9. ᴛᴇʀᴛɪᴜꜱ

ɢᴀᴜᴅᴇɴꜱ

Małej Arani jest niezwykle trudno zrozumieć, dlaczego nie może siedzieć na swoim poprzednim miejscu. Według jej dziecięcego sposobu pojmowania świata to Lord We powinien ustąpić jej miejsca, a nie ona jemu, w końcu to on ją podsiadł. To, że jest dzieckiem, wcale nie znaczy, że mężczyzna może kwestionować jej wymyślone zasady, które niekoniecznie są respektowane przez otaczający ją świat.

Może dlatego Ellafine z trudem przychodzi odpowiednio zrozumiałe wytłumaczenie, aby w jak najmniejszym stopniu zagłębiać się w specyfikę tradycji wywodzących się ze zamierzchłych czasów Asgardu. Dziecka nie interesuje, że krainę, z której pochodzi, Przodkowie osadzili na jednym z najniższych konarów Jesionu - nawet nie chce jej straszyć, że powstała z resztek po wcześniej uformowanych miejscach - a ta umowna hierarchia odbija się w świecie rzeczywistym. Dlatego przy Odynie siedzą przedstawiciele krain bezpośrednio sąsiadujących z Asgardem, a oni - pochodzący z Diafanis - zajmują najdalszy kraniec nieprzyzwoicie długiego stołu.

- Ale później będę mogła iść z Sif zobaczyć ptaszki? - pyta niepewnie, sądząc, że reszta dotychczasowych zasad również zostanie zapomniana i w ogóle nie będzie mogła z nikim rozmawiać.

Siostra zapewnia ją, że ich plany w żaden sposób się nie zmieniły, nawet jeśli późnym wieczorem ma się odbyć bal poprzedzający wielkie obrady. Część dam, która przybyła, z pewnością da sobie radę bez pomocy ulubienicy Thora.

Podaje Arani kawałek słodkiego owocu i wzdycha, zastanawiając się, co jeszcze zdąży się jej przydarzyć. Sania wciąż nie wie, że Loki złożył Kavalarisównie dość niecodzienną wizytę, po której u samej zainteresowanej podejrzewano gorączkę, a rumieńce nie chciały zniknąć przed niesforne myśli, wciąż myślące o dwuznacznym dotyku. Co nie umknęło uwadze służki, podejrzewające nagłą gorączkę. Sama jednak nie może stwierdzić, czy odczuwa zawód, gdy Loki nie obdarza ją wyzywającym uśmiechem - przez który zapewne by ścierpła, zaczynając się wewnętrznie złościć - nawet na nią nie spojrzał, zachowując tym samym charakterystyczną dla siebie oziębłość.

Wzdycha przeciągle, ponownie skupiając się na gwarze wokół niej. Łapie przypadkowe spojrzenie chłopaka siedzącego naprzeciw niej. Uśmiecha się, a Ellafina odpowiada mu tym samym. O ile dobrze przypomina sobie słowa Sanii ma do czynienia z Forsetim, który przybył razem z ojcem. Podobno młody mężczyzna stawia pierwsze, samodzielne kroki w dyplomacji, więc trochę dziwne jest, że nie jest tutaj sam.

Blondynka raczy się winem, słuchając jego kolejnej anegdoty. Znajdujące się tutaj damy chichoczą nieznacznie, gdy niby to przypadkiem usłyszą gorącą rewelację z jego ust. Na razie mówi tylko on, a orzechowe spojrzenie chyba na dobre przepada w niewinnym uśmiechu Ellafiny.

Niestety nadchodzi oczywista chwila konsternacji, gdy następca alfheimskiego tronu przerywa swój twórczy monolog i pyta o owiane wieloma legendami Diafanis, które mógł poznać wyłącznie dzięki trubadurom, podróżującym między światami Yggdrasilu. Na moment znika z jej twarzy uśmiech, gdy w oczach Forseti'ego dostrzega pełen niezrozumienia zawód, kiedy jej słowa stworzone z gestów musi przetłumaczyć Sania. Kilka osób zwraca na Ellafine uwagę, nie kryjąc swojego niedowierzania, a kolejne dwie szepczą między sobą, że coś takiego jeszcze nigdy się nie zdarzyło i próbują wytłumaczyć to sobie w najprostszy sposób; wcale nie jest dziedziczką spuścizny Diafanis, a tylko wykonuje kaprys swojej pani.

Odyn - pomimo tego, że siedzi w znacznej odległości od dziewczyny - jakby czyta myśli Ellafiny, która pragnie się wydostać z dosyć tłocznego pomieszczenia, wstaje od stołu, zarządzając przygotowania do wieczornego balu, będącego wyrazem szacunku względem nie tylko gości, ale również tradycji, zapoczątkowanej przez jego ojca. Bo choć w obradach mają brać udział najznamienitsi mężowie stanu, nie brakuje w towarzystwie młodej krwi, która niekoniecznie pragnie brać udział w wielogodzinnych sprzeczkach sędziwych wiekiem władców.

Jej siostra biegnie przodem, próbując dogonić Nusa'iego, który znowu stara się wymknąć na stogi za stajnią. Do porządku przywołuje ją matka, łapiąc w powietrzu i zabierając ze sobą, z czego dziewczynka nie jest zadowolona, a nawet stara się w wymknąć. Ellafina chichocze pod nosem. Sania do niej dołącza i razem mają udać się do pałacowej biblioteki w poszukiwaniu kilku tytułów, których już od jakiegoś czasu poszukuje. Zdążyła nawet przeprosić Sif, że nie będzie mogła jej pomóc w wyborze bukieciku na wieczór, byle tylko móc pomyśleć w samotności.

Niestety jak, na złość jej plany zostają pokrzyżowane, z tą różnicą, że tym razem jest mile zaskoczona, gdy odwraca się na niepozorną zaczepkę.

- Czy. - Forseti, którego z uwagą słuchała podczas posiłku, teraz stoi przed nią lekko zmieszany. Palcami przeczesuje niesforne włosy, szukając odpowiednich słów. - Czy mógłbym liczyć, na krótki spacer w twoim towarzystwie?

Okazuje się, że gdy Ellafina opuszcza dotychczasowe towarzystwo pod rękę z niezwykle przystojnym mężczyzną, nie tylko Balder wściekle przełyka ślinę. Ktoś jeszcze zaciska pięści, bo nie na rękę jest mu nowy znajomy dziewczyny.

- Jakbyś nie spacerowała tak długo z Forsetim, teraz nie musiałabyś się spieszyć. - Sif nie szczędzi sobie uszczypliwych komentarzy względem zarumienionej Ellafiny.

Odpowiada jej, że nawet się nie zorientowała o swoim spóźnieniu, zanim Sania zgani ją za przeszkadzanie w zaplataniu włosów.

- Jasne. Nie zorientowała, czy się zakochała? - Musi się uchylić przed nadlatującym w jej stronę flakonem, jeśli na balu chce się pokazać bez śliwy pod okiem. - Jest przystojny, dziedziczy tron i na pewno poprosi cię do tańca, czego chcieć więcej?

Ellafina nie mówi, że odrobiny szaleństwa przeczącej wszelkim zasadom, zamiast tego nieśmiało miga - Jest miły.

Blondynka wstaje z krzesła ubrana wyłącznie w białą halkę, a Sif nie może się doczekać, żeby w końcu móc ujrzeć ją w kreacji spod igły asgardzkiej mistrzyni krawiectwa. Nexa na pewno przeszła samą siebie. Sania staje za Finką i wiąże ukryty gorset delikatnymi - niczym skrzydła motyla - różowymi wstążkami, a w upięte włosy wsuwa dwa drobne kwiatki, które idealnie pasują do różowego odcieniu jej sukienki. Podekscytowana opiekunka zbóż wstaje z zajmowanego krzesła, wprawiając w ruch fałdy sukni, utkanej z nocnego i dopiero za jej pozwoleniem dziewczyna może odwrócić się w stronę przyniesionego wcześniej lustra, obitego w złotą ramę.

- Błagam, powiedz, że ci się podoba - szepcze, uczepiona do jej ramienia Sif. Zdolna jest się załamać, jeśli postanowi ściągnąć z siebie suknię, zamieniając na tę pozbawioną magii.

Nie jest, to może kreacja, którą mogłaby ubierać dzień w dzień, ale uśmiech zdradza, że jej się podoba. Przygryza zadowolona wargę, bo nie sądziła, że materiał może być przyjemny w dotyku, przypominając płatki jej ukochanej ukochanych frezji. Iluzja, jaką tworzą wplecione kwiaty oraz nić sprawiają, że czuje się wyjątkowa oraz pewna swojego kobiecego wdzięku. W końcu już nie jest zamkniętym pąkiem, teraz może rozkwitnąć pięknem. Nawet nie jest do końca pewna, czy te drobne i mieniące się przy każdym jej ruchu kamyczki są tak naprawdę kroplami rosy, które spływają z każdej kolejnej fałdy materiału. Nexa pomyślała o wszystkim. Nawet o tym, żeby dół sukni nie wyglądał, niczym sztucznie napompowany, a mężczyźni, zanim utoną w błękicie jej oczu, zawieszą spojrzenie na odsłoniętych ramionach i dekolcie. Czuje się niezwykle swobodnie i o dziwo nie pragnie zawiesić na szyi złotej kolii, bo po co niszczyć coś, co już jest pełne powabu. Poza tym sama Sif stwierdza, że do jej urody złoto nie pasuje.

Tak, Ellafina niewątpliwie wygląda magicznie, a każdy, kto nie będzie mógł spędzić, choć pięciu minut w jej towarzystwie niechybnie może żałować.

Parę chwil później wchodzą na salę, mieniącą się tysiącami świateł unoszących się w powietrzu. Girlandy kwietnych bukietów wylewają się ze ścian, złotych świeczników, a na stołach tworzą rzekę okalającą każdy z półmisków oraz talerzy. Sif po kilku krokach znika z jej pola widzenia, a sama postanawia usunąć się na bok. Nie jest przyzwyczajona do sytuacji, gdy większa część zgromadzonych nią spogląda. Nie zmienia to faktu, że idzie dumnie, głowę trzymając wysoko. Nawet nie omieszka się spojrzeć wyzywająco na Lokiego, który po drugiej stronie sali odrywa swoje zainteresowanie od naiwnych panien, a skupia na niej. Zazdrosne podążają za jego rozkojarzonym spojrzeniem. Odpowiada uśmiechem, w którym nie ma ani krzty drwiny, a kryje się zgoła coś innego.

W pewnym momencie dostrzega Sif, która przywołuje ją gestem dłoni. Jest zaskoczona, z jaką szybkością dziewczyna potrafi się przemieszczać między stłoczonymi gośćmi, gdy chwilę temu przyjmowała komplementy od rozanielonego Thora. Ponownie przywołuje uśmiech, gdy podchodzi do niewielkiej grupy dziewczyn.

- Frejo, Idunn, Syn. - Przeskakuje podekscytowana wzrokiem z jednej na drugą. - Poznajcie Ellafinę.

- Czyli to ty jesteś osobą, przez którą Fulla chodziła rozwścieczona - zaczyna najpiękniejsza z bogiń, bacznie przyglądając się blondynce. - W sumie jej się należało.

Parska śmiechem, a po chwili dołącza reszta towarzystwa. Ellafinie jedynie jej przytakuje.

- Forseti jest za cudowny, żeby być skazany na jej towarzystwo. - Idunn wzdycha maślanymi oczami w stronę mężczyzny, który rozgląda się po sali, jakby kogoś szukał. Całkowicie zapomina o tym, że od kilku stuleci jest związana ze swoim małżonkiem przysięgą złożoną przed Var. - Złamała moja ulubioną jabłonkę z sadu.

- Ale widocznie znalazła już sobie pocieszenie. - Kwituje Syn.

Wszystkie odnajdują wzrokiem Lokiego, któremu towarzyszy rozświergotana kobieta, niezamierzająca tego wieczoru opuszczać swojego nowego towarzysza, a jeśli dobrze pójdzie i jej tatuś zaszczyci się Odynowi, z pewnością uda się jej wejść do rodziny królewskiej.

- Z całą nienawiścią do niej, o dziwo nie życzę jej tego, co się stało z Sigyn - mówi Freja przez zaciśnięte zęby. Ellafina pierwszy raz słyszy to imię, a nienawiść, z jaką się wyraża właścicielka i nagła bladość Sif utwierdza ją w przekonaniu, że asgardzki pałac skrywa wyjątkowo mroczną tajemnicę. Bogini piękna widzi ciekawość, rodzącą się w dziewczynie. - O pewnych rzeczach się tutaj nie mówi, a później zapomina.

Nieprzyjemny dreszcz przechodzi po jej ciele, a na pewno nie jest spowodowany chłodnym podmuchem, który drażni jej odsłonięte łopatki. Niestety nie jest dane jej drążyć dalej tego tematu, bo właśnie Odyn rozpoczyna swoje przemówienie, a Nasilia razem z Arani, w końcu odnajdują Ellafinę. Mała dziewczynka nie omieszka stwierdzić, że gdyby ciocia Frigga oddałaby jej koronę, wyglądałaby, jak prawdziwa królowa.

Mijają kolejne chwile, przemieniające się w godziny, podczas których Kavlarisówna jest świadkiem wielu rozmów, choć sama częściej się przysłuchuje, niźli bierze w nich bezpośredni udział. Udaje jej się poznać jednorękiego Tyra, który podobno po raz kolejny opowiada o swoim pojedynku z olbrzymim wilkiem. O dziwo Thor po wypiciu rogu alkoholu zaczyna kwestionować jego historię, pomimo tego, że sam stał obok wojownika i razem z legendarną grupą asgardzkich rycerzy, trzymał ciężkie łańcuchy wykute przez karły.

Pośród tych wszystkich śmiechów i przyjaznych uszczypliwości daje się czuć nutkę niecierpliwości, bo wszyscy czekają na jeden moment, aż Odyn powstanie ze swojego miejsca prosząc swą małżonkę o ten jeden, specjalny taniec. Panowie zaczynają prosić panie. A te wciąż pozostające pannami czekają niecierpliwie, aż ktoś raczy poprosić o wspólne kilka chwil, uraczony ich urodą.

Aż w końcu Idunn trąca łokciem Freję, której podekscytowanie zwraca uwagę również Ellafiny. Patrzy w to samo miejsce co kobieta i nie może się nie uśmiechnąć, gdy widzi jak mężczyzna, z którym ostatnie kilka godzin spędziła na niezwykle przyjemnej pogawędce, podchodzi w ich stronę.

- Mogę prosić? - Wyciąga do niej dłoń, a sama może być pewna, że gdy ją łapie i podąża razem z nim, to krąg dziewcząt, patrzy za nią z zazdrością ukrytą pod rozmarzeniem.

Na nieszczęście Baldur musi poprosić do tańca Syn, bo Forsati sprzątnął mu sprzed nosa jedyną osobę, która mogłaby cierpliwie znosić jego zdolności taneczne. A tak, zostaje wykiwany, która nie jest jego rodzeństwem.

Lśniący parkiet powoli zapełnia się kroczącymi parami, w rytm pierwszych taktów walca. Suknie delikatnie falują w rytm skocznej melodii, a sale zajmuje olbrzymie koło, któremu przewodzi jednooki gospodarz. Panowie dystyngowanie dygają przed swoimi partnerkami, które odpowiadają tym samym. Dosłownie kilka sekund trwają nieruchomo, zanim rozpoczną tę magiczną podróż.

Muzyka rozlewa się po pomieszczeniu, wypełnia każdy najmniejszy zakamarek, a pechowcy pozostający wciąż sami, zazdrosne spoglądając na tańczących, którzy raz uciekają od siebie, aby następnie postąpić kilka kroków wspólnie. Nikt nie potrafi odnaleźć osoby, pociągającej smyczkiem po naciągniętych strunach lúty. Wysokie tony wygrywa niepozorny flautu, którego nie widać, a niewielka lyre w dłoni nadwornego grajka, akompaniuje delikatnemu śpiewowi skrytej w kącie pięknej elfki.

Forseti ujmuje smukłą kibić młodej kobiety i tylko przez chwilę może poczuć bliskość jej ciała przy sobie. Oddech zamierający na jego policzku. Wiruje wokół niego, a on nie chce wypuścić jej ze swoich objęć. Ellafina w pamięci liczy kroki, starając się nie zapomnieć o ich odpowiedniej kolejności. Według niej to jest zdecydowanie zły pomysł, aby ona tańczyła przed opanowaniem tych wszystkich kombinacji. Jej partner stara się ją prowadzić najlepiej, jak potrafi, ale sam często uciekał z lekcji tańca na rzecz tych z posługiwania się mieczem. Na jego nieszczęście niedane mu jest się nacieszyć jej niepewnym wzrokiem, któremu towarzyszy delikatny uśmiech, dodający tajemniczego uroku. Przez chwilę okrążają się wzajemnie i tańczą razem, lecz wciąż osobno. Tuż obok siebie, ale wciąż zbyt daleko, żeby ich sylwetki mogły wirować wspólnie.

Damy podążają w ślad za gospodynią, a koło rozpada się na dwa mniejsze. Jedno przenika drugie. Wciąż podążają trzy miarowym krokiem. Pary gubią się wzajemnie, a zakochane serca muszą na te kilka chwil oddać komuś innemu swoje drugie połówki. Kobiety wirują obok wyprostowanych dumnie mężczyzn. Mijają, łapiąc za dłonie, aby w następnej wypuścić je z lekkiego uścisku z zawodem, że to nie ta. Na moment uśmiechy spotykają się ze sobą, by być dla siebie zaledwie dwa obroty. Grajkowie nie pozwalają im na więcej, bo właśnie zbliżają się do finału. Znów krążą, poruszając się niczym targane przez lekki wietrzyk wstąg, szukają swojej pary. Innej, może bardziej intrygującej.

Nie mają na siebie wpaść. On miał być po drugiej stronie sali. W ogóle się nie pojawić, ale kobiecy dotyk na jego ramieniu nie pozwala mu uciec. Zielone spojrzenie przez chwilę bada błękitne oczy, które uciekają od niego spłoszone. Patrzą na świeczniki rozstawione po sali, aby móc skupić się na krokach, które powtarza w takt za swoim partnerem. Nikt nie widzi, jak nieznacznie przybliża drobną dziewczynę do siebie, która wciąż nie chce na niego spojrzeć. Wciąż patrzą w zupełnie różne strony, przechodząc obok siebie, a gdy grajek mocniej szarpie struny instrumenty, dopiero wtedy zwracają twarze ku siebie. Loki łapie ją w talii nie pozwalając uciec, a ona nawet nie zamierza. Nie powinna patrzeć w te zdradzieckie oczy, myśleć o szelmowskim uśmiechu, jaki gości na twarzy czarnowłosego mężczyzny.

Porywa ją bezceremonialnie na skraj tańczących, a harmonijny krąg rozpada się, ustępując miejsca chaosowi podrygujących stóp odzianych w pantofle. Powoli cichnie muzyka, a wraz z nią znika werwa tańczących, którzy kołyszą się coraz wolniej i wolniej, aż w końcu stają naprzeciw siebie, by podziękować tej obcej osobie za kilka chwil magii. Ponowne dygnięcie kończy szaleństwo piruetów.

Tłum rozchodzi się po sali, a razem z nim oni, jakby nie mieli ze sobą nic wspólnego. Rozmowy cichną. Stare przyśpiewki umilają czas mocno podpitym mężczyzną. Towarzystwo zaczyna się przerzedzać, a Loki, jak to on. Po cichu wymyka się z pałacu do tej, która niestety nie ma szansy być frezją w jego dłoniach.

Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że jest za słodko, różowo i spokojnie? Chyba czas to zmienić.

<3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top