Rozłączyłem się.

Westchnąłem bezradnie stając przed szafą. Po długich poszukiwaniach w końcu znalazłem coś dla siebie. Czarne spodnie, biała koszulka, a na to luźna koszula. Wieczorem może zrobić się nieco chłodniej. Z ciuchami udałem się do łazienki. Wziąłem długi gorący prysznic. Ciepłe krople spływały po moim ciele doskonale mnie odprężając. Wychodząc podszedłem do lustra. Włosy tuż po kąpieli nabierały jasnobrązowego koloru, podobnego do moich oczu, by po chwili pociemnieć do normalnego brązu. Wytarłem je ręcznikiem i ubrałem się w czyste ciuchy.

Spojrzałem na zegar. Miałem jeszcze trochę czasu. Odświeżony skierowałem się do salonu, skąd przeszklone drzwi prowadziły na podwórko z tyłu domu. Idąc przypomniałem sobie o oknach. Szybko pozamykałem wszystkie, dopóki o tym pamiętałem. Wychodząc na zewnątrz poczułem powiew orzeźwiającego wieczornego wiatru. Wziąłem głęboki wdech zachwycając się zapachem lasu. Zbliżyłem się bliżej granicy wyznaczaną przez wysokie drzewa.

Przypomniałem sobie wczorajszy widok. Zjawiała się tu co kilka dni. Oczami wyobraźni zobaczyłem bestie stojącą przede mną. Znajdowała się nieco dalej ode mnie. Spojrzałem na ziemię jakby w poszukiwaniu śladów. Nic. Tylko mchy, połamane gałązki i trochę niskich roślinek. Żadnych śladów tajemniczego zwierzęcia. Może wczoraj mój zmęczony umysł płatał mi figle?

Zrobiłem małe kółko w przydomowej części lasu. Nie zachodziłem już do domu. Od razu skierowałem się w stronę wzgórza. Po drodze mijałem ludzi zmierzających w tą samą stronę co ja. Całe tłumy kroczyły w stronę rezydencji. Będąc na górze spojrzałem na miasto pogrążone w ciemnościach. W żadnym domu nie paliło się światło. Jedynym jego źródłem był dom będący miejscem obrzędów. Wszystko najwidoczniej miało odbywać się na dworze. Każdy miał okazję pooglądać dom z zewnątrz. Wszyscy tłoczyli się na ogromnym podwórku na tyłach domu.

Spojrzałem na tył budynku. Jego ramiona ustawione były równolegle do siebie. Całość domu zbudowano na planie podkowy lub litery „U". Jeden brzeg podpierał rząd kolumn tworząc wnękę pod którą można było się schronić. Obecnie znajdował się tam szwedzki stół. Wokół niego krążyli kelnerzy, co jakiś czas dostawiając jedzenia oraz zabierając brudne talerze ze stolików ustawionych na zewnątrz.

Rozejrzałem się po pozostałej części posiadłości. Po środku trawnika stało drewno przyszykowane na ognisko. Między nimi znajdowały się również różne zioła. Wokół znajdowało się kilka rzędów ławek dla gości. W rogu posiadłości znajdował się mały staw, z którego odpływał strumień w stronę lasu. Nad wierzchołkami drzew słońce powoli schylało się ku zachodowi.

Ludzi z każdą chwilą przybywało coraz więcej. Zjawiały się całe rodziny. Każda kobieta i dziewczyna miała na sobie białą sukienkę oraz kolorowy wianek na głowie. Mężczyźni ubrani byli bardziej swobodnie. Mieszkańcy witali się radośnie ze znajomymi, a dzieci już rozpoczynały harce ze swoimi rówieśnikami.

Wszyscy spojrzeli na północą część lasu, z której nagle dobiegło wycie wilka. Po chwili dołączyły do niego wycie jeszcze trzech pozostałych kierunków. Każdy głos zdawał się dobiegać z czterech różnych stron świata. Było to zarazem niesamowite i przerażające.

- Zaraz się zacznie.- Podskoczyłem niespodziewanie słysząc znajomy głos.

- Nie strasz mnie tak.

- Co roku przed rozpoczęciem cztery wilki wyją z czterech stron świata. Dziwne, ale tak jest co roku.

- Gdzie Asami?- Spytałem nie widząc jej przy nim.

- Poszła przywitać się z koleżankami. Tam jest- powiedział wskazując ręką dziewczynę, która spojrzała wymownie w stronę swojego chłopaka.- Muszę lecieć. Do zobaczenia później. Przed rozpoczęciem zajmij miejsca w pierwszych rzędach przy ognisku, bo nic nie będziesz widział.

- Okej, na razie.

Oddalił się do swojej dziewczyny. Muszę przyznać, że wyglądała naprawdę ładnie. Nagle wśród ludzi wystąpiło pewne poruszenie. Zaczęli się zbierać wokół grupki trzech osób. Ludzie witali się i wymieniali uśmiechy z mężczyznami. Czyżby gospodarze? Grupka wyglądała dość młodo. Blondyn wyglądający na najstarszego oraz będący najwyższym z nich, wydawał się mieć maksymalnie trzydzieści lat. Zdawał się być najmilszy z całej trójki. Wiek pozostałej dwójki kręcił się wokół dwudziestu kilku lat. Najmłodziej wyglądający chłopak o krótkich czarnych włosach spoglądał na innych z wymuszanym uśmiechem. Był dosyć niskiego wzrostu. Mógł mieć ledwo powyżej metra sześćdziesięciu. Rzucało się to szczególnie w oczy, gdy koło niego stawała jakaś wysoka osoba.

- Hej. Coś smętno wyglądasz.- Usłyszałam nieznajomy głos tuż obok siebie.

Spojrzałem w bok. Mężczyzna niewiele wyższy ode mnie z czupryną w połowie nastroszonych czarnych włosów spoglądał przed siebie. Miał na sobie białą koszulę i czarne spodnie. Po chwili spojrzenie jego błękitnych oczu padło na mnie. Na jego twarzy zagościł przyjazny uśmiech.

- Zamyśliłem się przez chwilę.- Odpowiedziałem.

- Jak dotychczasowe wrażenia?

- Nigdy nie brałem udziału w takich obrzędach. Zebrało się tu naprawdę dużo osób. Widać wszyscy cieszą się z święta.

- Noc Kupały, zwana również sobótką lub palinocką. Święto ognia, wody i księżyca, które mają moc oczyszczenia. Również święto miłości, płodności i słońca. Istnieje pieśń, opowiadająca gdy to pierwszej wiosny po stworzeniu świata, Księżyc wziął ślub ze Słońcem. Kiedy jednak Słońce po nieprzespanej nocy poślubnej wstało i wzniosło się ponad horyzont, Księżyc je opuścił i zdradził z Jutrzenką. Od tamtej pory oba ciała niebieskie są wrogami, którzy nieustannie ze sobą walczą i rywalizują. Najbardziej podczas letniego przesilenia, kiedy noc jest najkrótsza, a dzień najdłuższy.

Patrzałem na niego nieco zdziwiony. W sumie fajnie, że przedstawił mi nieco to święto, bo ja nawet nie wysiliłem się na to by poczytać co nieco o nim. Gość wyglądał na mądrego.

- Ludzie bawią się i świętują. Sama radość. Jeszcze nigdy nie wiedziałem, że w ten dzień, któryś z mieszkańców był smutny lub niezadowolony czy chociażby nie brał udziału w zabawach. Wspaniały widok pojednanego miasta.

- Wszyscy radośni i zadowoleni poza trójką gospodarzy. Wyglądają trochę jakby byli tu za karę. Szczególnie ten kurduplowaty. Patrzy na wszystkich z wyższością i niechęcią jakby mu wydawało się, że jest niewiadomo kim. Bogaty dupek.

Usłyszałem śmiech nieznajomego.

- Masz rację.

Nagle wzrok trójki gospodarzy pad na nas. Poczułem jak zimny dreszcz przebiega mi po plecach. Ten mały, co za lodowate spojrzenie.

- Yasou, chodź tutaj.- Odezwał się najniższy z nich.- Czas zaczynać.

- Już idę, nie musisz się tak drzeć.- Odpowiedział mężczyzna przy mnie nadal rozbawiony.- To na razie, miło było cię poznać.

Zesztywniałem. Co?! On był jednym gospodarzy?! Bosz... A ja przy nim tak o tym kurduplu się wypowiedziałem... Co za wpadka! Czułem, że zaczynam się rumienić. Z zakłopotania zacząłem delikatnie przygryzać wargę. Miałem tylko nadzieję, że nieznajomy nie powtórzy swoim kolegom moich słów.

Widząc ludzi zbierających się wokół nierozpalonego ogniska sam zacząłem podążać w tamtą stronę. Zająłem ostatnie wolne miejsce w pierwszym rzędzie. Gospodarze stanęli przy stosie drewna. Nagle wszystkie światła w rezydencji i wokół niej zgasły. Wszystkich pochłonęła ciemność. Nie było ani jednego źródła światła. Po chwili ujrzałem mały płomyczek, a zaraz cały stos zaczął się palić.

- Niech Noc Kupały się zacznie!

Wszyscy zaczęli radośnie krzyczeć. Wokół ognista pojawiło się kilka kobiet, które zaczęły wokół niego tańczyć. Z czasem kolejne osoby zaczynały się dołączać tworząc kolejne okręgi. Małe dzieci tworzyły własne kółeczka na uboczu. Uśmiechnąłem się na ten widok. Ludzie porozchodzili się. Zapalono tylko niektóre lampy w rezydencji, by to jednak ogniska pozostało głównymi źródłami światła.

Na terenie posiadłości rozpalono jeszcze kilka mniejszych ognisk, które po chwili stały się bardzo oblegane. Ludzie mogli podchodzić do szwedzkiego stołu, pobierać tam kije i kiełbaski, które kelnerzy przynieśli podczas, gdy wszyscy byli skupieniu na rozpoczęciu święta, i przyrządzać je nad ogniskiem. Stoliki pomiędzy ramionami budynku również nie były puste. Jedni odchodzili najedzenie i dołączali do zabaw, a inni szli odpocząć i zjeść coś, zajmując ich miejsca. Kelnerzy musieli naprawdę sprawnie działać.

W końcu i mnie zaproszono do tańców. Biegałem z nimi wokół ogniska, śpiewając z nimi radosne pieśni o zdrowiu, miłości i szczęściu. Z boku to wszystko mogło wyglądać jak jakieś dziwne obrzędy obłąkanych ludzi, lecz zabawa była wspaniała.

W końcu zmęczony odszedłem kawałek na ubocze. Zainteresowało mnie zbiorowisko przy stawie. Znajdowało się tam kilka małych źródeł światła. Podszedłem bliżej by się temu przyjrzeć. Młode dziewczyny kładły wianki na wodzie. W środek wetknięte miały palące się łuczywo. Wianki płynęły z nurtem strumienia. Poszedłem chwilę za ich śladem. Kawałek dalej w dole czekali młodzi chłopcy, którzy próbowali je złapać. Jeśli któremuś się to udało szedł z nim na górę i odnajdywał właścicielkę wianka. Z pewnej strony było to urocze.

Wróciłem do centrum zabaw. Trwały one przez kilka godzin po zachodzie słońca.

- Dobrze się bawisz?- Ponownie usłyszałem głos należący do nieznajomego.

- Tak.- Odpowiedział krótko.- Przepraszam, za to że tak źle wyrażałem się o...

- Nie przepraszaj, nie ma za co.- Powiedział z uśmiechem.- Nawet nie wiesz ile miałeś w tym racji. Podoba ci się Noc Kupały?

- Nie spodziewałem się, że będzie tak fajnie.

- Tutaj widać, że i bez alkoholu ludzie potrafią się bawić. Chociaż czasami odrobina nie zaszkodzi.- Mówiąc to puścił do mnie oko.- Chodź, usiądźmy przy jednym z ognisk.

Udałem się za nim. Wybrał jedno z trzech ognisk przy których nikt nie siedział. Spoczęliśmy na ławce. Nieznajomy wyprostował nogi i odchylił się lekko do tyłu spoglądając w gwieździste niebo.

- Nie widziałem cię wcześniej w mieście. Jesteś nowy? Zamieszkałeś w tym domku przy lesie w południowej części miasta?

- Tak.- Odpowiedziałem nieco oszołomiony.- Skąd to wszystko...

- Trochę zgadywałem, a trochę się domyśliłem.- Na chwilę zamilknął.- Nie przedstawiłem się!- Wykrzyknął jakby dopiero sobie przypominając.- Jestem Yasou.

- Hajime.- Podałem mu dłoń.

Miał pewny i mocny uścisk dłoni. Z powrotem powrócił do oglądania gwiazd. Sam skusiłem się by na nie zerknąć. Niebo wyglądało pięknie. W mieście się tego nie zobaczy. Nie było tutaj żadnych świateł, które mogły by rozpraszać ich blask. Zdawało mi się, że mogę nawet dostrzec drogę mleczną. Niesamowite!

- Dookoła tylko las, żadnych świateł miast. Tylko gwiazdy na niebie. Ciężko teraz o takie widoki.- Odezwał się marzycielskim tonem.

- Racja. Wyglądają dosyć tajemniczo.

- Ludzie szukają tajemnic w gwiazdach sami nie widząc ile ich jest wokół nich.

Spojrzałem na niego ciekawskim wzrokiem. Co on ma na myśli? Dopiero teraz udało mi się zauważyć szczegół, który wcześniej umknął mojej uwadze. Musiałem go widzieć z innego profilu. Na jego prawym policzku rozciągała się blizna. Nie była szpecąca, lecz dobrze widoczna. Dwie ukośne kreski. Yasou również przeniósł swój wzrok na mnie. Zesztywniałem, kiedy jego twarz zbliżyła się do mojej. Czułem przyspieszone bicie swojego serca.

- Weźmy taki las. Skrywa więcej tajemnic niż ci się może wydawać.- Wyszeptał mi wprost do ucha.

Jego gorący oddech na mojej szyi wywołał na moich ciele dreszcz.

- Oddychaj.- Wyszeptał nie oddalając się ode mnie.

Dopiero po jego słowach zauważyłem, że przez cały czas wstrzymywałem oddech. Napełniłem płuca powietrzem przesiąkniętym zapachem ogniska.

- Nie zarywaj tak nocy przed biurkiem.- Wyszeptał po czym wyprostował się, wstał i odszedł.

Przez chwilę nie byłem w stanie się ruszyć. Moje spojrzenie podążało za odchodzącym Yasou. Szedł pewnym siebie krokiem z rękoma w kieszeni. Nie miałem pojęcia co miały oznaczać jego słowa. Były przerażające i intrygujące jednocześnie.

Z zamyślenia wyrwali mnie ludzie zbierający się przy głównym ognisku, które zdążyło znacznie zmniejszyć swój płomień. Pary oraz pojedynczy ludzie zaczęli skakać przez ognisko. Niektórzy tylko się im przyglądali, ciesząc się za każdym razem, gdy ktoś przeskakiwał nad niewielkimi płomieniami.

- Noc Kupały dobiega już końca.- Usłyszałem za sobą Zumiego.- Podobało się?

- Oczywiście. Nigdy w życiu w czymś takim nie uczestniczyłem.

- W przyszłym roku będzie powtórka z rozrywki. Co roku jest prawie to samo, jednak bawisz się za każdym razem równie świetnie co za pierwszym.

Jeszcze przez jakiś czas patrzeliśmy na ludzi skaczący ponad płomieniami. W końcu ruszyliśmy w stronę bramy jak większość. U wyjścia stała cała rodzina Sato żegnając się z gośćmi. Czułem na sobie zadowolone spojrzenie Yasou. Przez chwilę miałem wrażenie, że ponownie puścił do mnie oko. Szybko odwróciłem wzrok, skupiając się na wydostaniu się z posiadłości.

W drodze powrotnej to Asami miała najwięcej do powiedzenia. Wyglądało jakby w ogólnie nie była zmęczona. Przyjrzałem się jej przez chwilę. Jej czarne włosy ginęły w mroku nocy. Delikatnie ciemniejsza cera ślicznie kontrastowała z bielą sukienki. Jak na kobietę była nawet ładna. Ale nie mój typ. Można wręcz powiedzieć, że nie moja płeć.

- Do zobaczenia!- Wykrzyczała dziewczyna na rozstaju naszych dróg.

- Cześć, stary.

- Cześć!- Pożegnałem parę.

Każde z nas poszło w swoją stronę. Sąsiednie domy miały zgaszone światła. Albo nie wrócili, albo domy były opuszczone. Z każdym dniem zaczynałem coraz bardziej wierzyć w tą drugą wersję. Mieszkam tu tydzień, a ani razu nie widziałem sąsiadów. W ich domkach nigdy nie paliło się światło. Jedyne co nie zgadzało się z tą teorią było zadbane podwórko.

Wszedłem do domu. Było cicho i ciemno. Poczułem jak dotyka mnie samotność. Na chwilę wyszedłem przed dom. Spojrzałem na las. „Skrywa więcej tajemnic niż ci się może wydawać", usłyszałem głos w głowie. Próbowałem się zastanowić nad tymi słowami, lecz mój mózg odmawiał współpracy. Wróciłem do środka i usiadłem na kanapie w salonie przed telewizorem. Ściszyłem głos, by dawał on minimum do tego by usłyszeć co się dzieje na ekranie. Czułem jak moje oczy powoli same się zamykają. Położyłem się na boku i naciągnąłem na siebie koc.


Otworzyłem lekko zaspane oczy. Raził je obraz z telewizora mówiący, że program na tym kanale powróci o godzinie piątej trzydzieści. Podniosłem się lekko. Miałem jakieś dziwne przeczucie, coś było nie tak. Rozejrzałem się dookoła. Wszystko było na swoim miejscu. Zesztywniałem, kiedy u dołu okna zobaczyłem włosy grzbietowe jakiegoś zwierzęcia. Kierował się ku rogowi domu. Po chwili zawrócił. Czułem jak moje serce bije jak oszalałem. Nagle postać zwierzęcia pojawiła się w drzwiach prowadzących na tyły domu. Bestia wąchała miejsce, w którym niedawno stałem. Teraz, gdy zwierzę stało spokojnie z łbem opuszczonym na dół mogłem mu się przyjrzeć. Nie miałam wątpliwości. To był wilk! Wilk mierzący jakieś metr piętnaście wysokości! Miał karmelowo-brązową sierść, nieco czarną na grzbiecie i pysku, a jaśniejszą na brzuchu i łapach.

Znowu zauważyłem iż wstrzymuje oddech. Wziąłem głęboki wdech starając się uspokoić. Zwierzę nagle podniosło łeb i nastawiło uszu. Po chwili ogromna głowa skierowała się w moją stronę. Niby nie powinno się patrzeć w oczy zwierzętom, jednak ja nie mogłem się powstrzymać. Wilk posiadał prawe oko błękitne, a lewe złotawo-brązowe. Wiedziałem, że pomimo panującego mroku widzi mnie i patrz prosto na mnie. Oboje pozostawaliśmy nieruchomi.

Nagle paszcza zwierzęcia otworzyła się. Było to długie, przeciągłe ziewnięcie. Miałem wtedy okazję w słabym świetle zobaczyć jego uzębienie. Nikt nie chciałby stanąć na drodze tych szczęk. Jego spojrzenie powróciło na mnie. Podszedł nieco bliżej szklanych drzwi. Ogon z tyłu latał na boki, a przednia łapa skrobała do drzwi. Chciał tu wejść. Dla tak ogromnego zwierzęcia nie byłoby problemem rozbicie szklanych drzwi i dostanie się do środka.

Nagle poczułem się kompletnie bezbronny. Wstałem powolnymi krokami, kierując się w stronę schodów na górę. Kiedy tylko zwierzę ujrzało mnie całego, zaczęło raźniej machać ogonem oraz wywaliło język luźno poza pysk. Dlaczego taka bestia wyglądała i zdradzała tak przyjazne nastawienie?! W końcu udało mi się dotrzeć do schodów. Wbiegłem po nich na górę i skierowałem się wprost do gabinetu. Od razu przykleiłem się do okna szukając zwierzęcia. Wilk stał na granicy lasu i mojego podwórka. Patrzało wprost w moją stronę. Nagle podskoczyło lekko w górę, po wylądowaniu miało opuszczoną przednią część ciała na sztywnych łapach, wilk pisnął i wbiegł do lasu.

Co to wszystko ma znaczyć?! Przecież taki rozmiar wilka zaprzecza prawom natury! To jakiś mutant! Jednak nie mogłem zaprzeczyć, że wilk zdawał się być bardzo przyjacielski. Może tylko mnie tak zwodził, lecz czy zwierzę jest zdolne to takich intryg?

Jeszcze chwilę stałem przy oknie, jakby upewniając się, że zwierzą odeszło. Wróciłem do przerwanego snu, tym razem w sypialni.


Przetarłem zmęczoną twarz. Jak przed Nocą Kupalną ludzie walili do sklepu drzwiami i oknami, tak teraz wszystko świeciło pustkami. Wraz z kolegami opieraliśmy się znudzeni o ladę. Tylko, gdy rozbrzmiewał dzwonek zwiastując przybycie klienta, prostowaliśmy się i przywdziewaliśmy na twarz serdeczny uśmiech. Przed południem, czyli pod koniec naszej zmiany, zjawił się kierownik.

- Nie mam dobrych wiadomości. Będziecie musieli popracować trochę po godzinach.

Wszyscy popatrzeliśmy po sobie z niezadowoloną miną.

- Rodzina Sato właśnie złożyła u nas zamówienie prosząc o szybką dostawę. Zaoferowali ładny napiwek dla sklepu, więc nie było jak odmówić. Może i wam uda się co nieco zarobić.

- Czyli pakujemy na wóz, wieziemy, zostawiamy i wracamy?

- Tak. Chyba, że będą coś mieli dla was coś do roboty na miejscu, to nie odmawiajcie.

Westchnęliśmy bezradnie.

- To co oni tam zamówili?- Spytał jeden z pracowników.

Kierownik podał nam listę i udał się do swojego biura. Z współpracownikami zacząłem ładować wszystkie rzeczy z listy na pakę samochodu dostawczego. Większość były to rośliny lub akcesoria ogrodnicze. W ciągu pół godziny zapakowaliśmy wszystko i wyruszyliśmy. W sklepie został tylko jeden pracownik, on jako jedyny wróci do domu o normalnej porze. Na miejsce dotarliśmy w ciągu kilku minut. Już czekała na nas otwarta brama. Wjechaliśmy parkując na końcu kamiennego parkingu.

Rozejrzałem się po posiadłości. Wszystko wyglądało całkiem inaczej. Wcześniej było tu pełno ludzi, miejsca na ogniska, ławki. Teraz cała ta przestrzeń świeciła pustymi. Była jedynie zielona trawa. Nie było nawet śladów po przebytym święcie.

Czekaliśmy, aż ktoś się zjawi. W końcu z frontowych drzwi wyszło dwóch mężczyzn. Yasou w towarzystwie wysokiego blondyna, zmierzali w naszą stronę. Chłopak z czupryną czarnych włosów kroczył pewnym krokiem z uśmiechem na twarzy. Taki jak go zapamiętałem. Jego towarzysz trzymał się lekko z tyłu, wyglądał na mniej pewnego siebie.

- Witam panowie. Przepraszam, że was tak wyciągnęliśmy pewnie pod koniec zmiany.- Odezwał się niższy.

- Nic się nie stało.- Odpowiedział kierowca.

- Murai pokaże wam, gdzie odłożyć wszystkie rzeczy.

- Niech jeden was pójdzie ze mną.- Odezwał się blondyn.

Jego głos brzmiał bardziej pewnie niż sądziłem. Teraz sam w towarzystwie jednego z pracowników wyglądał na bardziej śmiałego. Widać jedynie na tle swojej rodziny zdawał się być nieśmiały i niepewny. Zostałem sam z Yasou i jednym z pracowników. Cieszyłem się, że nie zostaliśmy sam na sam. Po chwili wrócił kolega z pracy i wyjaśnił, gdzie mamy wszystko zostawić. Wzięliśmy się do roboty. Zaczęliśmy nosić rośliny oraz inne zamówione rzeczy i zostawiać w wyznaczonym miejscu. Murai i Yasou stali i przypatrywali się nam przez cały czas. Czułem na sobie jego wzrok, było to nieco krępujące. Po skończonej robocie wszyscy stanęliśmy przed członkami rodziny Sato.

- Dziękuję panowie. Oto zapłata za zamówienie z napiwkiem dla sklepu, a to dla was, za to, że musieliście robić po godzinach.

Na twarzach wszystkich zagościły uśmiechy na wieść o napiwku. Yasou wręczył jednemu z pracowników zapłatę za całą robotę, a następnie każdemu z nas składał na ręce napiwek. Nim odwrócił się ode mnie puścił mi oczko. Poczułem się nieco zmieszany. Schowaliśmy banknoty do kieszeni i wróciliśmy do samochodu. W sklepie szybko załatwiliśmy sprawy związane z zrealizowanym zamówieniem i udaliśmy się do domów.

Na miejscu wyciągnąłem wszystko z roboczych spodni. Spojrzałem na banknot oraz karteczkę, którą dostałem wraz z nim. Był na niej zapisany numer telefonu. Poczułem przyśpieszone bicie swojego serca. Zostawiłem na chwile tę sprawę i udałem się do kuchni zapełnić pusty żołądek. Nie było sensu myśleć na głodniaka.

Do wieczora nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Przysiadłem przy książce, pograłem na komputerze, jednak nie mogłem znaleźć niczego, nad czym miałbym ochotę dłużej posiedzieć. Gdy rozbrzmiał dzwonek, spojrzałem podejrzanie na telefon. Uśmiechnąłem się widząc, kto próbuje się ze mną skontaktować.

- Cześć.

- Długo się nie odzywałeś. Co tam u ciebie słychać?- Spytał troskliwym głosem.

- Wszystko dobrze. Niedawno w mieście była obchodzona Noc Kupały. Naprawdę wspaniałe święto. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem.

- Cieszę się. A jak w domu? Znalazłeś pracę?

- Tak, pracuję w sklepie żelaznym. Może nic nadzwyczajnego, ale zarabiam i starcza na wszystko.- Wytłumaczyłem.- A jeśli chcesz wiedzieć jak w domu to musisz mnie odwiedzić.- Powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem.

- Postaram się. Tak w ogólnie nie mam twojego nowego adresu.

- Przepraszam, prześlę ci esemesem jak tylko skończymy rozmowę. Tak wypytujesz co u mnie, ale nie mówisz jak ty sobie teraz radzisz.

- Trochę samotnie. Większość czasu spędzam sam w moim nowym mieszkaniu.

Skrzywiłem się. Ojciec znów zamyka się w sobie.

- Proszę odwiedź mnie nie długo.

- Postaram się.- W jego głosie słyszałem wahanie.- Muszę kończyć. Zadzwonię jeszcze któregoś dnia.

- Dzwoń, kiedy tylko zeszczesz.- Powiedziałem wesoło.

Pożegnaliśmy się i zakończyliśmy rozmowę. Wysłałem mu szybko wiadomość z moim adresem. Wiedziałem, że nie ma nic do zrobienia. Zakończył by nie musieć wysłuchiwać moich kazań lub próśb by tu przyjechał. Rozłożyłem ręce leżąc na łóżku.

Kątem oka dostrzegłem karteczkę. Nie wiedziałem co powinienem zrobić. Chwyciłem ją w dłonie i uniosłem nad twarzą. Wpatrywałem się w nią jakbym oczekiwał od niej jakiejś odpowiedzi. Sięgnąłem po telefon i niepewnie wystukałem numer z kartki. Minęło kilka minut zanim odważyłem się nacisnąć „połącz". Pierwszy sygnał... drugi... A może jest już za późno? Już chciałem się rozłączyć, kiedy usłyszałem jego głos.

- Już się bałem, że nie zadzwonisz.

Zesztywniałem.

- Nie odzywasz się. Wydajesz się być lekko zaskoczony. Liczyłeś, że nie odbiorę?

Nie byłem w stanie wydobyć z siebie żadnego słowa. Wsłuchiwałem się w jego spokojny głos.

- Pewnie zastanawiasz się, dlaczego dałem ci swój numer. Co powiesz na to, by jutro spotkać się w kawiarni i porozmawiać?

Porozmawiać? O czym on chciał ze mną rozmawiać? Nie wiedziałem, do czego dąży w swoich działaniach.

- Którą jutro masz zmianę? Moglibyśmy się spotkać wieczorem, chyba że pracujesz.

- Ma-mam wolne.- Udało mi się wyjąkać.

- To świetnie. Przyjdę po ciebie wieczorem. Do zobaczenia.- Ostatnie zdanie wypowiedział innym tonem.

Usłyszałem sygnał oznaczający, że połączenie zostało zakończone. Przekręciłem się na brzuch i schowałem twarz w poduszce. O co tutaj chodzi?! Dlaczego sam jego głos tak na mnie działał? Przez chwilę turlałem się po łóżku. W końcu zmorzył mnie sen. Jednak coś tchnęło mnie do udania się do gabinetu. Stanąłem przy oknie. Poczułem się nieco rozczarowany. Chyba w głębi pragnąłem ponownie zobaczyć zwierzę, które od kilku dni mnie odwiedzało.

Już miałem odejść, kiedy zobaczyłem jakiś ruch na granicy lasu. Ponownie przylgnąłem do zimnej szyby. Wilk! Tylko, że nie ten. Beżowy wilk z nieco ciemniejszą sierścią na grzbiecie był niższy od mojego, lecz nadal był duży ponad normę. Patrzył w moją stronę badawczym wzrokiem, co jakiś czas przekrzywiając łeb. W końcu kichnął, na co lekko się uśmiechnąłem. Po chwili obok niego zjawił się nieco większy ciemnoszary towarzysz. Zwierzęta spojrzały po sobie. Wzrok nowoprzybyłego padł na mnie. Podniósł wargi ukazując szereg ostrych kłów. Warczał. Po chwili zniknął, a wraz z nim mniejsza bestia. Co to ma być?! Wszystkie wilki w okolicy to ogromne mutanty?! Wróciłem do sypialni i zaszyłem się pod kołdrą.


Budzik? Nie przestawiłem go wczoraj? Chwyciłem i bez patrzenia nacisnąłem miejsce, gdzie znajdował się napis „drzemka". Po chwili dźwięk telefonu znowu rozbrzmiał. Podniosłem się i spojrzałem na niego. To nie był budzik, ktoś próbował się ze mną skontaktować.

- Nie masz co robić tylko ludzi budzić.- Odezwałem się na wejściu.

- Budzić? Stary, jest prawie dwunasta. Ładnie sobie pospałeś.- Śmiał się.

Że niby która?! Zerknąłem na zegarek wiszący na ścianie. Zumi miał racje. Była za piętnaście dwunasta. Jakim cudem tak długo spałem?!

- Dzwonie, bo jutro wieczorem wybieramy się z chłopakami do baru. Muszę mieć odpowiedź na już. Piszesz się czy wymiękasz?

- Jeszcze raz, kiedy?- Byłem zaspany i z trudem przyswajałem informacje.

- Jutro wieczór, chlanie w klubie.- Powtórzył.

- Zgoda, idę z wami.

- Fajnie. Przyjdziemy po ciebie. Do zobaczenia.

- Cześć.

Rozłączyłem się i ciężko opadłem na materac łóżka. Dobrze, że Zumi zadzwonił. Inaczej sam nie wiem, o której bym się obudził. W samych spodniach od piżamy skierowałem się do kuchni na spóźnione śniadanie lub wczesny obiad. Zjadłem, przy akompaniamencie ptaków, których dźwięk wpadał przez uchylone drzwi w salonie.

Po posiłku wybrałem się na krótki spacer po lesie. Pogoda była naprawdę ładna, jednak chmury nadciągające z północy nie wyglądały zbyt przyjaźnie. Później mogą nas uraczyć deszczami. Chociaż ostatnie dni były na tyle ciepłe i suche, że trochę deszczu by nie zaszkodziło. Podczas ostatnich wędrówek zapuszczałem się coraz dalej w las. Parę dni temu odkryłem, że w cale nie tak daleko płynie sobie strumień. Musiał mieć on swój koniec w małym jeziorku w południowej części miasta. Poza tym las był zupełnie dziki, piękny, nie zniszczony przez człowieka. Któregoś dnia udało mi się nawet zobaczyć skaczące łanie. Spacerując tutaj można było całkowicie się wyciszyć i uspokoić.

Wróciłem do domu, kierując się prosto do łazienki. Wziąłem odświeżający prysznic. Z samym ręcznikiem na głowie udałem się do sypialni, gdzie stanąłem przy szafie szukając ubrań na wieczór. Co powinienem na sobie włożyć? W końcu ubrałem coś ładnego, nie eleganckiego, ale też nie zwyczajnego. W takich chwilach przydałaby się ręka kobiety. Może i byłem gejem, lecz na modzie się kompletnie nie znałem. Nie wiedziałem co należy ubrać na jakie okazje, czy coś pasuje do siebie oraz czy dany zestaw możemy zaliczyć do codziennego, eleganckiego czy wyjściowego. Musiałem kierować się przeczuciem i instynktem.

O godzinie siódmej rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Wziąłem głęboki wdech ostatni raz przeglądając się w lustrze. Włosy odmawiały współpracy, więc miałem brązowy artystyczny nieład na głowie. Cała reszta wyglądała przyzwoicie. Zszedłem na dół w kierunki drzwi. Dlaczego się tak stresuję spotkaniem z nim? Przecież idziemy do kawiarni na zwykłą rozmowę.

- Świetnie wyglądasz.- Przywitał mnie z uśmiechem na ustach.

- Ty również.- Odpowiedziałem całkiem szczerze.

Wyszedłem zamykając za sobą drzwi. Pozwoliłem mu się prowadzić w nieznane. Nie wiedziałem dokładnie, do którego lokalu zmierzaliśmy. Przez całą drogę uśmiech nie schodził z jego twarzy, lecz nie odezwał się ani słowem. Kawiarnia okazała się być niemal pusta. Zajęliśmy miejsce przy jednym z wielu wolnych stolików. Niemal natychmiast podeszła do nas kelnerka.

- Co państwu podać?- Odezwała się z sztucznym uśmiechem na twarzy.

Każdy z nas złożył zamówienie, kobieta zapisała wszystko w notesiku po czym zniknęła za drzwiami kuchni. Wróciła do nas bardzo szybko niosąc wszystko na tacy.

- W razie potrzeby, proszę wołać.- Zwróciła się do nas i odeszła.

Widziałem jak rzuca siedzącemu naprzeciwko mnie mężczyźnie ukradkowe zalotne spojrzenia, lecz on całkowicie ją ignorował.

- Dziękuję za zaproszenie.- Odezwałem się przerywając ciszę.

- Nie ma za co. Byłem ciekaw czy odezwiesz się pierwszy.- Powiedział z rozbawieniem.- Jak ci się podobała Noc Kupały?

- Nigdy nie uczestniczyłem w czymś podobnym. To było coś niesamowitego.

- To było również moje pierwsze święto tutaj.

- Podczas naszej rozmowy tamtego dnia nie odniosłem takiego wrażenia.- Powiedziałem po czym ugryzłem się w język.

- Można powiedzieć, że wcześniej kilka razy oglądałem obchody tego święta z boku. Pierwszy raz tak naprawdę brałem w nich udział.- Wyjaśnił spokojnym tonem.- Co najbardziej ci się podobało?

- Wszystko było niesamowite, ale atmosfera tam panująca była w pewien sposób szczególna. Niesamowite było to wycie wilków na początku. W sumie nie wiedziałem, że w tych lasach są wilki.- Zagadnąłem, by nie wypytywać go wprost o te bestie.

- Jest ich niewiele. Mała wataha ma tutaj swoje terytorium.

- Mieszkańcy nie obawiają się ich? Nie boją się, że któregoś razu wtargną na teren miasteczka?

- To ich pytaj, nie mnie.- Zaśmiał się.- Z tego co wiem mało kto zapuszcza się w te lasy, pewnie one są tego powodem.

Trwaliśmy przez krótką chwilę w ciszy, robią sobie małą przerwę na skonsumowanie ciasta i zamówionej kawy. Obie rzeczy były przepyszne.

- Dlaczego dałeś mi swój numer telefonu?- Zebrałem się w końcu na odwagę by zadać to pytanie.

- Proste, żebyś do mnie zadzwonił.- Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech, z którym było mu do twarzy.

- Dlaczego chciałeś bym do ciebie zadzwonił?

- Żeby zaprosić cię do kawiarenki na kawę i ciastko

Jego odpowiedzi zaczynały mnie irytować.

- Dlaczego zaprosiłeś mnie na kawę?- Spróbowałem ostatni raz.

- Bo mi się podobasz.

O mało co nie zakrztusiłem się właśnie pitym napojem. Co on powiedział?! Kątem oka dostrzegłem, że kelnerka zerknęła w naszą stronę. Nie słyszała jego słów, a jedynie moje zakrztuszenie się. Spojrzałem na niego zdziwionym wzrokiem. Patrzał na mnie spokojnym, zadowolonym i pewnym siebie wzrokiem. Czułem przyśpieszone bicie swojego serca.

- Znowu milczysz.- Odezwał się.- O czym teraz myślisz? Co czujesz?

- Sam nie wiem. Zaskoczyłeś mnie.

- Zapewne. Zabawnie przez chwilę wyglądałeś.- Ani przez chwili nie spuszczał mnie z oczu.- Jednak mówię całkowicie poważnie.

Nie wiedziałem co powiedzieć, ani nawet co myśleć. Widzę go zaledwie trzeci raz. Muszę jednak przyznać, że za każdym razem na jego widok moje serce przyśpiesza swój rytm. Nie można było zaprzeczyć, był pociągającym, przystojnym mężczyzną. Coś pchało mnie w jego stronę, lecz jednak była jakaś cząstka mnie, która miała co do niego obawy. Drgnąłem niespokojnie, kiedy usłyszałem grzmot burzy za drzwiami. Obejrzałem się w ich stronę. Było już niemal całkowicie ciemno.

- Odprowadzę cię do domu.- Zaoferował nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.

Yasou zapłacił rachunek przy kasie, po czym wrócił do mnie. Razem wyszliśmy z lokalu. Nie minęło nawet pięć minut, kiedy rozpętała się ulewa. Biegiem skierowaliśmy się w stronę mojego domu. Nim do niego dobiegliśmy byliśmy już cali mokrzy. Zatrzymaliśmy się pod zadaszonym wejściem do domu. Yasou śmiał się przez połowę drogi i nadal nie mógł przestać. W końcu jednak się uspokoił.

- Wejdź. Przebierzesz się w jakieś suche ciuchy. Nie puszczę cię do domu w takim stanie.

Skinął pogodnie głową i wszedł za mną do środka.

- Poczekaj chwilę, zaraz coś przyniosę.

Ściągnąłem przemoczone buty i szybko udałem się na górę. W pierwszej kolejności szybko przebrałem się w suche ubrania. Nie chciałem robić kałuż w całym domu. Następnie poszukałem jakiś ubrań pasujących na Yasou. Był nieco wyższy ode mnie, więc ubrania będące na mnie delikatnie za duże powinny być na niego w sam raz. Niosąc je oraz suchy ręcznik powróciłem na dół do czekającego na mnie gościa.

Stał odwrócony do mnie tyłem. Podszedłem do niego. Kiedy miałem dotknąć jego ramienia dając mu znać o swojej obecności, on odwrócił się. Nie zdążyłem zareagować. Jedną ręką chwycił mnie w pasie delikatnie przyciągając do siebie, drugą podniósł moją brodę do góry robiąc sobie lepszy dostęp do moich ust. Stałem niczym sparaliżowany. Pachniał lasem.

- Dziękuję za ubrania.

Oderwał się ode mnie i podniósł je z ziemi. Nawet nie wiem, w którym momencie je upuściłem. Yasou odszedł, a ja cały czas stałem w tym samym miejscu nie mogąc się poruszyć. Kiedy usłyszałem zamykające się drzwi łazienki, podszedłem do kanapy siadając na niej. W głowie przetwarzałem wszystko, to co się dzisiaj stało. Poczułem gorący oddech na swoim karku.

- Dlaczego się tak zachowujesz?- Spytałem.

- Zadajesz strasznie dużo pytań.

Okrążył kanapę i zajął miejsce koło mnie.

- Dajesz mi ku temu powody.- Odezwałem się w odpowiedzi na jego słowa.

- Słuchaj, jestem bezpośrednim, szczerym gościem. Bardzo mi się podobasz i okazuję to.

- Jeszcze nie spotkałem kogoś tak śmiałego i pewnego siebie.

- Nie miałeś do czynienia z Kaoru.- Zaśmiał się.- Tylko on posiada te cechy w znaczeniu negatywnym, a ja w pozytywnym.

Zawiesił rękę na moim ramieniu. Może zabrzmi to dziwnie, ale imponowała mi jego pewność siebie. Normalnie wziąłbym gościa za dziwnego typa i oskarżył o molestowanie. Jednak coś mnie do niego przyciągało. Przybliżył twarz do mojej. Ponownie poczułem dotyk jego miękkich warg. Odwzajemniłem pocałunek. Czułem przeszywający mnie dreszcz. Kiedy odsunął się ode mnie, pokręcił krótko głową.

- Muszę już iść.- Powiedział wstając z kanapy.

Odprowadziłem go do drzwi. Nadal padało. Zdjąłem parasol z górnej półki w korytarzyku i podałem mu go. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się we mnie w milczeniu.

- Parasol. Teraz będę miał pretekst, żeby się z tobą spotkać.

Puścił mi oko i ruszył w drogę. Przez chwilę odprowadzałem go wzrokiem. Kiedy zniknął mi z oczu, wróciłem do środka. Skierowałem się od razu do łazienki. Wziąłem mokre ubrania, które zostawił i rozwiesiłem je w łazience na górnym piętrze, gdzie znajdowała się suszarka. Przysunąłem ją bliżej grzejnika by rzeczy szybciej wyschły.

Swoje kroki skierowałem do gabinetu. Rozsiadłem się wygodnie przed biurkiem uruchamiając laptopa. Przez czas uruchamiania wyglądałem za okno. Widok lasu przesłoniły strugi deszczu. W głowie powrócił widok wilka spoglądającego w moją stronę. Spojrzałem w punkt, w którym się zawsze pojawiał, z nadzieją, że i teraz go ujrzę. Pusta przestrzeń. W sumie czego ja oczekiwałem. Lało jak z cebra, pewnie ukrył się gdzieś w głębi lasu wraz z swoimi kolegami.

Powróciłam myślami do rzeczywistości. Pochyliłem się nad laptopem zaczynając buszowanie po Internecie. Po godzinie leniwego przeglądania stron, wstałem prostując obolały kręgosłup. Byłem padnięty. Powinienem pójść już spać, bo inaczej nie wstanę na rano do pracy. Już i tak kiepsko widziałem moje poranne wstawanie i dalsze funkcjonowanie.

Nim udałem się do łóżka coś skierowało mnie w stronę łazienki. Przebrałem się zakładając na siebie jedynie spodnie od piżamy. Przez cały czas kątem oka przyglądałem się ubraniom na suszarce. Spojrzałem na nie z wahaniem. Spierałem się ze sobą, lecz nie mogłem się powstrzymać. Poszedłem do już prawie suchych ubrań Yasou. Kucnąłem przy suszarce, przyciągając do siebie jego koszulę. Wziąłem głęboki wdech. Mimo że niedawno były całkowicie przemoknięte, to nadal była przesiąknięta jego zapachem. Las wymieszany z jakąś tajemniczą dziką nutą. Wziąłem ją ze sobą, kierując się wprost do sypialni. Położyłem się na łóżku, wtulając twarz w koszulkę Yasou.

Co się ze mną dzieje, pomyślałem przypominając sobie wszystkie spotkania z nim. Dlaczego udawałem takiego niedostępnego?! Nigdy nie miałem trudności z nawiązywaniem kontaktów, w szczególności z mężczyznami. Dlaczego nie dopuszczałem do siebie Yasou, przecież pragnąłem go. Wziąłem głęboki wdech, czując jak sam jego zapach budzi we mnie pożądanie. Wzdrygnąłem się słysząc wibrujący telefon. Kto mógł do mnie napisać o tej godzinie? Sięgnąłem po niego wyświetlając wiadomość.

Od: Yasou Sato

Do: Hajime

Nie siedź tak do późna. Połóż się już spać. Coś cie męczy?

Zaskoczyła mnie ta wiadomość. Skąd on wiedział, że... Zapalone światło. Wstałem podchodząc do okna. W rezydencji w jednej z wieżyczek na najwyższym piętrze świeciło się światło. Czyżby tam był? Zgasiłem światło i powróciłem na swoje poprzednie miejsce. W dłoni poczułem wibrujący telefon.

Od: Yasou Sato

Do: Hajime

Dziękuję. Dobranoc mój słodki Hajime. Kolorowych snów.

Czyli jednak był tam. Chwila! „Mój"?! Co to miało znaczyć?! Wziąłem głęboki oddech skupiając się na myśli, która wdarła się do mojej głowy: w jakim pomieszczeniu znajdował się Yasou? Jakby tak kontynuować tą myśl, ciekawe jak ich dom wyglądał w środku. Z zewnątrz wydawał się być ogromnym budynkiem, robiącym naprawdę duże wrażenie. Wnętrze zapewne również wygląda niezwykle. Niepewnie szukając palcami w ekran telefonu wystukałem wiadomość.

Do: Yasou Sato

Od: Hajime

Co to za pomieszczenie, w którym przebywasz?

Byłem ciekaw czy odpisze. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać. Wzrokiem wędrowałem po kolejnych linijkach tekstu.

Od: Yasou Sato

Do: Hajime

Biblioteka z kominkiem. Bardzo tutaj przytulnie. Rozumiem, że moja tajna kryjówka została odkryta. Dlaczego interesowało cię co to za pomieszczenie? Mam wrażenie, że coś cię męczy. Powiedz mi co to takiego, proszę. Poza tym, kiedy masz czas na kolejne spotkanie?

Westchnąłem ciężko. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią. Walcząc z coraz mocniejszą sennością wystukałem wiadomość.

Do: Yasou Sato

Od: Hajime

Pytałem z czystej ciekawości. Nic takiego. Przepraszam za swoje dzisiejsze zachowanie, nie chciałem, żeby tak wyszło. Na jutrzejszy wieczór mam plany, później drugie zmiany... Może w weekend. Najlepiej odezwij się w piątek. Dobranoc Yasou.

Położyłem się wygodnie w łóżku. Ostatni raz zaciągnąłem się jego zapachem. Odwróciłem się na bok i pozwoliłem ponieść się do krainy snów i marzeń.


Dlaczego, dlaczego tak późno zasnąłem? To był jeden z większych błędów jakie ostatnio popełniłem. Nawet kawa nie była w stanie postawić mnie na nogi. Czułem się jak żywy trup, całe szczęście nie wyglądałem, aż tak źle. Przed wyjściem z chłopakami będę musiał się chwilę zdrzemnąć, bo inaczej padnę jako pierwszy. Ruszyłem niemrawym krokiem w stronę pracy. W powietrzu unosił się zapach wilgotnego lasu. Po wczorajszej ulewie nie było już śladu. Słońce nie oszczędzało się od samego rana.

Pozytywna energia pracowników nie działała na mnie korzystnie. Czułem się, jakbym zapadał się w coraz większy dołek. Na szczęście w miarę upływającego czasu wracałem do normy. Ruch był dzisiaj umiarkowany, więc każdy z pracowników nie napracował się zanadto. Pod koniec zmiany czułem się już normalnie. Kiedy przyszła pora powrotu do domu pogoda była jeszcze lepsza niż sądziłem. Nieliczne chmury na niebie dawały co jakiś czas chwilę wytchnienia od słońca.

W środku domu poczułem przyjemny chłód. Wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w czyste ciuchy. Spojrzałem na zegar. Zostało mi jeszcze trochę czasu. Położyłem się na kanapie w salonie zasłaniając oczy przedramieniem.


Usłyszałem głośne pukanie do drzwi. Zerwałem się z kanapy i ruszyłem pędem w stronę drzwi. Cała epika już przed nimi czekała.

- Stary, co ty masz na głowie?- Odezwał się Zumi, a reszta zawtórowała mu śmiechem.

Przeczesałem ręką włosy. Już wiedziałem co mieli na myśli. Położyłem się z mokrymi włosami. Najwidoczniej wyschły i postanowiły rozbiec się we wszystkie kierunki świata.

- Dajcie mi minutkę i idziemy.

Szybko pobiegłem do łazienki. Zacząłem na siłę przywracać moje włosy do porządku, lecz szło mi to dość opornie. W końcu postanowiłem je zostawić w artystycznym nieładzie. Wróciłem do chłopaków, nadal wyglądali na rozbawionych, lecz wiedziałem, że wyglądam już dużo lepiej. Ruszyliśmy w stronę miasta. Po drodze mijaliśmy wyjątkowo mało mieszkańców, lecz w lokalu, do którego się udaliśmy panował lekki tłok. Widać pomimo braku weekendu, ludzie postanowili się trochę wyluzować. Zajęliśmy wolne miejsce przy barze, każdy zastanawiał się co będzie zamawiał. Na sam początek poszły lekki drinki. Z czasem chłopaki zaczęli zamawiać coraz mocniejsze trunki.

- Co tam u Asami, już między z wami w porządku?- Spytał jeden odkładając pusty kubek na blat.

Właśnie, ostatnio się pokłócili. Wyglądało to dość poważnie.

- Już jest okej.- Powiedział szczerząc się.

- Rozumiem, że był już seks na zgodę.- Zaśmiał się chłopak siedzący najdalej ode mnie.

- Stary, nawet nie wiesz jaki. Po takim czymś się zastanawiam czy nie warto się z nią częściej kłócić.

Całe towarzystwo wybuchło przyjacielskim śmiechem. Z czasem dosiadło się do nas kilka miłych i przepięknych pań. Chłopakom od razu włączył się tryb: polowanie na samicę. Nawet Zumiemu, który dopiero co pogodził się z dziewczyną. Trochę współczułem Asami, lecz oczywiście nie na tyle by wydać przyjaciela. Niech żyje w błogiej nieświadomości co się tu dzieje. Jedna z nich nawet przysiadła się bliżej mnie, lecz nie wykazywałem nią większego zainteresowania. Nie mój typ, nie moja płeć. Z powodu powiększenia się naszego towarzystwa zajęliśmy jeden z większych stolików w rogu lokalu.

Mijał czas, a wraz z nim przybywało nam alkoholu we krwi. Wiedziałem, że trzymam się jako jeden z gorszych w towarzystwie. Może i trochę odespałem, ale piłem na prawie pusty żołądek. Przyśpieszyło to jego działanie na mnie. Muszę przyznać, że zaczynało się robić naprawdę wesoło.

- No dajesz.- Odezwał się jeden z chłopaków.

- Czekajcie chwilę.- Powiedziałem wstając i wdrapując się na stół. Po chwili na chwiejnych nogach już na nim stałem.- I co?!

Rozległ się odgłos oklasków i wiwatów.

- Stawiałem, że nie dasz rady wstać z krzesła.- Odezwał się Zumi.

Przez chwilę tańczyłem na blacie, lecz widząc jak cała sala zaczyna się kręcić, postanowiłem zrezygnować z dalszych popisów tanecznych na wysokościach. Usiadłem z powrotem na krześle kładąc głową na stole. Niech wszystko przestanie się kręcić. Po chwili wszystko się uspokoiło. Poczułem wibracje w kieszeni. Zaśmiałem się cicho. Wibracje. Wyciągnąłem telefon i usilnie starałem się odczytać wiadomość. Kurczę, były ich trzy czy mi się zdaje?

Od: Yasou Sato

Do: Hajime

Jak mija wieczór? Strasznie mi się nudzi, nie miałbyś ochoty może na jakiś spacerek?

Od: Yasou Sato

Do: Hajime

Rozumiem, nie masz ochoty. I tak już jest dość późno, a w związku z tym powinieneś być już w sypialni. Dlaczego nadal masz zgaszone wszystkie światła? Powiem szczerze, że zaczynam się trochę martwić. Odezwij się.

Od: Yasou Sato

Do: Hajime

Hajime, co się dzieje? Nie odzywasz się cały dzień, a w twoim domu nadal jest ciemno. Gdzie jesteś? Coś się stało? Powinieneś być w domu, po zmroku nie jest tu bezpiecznie. Odezwij się! Proszę.

Osz kurczę... Chyba jest zły. Te „proszę" na końcu było dodane tylko dla ozdoby, byłem tego pewien. Z drugiej strony, co mnie to obchodzi, w jakim on jest humorze! Mam prawo chodzić, gdzie chcę i kiedy chcę! Nie będzie mi mówił co mi wolno, a czego nie! Egoistyczny dupek! Myśli, że ma kasę to już zaraz wszystko mu wolno.

Spojrzałem gniewnie na telefon. Co?! Kiedy ja wybrałem do niego numer. Nie chciałem z nim rozmawiać, nie... Chociaż, czemu nie.

- Poszekajcie chwilę, muszę wykonać telefon.- Poinformowałem wesołe grono.

Odszedłem w cichy kraniec lokalu. Spojrzałem na wyświetlacz. Jeszcze nie odbierał, może jednak się rozłączę.

- Hajime?- Odezwał się zmartwiony głos.

- Moższliwe. Czego chcesz?

- To ty do mnie zadzwoniłeś.- Odpowiedział gburnie.- Nie ważne, gdzie jesteś? Nie ma cię w domu, mam racje? Wiesz która jest godzina?!

- Mosze masz, ale co cię to obchodżi?

- Piłeś?- W jego głosie słychać było zdziwienie i złość.

- Może trochę.

Zaśmiałem się. Dlaczego właściwie się śmieje?

- Gdzie jesteś?- Spytał stanowczym tonem.

- Nieważne i tak mnie nie znajdziesz.

- Hajime!

Rozłączyłem się zanim zdążył powiedzieć cokolwiek więcej. Westchnąłem wściekle. Co on sobie myślał?! Wróciłem do całego towarzystwa. Na stole nie było widać świeżego alkoholu.

- Chyba będziemy powoli się zbierać.- Zabrał głos Zumi.- I tak za chwilę zamykają lokal, więc musimy wychodzić.

Każdy zgodnie skinął głową. Ten kto był w stanie zaczął pomagać kelnerowi i zanosić do baru puste szklanki. Przyszła pora, której każdy z nas się obawiał. Płacenie rachunku. Nie wyszedł on mały, lecz po podzieleniu go na wszystkich uczestników zabawy, wyszło mniej niż się spodziewałem, lecz więcej niż bym chciał. Korzystając z okazji, każdy z nas udał się jeszcze do toalety, bojąc się, że nie dotrzyma do domu. Po skończonej przerwie na siku wyszliśmy na zewnątrz. Noc była przyjemnie chłodna. Niebo oświetlał jedynie księżyc niemalże w pełni. A może był w pełni? Zapatrzyłem się przez chwilę w nocne niebo. Wyglądało na takie spokojne.

- Haji, może cię odprowadzimy. Kiepsko się trzymasz.- Zaproponował Zumi spoglądając na mnie.

- Nie tszeba. Dam radę.

- Mi się wydaje inaczej. Chodź, odprowadzę cię.

- Nie, pójdę sam.- Zaprotestowałem.

- Ale...

- Ja go odprowadzę.- Do rozmowy wtrącił się nowy głos.

Wszyscy obejrzeli się na nowego rozmówcę. Ciemnowłosy wysoki mężczyzn zmierzał w naszą stronę. Wyłaniając się z mroku w ciemnych ubraniach, wyglądał dosyć mrocznie. Czułem złość połączoną z dziwnym pobudzeniem.

- Możemy go odprowa...

- Ja go odprowadzę.- Powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu.

- Dobrze. Haji, napisz jak dojdziesz do domu.- Zwrócił się podejrzliwym tonem.- Na razie!

- Cześć.- Pożegnałem się z pozostałymi.

Wszyscy nas opuścili. Zostaliśmy sami na chodniku. Spojrzałem na Yasou. Piorunował mnie wzrokiem jakby liczył, że dzięki temu zrozumiem swoje zachowanie, przez co zrobi mi się głupio. Jego niedoczekanie!

- Czo tu robisz?- Warknąłem.

- Do domu!

Myliłem się nazywając mój ton warknięciem. To dopiero było groźny ton porównywalny z dzikim zwierzęciem. Poczułem jak przechodzi mnie dziwnie przyjemny dreszcz.

- Nie!

- Nie dyskutuj, tylko chodź już!

- Nie! Myślisz, że jak jesteś nieziemsko seksownym i bogatym dupkiem to można ci wszystko?!

Na te słowa jakby się zawahał.

- W normalnych okolicznościach cieszyłbym się z tego „nieziemsko seksowny", lecz dzisiaj wyjątkowo nie mam ochoty. Proszę cię, ruszajmy już do domu.

- Nie ma mowy! Nie będziesz mi mówił co mam robić!

Nie wiem jakim cudem, ale biegłem i to nawet w miarę prosto. Wiedziałem, że w moim obecnym stanie, ucieczka od niego nie była możliwa. Miałem rację. W ciągu chwili dogonił mnie i chwycił za ramię. Zacząłem mu się wyrywać.

- Nie szarp się! O co ci chodzi?

- O szo tobie chodźi!

- Chcę ci pomóc.- Powiedział spokojnym tonem.

- Nikt cię o pomoc nie prosził!

Wyrwałem mu się, lecz nie było to do końca planowane. Upadłem twardo na ziemię krzywiąc twarz na ból, który przeszył moje ciało.

- Nic ci nie jest?

- Zostaw mnie!

Wstałem i uciekłem nie zważając na jego krzyki. Nie patrzałem, gdzie zmierzam, najważniejsze było, że jak najdalej od niego. Opamiętałem się dopiero, gdy przez długi czas zaczynałem mijać kolejne drzewa. Zatrzymałem się rozglądając dookoła. Las, wszędzie tylko las. Ciemne pnie otaczały mnie nie wskazując żadnego punktu orientacyjnego. Było strasznie ciemno, księżyc nie był w stanie przebić się przez korony drzew.

Jak do tej pory udało mi się biec i nie zostawić ciała na najbliższym pniu?! Stawiałem powolne, niepewne kroki w niewiadomym kierunku. Nie miałem pojęcia, gdzie jestem ani w którą stronę powinienem iść. Nie docierały do mnie żadne światła miasta. No pięknie, mogłem jednak dać się spokojnie odprowadzić do domu Yasou. Błąkałem się po lesie, regularnie się potykając, nie mogąc odnaleźć drogi. Chyba będę tu siedział, aż do świtu. Jest szansa, że idę w dobrym kierunku, lecz równie dobrze mogę coraz bardziej oddalać się od miasteczka.

Zatrzymałem się i zrobiłem gwałtowny obrót wokół własnej osi, gdy doszedł mnie szelest leśnego poszycia. Nie byłem sam, ktoś był w lesie. Ogarnął mnie niepokój. Czułem szalone bicie swojego przestraszonego serca. Zesztywniałem, kiedy za moimi plecami rozległo się groźne warczenie. Przez chwilę zastanawiałem się nad tym co powinienem zrobić. Brzmiało jak wilk lub pies. Co by to nie było mógłbym spróbować uciec, lecz zwierzę prawdopodobnie rzuciło by się za mną w pościg szybko mnie doganiając. Sprawiłbym mu jedynie zabawę. Mógłbym również odwrócić się i przekonać się, co wydaje te groźne dźwięki, mimo że nie wniosłoby to niczego nowego do sytuacji. Może powinienem stać nie ruchomo lub walnąć się jak zdechły na ziemię? Nie, to chyba był sposób na niedźwiedzie. Prawdopodobnie by nie zadziałało.

Wziąłem głęboki oddech powoli odwracając się za siebie. Zaledwie trzy metry przede mną stała brązowa bestia. To był „ten" wilk. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Stał na lekko rozchylonych przednich łapach z zjeżoną sierścią na grzbiecie, miał uniesione wargi, które ukazywały jego zapierające dech w piersiach uzębienie. Rozerwałby mnie na strzępy, kiedy by tylko chciał.

Zbierałem w sobie odwagę by ruszyć się z miejsca do ucieczki. Nie zamierzałem czekać, aż zwierzą spokojnie podejdzie do mnie i zacznie ucztę. Nie podam się mu na tacy. Biorąc wdech ruszyłem za siebie. Biegłem starając się omijać wszystkie drzewa stojące mi na drodze. Za sobą słyszałem biegnące zwierzę. Byłem wręcz zdziwiony swoim stanem. Jakim cudem mogłem tak uciekać z taką ilością alkoholu we krwi?! Idąc ulicą najpewniej wywróciłbym się na pierwszym lepszym krawężniku. Usłyszałem krótkie i ciche wycie zwierzęcia cały czas podążającego za mną, a następnie ból. Najpierw w nogach, następnie w rękach i plecach. Leżałem na ziemi czując wbijające się we mnie kolce krzewów, w które wpadłem. Kurwa, zapomniałem, że na ziemi też czekają na mnie różne przeszkody. Najprawdopodobniej musiałem zahaczyć o mocniej wystający korzeń.

- Cholera...

Przez chwilę leżałem, przezwyciężyć w sobie uczucie bólu. Przypominając sobie o czekającym na mnie drapieżniku, zacząłem panicznie rozglądać się dookoła. Serce mi zamarło. Wilk stał metr ode mnie, nie spuszczając ze mnie swoich lśniących ślepi w świetle księżyca. Czułem rosnący poziom adrenaliny. Już po mnie!

Chwila, coś się nie zgadzało. Powinien już mnie zaatakować, natomiast on stał ciężko dysząc i co chwila zmieniając pozycję uszu oraz mimikę twarzy. Zawarczał krótko, po czym pokręcił dużym łbem. Podszedł do mnie. Czułem na sobie jego gorący oddech. Obwąchiwał najpierw moją dłoń, później ramię, a następnie szyję, przy której zatrzymał się na dłużej. Czułem jednoczesne podniecenie i paniczny strach. Bycie tak blisko takiej bestii to niesamowite uczucie, lecz perspektywa stania się zaraz jej kolacją, nie wyglądała już tak wspaniale. Czułem jak dokładnie obwąchuje moją szyję wtykając lekko pod nią swój wilgotny nos.

Poczułem niewysłowioną ulgę, kiedy zwierzę odsunęło się ode mnie. Nadal nie spuszczał ze mnie swych dużych ślepi. Stał, co jakiś zarzucając głowę w górę, po czym patrzał na mnie wymownym wzrokiem. Nadal leżałem nie ruchomo. Do tego ruchu zaczęło dołączać lekkie podskakiwanie oraz krótkie szczeknięcia. Wyglądało jakby chciał mi coś pokazać lub kazał coś zrobić. Chciał bym wstał? Pewnie lubił gonić swoje ofiary, zaśmiałem się smutno w duchu. Powolnym ruchem zacząłem się podnosić nie spuszczając wzroku z zwierzęcia. Kiedy stałem już wyprostowany zwierzę zamachało krótko ogonem. O to mu chodziło.

Przez chwilę skupiłem się na sobie, a nie na nim. Czułem rozlewające się ciepło na karku i pieczenie na plecach. Powolnym ruchem położyłem dłoń na szyi. Poczułem ciecz, lecz nie mogłem się jej przyjrzeć z powodu słabego światłą, jednak można było spodziewać się, że jest to krew.

Drgnąłem nerwowo, gdy wilk ponownie do mnie podszedł. Stojąc z nim niemalże twarzą w twarz mogłem dostrzec ogrom jego rozmiaru. Najwyższy punkt grzbietu znajdował się ponad moim biodrem. Bestia przechyliła lekko pysk i chwyciła za moją koszulę. Zaczęła ją ciągnąć, cofając się przy tym. Niepewnymi krokami szedłem w nakazanym kierunku. W końcu puścił moje ubranie i ruszył przed siebie. Po chwili zatrzymał się ruchem głowy nakazując bym szedł za nim. Szedłem jego śladem będąc zdumiony poziomem inteligencji zwierzęcia. Przecież to była inteligentna, myśląca maszyna do zabijania!

Po ujściu zaledwie kilku kroków ponownie wylądowałem na ziemi potykając się o korzeń. Wilk podszedł do mojego lewego boku. Pyskiem dotkną mojej dłoni i poruszył nią w stronę swojego grzbietu. Nie byłem pewny czy dobrze odczytuje jego znaki. Powolnym i ostrożnym ruchem położyłem swoją dłoń na karku zwierzęcia. Uśmiechnąłem się lekko czując długą szorstką sierść między palcami.

- O to ci chodziło?

Wilk ruszył, a ja za nim. Prowadził mnie krętą drogą między drzewami. Podczas, gdy to on wyznaczał nam dokładną trasę, nie wywróciłem się ani razu. Spacer trwał niespodziewanie długo. Powoli zaczynałem się obawiać, gdzie tak właściwie mnie prowadzi. Przecież nie miałem pewności, że do mojego domu. Mógł właśnie przynosić swoim kolegą kolację. Poczułem dreszcz obawy przechodzący przez moje ciało. Wygnałem te pesymistyczne myśli z głowy uznając je za nieprawdziwe, przynajmniej taką miałem nadzieję.

Byłem już wykończony wędrowaniem pośrodku lasy, kiedy nagle moim oczom ukazał się tył mojego domu. Jestem w domu! Poczułem jak ogarnia mnie czysta radość. Zdjąłem rękę z zwierzęcia i ruszyłem w jego stronę. Będąc przy drzwiach obejrzałem się za siebie. Wilk musiał chwilę za mną podążać, ponieważ stał dwa metru ode mnie. Z jego postawy nie można było nic wyczytać.

Nagle całkowicie się zmienił. Sierść na grzbiecie ponownie się najeżyła, a wargi odsłoniły rząd ostrych zębów. Groźne warczenie znów dobiegło moich uszów. Czyżby jednak zmienił zdanie i postanowił mnie zjeść? Czekałem na jego ruch, czując narastający strach. Nagle skoczył w moim kierunku kłapiące zębami. Natychmiast odsunąłem się do tyłu, o mało co się nie przewracając. Zwierzę po skoku natychmiast zawróciło i pobiegło w stronę lasu. Przez chwilę stałem przed drzwiami, upewniając się czy aby na pewno odeszło.

Czując, że moje ciało powoli się uspokaja wszedłem do środka. Nie miałem siły na nic. Adrenalina całkowicie opuściła moje ciało. Spojrzałem ze wstrętem na schody prowadzące na górę. Kanapa, tak. Ona wcale nie jest taka zła. Położyłem się na niej okrywając kocem, leżącym w nogach. Poczułem jak w kieszeni zawibrował mi telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Dwa nieodebrane połączenia i dwa esemesy.

Od: Zumi

Do: Hajime

Stary, jeszcze nie doszedłeś do domu? Sorka, że zostawiłem się z tym z rodziny Sato, lecz po prostu nie umiałem mu odmówić. Mam nadzieję, że wróciłeś cało do domu.

Nie wiem dlaczego, lecz uśmiechnąłem się przeczytawszy tą wiadomość. Odpisałem mu informując, że wróciłem cało do domu, po czym przeszedłem do kolejnej nieodebranej wiadomości.

Od: Yasou Sato

Do: Hajime

Goniłem cię, lecz zniknąłeś mi z oczu. Powiedz, że cało wróciłeś do domu. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. Dlaczego się wyrywałeś i uciekałeś ode mnie? Zrobiłem ci coś? Naprawdę chcesz bym cię zostawił i dał ci spokój? Jeśli tak, to...

To co?! Poczułem ogarniający mnie niepokój. Niczym w transie wystukałem odpowiedź i odłożyłem telefon daleko, by już nie przeszkadzał mi w drodze do krainy snów. Tak, to było miejsce, gdzie chciałem teraz być. Czułem jak oczy same mi się zamykają. Tak, błogi śnie, zabierz mnie stąd!

Do: Yasou Sato

Od: Hajime

Nie zostawiaj mnie. 

_______________________________________________________

Kolejny rozdział za nami, nieco dłużysz od poprzedniego. Mam nadzieję, że jak na razie się wam podoba. Nie bójcie się, akcja niedługo się rozkręci. Jak sądzicie, Hajime w końcu przekona się do Yasou?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top