Roszpunka cz2

  Roszpunka cd.

Jeszcze chyba nigdy w Bunkrze nie panował tak dziwaczny chaos, nawet od czasów napadu rodziny Stynów. Na stolikach leżały laptopy i księgi ze zbiorów Ludzi Pisma wydane w różnych językach, przy których siedział Castiel i w skupieniu przerzucał je, strona po stronie, w poszukiwaniu jakiejkolwiek informacji.
Z kolei Dean siedział przed laptopem, brnąc przez kolejne wersje baśni i bajek o Babie Jadze, wiedźmach, klątwach, Roszpunce i znikających chatkach na kurzych łapkach.
Przed Samem także stał laptop, lecz młodszy Winchester nie pochylał się nad nim w skupieniu, tak jak zazwyczaj zwykł to czynić. Wręcz przeciwnie. Siedział wyprostowany w głębokim fotelu, obstawiony krzesłami, na których ułożono w zwojach jego wciąż rosnące, kasztanowe włosy, które zdążyły zasnuć już całą podłogę biblioteki Bunkra. Część włosów swobodnie opadała mu na twarz, ramiona, pierś, podołek i kolana. Sam poprzysięgał sobie, że kiedy tylko minie owa przeklęta klątwa, ostrzyże się na jeża
- krócej niż Dean.
- Hej, chłopaki! - zawołał nagle Cas. - Chyba coś znalazłem. Powtarza się w kilku miejscach, więc powinno mieć jakiś sens... To i zaklęcie, i człowiek.
- Powiedz to jaśniej, Cas. Po kolei... - Dean spojrzał z nadzieją na anioła.
Okazało się, że aby zdjąć zaklęcie Roszpunki, należy wybrać kogoś, kto spełni rolę księcia (lub księżniczki) i obdarzy Sama pocałunkiem prawdziwej miłości, wypowie odpowiednie zaklęcie, a następnie utnie mu pasmo włosów. Jeśli to właściwa osoba na właściwym miejscu, zaczarowane włosy dadzą się obciąć bez problemu, jeśli nie - będą rosły dalej.
-To problem z głowy!- zawołał dziarsko Dean i poczuł ulgę. Stare bajki okazały się prawdziwe. Nie ma sprawy, może pocałować tego swojego wielkiego, małego braciszka, w końcu go kocha...
Otworzył szufladę i wyciągnął ostre nożyczki. Wziął kartkę z wypisanym antyzaklęciem i podszedł do brata, który spojrzał się na niego z nadzieją widoczną spod gęstwiny włosów. Dean mrugnął do niego, nachylił się, jedną ręką odgarnął Samowi włosy z twarzy i soczyście pocałował go w policzek. Następnie odczytał zaklęcie i nożyczkami spróbował odciąć pasmo z samowej grzywy. Niestety. Spróbował obciąć choć kilka pojedynczych włosów, lecz nożyczki nawet ich nie drasnęły.
Bracia spojrzeli na siebie nieco zmieszani.
-Hmm... Dean - odezwał się Castiel, podchodząc bliżej. - Może spróbuj pocałować Sama jak nie brata?
Dean westchnął, ale posłusznie raz jeszcze pochylił się nad zakłopotanym Samem. Tym razem pocałował go w usta, przelotnie i pospiesznie. Na wykrzesanie z siebie namiętności jakoś nie miał chęci... Wyrecytował zaklęcie, jak poprzednio wziął do ręki nożyczki i spróbował obciąć kosmyk kasztanowych włosów.
- Cholera jasna!- wrzasnął, widząc jak zaczarowane kudły, zamiast poddać się antyzaklęciu, zgęstniały i skręciły się na końcach. - Co jest, Cas... przecież jestem jego bratem. Taka głupia klątwa powinna być dla mnie niczym, powinienem go uratować raz dwa!
- Może właśnie w tym problem, że jesteś moim bratem - zauważył Sam z rezygnacją. - Może tu chodzi o rodzaj miłości.... wiesz... takiej nie do końca rodzinnej.
Tu spojrzał wymownie na Deana spod kręconych pukli.
- A kurka - zafrasował się Dean. - To chyba pozostaniesz taki zarośnięty, bo za cholerę nie kocham cię wiesz, tak miłośnie, a wszystkie twoje dziewczyny szlag trafił.
Zapadło ponure milczenie.
Przez głowę Sama przewinęły się wspomnienia dziewczyn i kobiet jego życia...
Jessica - cudowna, pogodna, mądra - spłonęła na suficie. Amelia - no cóż, okazało się, że miała męża, a do tego Sam wrócił do polowań.
Madison była cudowna, ale musiał ją zabić, gdy zmieniła się w wilkołaka. Ruby była demonem, oszukała go i stworzyli raczej toksyczny związek, a po za tym była jednak demonem, tak? Kiedy był bez duszy, uprawiał mnóstwo seksu, ale były to raczej jednorazowe przygody...
Sam westchnął smętnie. Chyba nie miał większych szans na znalezienie zakochanej w nim księżniczki, która zdjęłaby z niego zły czar.
Dean poklepał go po ramieniu, próbując ukryć zdenerwowanie.
- Nie martw się, zaraz coś wykombinujemy...Podszedł do Castiela i zaczęli cicho rozmawiać.
Sam miał niedobre przeczucia.
Odruchowo uchylił szufladę w biurku, a tam zobaczył pełną butelkę mocnej whisky. Domyślił się, że to własność Deana, ale tym razem postanowił poczęstować się bez wahania.
Korzystając z zasłony włosów, wziął butelkę i pociągnął z niej solidny łyk.
A potem następny.

impala 1533 -Maire  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top