Rozdział 1

               Rozglądałem się dookoła z ciekawością, lecz z każdą chwilą coraz mniejszą. Od miesiąca ekscytowałem się przeprowadzką. Nowe miejsce, nowi ludzie, czysta karta. Nikt nie wie o twojej przeszłości, wszystko zaczynasz od nowa. Jednak spodziewałem się czegoś nieco innego. Zwyczajne domki z średnio zadbanymi podwórkami, starsi ludzie spoglądający na mnie z podejrzliwością i wrogością. Zdaje się, że niewiele było tu młodych osób. Naprawdę spore wrażenie robił jedynie dom, a raczej rezydencja stojąca na wzgórzu, otoczona metalowym ogrodzeniem oraz ozdobnymi krzewami, ograniczającymi widoczność ciekawskich gapiów. Ostatnią nadzieję pokładałem w moim nowym domu i sąsiadach.

Odetchnąłem z ulgą. Jednopiętrowy domek z poddaszem oraz sporych rozmiarów podwórkiem. Białe ściany, czarny dach, dookoła zielona trawa oraz płot z ciemnego drewna ogradzający całą posesję. Wyglądało to dość zwyczajnie, jak wszystko tutaj.

- Jesteśmy na miejscu. Chcesz, żebym weszła czy...?

- Nie.

Nie będę cię dłużej torturować swoją obecnością. Zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę nie jesteś zachwycona tym, że musiałaś mnie zawieś do nowego domu, bo nie miałem innego dojazdu. Najchętniej byś już wróciła do tego swojego kochanka.

- Wejdę na chwilę. Zobaczę jak teraz będziesz mieszkał.

Wyszliśmy z samochodu, który zaparkowała przed bramą. Skierowała się w stronę drzwi, a ja zająłem się wyciąganiem walizek i kartonów z bagażnika. Musiałem je zabrać na raty, bo sam nie dałbym rady przytargać wszystkiego za jednym razem pod drzwi mieszkania. W tym czasie matka już oglądała kolejne pokoje. Czekałem na nią na parterze rozglądając się dookoła. Mieszkanie było już urządzone, nic tylko mieszkać.

- Ładnie urządzone.

- Dziękuję. Napijesz się czegoś?- Zaproponowałem z grzeczności.

- Kawę rozpuszczalną, jeśli nie byłby to problem.

- Usiądź w jadalni. Zaraz przyniosę.

Zaparzyłem dwie kawy i odłożyłam je na stole, przy którym czekała na mnie mama. Siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Sztuczna atmosfera. Dlaczego ona na siłę usiłowała się do mnie zbliżyć, naprawić to wszystko? Nie rozumiała, że już trochę za późno? Postępowała jak postępowała i teraz ma to, czego chciała. A może stwierdziła, że taki efekt jej się nie podoba i próbuję naprawić to, co zepsuła? Nie ważne jaki miała w tym cel, ja nie zamierzałem zmieniać relacji jakie miałem z matką.

- Hajime, ja naprawdę...

- Przestań.- Powiedziałem nie chcąc z nią na ten temat rozmawiać.

Zamilkła z udawaną skruchą. Nie złamie mnie tą miną. Dokończyliśmy pić kawę i odprowadziłem ją do samochodu.

- Jak byś potrzebował czegokolwiek, to dzwoń.- Odezwała się przyjaźnie.

- Jasne.

Wsiadała do środka, odpaliła silnik i odjechała. Przez chwilę patrzyłem na niewielką chmurę kurzu jaką za sobą zostawiła. Zamknąłem za sobą furtkę i wróciłem do domu. Czas rozpakować walizki, pomyślałem patrząc na stojący w holu bagaż. Po kolei wnosiłem każdy z kartonów do odpowiedniego pokoju i opróżniałem jego zawartość.

Wieczorem spocząłem na kanapie, wykończony tym całym rozpakowywaniem. Zajęło mi to więcej czasu niż się spodziewałem, a i tak zostały mi jeszcze trzy duże kartony. Zostawię je sobie na jutro, przynajmniej nie będę się nudził. Wszedłem do kuchni utrzymanej w brązowo-beżowej kolorystyce. Przyszykowałem sobie skromną kolacje z produktów przywiezionych ze sobą. Poza nimi w lodówce nie było nic. Pustka.

- Będę musiał się jutro przejść do sklepu.- Powiedziałem do siebie.- Przy okazji będę miał okazję zwiedzić okolice.

Po posiłku udałem się na poddasze, gdzie znajdowały się dwa pokoje do mojego użytku, łazienka oraz sypialnia. Jeden z nich służy za schowek i rupieciarnie, drugi za gabinet. Sypialnie była niewielkim pomieszczeniem z szerokim łóżkiem i dwoma pojemnymi szafami. Położyłem się wygodnie na miękkim materacu chowając twarz w puchowej poduszce. Pachniała przyjemnym, znajomym aromatem wanilii. Zamknąłem oczy starając się skupić na tym zapachu.


Zasłoniłem twarz chroniąc ją przed porannymi promieniami słońca. Kto ustawia łóżko idealnie tak, że wschodzące słońce od samego początku świeci ci po ryju nie dając spać?! Sypialnia od wschodu... Na pewno miało to swoje praktyczne zastosowanie w domostwach rolnych, gdzie poranne wstawanie było normą. Niestety dla mnie, na dłuższy okres będzie to uciążliwe. Będę musiał jeszcze dokupić jakieś zasłony, by chronić się przed niechcianą pobudką.

Wstałem kierując się w pierwszej kolejności do łazienki, a następnie do kuchni. Śniadanie okazało się jeszcze bardziej ubogie od wczorajszej kolacji. Za rozpakowywanie pozostałych kartonów wezmę się jak wrócę z miasta. Chociaż powinienem powiedzieć z wioski lub miasteczka, bo miasto to za dużo powiedziane. Było tu około dwustu budynków. Z czego około piętnaście było poświęconych na sklepy, punkty administracyjne, restauracje i lokale służce do szeroko pojmowanej rozrywki.

Wszedłem do pierwszego napotkanego sklepu spożywczego. Przez cały czas, kiedy pakowałem wszystkie potrzebne produkty do koszyka, czułem na sobie nieprzyjazny wzrok kasjerki. Mimo wszystko starałem się nie zdejmować z twarzy uśmiechu. Lepiej zrobić dobre pierwsze wrażenie.

- Dzień dobry, ile płace?- Spytałem uprzejmie.

Wyciągnąłem podaną sumę. Wydawała się już nieco mniej nieprzyjazna, lecz w jej oczach nadal panował sceptycyzm skierowany w moją stronę.

- To pan wprowadziła się do domu na skraju, prawda?

- Tak. Wczoraj przyjechałem. Ładna okolica, dużo lasów.- Starałam się jakoś podlizać.

- Tak, ale proszę uważać na siebie. Lasy potrafią być naprawdę niebezpiecznym miejscem.

Zawahałem się. Nie wiedziałem czy potraktować to jako groźbę, ostrzeżenie czy zwykłą uprzejmość. Uśmiechnąłem się na pożegnanie i wyszedłem ze sklepu, zabierając reklamówki z zakupami. Wracając cały czas ukradkiem zerkałem na tajemniczy dom na wzniesieniu. Musi należeć do kogoś ważnego, jakiegoś prezydenta miasta lub kogoś tego pokroju. Idąc poczułem nagłe uderzenie.

- Przepraszam bardzo- odezwałem się automatycznie.- Zagapiłem się.

- Nie, to ja się zagapiłem.

Dopiero teraz spojrzałem na przechodnia, na którego wpadłem. Chłopak z blond czupryną wyższy ode mnie o jakieś pięć centymetrów. Spoglądał na mnie zdziwionym i ciekawskim wzrokiem swoich ciemnobrązowych oczy.

- Nie znam cię. Nowy w Bras?

- Tak. Wprowadziłem się do domu na skraju lasu.

- A tak, od dłuższego czasu stał na sprzedaż!- Powiedział jakby dopiero sobie przypominając.- Jestem Masazumi, ale mów mi Zumi.

- Jestem Hajime.

- Miło cię poznać.- Uścisnął moją dłoń.- Rzadko miewamy nowych. Zadupie w środku lasu dla niewielu jest zachęcającym miejscem.

- Raczej cicha i spokojna okolica.- Stwierdziłem spoglądając na otaczający nas las.

- Żebyś się nie zdziwił.- Zaśmiał się.- Rozejrzałeś się już po mieście?

- Jeszcze nie zdążyłem. Dopiero wczoraj przyjechałem.

- Chętnie cię oprowadzę. Tutejsi z początku mogą wydawać się nieprzyjaźni, lecz po prostu mają małe zaufanie do obcych. Szybko się do ciebie przyzwyczają.- Pocieszył mnie.

- Z miłą chęcią.- Odpowiedziałem na jego propozycję.

- Mieszkam niedaleko, trzymaj mój telefon.- Wręczył mi karteczkę z niestarannie zapisanym numerem.- W razie czego dzwoń, na razie i tak nie mam nic ciekawego do roboty.

- Dzięki. Do zobaczenia.

- Cześć!- Pożegnał mnie.

Rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę. Miły chłopak i muszę przyznać, że przystojny. Wracając do domu myślałem o jego propozycji. Dobrze by było szybko się z kimś zaprzyjaźnić, a taki spacer po mieście wydawał się być dobrą okazją do zawarcia nowych znajomości.

Docierając na miejsce, w pierwszej kolejności skierowałem się do kuchni. Rozpakowałem zakupy i zbliżyłem się do okna. Niewielkie podwórko za domem posiane jedynie trawą, a kawałek dalej linia lasu. Będę musiał tu przyjść o zachodzie słońca. Uśmiechnąłem się i udałem się na górę. Zostało mi tam do rozpakowania kilka kartonów. W gabinecie poustawiałem wszystkie moje książki oraz wszelkie papiery i segregatory. Spoczął tam również mój laptop. Do sypialni trafiło kilka przytulnych dodatków. Cała reszta trafiła do schowka.

Do wieczora wszystko było już rozpakowane oraz wysprzątane. W niektórych pokojach kurz zalegał warstwami. Widać, że niektóre pomieszczenia były naprawdę rzadko używane. Szczególnie te od zachodu z widokiem na las.

Przed kolacją spojrzałem na telefon. Wypadałoby zadzwonić do taty. Wybrałem jego numer i czekałem aż odbierze.

- Cześć. Jak tam przeprowadzka?- Spytał na wejściu.

- Już wszystko rozpakowałem. To niewielkie miasteczko. Okolica wydaje się być ładna, lecz nie miałem okazji się jej jeszcze przyjrzeć. Całe miasto otacza naprawdę piękny dziki las.

- To fajnie.- Skłamał. Wiedziałem, że nienawidzi lasów.

- Mam nadzieję, że wkrótce mnie odwiedzisz.

- Kiedy tylko będę mógł.- Znowu kłamstwo.

Wiedziałem, że jeśli kiedykolwiek mnie odwiedzi, będzie to dla niego trudna wizyta. Mimo że ojciec bardzo mnie kochał, w tym wypadku jego lęk chyba był silniejszy. Od samego początku bał się lasów, nigdy mi nie powiedział, co jest tego powodem. Zamieszkując to skazałem się na oddalenie od niego, lecz chciałem zamieszkać w ciszy i spokoju, a oferta tego domu była naprawdę okazyjna.

- Mam nadzieję, że szybko znajdziesz sobie jakąś pracę. Pamiętaj, że w razie czego zawsze ci pomogę. Nie bój się poprosić.

- Dobrze.- Uśmiechnąłem się, lecz nie miałem takiego zamiaru.

Usłyszałem jakiś głos w tle. Nie był sam?

- Przepraszam cię, muszę już kończyć. Dzwoń, kiedy tylko chcesz. Do usłyszenia.- Pożegnał mnie ciepłym tonem.

- Do usłyszenia.- Rozłączyłem się.

No to rozmowę z tatą mam już z głowy. Teraz czas na kolacje. Przyszykowałem szybko jedzenie i przystąpiłem do posiłku. Kątem oka spoglądałem za okno. Las powoli spowijał się w pomarańczowym zachodzącym słońcu. Szybko skończyłem jeść i wyszedłem na zewnątrz. Wiał przyjemny rześki wiatr, las szumiał w uspokajającej melodii. Ruszyłem przed siebie. W polu widzenia nie było żadnej ścieżki. Wszystko wyglądało dziko, pierwotnie, niezakłócone udziałem człowieka. Kiedy mój dom powoli zaczynał znikać mi z oczu, zatrzymałem się i zawróciłem.

Skierowałem się prosto na górę. Skrzywiłem się na myśl, że rano znowu zostanę brutalnie obudzony przez promienie wstającego słońca. Będę musiał zakupić zasłony lub zrobić przemeblowanie. Przeprałem się w piżamę i położyłem do łóżka.


Obudziłem się. Trawiło mnie jakieś dziwne uczucie, które nie dawało mi spokoju. Spojrzałem za okno. Całe miasto spowijał mrok. Jedynie okna rezydencji na wzgórzu świeciły się słabym światłem. Oni również nie mogą spać?

Przetarłem zaspane oczy i skierowałem się do kuchni po kubek wody. Nie byłem jeszcze przyzwyczajony do nowego domu toteż, co chwila o coś się potykałem, a ze schodów o mało co nie zleciałem. Trzeba będzie wyłożyć je wykładziną inaczej ktoś się w końcu na nich zabije. Chwyciłem szklankę i nalałem sobie zimnej wody. Suchość w ustach natychmiast znikła. Mimowolnie wyjrzałem za okno w stronę lasu. Pochłaniała go ciemność. Ledwo mogłem dostrzec zarysy poszczególnych pni drzew.

Przez chwilę miałem wrażenie, że coś poruszyło się w ciemności, lecz zignorowałem to. Pewnie mi się wydawało, przecież ledwo mogłem cokolwiek dostrzec. Dokończyłem pić i wróciłem na górę. Położyłem się licząc na powrót do spokojnego snu. Cały czas jednak nie opuszczało mnie dziwne uczucie. Zamknąłem oczy i pozwoliłem porwać się z powrotem do krainy snów.


Nie! Robię przemeblowanie! Przesuwam łóżko w inne miejsce lub przerobię inny pokój na sypialnię. Nie dam rady na dłuższą metę budzić się wraz z wschodem słońca. Gdybym jeszcze później byłbym w stanie zasnąć, lecz tylko przewracam się niespokojnie z boku na bok. W końcu o przyzwoitej porze postanowiłem wygramolić się z łóżka.

Szybko wziąłem zimny prysznic mając nadzieję, że to mnie jakoś rozbudzi. Lepiej, ale nadal odczuwałem brak snu. Moją ostatnią deską ratunku była kawa. Wypiłem ją opierając się o bok domu spoglądając przed siebie. Las wyglądał nieco tajemniczo i pociągająco, a zarazem groźnie w odpychający sposób. Któregoś dnia będę musiał udać się na dłuższy spacer po nim.

Dokończyłem poranną kawę i wróciłem do środka. Spojrzałem na zegarek. Nie było już znowu tak wcześnie. Chyba mógłbym zadzwonić do tego chłopaka. Jak on miał... Masazumi. Zumi! Wybrałem jego numer mając nadzieję, że odbierze.

- Cześć, tutaj chłopak, na którego wczoraj wpadłeś.- Przedstawiłem się.

- Hajime, cześć.- Odparł zadowolony.

- Miałbyś dzisiaj czas oprowadzić mnie po okolicy?

- Jasne. Co powiesz na po obiedzie? Wpół do czwartej? Spotkajmy się tam gdzie na siebie wpadliśmy.

- Okej. Do zobaczenia na miejscu.

Krótko i na temat. Tylko co ja mam do tej pory robić? Nie pozostało mi nic innego jak czekanie na niego. Większość czasu spędziłem na laptopie przeszukując Internet w poszukiwaniu bezsensowych rzeczy. Nie miałem co robić. Ucieszyłem się, kiedy nadszedł czas naszego spotkania. Zamknąłem za sobą drzwi domu i ruszyłem w wyznaczone miejsce. Przyszedłem pierwszy, a chwilę po mnie zjawił się Zumi. Ubrany był w jasną koszulkę na krótki rękaw i dżinsowe spodnie.

- To co? Idziemy na spacer po mieście.

Skinąłem zgodnie głową. Oprowadzał mnie po mieście, pokazując najważniejsze miejsca. Przez miasto przebiegała jedna główna droga, która łączyła dwa jedyne wyjazdy z miasta. Od niej odchodziły wszystkie inne drogi. Okazało się, że mają tu również bar, o którym nie miałem pojęcia. W późniejszej wędrówce napomknął nawet o mieszkańcach.

- Nie pozostało tu za wiele młodych. Jednak w razie czego jest z kim się zabawić.- Spojrzał z wymownym uśmiechem.- Jednak większość ucieka do wielkich miast, co raczej nikogo nie dziwi. Reszta jest dość nieufna. Można powiedzieć, że miasteczko rządzi się swoimi prawami.

- Kasjerka w sklepie, którą wczoraj widziałem nie wydawała się być zachwycona z powodu mojego przyjazdu.

- Niedługo przyzwyczają się do siebie, musisz na razie jakoś przetrwać ich wrogie spojrzenia. Boją się, że ktoś zakłóci panujący tu spokój.- Wyjaśnił.- Mamy tu swoje zwyczaje, swoje tradycje. Takie małe państewko po środku lasu.

- Co masz na myśli?

- Jest kilka rzeczy, o których powinieneś wiedzieć. Przede wszystkim nie pałętaj się po lasach. Szczególnie nocami. Lata tutaj dużo dzikich zwierząt. Tak samo w pełnie siedź w domu. Nie pytaj dlaczego, taki zwyczaj i tyle. Chociaż czasami z chłopakami naginamy nieco zasady- zaśmiał się.- Jeśli będziesz tego przestrzegał, mieszkańcy szybciej cię zaakceptują. Oczywiście młodzi mają ambiwalentny stosunek do tego wszystkiego. Jedynie starsi przestrzegają tego niczym praw. Zresztą, w przyszłym tygodniu rodzina Sato będzie urządzała przyjęcie z okazji letniego przesilenia. Noc Kupały. Wszystkie obrzędy będą odbywać się w ich rezydencji.

- Właśnie. Nie chciałem pytać, bo miałem nadzieję, że jakoś samo wyjdzie w rozmowie. Kto mieszka w tym wielkim domu na wzgórzu?- Spytałem ciekawsko.

Jego wzrok padł w kierunku rzeczonego miejsca.

- Rodzina Sato. Mieszka tu od wielu pokoleń. Niezwykle wpływowi. Nawet sam burmistrz liczy się z ich zdaniem. Jednak zazwyczaj się nie pokazują, całe dnie spędzają zamknięci w swoim zamczysku. Co jakiś czas organizują obrzędy Nocy Kupały oraz zimowego przesilenia. Jest to jedyna okazja by ich zobaczyć. Ogólnie mega tajemniczy i dziwni goście. Podobno są potomkami człowieka, który w dawnych czasach zapewnił bezpieczeństwo wiosce, gdy była notorycznie napadana. Od tamtego czasu, aż do teraz ich rodzina jest niezwykle szanowana. Wrócili jakieś pół roku temu. Znaczy, synowie poprzednich właścicieli. Następne pokolenie. Tamci wyjechali kilkanaście lat temu.

Zamknięci w swojej rezydencji nie pokazują się mieszkańcom. Dom wyglądał naprawdę okazale, nawet z daleka, lecz każdemu w końcu znudziłoby się ciągłe siedzenie w zamknięciu. Jednak jego opowieść wzbudziła we mnie ciekawość. Chciałbym ich zobaczyć. Muszę wybrać się na obchody Nocy Kupały. Z kolei to ciekawe, większość miast nie obchodzi już tego święta. Większość? Żadne miasto już go nie obchodzi. Rzeczywiście mieszkańcy muszą być bardzo związani z tradycją.

- Przejdziemy się koło ich domu?- Spytałem mając nadzieję, że się zgodzi.

- Niech ci będzie.

Z centrum ruszyliśmy w stronę wzgórza. Prowadziła do niego jedna pochyła droga skręcająca gwałtownie na szczycie. Będąc prawie na miejscu zdążyłem się nieco zadyszeć. Niemal cała droga prowadziła pod górę. Też sobie wybrali miejsce. Przynajmniej mieli tu spokój, którego najwyraźniej pragnęli. Zbliżyliśmy się do domu. Całość posiadłości otoczona była wysokim metalowym ogrodzeniem, tuż za nim rosły tuje ograniczające widoczność. Jedynym punktem, w którym można było dopatrzeć się wnętrza posiadłości była brama wejściowa oraz wjazdowa, prowadząca do garażu z tyłu.

Rezydencja była ogromna. Z przodu po bokach zbudowane były dwie wieżyczki o strzelistym dachu. Do wejścia prowadziła ścieżka z drobnych kamieni. Nad nim znajdował się widokowy balkon wsparty na czterech kolumnach tworzące zadaszenie nad wejściem. Całość budynku była biała, u dołu było ceglane wykończenie w tym samym kolorze, co ciemnoszary dach. Dookoła rosła jedynie soczyście zielona trawa. Byłem ciekaw wyglądu tyłu budynku, lecz do niego nie było dostępu.

- Chciałoby się w takim domu mieszkać, co?- Odezwał się marzycielskim tonem.

- Tak. Jak liczna jest ta rodzina? Mogłyby tu spokojnie mieszkać co najmniej trzy pokolenia.

- Zawsze mieszkała tu trójka mężczyzn. W tym roku podobno ktoś widział jeszcze jednego. Pewnie i oni za kilkanaście lat wyjadą, a później powrócą tu ich dzieci. Podobno tak jest zawsze.

Jeszcze przez chwilę oglądaliśmy wspaniałą rezydencje. Każdy z nas chyba w tym momencie marzył o pomieszkaniu w nim, chociaż przez jakiś czas.

- Wracajmy, robi się ciemno.

Westchnąłem i ostatni raz przyjrzałem się budynkowi. Ruszyliśmy w drogę powrotną. Ze wzgórza mieliśmy widok na całą okolicę. Widzieliśmy dachy wszystkich domów w mieście. Wracając pokazywał mi gdzie mieszkają jego znajomi oraz on sam. Jego dom znajdował się dwie ulice od mojego. Blisko do odwiedzin, stwierdziłem wesoło.

- Mieszkasz sam?- Zapytał by nie iść w ciszy.

- Sam. Wyprowadziłem się od rodziców, którzy sami wyprowadzają się do oddzielnych domów.

- Rozwód?- Spytał ostrożnie.

- Nie. Nie byli małżeństwem. Mama znalazła sobie jakiegoś kochanka. Sprzedali mieszkanie i ona poszła zamieszkać z nim, a ojciec zamieszkał w kawalerce.- Wytłumaczyłem mu starając się nie wyrażać żadnych emocji.- A ty?- Zrewanżowałem się pytaniem.

- Mieszkam z dziewczyną. Asami, niedługo na pewno się poznacie.

- Zumi, wiesz może czy mogę znaleźć jakąś pracę w okolicy?- Zmieniłem temat.

- Na pewno się coś znajdzie. W urzędzie jest tablica ogłoszeń, tam zerknij. Ewentualnie na jakiś sklepach czy budynkach w centrum.

Czyli już wiedziałem, gdzie szukać. Jeszcze kawałek szliśmy w ciszy. W końcu doszliśmy do rozwidlenia naszych dróg.

- Jakbyś miał kiedyś czas i ochotę się spotkać dzwoń śmiało.

- Jasne, dzięki. Ty również.

Pożegnaliśmy się i każdy z nas udał się do swojego domu. Słońce znajdowało się już przy wierzchołkach drzew. Niebo mieniło się w kolorach różu i czerwieni. Jednak na przeciw ciemne chmury snuły się powoli by w końcu pochłonąć cały nieboskłon. Wszedłem do ciemnego domu po kolei zapalając światła w pomieszczeniach. Zrobiłem sobie szybką kolację i udałem się z nią do biura. W Internecie starałem się znaleźć jakieś wiadomości na temat tego miasta. Nie wiem, dlaczego nie zabrałem się za to zanim tu przyjechałem. Jak się okazało, za wiele tego nie było. Więcej pewnie dowiedziałbym się od Zumiego, gdybym go poprosił. Po chwili przerzuciłem się na portale społecznościowe.

Przetarłem zmęczoną twarz. Spojrzałem na zegarek. Co?! Już tak późno? Pierwsza w nocy. Ładnie się zasiedziałem. Spojrzałem za okno, które znajdowało się naprzeciwko mnie. Światło z gabinetu oświetlało słabo podwórko za domem. Wytężyłem wzrok spoglądając w las. Miałem wrażenie, coś tam widzę. Wstałem i podszedłem bliżej. Tak, był tam niewyraźny kształt. Poruszył się. Pies? Nie, to zwierzę było za duże. Poruszyłem się nerwowo, kiedy podeszło nieco bliżej. Co to jest?! Było ogromnych rozmiarów. Niedźwiedź? Czułem jak rośnie we mnie ciekawość. Zwierzę w końcu szczeknęło i zanurzyło się w ciemność. No nic, trudno. Zesztywniałem, kiedy doszło mnie potężne wycie. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Wilk! Uśmiechnąłem się, a zarazem wzdrygnąłem. Ta bestia wydawała się mieć ponad metr wysokości w kłębie! Normalne wilki nie dorastają do tak dużych rozmiarów. Może się mylę?

Zaciekawiony niespotykanym widokiem w wyszukiwarce starałem się znaleźć podstawowe informacje o wilkach. Udało mi się wyczytać, że rosną do dziewięćdziesięciu centymetrów, czyli o wiele mniej niż okaz widziany przez mnie. Czytałem dalej, lecz nic ciekawego nie udało mi się znaleźć. Ziewnąłem przeciągle zakrywając dłonią usta. Spać... Wstałem i szurając stopami po ziemi udałem się do sypialni. Zaszyłem się pod miękką pościelą.

________________________________________________________________

Mam nadzieję, że opowiadanie będzie się podobało. Jest to coś nieco innego niż dotychczas publikowałam. Oczywiście wszystko kręci się wokół moich kochanych lasów. One zawsze kryją w sobie coś ciekawego.

Czy Hajime odnajdzie się w nowym mieście? Kim okaże się być tajemnicza rodzina Sato?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top