Rozdział 4
Nie odzywał się do mnie od kilku dni. Zaczynałem się naprawdę martwić. Ponownie wybrałem jego numer z tą samą nadzieją co wcześniej. Ciągle tylko sygnał...
- Tak?
- Yas, całe szczęście.- Odezwałem się z ulgą. Teraz czas na wybuch.- Tak?! Takie spokojne „tak"?! Nie odzywasz się, wiesz jak się o ciebie martwiłem?! Co się stało?
- Hajime, my chyba... nie powinniśmy. Nie będę mógł dać ci tyle szczęścia ile bym chciał. Będąc przy mnie narażasz się jedynie na niebezpieczeństwo.
- Nie rozumiem dlaczego?! Wytłumacz mi!
- Nie mogę...- W jego głosie słychać było smutek.
- Yas, kocham cię.- Nie wierzę, że to mówię.- Nie zostawiaj mnie, proszę.- Mój głos zaczął drżeć.
Cisza po drugiej stronie stawała się coraz gorsza. Moje serce zaczęło bić w szalonym rytmie. Bałem się tego co powie, a może taka jest jego odpowiedź? Było coraz gorzej.
- Spotkajmy się.- Ulżyło mi.- Masz teraz czas?
- Oczywiście
- Niedługo u ciebie będę.
Nie zdążyłem mu odpowiedzieć, rozłączył się. Stałem z walącym sercem w piersi. Obawiałem się tego spotkania. Nie znałem go ani długo, ani dobrze, ale przez czas naszej rozłąki zrozumiałem jak bardzo mi na nim zależy.
Z niepokojem czekałem na jego przybycie. Nerwowo chodziłem po domu bez celu. Dlaczego go tak długo nie ma?! Zerknąłem na zegar. Minęły dwie minuty odkąd się rozłączyliśmy. Chyba naprawdę zaczynam wariować. Ucieszyłem się, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Przyszedł, w końcu. Ruszyłem w stronę wejścia. Walenie nie ustawało. Czyżby to jednak nie był on? O co chodzi?! Otworzyłem drzwi z lekkim niepokojem. Poczułem jak zostaje przyciągnięty i wciśnięty w czyjeś ciało. Ten zapach.
- N-nie mogę od-oddychać.- Uścisk był naprawdę mocny.
- Przepraszam.
Yaso odkleił się ode mnie i spojrzał przestraszonym wzrokiem.
- O co chodzi?- Spojrzałem na niego spod łba.
- Nic, bałem się, nieważne.
- O co się bałeś?
- Nieważne, chodźmy do mnie.- Powiedział z uśmiechem.
- Do ciebie?!
Nie mogłem w to uwierzyć! Nawet nie pomyślałem, że mógłby mnie zaprosić do swojej rezydencji. Dotąd był on trochę jak zamek z bajki nie osiągalny dla takiego kopciuszka jak ja. Wewnątrz zacząłem cieszyć się jak dziecko.
- Tak. Chodźmy.
Drogę pokonaliśmy w ciszy. Im bliżej celu, tym coraz bardziej to wszystko wydawało mi się nierealne. Dom z zewnątrz prezentował się niezwykle okazale. Pokonałem bramę z sercem w gardle. Kiedy dwuskrzydłowe drzwi rezydencji otworzyły się przede mną, moje serce na moment stanęło. Nie spodziewałem się takiego widoku. Hol wyłożony był jasnobrązową posadzką, na jego końcu znajdowały się kręcone schody z ozdobną balustradą. Rozchodziły się stąd korytarze prowadzące do różnych pomieszczeń i części domu.
- Oprowadzę cię.- Powiedział przywdziewając onieśmielający uśmiech.- Nie zwracaj uwagi na resztę. Kaoru na pewno będzie nieprzyjemny i niemiły, Shirai nie wiadomo, lecz również szykował bym się na niemiłe słowa. Jednak Murai na pewno ucieszy się, gdy cię zobaczy.
Nie brzmiało to zbyt optymistycznie. Miałem jednak nadzieję, że nikogo z pozostałych współlokatorów uda nam się nie spotkać na swojej drodze. Yasou ruszył przodem zaczynając mnie oprowadzać po rezydencji.
Reszta okazała się równie okazała co hol. Wnętrza pomieszczeń były doskonałym połączeniem staroświeckiego stylu z współczesnością. Wszystko wyglądało cudownie i bardzo kosztownie. Po zwiedzaniu parteru, a raczej jego części, przyszedł czas na piętro. Tam również nie obejrzałem całości. W prawym skrzydle znajdowały się pokoje Kaoru i Shiraiego, nie zapuszczaliśmy się w tamte okolice. Lewe skrzydło było przeznaczone na pokoje Yasou i drugiego pozytywnie nastawionego do mnie domownika tego domu. Nim Yas zaprowadził mnie do siebie pokazał mi zachodnią cześć piętra. Weszliśmy do pokoju w wieżyczce. Znajdowała się tam ogromna biblioteka. Powietrze wypełniał przyjemny zapach starych ksiąg. Podszedłem do jednego z okien spoglądając na miasto z góry.
- To stąd mnie podglądasz?
Widać było mój dom. Zapalone światła w sypialni byłyby stąd bardzo dobrze widoczne.
- Lubię tu przesiadywać.
Przeszedłem między regałami pełnymi książek. Przesuwałem palcem w poprzek ich grzbietów. Nie było na nich kurzu. Na końcu regału czekał na mnie Yasou. Patrzał na mnie rozmarzonym wzrokiem.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
Jego twarz spochmurniała.
- Lepiej będzie dla ciebie jeśli mnie zostawisz.
- Nie rozumiem dlaczego. Widzę, że coś mnie męczy. Powiedz mi o co chodzi, nie duś tego w sobie.
- To nie jest coś, co od tak można powiedzieć.- Pokręcił z zakłopotaniem głową.- Chodźmy do mojego pokoju.
Ruszyliśmy w stronę drzwi. Otworzyły się nim którekolwiek z nas zdążyło chwycić za klamkę. W progu pojawił się mężczyzna niższy ode mnie o dobre piętnaście centymetrów z starannie przystrzyżonymi czarnymi włosami. Jego lodowate spojrzenie padło dokładnie na mnie. Kurdupel wręcz ociekał pewnością siebie.
- Kaoru, miło cię widzieć. To jest Hajime.
- Wiem kim on jest.
- Zaprosiłem go do mnie.
Niższy brat obdarował wyższego wściekłym wzrokiem. Po chwili milczenia ponownie spojrzał na mnie ponownie. Jego czarne oczy mnie przerażały.
- Dobrze ci radzę, zostaw go w spokoju.
- Grozisz mi?
- Idziemy Hajime.- Pchnął mnie do przodu wypychając z biblioteki.
Skierował nas w stronę swojego pokoju. Ulżyło mi, kiedy zostaliśmy sami.
- Nie słuchaj go.
- Współczuję ci rodzeństwa.
- Tak naprawdę to on nie jest moim bratem.
Usiadł na łóżku ze spuszczoną głową. Zająłem miejsce koło niego, przypatrując mu się pytającym wzrokiem.
- Żadne z nas nie jest ze sobą spokrewnione. Po prostu Kaoru opiekuje się nami. Jednak po takim czasie traktujemy się jak rodzinę. Tylko oni mi zostali.
Poczułem ucisk w sercu. Przybliżyłem się do niego obejmując ramionami. Wziął głęboki oddech lekko mnie odtrącając.
- Pogodziłem się z moim losem.- Rzekł twardo.- Kocham cię, ale nie jestem w stanie zapewnić ci normalnego związku.
- Skąd wiesz, że właśnie takiego chcę?
- Nie znasz mnie. Nie zaakceptowałbyś mnie.
- Pozwól mi o tym zadecydować!- Zaprotestowałem.
- Ostatnio dużo krzyczysz- zaśmiał się.
- Mówisz, że cię nie znam. W takim razie opowiedz mi o sobie.
- Lepiej to wszystko skończyć nim któreś z nas się zaangażuje.
- Nie zamierzam niczego kończyć!- Przerwałem mu na chwilę.- Dokończymy tę rozmowę jak wrócę z toalety.
- Dobrze się czujesz?- Spytał zmartwiony.
- Tak.- Odpowiedziałem niepewnie.
Przez chwilę poczułem się słabo, to pewnie z nerwów.
- Pamiętasz, gdzie jest? Prosto i na lewo za pokojem Muraiego.
Wyszedłem, kierując się jego instrukcjami. Bez trudu znalazłem swój cel. Wszedłem do środka podchodząc do umywalki. Pochyliłem się nad nią obmywając twarz zimną wodą. Spojrzałem na swoje odbicie. Naprawdę kiepsko wyglądałem.
- Weź się w garść.- Powiedziałem twardo do swojego odbicia.
Wziąłem kilka uspokajających oddechów i wyszedłem z łazienki. No i to całe uspokajanie w jednej chwili chuj bombkę strzelił. Czego on ode mnie chce?! Kiedy jego zimne oczy spojrzały na mnie poczułem jak opuszcza mnie cała odwaga.
- Lepiej dla ciebie i dla nas, żebyś zostawił Yasou w spokoju.
- Skąd wiesz co dla mnie lepsze?
- Pamiętaj, że cię ostrzegałem. Jak tylko zobaczę, że nam zagrażasz nie okażę ci litości.
Obdarzył mnie uśmiechem, który zmroził mi krew w żyłach. Odszedł w stronę prawego skrzydła rezydencji. Mając cały czas jego słowa w głowie wróciłem do Yasou. Leżał na plecach w poprzek łóżka. Głowa zwisała z jego krawędzi.
- Wszystko okej?
- Ponownie natknąłem się na Kaoru.- Wykrztusiłem z siebie.
- Nie zwracaj na niego uwagi.- Łatwo mówić.- Pierwszy raz sprowadzam kogoś do domu. Włączył mu się tryb zaborczego ojca.
Uśmiechnąłem się lekko. Jego słowa sprawiły, że poczułem się w pewnym stopniu wyjątkowy. Zapadła chwila ciszy, słychać było tylko tykanie zegara. Usiadłem na brzegu łóżka, a Yas przeturlał się do mnie.
- Wierzysz w siły nadprzyrodzone?- Spytał swobodnie.
- Sam nie wiem. Nigdy nie widziałem niczego nadzwyczajnego i trudno mi to sobie wyobrazić. Zależy chyba o czym dokładnie mówimy... Dlaczego pytasz?
- Chciałem jakoś rozluźnić atmosferę. Ja osobiście wierzę, że zjawiska nadprzyrodzone mają miejsce w naszym świecie.
- Nie powiedziane, że nie. Wtedy świat stałby się bardziej ciekawy.
- Lub bardziej okrutny.- Odezwał się smutno.
Wstałem z łóżka chcąc na niego spojrzeć. Zachwiałem się czując chwilowe zamroczenie.
- Co jest?- Podniósł się spoglądając na mnie z lekkim strachem.
- Ostatnio źle sypiam i mało jem. To pewnie tylko chwilowe osłabienie organizmu.
- Chcesz wracać do domu?
- Nie, ja...- Poczułem ból głowy.- Tak, wracajmy.
Yasou wstał z łóżka i podszedł do mnie. Podczas naszej wędrówki do drzwi wyjściowych cały czas trzymał się blisko mnie. Było mi trochę smutno, że moja wizyta w jego domu trwała tak krótko. Czując na sobie wieczorny wietrzyk poczułem się nieco lepiej. Droga do domu minęła spokojnie i przyjemnie. Otworzyłem drzwi. Wchodząc do środka poczułem duchotę panującą w mieszkaniu.
- Pomóż mi pootwierać okna.
Razem rozchyliliśmy po jednym oknie w każdym pomieszczeniu. Po skończonej robocie usiadłem na łóżku w sypialni.
- Może weź jakieś leki?
- Nie wiem czy mam jakieś odpowiednie.
- Gdzie jest apteczka?- Spytał poważnym tonem.
- Szafka w łazience na dole.
Yasou zniknął na jakiś czas, gdy wrócił niósł ze sobą szklankę wody.
- Połknij- powiedział otwierając dłoń dotychczas zamkniętą w pięść.
Posłusznie połknąłem tabletkę popijając ją zimną wodą. Oddałem mu szklankę i położyłem się plackiem na łóżku.
- Możesz już iść.- Odezwałem się niemrawo
- Jesteś pewien? Nie będziesz niczego potrzebował?
- Dam sobie radę. Dobranoc Yaso.
- Dobranoc.
Usłyszałem jego oddalające się kroki. Nagle ucichły.
- Hajime.- Jego ton był bardzo poważny.
Podniosłem się spoglądając na niego. Widziałem jego niepewność.
- Jesteś pewien, że byłbyś w stanie zaakceptować prawdę o mnie i żyć z nią w tajemnicy przed światem?
Nie wiedziałem co powinienem odpowiedzieć.
- Kocham cię i nie chcę cię stracić. Zniosę wszystko byle byś był przy mnie został.
Nie chciałem być już dłużej sam. W Yasou było coś, co mnie do niego przyciągało. Było w nim coś czego nie chciałem stracić. Przy nim czułem się bezpieczny i wyjątkowy.
- Daj mi czas do zastanowienia.- Odezwał się na dowidzenia.
Znowu się od mnie nie odzywał. Minął już ponad tydzień. Nie dzwoniłem do niego ani nie pisałem, chcąc mu dać czas do namysłu. Zaczynałem się martwić. Czyżby jednak zdecydował się mnie zostawić? Może poszedł za radą Kaoru? Czyli wszystkie jego deklaracje miłości były nieprawdziwe. To on pierwszy czuł coś do mnie, powoli rozkochując mnie w sobie. Kiedy udało mu się osiągnąć cel, odszedł.
- Haji, ale z ciebie głupiec.
Westchnąłem powstrzymując łzy. Udałem się do gabinetu. Panował tu olbrzymi burdel. Podszedłem do okna brudnego od śladów mojego czoła. Było już ciemno, ale to dobrze. Podwórko oświetlał słaby blask dochodzący z kuchni. Umyśle zostawiłem tam zapalone światło. Uśmiechnąłem się do siebie. Leżał tam, musiał przyjść wcześniej. Wyglądał jakby spał. Dlaczego to jego widziałem częściej niż Yasou? Czyżby zwierzęta potrafiły okazywać większe przywiązanie i wierność niż ludzie?
Poruszył się, skierował swój duży łeb w moją stronę. Zauważając mnie, podniósł się i siadł w dość zabawny sposób. Siedział na tyłku z wyprostowanymi przed sobą tylnimi łapami, wsparty na przednich kończynach. Zaśmiałem się pod nosem. Kiedyś widziałem mopsa mojej ciotki, siedzącego w podobny sposób. Zwierzę zmarszczył pysk lekko go rozchylając przygotowując się do kichnięcia, po czym potrząsną łbem. W sumie wyglądało to dość słodko. Bestia spoglądała wprost na mnie. Po chwil przez uchylone okno doszło mnie jego skomlenie połączone z cichym wyciem, jakby w ten sposób chciał wyrazić swój smutek. Poczułem się jeszcze gorzej. Bestia wstała przeciągając się. Teraz i ty ode mnie odchodzisz?
Nie odszedł, lecz to co się działo na moich oczach było niezwykłe. Poczułem przerażenie, połączone z dziwnym podnieceniem. Co to do, jasnej kurwy nędzy, miało być?! Kubek z kawą, który trzymałem w dłoni właśnie wylądował na ziemi roztrzaskując się na drobne kawałeczki. Poczułem jak część gorącej cieczy oblewa moją stopę. Bolało, lecz w tej chwili nic nie było w stanie odciągnąć mnie od patrzenia na coś, co w ogólnie nie powinno mieć miejsca. Jak?! Moje wnętrze krzyczało sprzeciwiając się temu wszystkiemu. Przecież to zaprzecza wszelkim prawom natury! Jak wilk mógł zmienić się w człowieka?! A raczej odwrotnie, jak człowiek mógł zmieniać się w ogromnego wilka i teraz na moich oczach wracać do swej pierwotnej postaci?! Żeby to jeszcze był jakiś przypadkowy mężczyzna, lecz nie... To był jedyny facet na widok, którego moje serce szalało, a członek stawał na baczność. Nie mogłem po prostu uwierzyć własnym oczom. Klęczał na kolanach, nagi. Wstał na lekko drżących nogach. Po chwili wydawał się być już w pełni sił.
Zrobiłem krok w tył i zrozumiałem, że to był błąd. Stopa natknęła się na potłuczone kawałki kubka. Natychmiast ukucnąłem sięgając do stopy. Czułem rozchodzące się po niej ciepło połączone z dziwnym osłabieniem całego organizmu. Usiadłem przypatrując się ranom. W stopie tkwiło kilka drobnych kawałków szkła, poza tym była ona czerwona od wrzątku, który wcześniej się na nią wylał. Dlaczego nie nauczę się nosić kapci?! Łażenie boso po domu, geniusz z ciebie Hajime! Skrzywiłem się. Dlaczego to tak krwawiło?!
Zesztywniałem, kiedy usłyszałem czyjeś kroki na schodach. Po chwili w progu pokoju ujrzałem ludzką postać.
- C-co ci się stało- Wyjąkał z trudem.- Zresztą,... Do łazienki. Już!
Podszedł do mnie i chwycił mnie pod ramię. Pomógł mi dokuśtykać się do łazienki.
- Gdzie masz apteczkę?
- Łazienka na dole.
Zniknął zostawiając mnie samego w szoku. Yaso wrócił z czerwonym pudełeczkiem w ręce. Kiedy tu był, scena, która rozegrała się przed chwilą na moim podwórku, wydawała się być jeszcze bardziej nierealna, niemożliwa. Stał tu, ubrany, materialny. Może miałem tylko jakieś halucynacje? W takim razie co tu robił?
- Dasz radę sam czy muszę ci pomóc?
- Nie wiem.- Odezwałem się drżącym głosem.
Chwycił moją stopę i położył ją sobie na kolanie. Po chwili odszedł ode mnie jak oparzony.
- Nie mogę, musisz sam. Drugi raz się nie powstrzymam.
Wyszedł ponownie zostawiając mnie samego. Zająłem się wyciąganiem kawałków szkła. Obmyłem stopę, opatrzyłem i zabandażowałem.
Nim zacząłem poszukiwania niezapowiedzianego gościa, zebrałem potłuczone kawałki szkła z podłogi gabinetu oraz wytarłem niewielkie ślady krwi, które po sobie zostawiłem. Pochłonęło mi to kilkanaście minut mojego życia, które wywróciło się do góry nogami. Nadal kuśtykając udałem się do sypialni, gdzie spodziewałem się zastać Yasou. Nie myliłem się.
- Rana nadal krwawi. Nie możesz coś zrobić z tym zapachem?- Odezwał się nerwowo.
Poczułem lekką złość. To nie moja wina! Poza tym o jaki zapach ci chodzi?! Zgadując, co może mieć na myśli, wróciłem do łazienki. Sięgnąłem po skarpetki wiszące na suszarce. Jedną z nich zacząłem skrapiać różnymi perfumami, dezodorantami i pachnącymi wodami. W efekcie końcowym cuchnęła niesamowicie, ale powinna zamaskować niechciany zapach. Wróciłem do sypialni. Leżał na plecach, wyglądał jakby spał, jak zawsze gdy miał zamknięte oczy.
- Lepiej. Gratuluję pomysłowości.
Stałem wpatrując się w niego. Wyglądał tak łagodnie, a jednak potrafił się zmieniać w ogromną, drapieżną bestię.
- Boisz się mnie? Mogłem się tego spodziewać, to było do przewidzenia.
- N-nie, ja tylko... Nie mogę uwierzyć.
Zaśmiał się krótko. W końcu odważyłem się podejść do niego bliżej. Usiadłem na drugim końcu łóżka. Skierowałem swoją dłoń w stronę jego twarzy przybliżając się nieco do niego. Nagle znalazłem się po drugiej stronie łóżka pod jego ciałem. Zesztywniałem mając wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
- To ty jesteś moim wilkiem...- Ponownie się zaśmiał.- Obserwowałeś mnie.
Trwaliśmy w milczeniu. Jego błękitne oczy przypatrywały mi się uważnie z lekką obawą.
- Jak to możliwe?
- Jak? Sam nie wiem.
Źle sformułowałem pytanie.
- Jak to się stało, że ty...
- Nie wiem kto mi to przekazał. Pamiętam, że zaraz po drugiej przemianie znalazł mnie Kaoru wraz z resztą. Byłem wtedy okropnie zagubiony, nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Oni wszyscy pomogli mi przejść przez trudne początki.
- Ale jak... Jak to się zaczęło, dlaczego w ogóle możesz... Chwila, Kaoru i reszta? Chcesz powiedzieć, że oni też zmieniają się w te bestie? Jesteście wilkołakami?
- Wszystko, tylko nie wilkołak. Nazywaj nas wilkami, człowiekiem wilkiem, zmiennokształtnym, nawet bestią, ale nie wilkołakiem.
Westchnął ciężko.
- Po kolei.- Zaczął schodząc ze mnie.- Myślałem, że zostałem zaatakowany przez wilka, lecz okazał się być tym czym ja teraz. Poprzez silne i rany zaraził mnie tym.- Wyjaśnił spokojnie.- Wszyscy mieszkający w domu Kaoru noszą tę brzemię.
Czterej mieszkańcy rezydencji. Cztery ogromne wilki zamieszkujące las. To by się zgadzało.
- To wy wtedy mnie goniliście. W pobliżu waszego domu.- Odezwałem się z niedowierzaniem.- Chcieliście mnie... Mogłem zginąć!
- Nie dałbym im cię skrzywdzić.
- Powstrzymałeś...
- Kaoru.- Dokończył za mnie.- Trochę mi się za to oberwało, lecz nie wybaczył bym sobie, gdyby coś ci się stało. Wystarczy, że któryś by cię zranił, a reszta czując zapach krwi wpadła by w szał.
Poczułem się dość niepewnie.
- Brzemię?- Zapytałem zmieniając temat.
- Zgasisz wpierw światło?- Poprosił.
- Chcę cię widzieć.
- Ważne, że ja będę cię widział.
Niechętnie, lecz spełniłem jego prośbę. Ostrożnie powróciłem na swoje miejsce na łóżku. Yasou chwycił mą dłoń i opuszkiem palca zaczął kreślić na niej różne kształty.
- Brzemię, bo darem bym tego nie nazwał, mimo że początkowo tak to odbierałem, jako dar. Niezwykła siła oraz odporność, szybka regeneracja, niesłychanie wyostrzony zmysł wzroku, węchu i słuchu, długowieczność oraz wspaniała postać ogromnej bestii.- Mówił z rozbawieniem i zachwytem.- Lecz z czasem zacząłem dostrzegać negatywne aspekty tego wszystkiego.- W jego głosie słychać było wyraźny smutek.- Im dłużej żyłem tym coraz większą liczbę osób traciłem. Z wszystkimi musisz się w końcu pożegnać. Nigdy nie zagrzewasz długo miejsca. Z czasem tworzy się część ciebie, o której wolałbyś zapomnieć. I to łaknienie, nie ma dla ciebie nic lepszego niż mięso i krew... Szczególnie ludzka.- To ostatnie powiedział ściszonym głosem.
- To ty pomogłeś mi wrócić do domu po imprezie.- Powiedziałem przypominając sobie kolejną sytuacje z udziałem brązowego wilka.- Odepchnąłem cię, zgubiłem się. Zraniłem się! Jak ty...
- Nawet nie wiesz jak trudno mi było. Masz bardzo kuszący, niesamowity zapach. Od razu po tym poszedłem się posilić, nie mogłem wytrzymać.
Yaso puścił moją dłoń.
- Posiliłeś... Czekaj, ta dwójka z samochodu przy lesie. To wasza sprawka!
- Nie nasza. Moja. Podobnie jak ta z następnego dnia.
Poczułem ogarniający mnie niepokój i strach. Pomógł mi w kilku sytuacjach, lecz przecież część niego nadal była dzikim zwierzęciem spragnionym ludzkiej krwi. A co jeśli jednak nie zapanuje nad sobą i mnie zaatakuje? Jednak w głowie miałem do niego masę pytań na temat tego wszystkiego.
- Opowiedz mi coś o sobie.- Ciekawość wzięła nade mną górę.
- Zadaj mi konkretne pytania, postaram się na nie odpowiedzieć.
Zacząłem się zastanawiać nad tym co mi powiedział, starając się wybrać jedno z kulkuset pytań w mojej głowie. Z każdą chwilą było ich coraz więcej.
- Mówiłeś, że jesteś długowieczny. Masz na myśli, że jesteś nieśmiertelny? Nie starzejesz się i nie umierasz?- Skinął głową.- Ile masz lat? Ale tak naprawdę.
- Tak naprawdę? Będzie już trzydzieści osiem, przestałem się starzeć, gdy miałem dwadzieścia jeden lat, czyli wtedy, gdy po raz pierwszy przeszedłem przemianę. Jestem najmłodszy z całej naszej watahy. O czym czasami dają mi znać.
- Pozostali w jakim są wieku?- Obawiałem się nieco odpowiedzi.
- Nikt tak naprawdę nie wie jak bardzo stary jest Kaoru. Z Shiraiem obstawiamy, że ma dobrze ponad tysiąc.- Wytrzeszczyłem szeroko oczy.- Sam Shirai ma jakoś ponad trzysta pięćdziesiąt. Murai w tym roku kończy dwieście pięćdziesiąt.
Słysząc te liczby byłem w szoku. Wydawało się to wręcz niemożliwe, by ktoś tak długo żył. Niestety właśnie wkroczyłem do świata, gdzie niemożliwe staje się możliwe.
- Kaoru, ten skurwielowaty kurdupel, jest tak naprawdę starym ogromnym czarnym wilkiem?
- Tak. Starym skurwielowatym czarnym wilkiem. Co zabawne, Murai, mimo że jest najwyższy z nas wszystkich, jest tym najmniejszym beżowym wilczkiem.
- Nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć. Tak właściwie to skąd wziąłeś ubranie? Wcześniej byłeś nagi.- Spytałem spoglądając na niego. Moja ostatnia szansa, że to wszystko mogło być kłamstwem.
- Przyniosłem je w pysku. Już od kilku dni tak robię. Przez cały ten czas bałem się ci to wszystko powiedzieć. Wiedziałem, że dzisiaj muszę to zrobić. Za długo to wszystko trwało.
Zapadła chwila, bardzo krótkiej ciszy, którą przerwało przeciągłe wycie wilka dobiegające ze wschodu. Po moim ciele przebiegł dreszcz.
- Kaoru. Musze już wracać, nie może się dowiedzieć, że u ciebie byłem. Rozumiesz?! Nie możesz nikomu powiedzieć o tym co widziałeś i czego się dowiedziałeś. Również pozostałym wilkom.
- Dobrze, rozumiem.
Zszedłem z nim na dół. Patrzyłem jak na środku podwórka zaczyna zrzucać z siebie ubrania. Mimo słabego światła mogłem dostrzec blizny na jego ciele.
- Skąd je masz?
- Mało co jest w stanie nas zranić, lecz nasze szczęki chyba jako jedyne potrafią wyrządzić nam tak ogromną krzywdę.
Mrugnął do mnie jednym okiem, a po chwili stał przede mną w postaci wilka. Przemiana dokonała się szybko i płynnie. Było w tym coś pięknego. Moja bestia spojrzała na mnie. Pomerdał ogonem i wbiegł w głąb lasu.
Zostałem sam z mętlikiem w głowie i jego ubraniami na podwórku.
Obudziłem się niewyspany. Pół dnia chodziłem jak żywy trup. Na szczęście nie musiałem iść dzisiaj do pracy. Nocą myślałem o Yaso i jego sekrecie, w który zostałem wtajemniczony. Im więcej czasu mijało, tym coraz bardziej oswajałem się z tą myślą. Nie mogłem zaprzeczać niepodważalnym faktom, przed którymi stanąłem. Yasou, jak i pozostali mieszkańcy rezydencji, potrafił zmienić się w ogromnego wilka. Muszę to zaakceptować i nauczyć się z tym faktem żyć.
Z pewnego rodzaju transu wybudził mnie dzwonek telefonu. Odebrałem nie patrząc kto dzwoni.
- Ostatnio nie wypełniłeś tabeli z zamówieniami.- Usłyszałem głos jednego z kolegów z pracy.
- Co? Przecież miał się tym zająć...
- Ty się tym miałeś zająć. Gdybyś przychodził trzeźwy do pracy, może byś więcej pamiętam i więcej ogarniał.
Zabolała mnie ta uwaga.
- Prześlij mi ją na maila. Wypełnię ją szybko i odeślę.
- Dobra. Sprawdź skrzynkę za pięć minut. Cześć.
Rozłączył się nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć. Usiadłem przed komputerem co chwila odświeżając stronę poczty internetowej. W końcu doszedł do mnie mail, na którego czekałem. Od razu wziąłem się d do roboty. Ledwo dotknąłem klawiatury, a telefon znów się odezwał. Ciśnienie mi się podniosło.
- Czego?!- Warknąłem.
- Oho, czemu to tak pokazujemy kły?- Usłyszałem spokojny głos Yasou.
- Przepraszam.- Odezwałem się od razu ze skruchą.
- Widzę zadzwoniłem nie w porę.
- Nie, ja...
- Mam tylko jedno pytanie, masz dzisiaj wolne?
- Tak, ale muszę...
Rozłączył się. Westchnąłem kręcąc głową. Po co on dzwonił? Miło było usłyszeć jego głos, ale rzeczywiście trafił w nieodpowiedni moment. Wróciłem do uzupełniania tabeli.
Kończyłem wprowadzać dane do komputera. Przez uchylone okno doszło mnie ciche szczekanie. Wyjrzałem przez okno, lecz źródło hałasu było poza moim zasięgiem. Uśmiechnąłem się do siebie. Pewnie czeka przy drzwiach salonu. Ubrałem kapcie i skierowałem się na dół. Tak, miałem rację. Na mój widok jego ogon zamerdał radośnie. Otworzyłem przeszklone drzwi wychodząc do niego na zewnątrz. Jego sierść oświetlał blask zachodzącego słońca. Kucnąłem zagłębiając dłonie w jego długiej sierści. Miejscami była lekko posklejana. Odsunąłem się od niego ogarniając go całego wzrokiem. W miejscach gdzie była ona sklejona przybierała nieco ciemniejszy kolor. Krew. Spojrzałem w jego oczy. Dopiero teraz dostrzegłem słabe ślady krwi przy pysku.
Czułem jak moje serce ogarnia niepokój. To jego krew czy jednej z jego ofiar? Nieważna, która okazałaby się prawdą, każda miała negatywne znaczenie. Odsunąłem się od niego. Spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem. Dopiero po chwili domyślił się, co mnie od niego przepłoszyło. Zaczął kręcić głową jakby czemuś zaprzeczając. Odszedł kawałek ode mnie. Chwilę później zamiast wilka ujrzałem nagiego Yasou. Na jego ciele nadal pozostawały ślady krwi.
- To nie to co myślisz?- Odezwał się natychmiast.
- To co to niby jest?- Spytałem niepewnym głosem.
Zebrałem się w sobie gotów do ucieczki w głąb domu.
- Jeleń.
- Jeleń?- Zmarszczyłem brwi.
- Tak. To nie jest żaden człowiek. Pół godziny temu dorwałem jelenia trzy kilometry stąd.
Muszę przyznać, że mi ulżyło. Nie to, żebym się cieszył z śmierci zwierzęcia, lecz lepsze to niż człowiek. Coś znajdujące się niżej w układzie pokarmowym musiało zginąć. Ważne, że nie był to człowiek. Przynajmniej tym razem. Cały czas w głowie miałem świadomość, że ich przysmakiem jest ludzkie mięso.
- Jesteś brudny.
- Chcesz, żebym się umył?
- Czułbym się bardziej komfortowo niż teraz, widząc cię w krwi martwego jelenia.
- Mogę skorzy...
- Tak- przerwałem mu.
Puścił do mnie oko i nagi udał się do łazienki. Czekając na niego szwędałem się po salonie i kuchni. Nie wiedziałem co ze sobą począć. W końcu podszedłem do drzwi przystawiając do nich ucho. Nie było słychać, żeby brał prysznic, było dziwnie cicho. Wziąłem głęboki wdech uchylając drzwi. Znieruchomiałem. Stał nagi przed lustrem. Był cały mokry, woda skapywała z jego ciała na kafelki. W odbiciu widziałem, że jego wzrok powędrował w moją stronę.
- Co tak dreptałeś?
Po moim ciele przebiegł dreszcz. Cały czas zadziwiał i przerażał mnie jego nadzwyczajnie czuły słuch, jak i inne zmysły. Podszedł w moją stronę z uśmiechem na ustach. Do głowy wpadła mi pewna myśl.
- Skoro jeśli ubrudziłeś się pod postacią wilka i to przechodzi na twoje ludzkie ciało, to jak teraz jesteś mokry, to jako wilk miałbyś mokrą sierść?
- Jaka ciekawska z ciebie bestia.- Zaśmiał się całując mnie w czoło.- Sprawdźmy.
Pobiegł przez salon w stronę podwórka. Wybił się w górę na ostatnich deskach ganka i wylądował jako wielka bestia. Tak, jego sierść była mokra. Podszedłem do niego. Zwierzę uśmiechnęło się i zaczęło potrząsać swoim ciałem na boki. Ochlapał mnie wodą z premedytacją i zadowoleniem. Westchnąłem ciężko.
- Wiedziałeś i zrobiłeś to specjalnie. Mogłeś mi zwyczajnie odpowiedzieć.
Zadowolony Yaso podszedł do mnie siadając obok. Spocząłem obok niego na trawniku spoglądając w stronę lasu. Palcami przeczesywałem jego wilgotną sierść. Czułem jego leśny zapach połączony z wonią piżmu. Trwaliśmy w ciszy, przez jakiś czas wsłuchując się w śpiewy ptaków i szum drzew. Chwila wytchnienia w tym szalonym życiu.
W końcu bestia wstała i stanęła przede mną. Pochylił się, opierając ciężar na przednich łapach. Jego ogon merdał radośnie z tyłu. Szczeknął na mnie poskakując.
- Chcesz się bawić? Serio?
Szczeknął na potwierdzenie moich słów.
- Sam nie wierzę, że to mówię, ale w tej chwili miałbym ochotę na inny rodzaj zabawy.
Yaso podniósł się wlepiając we mnie nieruchome spojrzenie. W końcu podszedł do mnie i chwytając za materiał koszulki zaczął ciągnąć w stronę domu. W środku pchał mnie po schodach w górę. Wyprzedził mnie i zniknął za drzwiami sypialni. Zaśmiałem się pod nosem. Poszedłem w ślad za nim. Rozejrzałem się po pomieszczeniu nie widząc w nim Yaosu. Światło w pokoju zgasło, a wraz z nim rozległ się dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Poczułem rosnące podniecenie.
Jego ciepłe ręce objęły mnie od tyłu. Po moim ciele przebiegł dreszcz rozkoszy. Pragnąłem jego dotyku. Odwrócił mnie gwałtownie i przycisnął do ściany. Jego usta wpiły się w moje wargi. Rozchyliłem je zachęcając do pogłębienia pocałunku. Czułem jego twardy członek przyciskany do mojego podbrzusza. Oderwał się ode mnie. Ściągnął ze mnie koszulkę, a następnie niemiłosiernie wolno ściągał moje spodnie wraz z bokserkami. Mój członek prężył się, domagając się jego uwagi.
Sapnąłem, kiedy poczułem na nim jego gorące usta. Cudownie oplatał go wargami przesuwając językiem po wrażliwej główce. Nie przerywając, poczułem jego palec u wejścia do mnie. Ruchy jego głowy przyśpieszyły, a palec wszedł we mnie. Odchyliłem głowę do tyłu poddając się jego pieszczotą. Włożył we mnie jeszcze jeden palec.
- Yas.- Jęknąłem.
Wyciągnął ze mnie palce, a po chwili uwolnił moją męskość. Wstał, spoglądając mi w oczy.
- Proszę, wejdź we mnie.
- Trzeba go najpierw naślinić, chyba nie chcesz, żeby bolało.
Kucnąłem mając przed sobą jego twardego członka. Przejechałem językiem wzdłuż niego z zadowoleniem słysząc jego gwałtowny wdech. Zamknąłem go w objęciach moich ust. Zacząłem poruszać głową w przód i w tył, nie przestając drażnić go końcówką języka.
- Starczy.
Odsunął się ode mnie, pociągając mnie w górę. Chwycił moje uda podnosząc do góry moje ciało. Z jego ust wyrwało się warknięcie, któremu towarzyszył uśmiech. Boże, jaki on był seksowny. Nakierował swojego członka na mnie zaczynając powoli się we mnie zagłębiać. Jeszcze nigdy nie uprawiałem seksu w takiej pozycji. Zresztą miałem dosyć małe doświadczenie.
- Nie jestem za ciężki?- Spytałem, kiedy wszedł we mnie cały.
- Nie żartuj sobie.- Zaśmiał się podnosząc mnie lekko do góry.- Jesteś leciutki.
Wszedł we mnie gwałtownie, warcząc mi do ucha. O tak, pieprz mnie. Poddawałem się mu i temu błogiemu uczuciu. Wychodził ze mnie po czym nabijał mnie na swojego sztywnego...
- Yas, tak!
Jego ruchy były szybkie i gwałtowne, lecz dostarczające mnóstwo rozkoszy. Nie wychodząc ze mnie odsunął się od ściany i przeniósł nas na łóżko. Leżałem na plecach, Yaso trzymał moje nogi na ramionach. Ponownie zaczął się we mnie wbijać. Nie powstrzymywałem westchnień rozkoszy jakich mi dostarczał. W końcu doszedł we mnie odchylając głowę w tył.
- Haji- wystękał.
Wyszedł ze mnie dysząc zadowolony.
- Czas na ciebie.
Przybliżył mnie do krańca łóżka. Klęczał na ziemi chwytając mojego członka swoimi ciepłymi ustami. Jeszcze nikt mnie tak nie zaspokajał. Doszedłem w jego ustach. Połknął moją spermę, po czym oblizał wargi w strasznie seksowny sposób. No, pierwszy raz nie uwaliłem pościeli swoim nasieniem. Brawo.
Obaj usadowiliśmy się wygodnie na łóżku. Leżałem wsparty głową o jego ramię. Było mi z nim dobrze. Wodząc palcem po jego ciele zjeżdżałem coraz niżej. Klatka piersiowa, sutki, brzuch, pępek, trochę ciemnych włosów, jego męskość. Zniżyłem się nieco dalej. Czułem jak jego ciało gwałtownie sztywnieje. Wycofałem się z okolic wejścia do niego.
- Nie lubisz?
- Po prostu mam złe wspomnienia z tym związane.- Odparł smutnym tonem.
Żałowałem, że tam zawędrowałem, lecz będę wiedział by już tego nie robić. Ogarnął mnie smutek. Ktoś musiał go kiedyś skrzywdzić. Wtuliłem się w niego mocniej.
- Kocham cię.- Powiedziałem chcąc przegonić z jego umysłu nieprzyjemne myśli.
- Ja ciebie też.
Wsłuchiwałem się w jego spokojne bicie serca.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się bałem, że cię stracę, gdy ci to wszystko powiem. Zadziwiająco dobrze się trzymasz.
- Sam się sobie dziwię- stwierdziłem.- Nadal zresztą mam wrażenie, że to wszystko to jakiś sen.
Zaśmiałem się. Tak, jakiś chory sen.
- Ale cieszę się. Zawsze wszystko wokół mnie było szare i zwyczajne. Ty to zmieniłeś. Życie stało się lekko ciekawsze.
Przycisnął mnie mocniej do piersi. Wdrapałem się na niego, kładąc się na nim. Wróciłem do wsłuchiwania się w jego spokojne bicie serca. Mógłbym tak zasnąć. Po kilku minutach bez słowa zrzucił mnie z siebie na bok. Spojrzałem na niego pytająco.
- Muszę do kibla. Zaraz wracam.
Śledziłem wzrokiem jego oddalający się boski tyłek. Miał takie idealne ciało, aż wstyd mi było za swoje. Może nie byłem gruby, ale mięśniami to się nie pochwalę. Trzeba będzie w końcu się za siebie wziąć. Wdrapałem się pod kołdrę. Samemu zrobiło mi się chłodno. Wrócił dosłownie po chwili. Patrzałem ja podchodzi do łóżka i staje przy jego krawędzi.
- Rozumiem, że to iż zamieniacie się tylko w czasie pełni to mit.
- Tak, jak już sam zdążyłeś zauważyć.
- Boli jak zmieniasz się w wilka?- Zapytałem z ciekawością cały czas studiując jego ciało.
- Kiedyś tak, teraz nie sprawia mi to żadnego problemu.
Uśmiechnąłem się.
- Zmienisz się?- Spytałem niepewnie.
Ulżyło mi, że nie odebrał tego źle. Po chwili przy łóżku stała patrząca na mnie z góry brązowa bestia.
- Jesteś piękny.
Zrobiłem miejsce dla niego odsłaniając kołdrę i przesuwając się na brzeg łóżka. Zwierzę bez trudu wlazło na materac kładąc się wygodnie. Łóżko ugięło się pod jego ciężarem. Nakryłem go pościelą przysuwając się bliżej. Schowałem twarz w jego długiej sierści. Przełożył łapę przez mój bok wydając z siebie ciche szczęknięcie. Wolną ręką gładziłem jego sierść. Najpierw na grzbiecie, później na pysku, za uszami, na końcu na brzuchu. Zależnie od miejsca można było wyczuć zmianę w rodzaju sierści. Gdzieniegdzie była szorstka, w innych miejscach przypominała puch. Ciekawe czy uprawiał kiedyś seks pod tą postacią? Moja dłoń nie przestawała gładzić jego ciała.
Nagle nie było już sierści, a jedynie gołe ciało. Jego oddech stał się nie spokojny. Przylgnąłem do niego ciałem i od razu poczułem twardy członek na swoim podbrzuszu. Podniecił się?
- W którym miejscy lubisz jak cię głaszczę?- Odezwałem się.
W mojej głowie brzmiało to lepiej niż wypowiedziane na głos.
- Zaraz zacznę robić się zazdrosny, bo pomyślę, że wolisz wilka ode mnie.
- Kocham was oboje.
Przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie.
- Ale podnieciłeś się, gdy cię głaskałem- Powiedziałem cicho z zadowoleniem.
- Tak.- Sapnął krótko.- Trafiałeś w czułe miejsca.
��0q�S
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top