Rozdział 13
Czułem lekkie szarpanie.
- Hajime, wstawaj.
Otworzyłem oczy, jednak natychmiast je zamknąłem chroniąc przed porannym słońcem.
- Yasou, już na nogach?
- Tak, wstawaj w końcu!
- Jeszcze pięć minut.- Powiedziałem przeciągając się i przekręcając na drugi bok.
Kołdra, która dotychczas byłem przykryty nagle zniknęła. Trudno, jest ciepło, dam radę. Poprawiłem się na łóżku i spróbowałem z powrotem wrócić do przyjemnego snu. Zerwałem się do pozycji siedzącej, kiedy poczułem nagłe zimno w okolicy od pasa w dół.
- Pogrzało cię do reszty!- Krzyknąłem obrzucając go wściekłym spojrzeniem.
- Może, nie wiem.- Zaśmiał się.- Musisz to sprawdzić.
- Teraz łóżko będzie schło kilka dni.
- Było się w nocy nie zlać.- Odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem.
Żeby oblewać mnie lodowatą wodą?! Ja mu pokażę! Zerwałem się z łóżka, a ten domyślając się moich zamiarów, zaczął uciekać.
- Chodź tutaj!
Tuż przed schodami skoczyłem w jego stronę powalając go na ziemię.
- Złapałeś mnie i co teraz?
Cmoknąłem go szybko w ustach.
- Czując się zwycięzcą pójdę się ubrać.
Wstałem z niego, wyciągając w jego stronę rękę. Chwycił ją przyjmując moją pomoc.
- Ubierz się już w odpowiedni strój. Później nie będzie, kiedy się przebrać. Jak już będziesz gotowy to przyjdź pod bramę. Już zaczynają przyjeżdżać z dostawą.
Czyli od rana do późnej nocy będzie tu spory ruch. Udałem się w pierwszej kolejności do łazienki wziąć prysznic i ogolić się. Może i Yasou do twarzy z takim kilkudniowym zarostem z jakim obecnie się prezentował, jednak mi on kompletnie nie pasował. Kiedy moja buźka była gładka jak golutka pupcia niemowlęcia, w samym ręczniku udałem się do swojego pokoju.
- Może pokazałbyś się bez tego ręczniczka?- Usłyszałem prowokujący głos Ridicka.
Odwróciłem się by spojrzeć na niego karcącym wzrokiem. Na chwilę mnie zamurowało. On był już gotowy i musiałem przyznać, że prezentował się naprawdę dobrze. Zauważając moją dłuższą ciszę uśmiechnął się z wywołanego efektu swoją osobą.
W szafie na wieszaku czekał już strój na dzisiejszą uroczystość. Była to biała lniana koszula na krótki rękaw oraz spodnie w tym samym kolorze. Większość watahy będzie miała dzisiaj na sobie właśnie taki strój. Dziewczyny oczywiście będą miały na sobie białe lniane sukienki. Spojrzałem na siebie w lustrze. To nie jestem ten sam ja z przed roku. Mogę wręcz stwierdzić, że wyprzystojniałem, bo która by wolała chłopaka o przeciętnym wyglądzie od dobrze zbudowanego, silnego mężczyzny. Jedynym mankamentem w mojej urodzie, do którego zdążyłem się już przyzwyczaić były blizny pokrywające większą część mojego ciała. Czy ludzie będą z tego powodu dziwnie na mnie patrzeć?
Będąc gotowym udałem się przed bramę wjazdową na teren posiadłości. Widziałem tam Shiraia rozmawiającego z jednym z dostawców drewna. Podszedłem do niego, chcąc zorientować się, co już ostało przywiezione i zrobione, a co wymaga jeszcze pracy.
- Poczekaj tu, aż przyjadą z cateringu. Niech zaparkują na tyłach domu za lewym skrzydłem. Rozstawić mają się tak samo jak zawsze. Ja teraz lecę zająć się sprawami rozłożenia drewna na ognisko.
Ulżyło mi, że nie rzucił mi żadnej złośliwej uwagi. Nie miałem ochoty na kłótnie z nim czy którymkolwiek z watahy. Dzisiaj jest wyjątkowy dzień. To ja jestem organizatorem Nocy Kupalnej, mimo że miasto jeszcze o tym nie wie.
Poinstruowałem kierowców, gdzie mają zaparkować, a następnie wytłumaczyłem jak sprawa jedzenia będzie wyglądała w tym roku. Na razie przyjechały same busy z stołami i zastawą. Za kilka godzin ma przyjechać świeże, jeszcze ciepłe jedzenie. Po nich przyszło mi tłumaczyć pracownikom kolejnej formy gdzie i jak mają być ustawione ławki.
Przygotowania szły pełną parą. Z każdą minutą teren wyglądał coraz lepiej. Z uśmiechem spoglądałem na efekt jaki udało nam się uzyskać. Cała wataha wydawała się równie podekscytowani co ja. Miałem wrażenie jakbym miał świętować tą noc po raz pierwszy.
Zostały niecałe dwie godziny do rozpoczęcia uroczystości. Za godzinę zaczną pojawiać się pierwsi goście. Ta godzina, która nam została była chwilą odpoczynku nim mieszkańcy zaczną się pojawiać. Spocząłem na ławce przy jednym z mniejszych ognisk. Oddychałem głęboko wpuszczając w swoje płuca świeże powietrze o wspaniałym aromacie lasu.
- Ostatnie chwile spokoju.- Odezwał się Yasou przysiadając się do mnie.- Jak się czuje głowa rodziny Sato?- Spytał przygryzając lekko wargę.
Zarzucił mi rękę przez szyję przyciągając do siebie.
- Będę musiał zmieniać nazwisko? Dlaczego nie mogę pozostać przy swoim?
- To dom rodziny Sato. Nie ważne kto w nim mieszka, należy do rodziny Sato. To już taka tradycja. Dołączyłeś do tej watahy, a właściwie ją przejąłeś, więc automatycznie przejąłeś nazwisko ciążące na zamieszkującej tu sforze.
Nie cieszyło mnie to jakoś specjalnie. Jednak najwidoczniej nie mam wyboru. Już przecież Shirai zaczął mnie przedstawiać jako jego rodzinę, a dokładnie kuzyna o tym samym nazwisku. Sato Hajime. Jakoś mi to nie pasuje, ale będę musiał się do tego przyzwyczaić.
- Do twarzy ci z tym zarostem.- Powiedziałem chwytając go za brodę i obracając twarz w moją stronę.
Złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek. Poczułem wibrowanie telefonu w mojej kieszeni. Wyciągnąłem komórkę spoglądając kto próbuje się ze mną skontaktować.
- Tata?- Odezwałem się zdziwiony.- Tak, słucham?
- Naprawdę cię przepraszam, ale nie miałem już jak jej odmówić.- Zaczął od razu.
- Czekaj, za co przepraszasz. Nie rozumiem.
- Naprawdę nie miałem na to większego wpływu. Uparła się.
- Ale kto i na co...- Usłyszałem dźwięk oznaczający, że ktoś jeszcze próbuje się ze mną skontaktować.- Poczekaj chwilę, ktoś jeszcze do mnie dzwoni.
- Przepraszam cię Haji. Do zobaczenia.- Rozłączył się.
Za co przeprasza i jak to „do zobaczenia". Prawdopodobnie tata zamierza przyjechać na obchody święta, ale nadal nie wiedziałem za co mnie tak przeprasza. Odebrałem drugie połączenie.
- Sato Hajime, słucham?- Odezwałem się starając się przyzwyczaić do nowego brzmienia mojego nazwiska.
- Sato?- Usłyszałem znajomy głos.
- Mama?! Dlaczego dzwonisz?- Odezwałem się zaskoczony.
- Ty się jeszcze pytasz. Nie odzywasz się do mnie. Po twoim odnalezieniu jedyne co mi powiedziałeś, to że nie masz czasu ze mną rozmawiać!
- Już dobrze, w jakim celu dzwonisz?- Spytałem mając ochotę jak najszybciej zakończyć te rozmowę.
- Jesteś teraz w domu, tym swoim nowym?
- Tak.- Odpowiedziałem niepewnie.
Co okna kombinuje. Ani trochę mi się to nie podobało. Yaso pochwycił moje zaniepokojone spojrzenie przyglądając mi się pytającym wzrokiem.
- To dobrze. Możesz już podchodzić pod bramę. Do zobaczenia, kocham cię.- Powiedziała rozłączając się.
Przez chwilę trwałem nieruchomo nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszałem.
- Hajime, co się stało?- Usłyszałem zaniepokojony głos Yasou.
- Moja matka przyjeżdża.- Odpowiedziałem nadal będąc w szoku.
To za to mnie tata tak przepraszał. Ta żmija musiała z niego wydobyć mój nowy adres. Eh...
- Chodź przed bramę, bo zaraz się to babsko tutaj zjawi. Ciekawe czy przytargała tu z sobą tego swojego gacha.
- Jakiś przystojniak?- Powiedział poruszając brwiami.
- Yaso!- Skarciłem go.
Pokręciłem głową. Nie jestem w nastoju do żartów.
- Już dobrze. Ale postaraj się być miły.- Poprosił mnie.
Z miną jak na skazanie kroczyłem w stronę bramy wjazdowej. W momencie, gdy tam doszliśmy, ukazał nam się dobrze znany mi samochód.
- Yas, masz klucze do garażu?
- Tak.
Gestem pokazałem by jechała za nami. Zaprowadziliśmy ją do miejsca, gdzie może zostawić samochód by nie przeszkadzał w obchodach. Czekałem przed garażem, aż zaparkuje i sama do mnie podejdzie. Tak jak sądziłem, nie przyjechała sama.
- Hajime!- Podbiegła do mnie, zamykając w żelaznym uścisku.
Po chwili odsunęła się ode mnie, przyglądając mi się uważnie. Widziałem jak jej wyraz twarzy się zmienia z każdą chwilą. Bolało mnie jak z odrzucaniem patrzy na moje blizny.
- Po co przyjechałaś?- Odezwałem się chłodno.
- Zobaczyć swojego syna, jak to po co. Nawet nie wiesz jak sie martwiłam, kiedy usłyszałam, że zaginąłeś.- Mówiła przejętym tonem.
Do jej boku podszedł mężczyzna o blond włosach będący nieco wyższy od Yasou, który spoglądał na mnie brązowymi oczami. Starał się zachować pewną siebie postawę.
- To jest Jim, mój chłopak.- Przedstawiła mi go.- Jim, to jest mój syn Hajime.
- Miło mi.- Powiedział przyjaźnie lekko się uśmiechając.
Nie podobał mi się jego zapach. Wymieniłem z nim uścisk dłoni, nieco silniejszy niż było to potrzebne. Widziałem w jego oczach cień zdziwienia, że w taki chłopaczek ma tyle siły. Jest we mnie więcej siły niż możesz sobie wyobrazić.
Yasou zbliżył się do mnie jeszcze bardziej niemal przystępując do mego boku. Jego obecność była dla mnie ogromnym wsparciem.
- Mamo, mój chłopak Sato Yasou.
Każdy, włącznie z moim karmelowym wilczkiem, wydawał się być zaskoczony tymi słowami, jednak widziałem, że na twarzy chłopaka pojawił się zadowolony uśmiech.
- Yaso, to moja mama Sachiko i...- Nie dokończyłem jedynie na niego spoglądając.
Jeśli moja matka myśli, że będę tego gogusia jakoś specjalnie traktował to się myliła. Mogę co najwyżej postarać się nie traktować go gorzej niż bym tego chciał, nigdy odwrotnie. Co prawda nie mam jej za złe, że zostawiła tata, ponieważ lepiej mu bez niej. Jednak nie umiem zmienić mojej naturalnej niechęci do niej. Po prostu nie potrafię.
A teraz przyszła pora na coś, co wymaga ode mnie więcej siły niż można przypuszczać.
- Jeśli chcecie to możecie zostać tu na noc. Mam wolny pokój gościnny.
Nie wiem jak te zdania przedarły się przez moje gardło. Moja mama uśmiechnęła się zadowolona. Oho...
- Dziękuję ci Hajime.
- Chodźcie, przedstawię was reszcie.
Szedłem na przedzie, kierując nas w stronę drzwi frontowych. Starałem się opanować i zachować względną uprzejmość dla nich dwojga. Mam nadzieję, że mnie nie sprowokują. Jestem ciekaw jak zareagują pozostali. Mało kto z nich wiedział jaki mam stosunek do własnej matki.
Otworzyłem jedno skrzydło drzwi, wpuszczając ich pierwszych.
- Haji, słuchaj...- Usłyszałem głos Ridicka.
Zamilkł kiedy ujrzał, że nie jestem sam.
- Zawołaj resztę, dobrze?
Bez słowa skinął głową, wbiegając po schodach na górę. Widziałem jak zagląda do każdego z pokoi by zawiadomić wszystkich o mojej prośbie. Pojedynczo do holu zaczęli schodzić się wszyscy członkowie watahy. Z zainteresowaniem spoglądali na dwójkę stojącą po mojej lewej.
- To jest moja matka Sachiko oraz jej chłopak. Zostają tutaj na noc, zajmują gościnny na parterze.
Nie widziałem po ich postawie ani radości ani sprzeciwu.
- Mamo, od lewej. Ridiual, Murai, Hugues, Marozie, Shirai, Samuel, Samatha i Inestia.
- Miło mi was poznać, dziękuję również za gościnę.
Uśmiechnęli się do niej przyjaźnie.
- Nam również- odpowiedzieli niektórzy.
- Chodź, pokażę wam, gdzie będziecie spać.
Wraz z Yasou zaprowadziłem ich do pokoju gościnnego, jak dotąd nieużywanego przez nikogo. Widziałem jak spoglądają na wszystko z zachwytem. Na pewno nie spodziewali się, że będą nocować w takiej rezydencji. Zapewne spodziewali się zwykłego domu, podobnego do mojego starego.
- Zaraz będziecie mogli przynieść tu swoje rzeczy.- Bo jestem pewien, że coś ze sobą zabraliście.- Teraz pokażę wam, gdzie jest kuchnia i łazienka.
Szybko oprowadziłem ich po tych dwóch pomieszczeniach. Zatrzymaliśmy się w holu wśród krzątających się mieszkańców domu.
- Teraz muszę iść dokończyć przygotowania do obchodów święta. Jeśli będziecie czegoś potrzebować to powiedzcie.
Zwróciłem się w stronę wejścia, gdy usłyszałem skrzypniecie ciężkich dwuskrzydłowych drzwi. Na mojej twarzy natychmiast pojawił się uśmiech.
- Haru!- Usłyszałem radosny głos Muraiego dochodzący z szczytów schodów.
Zbiegł z na dół i jako pierwszy przywitał się z moim ojcem.
- Cieszę się, że jednak przyjechałeś.
- A ja to co?- Odezwałem się udając obrażony ton.
Podszedłem do ojca i przytuliłem go na powitanie.
- Naprawdę przepraszam.- Wyszeptał mi do ucha.
- Witaj.- Odezwał się Yaso podchodząc do naszej grupki.
- Witaj Yaso.
Widziałem po nim, że czuje się tu swobodnie, co bardzo mnie cieszyło.
- O to, że się tobą zajmą chyba nie muszę się martwić. Ja muszę lecieć.
Sądziłem, że Murai zajmie się nim nawet lepiej niż bym tego chciał.
- Przypominam, że za pół godziny gasimy wszystkie światła! Dwadzieścia minut później zajmujecie swoje pozycje!- Krzyknąłem w głąb domu.
Ruszyłem w stronę drzwi pociągając za sobą Yasou.
- Gdzie idziemy?
- Zjeść coś nim to wszystko się rozpocznie.- Odpowiedziałem mu zadowolony.
Wyszliśmy z posiadłości przez główną bramę i okrężną drogą skierowaliśmy się w stronę początku tunelu. Tam zostawiliśmy swoje rzeczy, które później z powrotem będziemy musieli ubrać.
Z ogromną przyjemnością przemieniłem się w wilka. On poszedł w moje ślady. Yasou jako jedyny przewyższał mnie wzrostem. Był najwyższy z watahy, ja byłem zaraz po nim. Przynajmniej w tej postaci nie czułem się kurduplowato. Tak mi brakuje tych całodniowych wędrówek po lesie.
Szczeknąłem do niego prowokująco i ruszyłem w głąb lasu. Biegliśmy, ścigaliśmy się i ganialiśmy. Gdy na naszej drodze stanęła sarna, zaczął się pościg, który jako pierwszy ją złapie. Przez długo czas szliśmy łeb w łeb. W końcu jednak udało mi się przewidzieć następny ostry skręt naszej ofiary i wpadłem na nią, powalając ją na ziemię.
Wgryzłem się w jej szyję czując przepyszny smak prawdziwego mięsa. To nie może równać się z tym, co dostajemy od rzeźnika. Podczas posiłku wyprostowałem się, unosząc do góry łeb, kiedy do moich uszu doszedł szczęk pękających gałęzi.
- Słyszałeś?- Spytałem Yasou dla pewności.
- Ty lepiej jedz, bo zaraz nie będzie.
Zgodnie za radą mojego karmelowego wilka powróciłem do posiłku. Po chwili z zwierzęcia została jedynie skóra. Spokojnym spacerowym tempem zaczęliśmy kroczyć w stronę naszej pozycji, którą mieliśmy zająć za około pół godziny. Położyliśmy się, odpoczywając po gonitwie.
- Zjaśniała ci sierść?- Zagadnąłem go po dłuższej chwili przyglądania mu się.
- Wydaje ci się. Mi się wydaje, że tobie ściemniała od spodu.
- Długo się nie widzieliśmy pod tą postacią, to pewnie dlatego.
Położyłem głowę na swoich łapach. Oddychając, za każdym razem wciągałem zapach leśnego poszycia. Co jakiś czas śledziłem mrówkę kroczącą z jakąś grudką na plecach.
- Właściwie jak ma się obecnie hierarchia w sforze?
- Ty się mnie pytasz?- Odezwał się nieco rozbawiony.
- Ostatnio nie ma czasu byśmy wszyscy razem trochę pobiegali po lesie. Zawsze jest to bez udziału przynajmniej dwóch członków. Jestem po prostu ciekaw czy coś się zmieniło. Zauważyłem, że Shirai poszedł nieco w górę.
- Masz rację.- Powiedział przekręcając się na bok.
- Często widzę go z Inest. Mam nadzieję, że to nic poważnego.
- To nie moja sprawa kto z kim.
Może i racja.
Leżeliśmy tak w ciszy, delektując się odgłosami natury. Dookoła panowała już ciemność, jedynym źródłem światła zdawała się być nasza rezydencja. Kiedy zauważyłem biegnącego w naszą stronę Ridiuala, wiedziałem, że za moment rozpoczniemy obchody Kupalnocki.
- Dajcie im chwile na dobiegnięcie do południowej granicy.
Chodziłem w kółko podekscytowany. Już? Mogę? A teraz? Byłem jak dziecko na kilogramie cukru! Po kilku minutach spojrzałem na nich. Skinąłem głową.
Uniosłem łeb do góry wydając z siebie przeciągłe wycie. Po niecałej chwili odezwali się jednocześnie. Na nasze wezwanie odpowiedziała najpierw południowa strona, następnie wschodnia i zachodnia. Wyłem ile w płucach sił chcąc by wszyscy mnie usłyszeli.
Po skończeniu od razu pobiegłem w stronę tunelu. Ja wraz z Yasou przemieniliśmy się przed wejściem, gdzie zostawiliśmy swoje ubrania. Pozostali mieli rzeczy w domu. Pobiegliśmy do klapy, która prowadziła do środka naszej rezydencji. Czekałem, aż wszyscy się zjawią i ubiorą. Przed wyjściem zerknąłem na wszystkich. Wszyscy mężczyźni wyglądali na przystojnych kawalerów. Te stroje jakimś dziwnym trafem do każdego z nas naprawdę pasowały. Nawet Inest, która zwykle wygląda mało kobieco, teraz wyglądała jak laska, co nie uszło uwadze Shiraia, który spoglądała na nią łakomym wzrokiem.
- Poczekajcie na mnie przy drzwiach, ja muszę jeszcze szybko zajść do swojego pokoju.- Odezwałem się otwierając drzwi.
- Czekaj, to dla ciebie.- Odezwał się Yasou wręczając mi do ręki czerwony pas.- Taki nasz znak prowadzącego tegoroczny obchód.
Uśmiechnąłem się. Przewiesiłem pas przez biodra z uśmiechem na ustach. Szybko popędziłem na górę do swojego pokoju. Od razu sięgnąłem do górnej szuflady w biurku. Moja ręka sięgnęła do wnętrza, lecz nie napotkała niczego. Serce w mej piersi zamarło.
- Przecież jeszcze rano tu było!
Zacząłem nerwowo przeszukiwać kolejne póki i szuflady. Nigdzie nie mogłem znaleźć tego, po co tu przyszedłem. Ręce zaczęły mi drżeć z zdenerwowania. Przeszukałem już wszystkie szuflady i skrytki jakie miałem w tym pokoju i nigdzie tego nie było. Gdzie ja to odłożyłem?! Przecież było w szufladzie Nagle dostało nóg i sobie pohasało do lasu czy jak?!
- Hajime, czekamy na siebie.- Usłyszałem ponaglający głos Yasou.
- Nie ma!
- Czego nie ma?
- Tej śmierdzącej maści od Muraiego. Jestem pewien, że powinna być w szufladzie, ale nie ma jej tam ani nigdzie indziej!
- Hajime, chodź już. Dasz sobie radę bez niej. Przecież niedawno jadłeś, poza tym już ładnie ci szło, gdy mieszkałeś z swoim ojcem.
Chwycił mnie za ramie i zaczął wyprowadzać z pokoju. Zeszliśmy na dół. Wzrok wszystkich skupiony był na mnie.
- Ruszajmy.- Odezwałem się niepewnie.
Stałem na czele, prowadząc całą naszą grupę na zewnątrz. Dasz radę Hajime, powtarzałem sobie. Widziałem zdziwiony wzrok ludzi stojących niedaleko tylnych drzwi domu. Do moich nozdrzy doszedł zapach obecnego tu tłumu. Dasz radę, powtarzałem sobie. Zawsze widzieli w nich ludzi z kurduplem na przedzie. Dasz radę. Tym razem była to dziesięcioosobowa grupa dowodzona przeze mnie. Mnie, który da radę.
Najbardziej zorientowani w sytuacji, zaczynali podchodzić do nas, witać się i wymieniać uprzejmościami. Niemal co druga osoba dzieliła się swoim zdziwieniem, jakie odczuła widząc tak liczną grupę, podczas gdy spodziewali się tych samym osób co zawsze.
Z powodu małego poślizgu dość szybko skierowaliśmy się do miejsca, gdzie będzie znajdowało się główne ognisko. Stanęliśmy przy nim, a wokół zaległa cisza.
- Jak co roku w tym miejscu obchodzona jest Noc Kupały.- Zacząłem.- Święto ognia, wody i księżyca, które mają moc oczyszczenia. Również święto miłości, płodności i słońca. Istnieje pieśń, opowiadająca, gdy to pierwszej wiosny po stworzeniu świata, Księżyc wziął ślub ze Słońcem. Kiedy jednak Słońce po nieprzespanej nocy poślubnej wstało i wzniosło się ponad horyzont, Księżyc je opuścił i zdradził z Jutrzenką. Od tamtej pory oba ciała niebieskie są wrogami, którzy nieustannie ze sobą walczą i rywalizują. Najbardziej podczas letniego przesilenia, kiedy noc jest najkrótsza, a dzień najdłuższy.- Przybliżyłem nieco historię święta, którą nauczył mnie Yasou.- Jak co roku święto organizowane jest przez rodzinę Sato. Tak jest i w tym roku, tyle że skład rodziny nieco się powiększył i oby tak pozostało.
Zrobiłem dłuższą chwilę przerwy. Zgodnie z planem wszystkie światła w rezydencji zgasły. Chwyciłem wcześniej przygotowaną gałązkę wierzbową, która została specjalnie przystosowana by szybko rozpalić całe ognisko. Zapaliłem jej koniec, który szybko zajął się ogniem
- Niech Noc Kupały się zacznie!
Włożyłem patyk w ognisko, które szybko zaczęło dawać coraz większy promień światła. Wszyscy radośnie zaczęli krzyczeć. Wokół ogniska pojawiło się kilka kobiet, które zaczęły tańczyć i śpiewać. Z czasem dołączały się do nich kolejne osoby tworząc coraz większy krąg.
Dałem znak pracownikom pomagającym w obsłudze święta by podpalili pozostałe stosy drewna przyszykowane na ognisko. Na trawniku na tyłach domów zapłonęło wiele niewielkich źródeł światła. Część osób wzięła kije, nadziała na nie kiełbaski i zaczęli je przypiekać nad płomieniami mniejszych ognisk. Inna grupa osób podeszła do szwedzkiego stołu po filarami i nakładała na talerze czego tylko zapragnęła. Ludzie siadali i wstawali od stolików, a kelnerzy krążyli między nimi i sprzątali resztki pozostawione na stole, robiąc miejsce innym. W śród tłumi mignęła mi kilka razy postać mojej matki wraz z swoim kochasiem bawiącym się z wszystkimi innymi.
Coraz więcej ludzi porywała muzyka i wesoły nastrój panujący dookoła. Nikt nie był smutny, czy agresywny. Wszyscy cieszyli się i bawili korzystając z chwili oderwania się od rzeczywistości. Sam w tym momencie mogłem zapomnieć o problemach. Ich zapach przeszkadzał mi mniej niż się spodziewałem, przynajmniej na razie i oby pozostało tak jak najdłużej.
Cieszyłem się, gdy po rozdzieleniu się Yasou dołączył do mnie.
- Miło cię znowu widzieć.- Usłyszałem nieznajomy męski głos, jednak wyraźnie skierowany w naszą stronę.
Spojrzałem na chłopaka będącego może niewiele starszy ode mnie. Ciemnobrązowe włosy miał zaczesane do tyłu. Spoglądał na mnie rozbawionymi brązowymi oczkami. Wzrostem przewyższał Yasou, nie mówiąc już o mnie. Nie podobał mi się jego zadowolony, pewne siebie uśmieszek oraz postawa cwaniaczka.
- Rin, witaj!- Yasou przywitał się z nim.- Hajime, to jest Rinjin, to on nabył dom od ciebie.- Wyjaśnił mi.- Rin, to jest Hajime, od niego tak naprawdę kupiłeś domu.
- Miło mi poznać.
Wymieniłem z nim uścisk dłoni, zadziwiająco silny uścisk.
- Na początku dziwiłem się, że ktoś może chcieć sprzedać taki dom z taką piękną okolicą. Jednak widok tej rezydencji rozwiał moje wątpliwości.
Uśmiechnąłem się do niego przyjacielsko. Starałem się nie spisywać go z góry na straty, z powodu tego incydentu z rozpijaniem mojego chłopaka.
- Pierwszy raz jestem na takim święcie. Naprawdę świetna atmosfera. Na początku bałem się, że nie będę mógł tu przyjść.
- Co się działo?- Spytałem z ciekawości.
- Jakaś paskudna choroba mnie wzięła. Leżałem w łóżku przez długi czas z gorączką półprzytomny.
Wziąłem gwałtowny wdech ukradkiem spoglądając na Yasou. Czyżby jego choroba miała coś wspólnego z Rinem? Z jego opisu wynika, że prawdopodobnie przechodzili przez to samo. A może popadam już w paranoje?
- Może wpadłbyś do mnie w ten weekend? Nie mam tu zbyt wielu znajomych, a naprawdę świetnie bawiłem się w twoim towarzystwie.
- Z miłą chęcią.
Zacisnąłem pięści słysząc jego ohydnie uprzejmy i radosny ton.
- Hajime, ty również przyjdź.
- Jasne, dzięki.- Uśmiechnąłem się by ukryć zdenerwowanie.
- Ja lecę się zabawić. Może jeszcze na siebie wpadniemy. To do zobaczenia chłopaki.- Pożegnał się z nami machając ręką.
Wziąłem kilka głębokich uspokajających wdechów, lecz okazały się być nieskuteczne na mój stan emocjonalny.
- Yasou- zacząłem tonem zwiastującym nadchodzącą burzę.- Czy między wami coś było?
- Co?! Haji, przestań.- Odpowiedział śmiejąc się.- Wymyślasz sobie.
- Widziałem jak na ciebie patrzył, a tobie jakoś to nie przeszkadzało.
- Nie bądź taki zazdrosny. Nic między nami nie było. Poza tym, ciebie również zaprosił do siebie. Gdyby zależało mu na przeleceniu mnie, na pewno nie zapraszałby ciebie byś sobie popatrzał.
Nie przemawiały do mnie jego argumenty, ale postanowiłem odpuścić. Nie miałem żadnych konkretnych powodów, moje przypuszczenia były tak naprawdę bezpodstawne. Nie ma co sobie psuć dnia przez tego nic niewartego gnojka.
- Chodźmy się zabawić.- Odezwałem się do chłopaka, ciągnąc go w stronę jednego z ognisk.
Przyłączyliśmy się do pozostałych. Wspólnie z nimi zaczęliśmy śpiewać i tańczyć. Natychmiast udzielił mi się wesoły nastrój przeganiając wcześniejsze smutki.
Po kilku ładnych kilkudziesięciu minutach zabawy odłączyliśmy się od grupy. Usiedliśmy na jednej z wolnych ławek. Spojrzałem na niebo. Dzisiejszej nocy światła lamp nie przesłaniały widoku obecnych na nieboskłonie gwiazd. Wpatrywałem się w nie z zachwytem podziwiając drogę mleczną i najróżniejsze konstelacje widoczne dzięki ograniczeniu światła.
- Zeszłego roku też patrzeliśmy na gwiazdy.
- Pamiętam jakby do było wczoraj.
- Ludzie szukają tajemnic w gwiazdach sami nie widząc ile ich jest wokół nich.- Zacząłem cytować go sprzed roku.- Weźmy taki las. Skrywa więcej tajemnic niż ci się może wydawać
Usłyszałem jego rozbawiony śmiech.
- Dokładnie.
Obróciłem się do tyłu. Widziałem, że wataha zaczyna się zbierać w małą grupkę. Szturchnąłem Yaso głową wskazując mu pozostałych. Wstaliśmy i udaliśmy się do pozostałych.
- Co się dzieje?- Spytałem z nieschodzącym uśmiechem z twarzy.
- Mieszkańcom naprawdę się podoba.- Mówił Hugus z wyszczerzonymi wesoło zębami.- Już kilka razy usłyszałem gratulacje.
- Kilka dziewczyn powiedziało, że nie mogą się doczekać konkursu piosenki, która ma sie odbyć za godzinę.- Odezwała się radośnie Sam.- Albo konkurs na najładniejszy wianek, to naprawdę super pomysł. Widziałam jakie cuda dziewczyny już potworzyły.
- To bardzo dobrze.- Podsumowałem.
Obróciliśmy się w stronę ludzi, którzy zaczęli palić zioła w ognisku, dzięki czemu w powietrzu zaczął się unosić przyjemny zapach palonych roślin.
- Tato, tato!- Usłyszałem nagle głos zbliżający się do nas.
Spojrzałem w dół na chłopczyka, który nagle wtulił sie w nogi Samuela. Spojrzałem na niego zaskoczony. Wyglądał jakby właśnie zobaczył co najmniej ducha.
- Mamo, patrz!- Krzyczał chłopczyk o kruczoczarnych włoskach.- Znalazłem tatę!
Po chwili z tłumu wyłoniła się kobieta w białej lnianej sukience z dzieckiem w materiałowym nosidełku na brzuchu. Miała równie czarne włosy co chłopczyk i dziecko przy jej ciele. Patrzałem na Sama licząc, że zaraz wyjaśni to nie porozumienie, jednak on stał jak sparaliżowany. Kątem oka widziałem, że wszyscy są niemalże równie zaskoczeni co Samuel.
- Sam, do środku.- Warknąłem.- W tej chwili!
Chłopak wziął na ręce chłopczyka i ruszył w stronę tylnych drzwi domu. Za nim zaczęła kroczyć kobieta, którą miałem cały czas na oku. Mimo że nikogo o to nie prosiłem, cała reszta watahy kroczyła za mną w stronę domu. Powstrzymywałem się od żądania wyjaśnień, aż znajdziemy się w salonie, gdzie będziemy mogli porozmawiać. Sam posadził chłopczyka na kanapie, obok którego siadła jego matka z rodzeństwem.
Stanąłem w miejscu piorunując wzrokiem Samuela, który uciekał od mojego spojrzenia. Pozostali trzymali się kawałek ode mnie jakbym był bombom zegarową.
- Słucham.- Odezwałem się ponaglająco.
- To nie tak jak myślisz...
- Więc jak?! Powiedz mi prosto w oczy, że to nie twoje!
- Dobra, może jest trochę tak jak myślisz...
- Trochę?
- Jest tak jak myślisz.- Odezwał się w końcu.
Gotowało się we mnie.
- Przecież dobrze wiesz, że w ten sposób narażasz ją i...- Zatrzymałem się nie chcąc użyć określenia „wataha".
- Ona wie.- Odezwał się nagle.
Drgnąłem.
- Nilla, moja dziewczyna. Chłopczyk to Daniel, a dziewczynka Aima.- Powiedział wskazując na każdego z nich.
Więc to niemowlę na rękach to dziewczynka.
- Miło mi poznać.- Powiedziała przyjaznym głosem.
- Mimo wszystko mnie również.- Odezwałem się z lekkim uśmiechem.- Napawdę.
Nie miałem nic do tej kobiety. Ona niczemu nie była winna. Poznała nieodpowiednią osobę i tyle. To on zrobił błąd. Rozumiem, jednorazowe spotkanie się z człowiekiem. Ale żeby wpakować się w dzieci i nikt o tym nic nie wiedział. To było bardzo lekkomyślne z jego strony.
- Ile mają lat, jak długo to wszystko trwa?- Starałem się opanować emocje.
- Od sześciu lat. Daniel w tym roku będzie kończył pięć lat. Aima urodziła się przed Bożym Narodzeniem.
Pół roku temu plus dziewięć miesięcy, jeszcze nie byłem wilkiem.
- Jak ty pilnowałeś swojej sfory!- Naskoczyłem na Ridicka.
- Haji, uspokój się.- Yasou położył dłoń na moim ramieniu.
- Zostaw mnie!- Warknąłem na niego odpychając jego ręce.
Widziałem, że część osób ulatnia się z salonu chcąc uchronić się przed moim gniewem. Ostatecznie na miejscu zostałem ja, Ridiual i Samuel.
- To wszystko twoja wina!- Zacząłem go oskarżać.
- Moja?!
- Ty byłeś alfą, powinieneś wiedzieć co twoje wilki robią! Jak mogłeś dopuścić do czegoś takiego?!
Nie mogłem się uspokoić.
- Daj spokój, to nie jego wina, tylko moja.- Sam starał się go bronić.
- Ty się lepiej teraz nie odzywaj! Nawet nie wiesz jak lekkomyślne było to co zrobiłeś.
- Hajime, spokojnie.
Dlaczego wszyscy starali się mnie uspokoić?! Czy oni nie widzieli tego samego co ja?! Przyznaję, że sam robiłem dużo głupich błędów, jednak żeby wpaść z jakimś człowiekiem w dwójkę bachorów? Nie wierzę, że Sam nie był świadom z czym się to wszystko wiążę.
- Stary, kurwa, nie wiesz, że wynaleziono coś takiego jak gumki! Ile ty masz lat?!
- Może i to wszystko nie wyszło najlepiej, jednak kocham moje dzieci i nigdy nie żałuję ich narodzin!- Odezwał się spoglądając mi prosto w oczy.
- Jesteś kompletnym idiotą. Sam, zejdź mi w tej chwili z oczu, bo dłużej tego nie zdzierżę.
Warknął pod nosem, po czym wyszedł wraz z dziewczyną i dziećmi, trzaskając za sobą drzwiami. Idiota!
- Haji, trochę przesadziłeś.
- Ty również dałeś dupy!- Zwróciłem mu uwagę.
- Uspokój się, za nim powiesz coś czego będziesz później żałował.- Ostrzegł mnie.
- Ty na to wszystko pozwoliłeś! Co z ciebie za alfa?!
Widziałem jak jego usta krzywią się w grymas niezadowolenia. Wstał podchodząc do mnie. Zaskoczył mnie jednym szybkim uderzeniem w twarz. Poruszyłem szczęką, którą przeszedł ból. Na szczęście cała. Spojrzałem na niego.
- Uspokój się.- Powiedział całkowicie spokojnym tonem.- Siadaj.
Spocząłem na kanapie w lekkim rozkroku. Oparłem się na kolanach, dłońmi mierzwiąc sobie włosy z zdenerwowania wymieszanego z zakłopotaniem.
- Wiedz, że nie mówię tego z przyjemnością, ale przypomnij sobie jak to było z tobą i Yasou. Przecież ty również byłeś człowiekiem, a on wilkiem. To bardzo podobna sytuacja.
Poczułem lekkie ukłucie. Tylko, że moja historia zakończyła się tragicznie. Ona nadal jest człowiekiem, jest cała i zdrowa oraz ma dwójkę wesołych maluchów. Ja skończyłem ledwo żywy, przemieniony w wilka, w tamtej chwili gotowy się zabić. Nilla nie przeżyła tej tragedii jaką było dla mnie utracenie zwykłego ludzkiego życia.
Poczułem jego ramiona obejmujące mnie w pocieszającym geście.
- Nie zmienisz tego co było. Masz rację, nie przypilnowałem go, jednak czasu nie cofnę. Samuel ma dziewczynę z dwójką jego dzieci.
- Tak, tylko... To wszystko mnie zaskoczyło. Najpierw ten gnój przystawiający się do Yaso, któremu to nie przeszkadza, a jakiś czas później to. Za dużo jak na jeden wieczór.
- Uspokój się i przemyśl to wszystko na spokojnie. Na pewno wszystko będzie dobrze.
- Chyba masz rację.
Jego czarne oczy spoglądały na mnie troskliwym wzrokiem. Nie miał mi niczego za złe. Czasami dziwię mu się, jak on znosi moją obecność. Potrafię być naprawdę nieznośny lub powiedzieć o dwa słowa za dużo, a on za każdym razem mi wszystko wybacza.
- Dzięki.- Przytuliłem go.- Chodźmy dalej świętować.
Wyszliśmy z domu wtapiając się w tłum ludzi. Zauważając, że zaraz rozpocznie się konkurs piosenek usiadłem na jednej z ławek, gdzie miałem dobry widok na całą prowizoryczną i naturalną scenę. Inest robiła za prowadzącą wieczoru. Zapowiadała wszystkie zespoły i zagadywała publiczność w międzyczasie.
Z uśmiechem wysłuchiwałem piosenek w wykonaniu pań. Mężczyźni byli tu rzadkością. Od czasu do czasu pojawił się jakiś rodzynek w całej grupie. Wyprostowałem się nieco widząc wśród dziewczyn w bieli Nillę. Byłem zaskoczony jej obecnością. Z zainteresowanie wsłuchiwałem się w jej bardzo lekki i melodyjny głos.
Grupa, w której występowała naprawdę wysoko podniosła poprzeczkę. Kolejne zespoły nie śpiewały równie ładnie. Słuchałem występów oparty o oparcie ławki z zamkniętymi oczami. Starałem się skupić jedynie na muzyce i zapachu lasu, który niestety mieszał się z zapachem ludzkim. Dość smacznym.
- Bardzo piękna noc.- Usłyszałem znajomy głos.
- Masz rację.- Przyznałem spoglądając na nią przyjaźnie.
Z powrotem miała na sobie nosidełko z Aimą w środku. Mała rozglądała się ciekawsko dookoła nie wiedząc na czy skupić swoją uwagę.
- Bardzo ładnie śpiewałaś. Nie wiedziałam, że jesteś w jakimś zespole.
- Bo nie jestem, ale nagle wykruszyła się jedna osoba i potrzebowali kogoś na zastępstwo i tak jakoś wyszło.
Uśmiechnąłem się. Między nami zapadła chwila ciszy.
- Naprawdę cię przepraszam za moje zachowanie.- Odezwałem się skruszonym głosem.- Po prostu trochę mnie to zaskoczyło i chyba nieco przerosło.
- To nic w porównaniu do tego, jak zaskoczony był Sam, gdy dowiedział się, że po raz pierwszy jestem w ciąży.- Zaśmiała się.- Nadal pamiętam jego wyraz twarzy.
Uśmiechnąłem się. Cieszyłem się, że nie ma mi za złe tego nieuprzejmego i wybuchowego zachowania.
- Jesteś Hajime, ich alfa?
- Tak- potwierdziłem.
- Samuel dużo mi o tobie opowiadał.- Przyznała.
- Oho, mam nadzieję, że nie narzekał za bardzo.
Kobieta zachichotała się głaszcząc córeczkę po główce.
- Nie. Ale lubię słuchać jego opowieści o was. Wydają się być takie ciekawe i nierealne.
- Fakt, człowiek zmieniający się w wilka może wydawać się nieco nieprawdziwy.- Zaśmiałem się.
- Nawet czasami myślałam sobie, że fajnie byłoby móc się zmieniać w wielkiego włochatego wilka i całymi dniami przemierzać lasy.
Moja mina gwałtownie się zmieniła. Dłonie zacisnąłem na kolanach.
- Nie wiesz o czym mówisz.- Odezwałem sie wpatrując w ziemię.- Dzień, w którym zostałem tym naznaczonym uważam za najgorszy dzień w swoim życiu. Tego bólu w żaden sposób nie da się opisać. Gdyby nie Hugus, Ridick pewnie nadal obejmował by władze, a cała wataha znajdowała się w Krick Muri i wszystko było by po starem.- Śmiałem się smutno.- Naprawdę tego nie chciałem.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy.
- Jednak nic na to nie poradzę. Stało sie i muszę nauczyć się z tym żyć.- Uśmiechnąłem się starając w ten sposób jakoś poprawić swój humor.- Kiedy Sam powiedział ci prawdę o sobie?
- Widziałem, że coś go męczyło i to przez długi czas. Minął rok, a ja o niczym nie wiedziałam.- Opowiadała z uśmiechem na twarzy.- Chyba dopiero wiadomość o ciąży skłoniła go do wyjawienia prawdy. Przez pewien czas wypierałam to z siebie, jednak nie mogłam zaprzeczyć temu, że widziałam jak mój ukochany zmienia się w ogromnego wilka na moich oczach.
- Nie taką ogromną.- Zaśmiałem się.- Yasou ma około metr dwadzieścia pięć, więc Sam przy nim wypada dość nisko.
Atmosfera rozluźniła się. Ona nie była na mnie za nic zła, a ja przestałem ją obwiniać. Po dłuższej rozmowie, stwierdziłem że to całkiem miła i przyjacielska kobieta. Nagle przy niej pojawił się Daniel, spoglądając na nią wesołymi ciemnobrązowymi oczkami, a mnie obrzucając niepewnym spojrzeniem. Skoro młody tu był to znaczy, że...
- Widziałem twój występ.- Odezwał się Samuel stając przy swojej dziewczynie.- Pięknie śpiewałaś.
Widziałem jak spogląda na mnie kątem oka.
- Chodź Daniel, przejdziemy się.
- Ale ja chcę zostać z tatą!
- Niech zostanie.- Odezwał się spokojnie.
Kobieta uśmiechnęła się do nas obojga. Odeszła zostawiając nas samych. Najwyraźniej chciała dać nam szczerze porozmawiać.
- Przepraszam cię. Za dużo powiedziałem. Poniosły mnie emocje.
- Nie ma sprawy. Rozumiem, że mogło cię to zdziwić.
- Zdziwić to mało powiedziane.
Chłopczyk wdrapał się na kolana ojca przylegając do jego ciała.
- O czym rozmawialiście?- Spytał nieco podejrzliwym tonem, który starał się ukryć.
- Obgadywaliśmy cię. Nilla narzekała jaki to jesteś kiepski w łóżku.
Widziałem jak piorunuje mnie wzrokiem.
- No żartowałem.- Zaśmiałem się.- Tak sobie urządziliśmy krótką pogawędkę.
Zaśmiał się nerwowo. Po chwili widziałem jak jego ciało zaczyna się rozluźniać.
- Cześć, jestem Hajime.- Przedstawiłem się młodemu.- A ty jak masz na imię?
- Daniel.- Odpowiedział nieśmiało.
- Strasznie do ciebie podobny.- Zwróciłem się do Sama.
Młody ojciec uśmiechnął się słysząc ten kompletny. Chłopczyk miał te same oczy, jedynie nieco jaśniejsze. Mimo że twarz nie posiadała jeszcze typowo męskich rysów to widać było, że w przyszłości będzie kubek w kubek tata. Nie ma wątpliwości, że to jego.
- Jak często tatuś was odwiedza?
- Za mało. Ale teraz przychodzi do nas częściej.- Powiedział cały czas będąc wczepiony w koszulkę swojego taty.
- Jak często do nich zaglądasz?- Spytałem tym razem Samuela.
- Jak byliśmy w Krick Muri było to kilka razy na miesiąc. Głównie jak mieliśmy więcej czasu wolnego lub szedłem z innymi do miasta na zakupy. Przez ten czas, który tu jesteśmy zaglądam do nich częściej. Na początku byłem ranny, więc nie za bardzo nas kontrolowałeś. Później też były kolejne zamieszania, które wykorzystywałem by się z nimi spotkać.
- Nie powinieneś opuszczać terytorium bez mojej wiedzy. Już nawet nie chodzi o jakąś tam kontrolę. Byłeś sam, nikt nie wiedział gdzie jesteś. Jeśli by ci się coś stało, nikt by o tym nie wiedział, nikt by nie mógł przybyć ci z pomocą.
- Wiem.- Odparł krótko.- Jeszcze kilka dni temu odwiedziłem ich w Krick Muri, a dzisiaj widzę ich tutaj i dowiaduję się, że przeprowadzili się do Bras.
- Mieszkacie tutaj?- Spytałem małego chcąc go nakłonić do rozmowy.
- Tak. Z okna swojego pokoju widzę ten dom.
Poczochrałem włosy chłopca. Nie wiem po kim ma ten nieśmiały charakter. Sam, podobnie jak jego siostra to banda wiecznych dzieci i rozrabiaków. Nilla również nie wydawała się być szarą myszką. Może jeszcze z tego wyrośnie.
Daniel nagle zsunął się z kolan Sama i podszedł do mnie. Swoimi rączkami oparł się o moje ramię zbliżając swoją małą główkę do mnie. Słyszałem jak... węszy?
- Jesteś wilkiem jak tatuś?- Spytał spoglądając na mnie swoimi dużymi ciemnobrązowymi oczkami.
Zaskoczyły mnie jego słowa. Jednak nie mogłem powstrzymać uśmiechu pojawiającego się na moich ustach.
- Tak, a jeśli się tatuś zgodzi to kiedyś ci pokażę jak wyglądam.
- Tato, tato! Proszę!
- Zobaczymy.- Odpowiedział wymijająco.
- A wiesz jak tatuś wygląda?
- Tak! Jest taki bardzo duuży i ciemnoszary.- Mówił z zachwytem.
- Lubisz wilki?
- Tak.- Odpowiedział niemal natychmiast.
Zaśmiałem się pod nosem. Miło, że nakłoniłem go do rozmowy. Teraz wydawał sie być nieco nadpobudliwy.
- A ty jesteś wilkiem?
- Czasami, ale mama mówi, że nie wolno mi się zmieniać.
- Skąd wiedziałeś, że jestem wilkiem?
- Bo pachniesz jak tata, a inni tak nie pachną.
- Dobrze. Ale wiesz, że zamiana w zwierzątka to tajemnica. Nie każdy tak umie.
- Wiem, tata mi mówił.- Odezwał się z uśmiechem.
- To dlaczego powiedziałeś mi, że jesteś wilkiem?
Wyglądał na trochę zmieszanego.
- Bo... bo ty też jesteś...
- Tak, ale to nie znaczy, że możesz mówić innym takim jak my. Tak samo nie wolno się kogoś pytać czy umie się zmieniać.- Skarciłem go spokojnym tonem.- Nie możesz nikomu o tym mówić. Rozumiesz?
- Tak.- Odparł smutno.
- Później ci pokażę komu możesz o tym mówić, dobrze. Te osoby też są wilkami. Z nimi możesz o tym rozmawiać, tylko z nimi.
Daniel wyraźnie się rozpogodził. Jestem ciekawy jak wygląda życie Nilli z dwóją dzieciaków zmieniających się w wilki. Nawet jeśli Aima jest jeszcze za młoda, to w końcu zacznie się zmieniać.
- Cześć chłopaki. Widzę, że już wszystko w porządku.- Usłyszałem głos Ridicka.
- Tak, już okej.- Odpowiedział Sam robiąc miejsce dla niego po swojej lewej stronie.
Zaczynało się robić ciasno. Chwyciłam młodego pod pachami i posadziłem sobie na kolanach. Cieszyłem się, że udało mi się zdobyć sympatię chłopca.
- Cześć, jestem Ridick. A ty?- Spytał wystawiając rękę w stronę chłopca.
- Daniel.- Odpowiedział po chwili, gdy Sam dyskretnie skinął mu głową.
Chłopak słucha się ojca. Przynajmniej przy innych.
- Oba konkursy dobiegły już końca. Za pięć minut zapraszamy wszystkich z powrotem przed scenę na ogłoszenie wyników.
- Wujek Haji chyba musi już iść. Chodź skarbie.
Miał racje. Ja miałem uczestniczyć w ogłoszeniu wyniku i rozdania nagród uczestnikom konkursu piosenki, jak i tego na najładniejszy wianek. Sam posadził Daniela na swoich kolanach. Wstałem i pożegnałem się z wszystkimi.
Udałem się do domu, gdzie ja, dziewczyny oraz Hugus mieliśmy ocenić każdy wianek i wybrać trzy najładniejsze oraz wytyczyć zwycięski zespół w konkursie piosenki. Dyskusje były zawzięte, a zdania były podzielone. Każdy miał swojego własnego faworyta. W końcu poszliśmy na kompromis i wybraliśmy zwycięzców w obu konkursach.
Wyszliśmy z domu, kierując się w stronę naturalnej sceny. Wokół zgromadziła się cała masa osób. Cała masa potencjalnych ofiar. Nastała chwila ciszy, którą wykorzystałem.
- W pierwszej kolejności ogłosimy wyniki konkursu na najładniejszy wianek.- Przemówiłem.- Decyzja nie była łatwa, każdy był przepiękny i jeślibyśmy mogli, wszyscy otrzymaliby pierwsze miejsce.
Słodkie gadanie ku uciesze tłumu i uczestników.
- Jednak musieliśmy wybrać z nich finałową trójkę. Może zaczniemy od wyróżnień, które chcielibyśmy wręczyć wymienionym osobą. Wymienionych proszę przyjście na scenę.
Zacząłem wymieniać nazwiska zapisane na niewielkiej kartce. Na scenie pojawiali się kolejni uczestnicy, którym Hugues wręczał dyplomy.
- Przyszła kolej na trzy pierwsze miejsca.
Wymieniłem wygranych. Trzecie miejsce otrzymał mężczyzna, jedyny w całym gronie kobiet, które brały udział w konkursie. Drugie otrzymała pani starsza od Hugusa, lecz z naprawdę pięknie wykonanym wiankiem. Pierwsze miejsce zdobyła młoda kobieta o długich blond włosach. Rozdaliśmy nagrody i pogratulowaliśmy wygranej.
- Przyszła kolej na konkurs piosenki. Tu wybór był równie trudny. Każdy zespół zaprezentował nam piękne piosenki w wspaniałym wykonaniu.
Ponownie zaczęliśmy od wręczenia wyróżnień. Następnie na scenie pojawiły się trzy zwycięskie zespoły. Wręczyłem każdemu zespołowi nagrodę, po czym cała nasza piątka składała każdemu członkowi zespołu gratulacje wygranej. Uśmiechnąłem się widząc Nillę pośród dziewczyn, które zajęły drugie miejsce.
- Jak dla mnie powinniście zająć pierwsze.- Odezwałem się konspiracyjnym szeptem.
Uśmiechnęła się podobnie jak kobiety stojące obok niej, które również słyszały ten komplement. Dokończyliśmy gratulowanie, po czym poprosiliśmy widownie jeszcze raz o oklaski dla finałowej trójki. Zespoły zeszły ze sceny, a wszyscy ponownie się rozeszli by dalej świętować Noc Kupały.
Szybko udałem się sprawdzić czy wszystko idzie zgodnie z planem oraz czy obecni tu pracownicy różnych firm zajmują cię tym co trzeba oraz nie ma żadnych kłopotów. Na szczęście nie było problemów i mogłem spokojnie wrócić do uczestniczenia w obchodach.
- Powoli zbliża się koniec.- Odezwałem się do przechodzącego Ridicka.
- Tak?
- Ludzie zaczynają skakać przez ognisko. Jeszcze trochę i zaczną się rozchodzić do domu.
Stanął przy mnie przyglądając się z oddali grupie wokół głównego ogniska. Jak kolacja, która sama skacze nad ogniem by się przyrządzić. O czym ja myślę?!
Mój wzrok padł na małą grupkę ludzi, która nagle stłoczyła się, jakby wokół jednej osoby.
- Co się tam dzieje?
- Ty się jeszcze pytasz?- Odezwałem się z ciężkim oddechem.
Spojrzał na mnie jak na idiotę, po czym otworzył szeroko oczy. Dopiero dotarło to do ciebie?!
- Czekaj, nie smarowałeś się?- Spytał zaskoczony.
- Nie mogłem znaleźć.- Odparłem desperacko.- Yasou zgarnął mnie na dół bo już i tak byliśmy spóźnieni.
- Chodź.- Chwycił mnie i zaczął ciągnąć w stronę domu.
- Ale jako dobry gospodarz powinienem tam pójść i zobaczyć co się stało.- Zacząłem stawiać opór przez cały czas mając na oku grupę osób wokół rannego.
- Powaliło cię do reszty?
Może. Ale dawno nie próbowałem ludzkiego mięsa. Tak dawno...
Ridick siłą zaciągnął mnie do domu. Tam odciąłem się od tego zapachu, jednak w głowie cały czas pozostawał jego ślad.
- Ridick, proszę daj mi coś zjeść. Tak dawno nie polowałem na...
- Przestań! Zastanów się nad tym co mówisz. Świeże mięso dostaniesz dopiero jutro rano.
Wytrzymam. Już tyle razy dawałem sobie radę. Przecież minęło tak dużo czasu odkąd jestem między ludźmi. To już nie dzicz, w której mieszkałem w zeszłym roku. Jednak trochę za nią tęsknie. Nie zwracając na niego uwagi skierowałem się do swojego pokoju. Musiałem się odizolować.
Zamknąłem się u siebie. Po chwili dołączył do mnie Ridiual.
- Murai nie ma jeszcze maści?
- Dał jedyny słoiczek mnie, a ja go gdzieś zgubiłem.
- A gdzie go trzymałeś? Na pewno dobrze poszukałeś?
Wywróciłem oczami. Przecież to nie była jakaś tam mało ważna sprawa. Ta śmierdząca maść miała mnie uchronić właśnie przed takim wydarzeniem. Specjalnie ją oszczędzałem. Jeszcze wczoraj wieczorem tam była! Ridick przeszukiwał szafki w moim pokoju w poszukiwaniu słoiczka, którego mi nie udało się znaleźć.
- Musi tu być.- Mówił pod nosem.
- Przestań, nie ma.
- Pójdę powiadomić resztę. Nie ruszaj sie stąd.
Nie miałem zamiaru. Ściągnąłem koszulkę i położyłem się na boku. Oddychając głęboko spoglądałem za okno. Widziałem jedynie kontury pobliskich drzew i łunę światła z lamp wokół domu. Nie skrzywdził bym żadnego mieszkańca. Nie jestem potworem.
Usłyszałem skrzypienie otwieranych drzwi. Leżałem w bezruchu z obojętnym wyrazem twarzy. Czułem jak materac ugina się pod czyimś ciężarem. Poczułem jak jego ciało przylega do mojego. Biło od niego ciepło. Zaczął obdarowywać pocałunkami na moją szyję.
- Nie mam humoru.- Burknąłem.
Odkleił się ode mnie kładąc się na plecach. Odwróciłem się przytulając do niego. Głowę oparłem o jego tors wsłuchując się w miarowe bicie jego serca. Wziąłem głęboki wdech zaciągając się jego zapachem. Nie była to ta leśna nuta, lecz pachniał równie przyjemnie.
- Fajne te maluchy Sama.- Odezwał się zmieniając temat.
- Tak. Tylko ciekawe ile mają w sobie wilka, a ile człowieka. Jak to będzie u nich wyglądało?
- Rozmawiałem z nimi o tym.
Nastała długa chwila ciszy. No i czego się dowiedziałeś?!
- I?- Spytałem ponaglająco.
- Podobno Daniel przemienia się, gdy jest bardzo podekscytowany lub mocno zdenerwowany. Wtedy potrafi w domu mocno po rozrabiać.
Małe niszczarki, zaśmiałem się w duchu.
- Nie wiesz może jak z jedzeniem?
Gdyby one również musiały się posilać surowym mięsem, najlepiej ludzkim lub chociaż zwierzęcym, to byłby mały problem. Maluchy stanowiłyby spore niebezpieczeństwo dla mieszkańców jak i dla samej Nilli.
- Podobno nie tolerują niektórych normalnych potraw. Jednak normalnie mogą pić wszelkiego rodzaju soki oraz jeść część ludzkiego jedzenia. Oczywiście bardzo lubią mięsne obiadki.
- Czyli nie jest tak źle.- Uśmiechnąłem się.- Cała trójka zostaje u nas na noc, jak zgaduję?
- Pewnie tak.
Czułem jak jego palce, gładzą i bawią się moimi włosami. To było bardzo uspokajające.
Rozejrzałem się po pokoju. Dookoła panowała ciemność, za oknem lampy posiadłości były już zgaszone. Jedynie księżyc na niebie oświetlał tyle ile zdołał. Wygrzebałem się z objęć twardo śpiącego Ridicka. Pokręciłem głową na boki czując sztywność w karku. Źle się ułożyłem.
Poczłapałem nadal sennym krokiem w stronę kuchni. Nalałem sobie szklankę zimnej wody. Wypiłem ją duszkiem, jednak nie poczułem się lepiej. Przez cały czas towarzyszyło mi dziwne uczucie. Obawa? Strach? Smutek? Poczucie winy? Wzruszyłem ramionami i skierowałem się chodami na górę. Będąc u szczytu zawahałem się. Usiadłem na ostatnim schodku.
Czy tak to wszystko powinno wyglądać? Wszyscy dookoła wydają mi się bardziej odpowiedni na stanowisko, które obejmowałem. Shirai miały kontrolę nad wszystkim, Murai jest mądry i zrównoważony, Hugus najstarszy i najbardziej doświadczony... Co w tym wszystkim robię ja i to na czele?
- Wujek?- Usłyszałem senny dziecięcy głosik.
Obejrzałem się do tyłu.
- Co tutaj robisz młody?
- Chce siku.- Powiedział wprost.- A co ty robisz wujku?
- Nie mogłem zasnąć.- Wyjaśniłem mu.- Wiesz gdzie jest toaleta?
Pokręcił zaprzeczająco główką. Wstałem i udałem się z nim w stronę łazienki, którą tak właściwie minął. W trakcie tej krótkiej drogi Daniel chwycił mnie jedną rączką za moją dłoń, a drugą przecierał sobie senne oczka.
- Dasz sobie rade?
- Tak, przecież jestem już dużym chłopcem.
- Racja, przepraszam.- Powiedziałem z uśmiechem na ustach.
Poczekałem chwilę na niego. Kiedy wyszedł zgasiłem światło w łazience i odprowadziłem go pod drzwi pokoju Samuela. Z powrotem udałem się na swoje miejsce na schodach.
- Masz dużo blizn.- Usłyszałem ponownie dziecięcy głosik.
Uśmiechnąłem się do niego krzywo.
- Ja też mam jedną. Patrz.
Usiadł obok mnie i podwinął nogawkę spodni. Swoimi paluszkami wskazywał mi na kolano.
- Raz przewróciłem się jak grałem w piłkę. Prawie w ogólnie nie bolało i nie płakałem.- Powiedział z dumą.
- Dzielny z ciebie chłopak.- Pochwaliłem go.
Siedział koło mnie nie spuszczając ze mnie swoich dużych oczu. Początkowo czułem się niezręcznie, a z czasem zaczynało mnie to bawić.
- Dlaczego nie idziesz spać?- Spytałem czochrając jego czarne włoski.
- Bo wyglądałeś na smutnego.
Kochany mały. W głowie narodziła mi się myśl, której później mogę żałować, jednak...
- Twoi rodzice nadal śpią?
- Tak.
- Daniel, lubisz tajemnice?- Zapytałem go prowokująco.
- Tak!
- Ćśś.- Położyłem palec wskazujący na swoich ustach, a on postąpił tak samo.- Chciałbyś zobaczyć tajne przejście?
- Tak.- Wyszeptał wstając z miejsca.
Wstałem podnosząc go z podłogi. Z małym ciężarem na rękach udałem się na dół, a następnie do pomieszczenia przy garażu, do którego jedynie członkowie watahy mieli dostęp. Chłopczyk przez cały czas trzymał się mnie mocno, rozglądając dookoła. Odstawiłem go z powrotem na ziemię, gdy znajdowaliśmy się już u celu.
- Widzisz tą klapę?
- Tak.
- Chciałbyś zobaczyć dokąd prowadzi?
- Tak!
Nie spodziewałem się od niego innej odpowiedzi. Wiedziałem, że jeśli Sam się obudzi i zobaczy brak Daniela w jego pokoju może być trochę niezadowolony. Liczyłem na łut szczęścia licząc, że jednak będzie miał przyjemny i twardy sen, nie mając powodów by obudzić się przed świtem.
- Chyba nie boisz się ciemności. Przez chwilę będziemy iść drogą, gdzie nie ma światła.
Widziałem zawahanie w jego postawie, jednak ostatecznie odparł, że ciemności mu niestraszne. Odważny.
- Mam dla ciebie jeszcze jedną małą niespodziankę.
Jego twarz rozpromieniła się wyraźnie.
- Chciałbyś się zmienić w wilczka?
- Tak, tak!
- Dobrze. Zabiorę cię tam na dół. Tam ściągniemy piżamki by ich nie poniszczyć i oboje zmienimy się w wilki, dobrze?
Skinął zgodnie głową. Chwytając go na ręce zszedłem z nim na dół do podziemnego tunelu. Pomogłem mu się rozebrać z piżamy, by przez przypadek jej nie poniszczył zostawiając ślady, po naszym tajemnym procederze. Nim się obejrzałem mały był już pod postacią wilka. Pomimo wyostrzonego wzroku nie mogłem mu się dokładnie przyjrzeć.
Będąc już w swojej ulubionej postaci przylgnąłem do jego boku.
- Trzymaj się blisko mnie.
Powolnym krokiem kierowałem się w stronę wyjścia. Dość szybko ukazało nam się koniec tunelu oraz rozświetlony przez księżyc las. Sam czułem podekscytowanie na myśl o chwili biegu nocą po lesie.
- Jesteśmy w lesie!- Usłyszałem jego zaskoczony głos.
Będąc już na zewnątrz przyjrzałem się malcowi. Wyglądał jak szczenię wilka, jednak rozmiarami przypominało bardziej średniej wielkości psa. W większości jego sierść była ciemnobrązowa, natomiast na pysku i łapach czarno-siwa. Czarne oczka błądziły dookoła rozglądając się radośnie.
- Jesteś stary?- Usłyszałem nagle.
- Dlaczego tak sądzisz?- Spytałem zaskoczony jego wypowiedzią.
- Bo tylko starzy ludzie są siwi. Jesteś staruszkiem?- Powiedział dziwnie radośnie.
Wcale nie jestem stary! Jestem najmłodszy z całej watahy! Z czego on się cieszy? Słodki z niego maluch. Spacerowałem z nim urządzając co jakiś czas przerwę na chwilę zabawy. Nie oddalałem się z nim zbytnio od rezydencji pogrążonej w śnie. Nie chciałem narażać go na jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
- Wracajmy już.- Oznajmiłem mu.
- Jeszcze nie.- Prosił.
- Rano będziesz niewyspany. Musisz się mnie słuchać młody, ja jestem szefem wszystkich wilków w tym mieście.
Westchnął niezadowolony i podążył za mną w stronę tunelu. W nim trzymał się blisko mnie by się nie zgubić. Przemieniliśmy się będąc pod samą klapą. Widząc dostatecznie dobrze w panujących tu ciemnościach pomogłem Danielowi się ubrać i wszedłem z nim na górę.
- I jak się podobało?
- Było super!
- A teraz wracamy spać, bo rano będziemy niewyspani.
Zaprowadziłem go do pokoju Samuela, który najwyraźniej nie zauważył braku jednej ze swoich pociech. Świetny z niego ojciec... Sam wróciłem do siebie by kontynuować przerwany sen.
Czułem szarpanie. Bojąc się ponownego oblania lodowatą wodą zerwałem się na równe nogi.
- Spokojnie.- Usłyszałem rozbawiony głos.- Niedługo będzie śniadanie. W tym czasie możesz pójść się ogarnąć, bo wyglądasz... no nie wyglądasz.
Spojrzałem na niego spode łba. Zakryłem twarz ziewając przeciągle. Nie wyspałem się.
- Moi rodzice wczoraj nie pojechali?
- Twój ojciec pewnie pół nocy zajęty był Muraiem, a matka spała w gościnnym.
Czyli na śniadaniu będzie całkiem spora gromadka. Cała wataha, moja matka z kochankiem, mój ojciec oraz Nilla wraz z dziećmi. Trzeba będzie dołożyć krzeseł do stołu w jadalni.
Rozejrzałem się szybko po pokoju w poszukiwaniu swojego telefonu. Nigdzie go nie widziałem. Szybko zacząłem przeszukiwać szuflady najczęściej przeze mnie używane, gdzie mogłem go przez przypadek zostawić.
- To są chyba jakieś jaja.- Odezwałem się oszołomiony.
- Co się stało, Haji?- Pytał Ridick zmierzając w moją stronę.
- Przecież go tu nie było! Jakim cudem...!
Nie wierzyłem własnym oczom.
- O co chodzi?
Zatrzymując się przy mnie widziałem jak drgnął zaskoczony.
- Powiedz mi, że nie oszalałem. Wczoraj go tu nie było!
- Nie było. Przecież sam przeszukiwałem ci szafki.- Mówił skołowany.
- I nagle w magiczny sposób się tu znalazł?!
Staliśmy niczym sparaliżowani, wpatrując się w niewielki słoiczek z śmierdzącą maścią.
- Najważniejsze, że się znalazł. Teraz leć się ubrać.- Ponaglił mnie.- Śniadanie niedługo.
Nie byłem za tak szybkim zakończeniem tej sprawy. Jak ten słoiczek się tam z powrotem znalazł?! Jednak musiałem zostawić sobie te pytania na później. Ridiual miał rację, trzeba się przygotować do śniadania.
Zabrałem rzeczy do ubrania i udałem się z nimi do łazienki. Po niezwykle krótkim orzeźwiającym prysznicu zszedłem na dół by pomóc w przygotowaniu do śniadania.
Krzesła zostały już przyniesione. Maro wraz z Hugusem rozkładali dla każdego talerze i sztućce. Ja wziąłem się za roznoszenie szklanek. Widziałem, że ucieszyli się z otrzymanej pomocy. Dzbanków oprócz wody napełniłem również kawą i sokiem. Nie wszyscy nasi gości to wilki. Z tego też powodu na stole oprócz surowego mięsa znalazło się jedzenie z wczorajszej imprezy. Najwyraźniej, ktoś musiał poprosić ludzi z formy cateringowej o zostawienie trochę jedzenia na dzisiaj. Gotowe.
Wszyscy zaczęli się schodzić niemal jednocześnie. Układ przy stole został zaburzony. Przy Muraiu usiadł mój ojciec, a koło niego moja mama wraz z niejakim Jim. Obok Samuela usiadła jego rodzina. Całość wydawała się być w dobrych humorach.
Widziałem zaskoczony wzrok mojej matki widząc oprócz normalnego jedzenia surowe mięso, jednak nie odezwała się ani słowem. U nikogo innego z poza sfory nie zauważyłem takiej reakcji. Pozostali zdawali sobie sprawę z tego czym jesteśmy i dobrze wiedzieli, że nasza dieta nieco się różni od normalnej.
Podczas posiłku wszyscy przy stole prowadzili ożywione rozmowy. Przyglądałem się wszystkiemu z uśmiechem na ustach.
- Staruszki, zobacz!- Usłyszałem Daniela biegnącego w moją stronę.- Zobacz co mam.
Wzrok wszystkich skierowany był na mnie.
- Dlaczego mówisz do niego staruszku?- Spytał Yasou.
- Bo jest biały, a tylko staruszkowie są biali.
Cholera. Wzrok co niektórych z pytającego zmienił się na zaskoczony.
- Hajime skąd on...- Odezwał się nieco niezadowolony Sam.
- Później porozmawiamy.
Po chwili przerwy każdy wrócił do przerwanych rozmów. Daniel naprzemiennie używał sformułowania wujku z staruszku. Nie przeszkadzało mi to. Ridick i Yaso również próbowali złapać z nim kontakt, jednak średnio im to wychodziło. Młody latał to do taty, to z powrotem do mnie.
Po śniadaniu przyszedł czas na żegnanie się z wszystkimi. Moi rodzice wracali do swoich domów. Nilla również szykowała się do wyjścia.
- Odwiedź nas kiedyś.- Mówiła mama przytulając mnie do siebie.
- Zastanowię się nad tym.- Odpowiedziałem niezbyt entuzjastycznie.
- Będę tęsknić.
- Taa, ja też.- Rzekłem niezbyt przekonująco, jednak zmusiłem się na przejście tych słów przez moje gardło.
Jeszcze przez chwilę ściskała mnie, po czym udała się do samochodu. Z Jimem wymieniłem jedynie uścisk dłoni. Patrzałem jak powoli znikają za bramą z pola widzenia. Po nich przyszła kolej na pożegnanie się z tatą.
- Odwiedź nas, kiedy tylko będziesz chciał. Zawsze jesteś tu mile widziany.
- Będę o tym pamiętał.- Odpowiedział.
- Już chyba nie boisz się lasu, skoro tak często tu przyjeżdżasz ostatnimi czasy.
- Nadal się go boje.- Odparł poważnym tonem.- Jednak przy was czuje się bezpieczniej.
Przytuliłem go nieco mocniej. Trochę żałuje, że podczas jego pobytu tutaj, tak mało spędziłem z nim czasu. Następnym razem będę musiał to nadrobić. Czas jest dla niego nieubłagany.
- Do zobaczenia.
Śledziłem wzrokiem odjeżdżający samochód. Kiedy zobaczę go ponownie?
Do pożegnania pozostała nam jeszcze Nilla.
- Do zobaczenia młody.
- Papa, staruszku.- Powiedział ściskając mnie.
Każdy z watahy pożegnał się z Nillą oraz z jej dziećmi. Sam poszedł wraz z nią by odprowadzić ją do domu. Całą grupą wróciliśmy do domu. Strasznie pusto i cicho się tu zrobiło.
- Możesz nam wyjaśnić tą całą sytuację z synem Sama?- Shirai spytał żądając odpowiedzi.
Nie podobał mi się jego ton.
- O co dokładnie ci chodzi?
- Skąd wiedział o kolorze twojej sierści. Przecież o to mu chodziło mówiąc, że jesteś biały.
- Tak trudno się domyśleć, że widział mnie jako wilka?- Odpowiedziałem z rozbawieniem.
- Kiedy?
- W nocy poszliśmy sobie na spacer.- Powiedziałem jakby to była oczywistość.
Widziałem jego niezadowolony wzrok, jednak przez cały czas przystawałem przy swoim. Nie zagrażało mu żadne niebezpieczeństwo, więc nie można tu mówić o czyimkolwiek narażaniu.
- Czy ty w ogóle myślisz?
- A co, zapomniałeś jak to się robi i mam ci to wytłumaczyć?
Słyszałem jak zaczął powarkiwać pod nosem.
- Idziemy do lasu.- Oznajmiłem ignorując Shiraia.
Skierowałem się w stronę naszego specjalnego pokoju. Nie przyjmowałem do wiadomości żadnego sprzeciwu. Szybko rozebraliśmy się i zeszliśmy do tunelu. Tam każdy po kolei zaczął zmieniać swą postać. Kłusowałem na przedzie kierując watahą. Będąc po północnej stronie miasta zwolniłem. Uniosłem łeb w górę wydając z siebie krótkie wycie.
- Po co go wołasz?
- Żeby przyszedł, czy to nie oczywiste?
Shirai był dzisiaj dla mnie wyjątkowo nie do zniesienia. Znajdowaliśmy się blisko granicy lasu z miastem. Krążyliśmy na niewielkim obszarze czekając na Sama. Tak jak przypuszczałem zjawił się z rodziną. Wszystko poszło zgodnie z planem.
- Staruszek!- Krzyknął młody biegnąc w moją stronę.
- Daniel, spokojnie!- Ojciec zwrócił mu uwagę.
Chłopiec wtulił się w moją szyje. Pod postacią wilka mój kark znajdował się na wysokości jego czubka głowy. Byliśmy niemalże tego samego wzrostu.
- Chodź tutaj.- Wołał go Sam.
- Spokojnie, przecież jest przy nas bezpieczny.- Odezwałem się do Sama.
Powiedziałem to automatycznie, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że i tak tego nie zrozumie. W tej chwili dla niego były to jedynie zwierzęce odgłosy jak każde inne lub nawet ich brak. Nasza niejaka telepatia działała wyłącznie pod tą postacią.
- Nikt cię tu nie skrzywdzi.
- Wiem.- Usłyszałem głos młodego.
Znieruchomiałem. Mój wzrok padł na Daniela. Czy on właśnie mi odpowiedział?!
- To gdzie jest twój domek?- Zwróciłem się bezpośredni do niego.
- Tam.- Powiedział wskazując w konkretną stronę.- Dwa domki dalej.
On mnie rozumie! Rozumie co mówię pod postacią wilka! Spojrzałem na pozostałych. Wyglądali na równie zaskoczonych. Samuel spoglądał w naszą stronę nie wiedząc co się dzieje.
- Poczekaj chwilę.- Odezwał się do swojej dziewczyny.
Rozebrał się częściowo i przemienił w jednego z nas.
- Chłopaki, co jest?- Spytał podchodząc do nas.
- Spytaj się o cokolwiek młodego.- Odezwałem się nieco oszołomiony.
Zmarszczył brwi spoglądając na swojego syna.
- Daniel, może pójdziesz już z mamą do domu.
- Ale dlaczeego?- Powiedział w proteście.- Tato, proszę!
Drgnął zaskoczony. Spojrzał na nas z zdziwieniem w oczach.
- Rozumiesz co mówimy?- Spytał się syna.
- A dlaczego mam nie rozumieć?
- Słońce, idź z mamą do domu. Niedługo do was przyjdę.
- Ale...
- Daniel, powiedziałem coś.- Warknął.- Innym razem z nami pobiegasz, z teraz idź do matki.
Chłopczyk z zwieszoną głową wrócił do swojej mamy.
- Co jest?- Spytała troskliwym tonem.
- Tata mówi, że mamy iść do domu.
Nilla spojrzała w stronę Samuela, który kiwnął potwierdzająco łbem. Matka wraz z dziećmi oddaliła się od nas w stronę swojego domu. Zostaliśmy sami. Oddaliliśmy się od miasta by nie ryzykować, że zobaczy nas jakiś mieszkanie. Spacerowaliśmy mając w głowach to, czego byliśmy świadkami przed chwilą.
- Jak to możliwe?
- To w końcu ludzko-wilcza mieszanka.- Odezwał się Ridick.- Najwyraźniej taki jest tego efekt.
- Nigdy nie spotkałem się z taką sytuacją.- Wtrącił się Hugus.
- Chyba podobnie jak reszta z nas.
- Może to dla małego lepiej.- Zauważyła Maro.- Podobnie jak bardziej różnorodna dieta.
Chyba miała rację. Jest duże prawdopodobieństwo, że będzie mu łatwiej w życiu niż nam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top