17. ꜱʏᴄᴏᴘʜᴀɴᴛꜱ, ᴍɪɴɪꜱ
ᴇᴛ ꜱɴɪᴘᴘᴇᴛꜱ ᴘʜʀᴀꜱᴇꜱ
Pierwszym, co przykuwa jego uwagę, jest Sif, która dobrowolnie wsiada na przygotowanego kasztanka. Loki zza rogu, dyskretnie przygląda się scenie, myśląc, że tego dnia raczej nic go nie zaskoczy. Zaintrygowany unosi brew, gdy Sania próbuje uspokoić dziewczynę i daje znać dragonowi, ubranemu w diafanijskie barwy, że jak tylko Ellafina upora się z niesfornym tego dnia Kadarkiem, będą mogli ruszać. Na jej słowa ukochana Thora nieznacznie się spina, powoli zaczynając żałować podjętej decyzji.
Loki przechodzi z wrodzoną obojętnością, malującą się na jego twarzy, pod stajenne wiaty. Udaje, że wcale nie zauważa zamieszania i, zaczepiając przypadkowego stajennego, każe mu przygotować konia dla siebie.
W końcu, po długiej chwili oczekiwania, rozlega się miarowy stukot kopyt, a z wnętrza budynku wyłania się jabłkowity wierzchowiec w towarzystwie uroczej właścicielki. Loki kątem oka przygląda się, jak półgębkiem uśmiecha się w stronę czekających na nią dziewcząt, przygotowując sobie strzemię. Z gracją odbija się od ziemi i lekko siada w siodle, już odruchowo poprawiając puśliska i przekładając wodze do jednej ręki.
Sposób, w jaki Ellafina porusza biodrami przy każdym ruchu zwierzęcia i z jaką swobodą odgarnia włosy z ramienia, jest nie mniej pociągający niż jej strój, przyciągający połowę męskich spojrzeń obecnych na stajennym placu. Zapewne, gdyby znajdowali się pośrodku miasteczka, dosłownie wszyscy byliby w nią wpatrzeni. Skórzane spodnie, szeroki pas opinający ciasno talię dziewczyny, a jednocześnie podkreślający figurę oraz lniana, biała koszula, z bufiastymi rękawami i dekoltem związanym cienkim sznureczkiem, dodają jej kobiecości bardziej niż niejedna, skrojona na miarę suknia.
Przynajmniej jest pewny, że jego nocna fantazja nie była kolejnym ulotnym snem, który miał szansę przeobrazić się w coś nazbyt przyjemnego.
W końcu już dwa razy miał okazję widzieć półnagą Kavalarisówne, a ukrywanie tego, że jej widok nie działa na niego w żaden sposób, jest najgorszą torturą, jaką mógł na siebie nałożyć. Oczywiście wszystko przez matkę, która nie przebaczyłaby mu, gdyby dziewczyna zniknęła w jego komnacie na nieco dłużej niż noc.
Przynajmniej to sobie wmawia za każdym razem, gdy jego nozdrzy dolatuje zapach świeżych frezji. Na całe szczęście Angerboda za każdym razem skutecznie rozładowuje jego narastającą frustrację.
Mimochodem wciąż nie potrafi zrozumieć, dlaczego Ellafina upiera się przy noszeniu tylko tych konkretnych kwiatów, jakby żadne inne nie istniały. Raczej nie ma zamiaru rzucać na niego jakiejś klątwy, bo z tego, co udaje mu się zaobserwować, raczej stroni od czarnoksięskich zakusów.
Psotnik udaje, że nie robi na nim żadnego wrażenia, gdy blondynka odwraca się w siodle, opierając dłoń na zadzie wierzchowca, a słońce jakby specjalnie w tym momencie przyświeca nieco bardziej, gdy wychodzi z cienia budynku. Że też nawet Sol zmówił się przeciwko niemu.
Kobiety opuszczają dziedziniec, kierując się w stronę jednej z leśnych dróżek, aby zniknąć między rozłożystymi gałęziami wysokich krzewów.
– Frigga mówiła, że za głazami mamy zejść z głównej ścieżki i skierować się w stronę strumienia – instruuje Sif, która jeszcze przed ich małą wyprawą zdążyła otrzymać od królowej kilka dodatkowych wskazówek. – Wspominała, że polanę oddzielają od pól drzewa.
– Mam nadzieję, że to miejsce rzeczywiście jest odludne. Nie potrzebujemy dodatkowych widzów – stwierdza Sania, zerkając na postępującego za nimi strażnika z czerwoną blizną ciągnącą się przez cały jego policzek. Nasilia w bardzo dziwny sposób troszczy się o dyskrecję.
– Byłam tam kiedyś i spokojnie, nie musisz się o nic martwić. Od kiedy zawaliła się jaskinia, nikt tam nie chodzi. – Raczej stara się przemilczeć ewentualną obecność dzieciaków, które grupami błąkają się po lesie w poszukiwaniu przygód.
Przyspieszają, chcąc jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Zorganizowanie treningu na świeżym powietrzu jest nie lada wyzwaniem, gdy obowiązuje odgórnie zarządzona konspiracja. W końcu Diafanis lubi zaskakiwać i także tym razem władca zamierza to zrobić, gdy tylko nadarzy się okazja. Przecież Odyn wciąż nie wie, jak dokładnie przebiegały walki na froncie, a wszyscy, którzy brali w nich udział, nie żyją, obcięto im język albo uraczyli naparem z ziół powodujących niegroźną amnezję; dodany do wina w ogóle nie zmienia jego smaku, a żołnierze zdawali się być zadowoleni z rozlewanego litrami trunku.
Tak jak było zapowiedziane na wysokości sterty głazów, które przypominają obrośnięte mchem twarze, schodzą z traktu, zapuszczając się w gęste zarośla. Gałęzie co rusz haczą o ich ubrania i nawet jeśli się schylą to i tak zaplątają się w ich włosy.
Elafina ma niemałą nadzieję, że Sif wie, dokąd je prowadzi. Kłopoty to ostatnie czego potrzebuje, szczególnie gdy mają na imię Loki, a biorąc pod uwagę, jak bardzo próbował się kamuflować obojętnością pod stajniami, jest wręcz pewna, że depcze im po piętach.
– Mogłabyś się uśmiechnąć Finko – parska Sif. – Wyglądasz, jakbyś jechała na czyjąś egzekucję.
– Radziłabym ci uważać na słowa – ostrzega ją. – Jeśli chodzi o walkę wręcz, jest nieobliczalna, a naprawdę nie chce ratować twojej skóry, gdy postanowi odegrać się za każdą twoją uwagę. – Mruga porozumiewawczo okiem.
Śmieją się, chociaż Ellafina czuje na sobie palący dotyk przeczucia. Już nawet zdążyła zauważyć, że idzie im zbyt dobrze, więc to kwestia czasu aż coś się stanie. Tym samym ma nadzieję, że Sif sobie czegoś nie wybije albo skręci, chociaż najtrudniej będzie wytłumaczyć otwarte złamanie. Jednym słowem, w ostatnim czasie jest aż nadto narażona na stres, a jej przewrażliwienie staje się strasznie irytujące.
Frigga w jednej kwestii ma rację, powinna odpocząć.
– Ellafino. – Towarzyszący im mężczyzna zrównuje z nią konia, odrywając tym samym od rozmowy. – Powinnaś na to spojrzeć.
Podaje jej sześciokątny medalion, którego szkiełko, a raczej jego wnętrze, pulsuje bladoniebieskim światełkiem. Dziewczyna marszczy czoło, obracając w palcach runiczny łapacz, próbując sobie przypomnieć, co oznacza ten konkretny kolor.
– Mam się tym zająć? – pyta nieśmiało, nie uzyskując odpowiedzi. Kavalarisówna kręci tylko głową. – Nie powinnaś lekceważyć run tropiących.
Właśnie, dokładnie to określenie starała się sobie przypomnieć. Czasem nienawidzi się za to, że tak łatwo zapomina wiedzę teoretyczną przekazaną przez Sacredosa, chociaż to pewnie wina tego, że nie ma w sobie za grosz zdolności magicznych.
Dobrze, iż chociaż oko ma celne.
Oddaje przedmiot mężczyźnie i zawraca czym prędzej Kadarka.
– Co zamierzasz? – pyta strażnik.
Dziewczyna jedynie uśmiecha się z pewnym błyskiem w oku. Miganiem napomyka coś o zaskoczeniu. Jeszcze zanim zniknie w zielonej gęstwinie, prosi, aby wytłumaczył ją przed Sif oraz Sanią, wymyślając w miarę realną wymówkę.
Dervish bardzo często żałuje, że zgodził się służyć Ellafinie na wyłączność.
☆
Lokiemu bardzo rzadko zdarza się czegoś nie rozumieć. Raczej może poszczycić się mianem myśliciela, a żadna zagadka nie jest w stanie go pokonać. Niestety nie potrafi pojąć jakim cudem ślady konnego pochodu nagle się urywają, a rzucane co rusz runy, wyparowują jeszcze zanim podejmą odpowiedni trop.
Widocznie powinien znacznie zacząć bardziej doceniać Ellafinę.
Jeszcze raz okrąża stertę osobliwych głazów, próbując znaleźć jakąkolwiek wskazówkę. W końcu intuicja już od początku mu podpowiada, że skoro pałacowe mury opuszcza Sif w dodatku w towarzystwie Ellafiny, jej służki oraz dragona, który równie dobrze może być katem, powinien mieć całą czwórkę na oku. Chociaż w tym przypadku to się nie udaje. Okazuje się, że znacznie prościej wytropić intryganta w szeregach pałacowej służby.
Wzdycha zrezygnowany, marszcząc ze złości czoło. Zdaje sobie sprawę, że dziewczyna jest sprytniejsza od niego, a niewielki papierek, który jakiś czas temu wyniósł z jej komnaty to nic niewarta statystyka – przynajmniej, wtedy gdy nie spojrzy się na nią pod światło księżyca.
Wtedy okazuje się, że Ellafina wcale nie jest takim niewiniątkiem, jakim wydaje się być. Przecież widział na własne oczy, jak bierze udział w dość brutalnym przesłuchaniu na wieczór przed własnym zamążpójściem.
Oj tak, ta sprzeczność wydaje się niezwykle intrygująca.
Zawraca konia, chcąc wrócić do pałacu. Uchyla się przed nisko zwisającymi gałęziami i prostuje dumnie w siodle. Wraca na gościniec. Jeszcze raz omiata okolice uważnym spojrzeniem, gdyby nagle miał dostrzec wśród zielonych liści różowe frezje.
Prawie drga spłoszony znikąd pojawiającą się sylwetką blondwłosej dziewczyny, gdy wyjedzie zza ogromnego pnia sekwoi. Ellafina unosi brew, jakby wcale nie była zaskoczona jego obecnością, a Loki próbuje ukryć fakt, że chce zrozumieć jakim cudem zdążyła zajść mu drogę od tyłu.
Czyżbyś się zgubił, mój książę?, miga, nie spuszczając z niego wzroku.
– O to samo mógłbym zapytać ciebie – stwierdza uszczypliwie. – Szukasz Sif, bo koń ją poniósł?
Widzi, jak dziewczyna zaciska szczękę, gdy próbuje z niej zakpić. Zmusza Kadarka do ruchu, aby mieć Lokiego na wyciągnięcie ręki. Ostentacyjnie łapie za karą grzywę dosiadanego przez mężczyznę wierzchowca. Pochyla się w jego stronę, a koszula mimochodem odsłania kawałek jej ciała, z czego całkowicie nie zdaje sobie sprawy.
Miga, że to raczej on wygląda, jakby się zagubił. Już na samym początku go ostrzega, żeby nie brnął z nią w swoje szemrane gierki, na które nie ma całkowitej ochoty.
Loki przekrzywia głowę, filuternie się uśmiechając. Dopiero po chwili niewyraźnie szepce:
– Do tej pory to ty pogrywasz z nami wszystkimi. – Czuje satysfakcję, gdy dostrzega, że nie potrafi się mu odgryźć. – Nie ufam ci, a ty nie ufasz mnie, co nie zmienia faktu, iż swój dług spłaciłem, więc radzę uważać na to, co robisz.
Ellafina prycha prześmiewczo wyraźnie dając mu do zrozumienia, że nie potrafi wdrożyć w życie tego postanowienia, biorąc pod uwagę, iż przeszło kwadrans krążył w miejscu, próbując znaleźć ślady kopyt.
Karusek Lokiego przestępuje nerwowo, gdy Finka razem z Kadarkiem objeżdża ich dookoła. Psotnik wodzi za nią wzrokiem, próbując odgadnąć myśli kłębiące się w głowie dziewczyny. Dziwnym trafem nie potrafi zajrzeć w jej umysł, co zapewne jest sprawką starego, zgrzybiałego Pustelnika, który ośmielił się zwrócić uwagę względem stosowanych przez niego technik.
Łapie ją niespodziewanie za ramię, zmuszając do zatrzymania. Ich spojrzenia toczą niemą walkę, dopóki Ellafina nie wyrwie się z jego uścisku, obdarzając go dość wymownym grymasem. Zawraca, kierując się w dół niewielkiego wąwozu, mając nadzieję, że Loki odpuści, a ich konfrontacja pozostaje w stanie impasu.
– To moje jedyne i ostatnie ostrzeżenie, Ellafino – mówi, odwracając się w siodle.
Kolejne słowa zamierają mu na ustach, gdy orientuje się, że po samej dziewczynie, jak i jej koniu nie pozostaje żaden ślad; nawet odcisk podkowy na wilgotnej ziemi. Również liście pozostają nieruchome, a niemożliwe jest, aby półtonowe zwierze z jeźdźcem tak po prostu zniknęło, zupełnie jakby wyparowała.
Przez myśl przechodzi mu tylko jedno słowo: fascynująca. Uśmiecha się pod nosem i wraca do pałacu.
☆
– Gdzieś ty się tyle podziewała co? – pyta ją Sania nieco agresywnie, gdy jeszcze w galopie zeskakuje z siodła, oddając wodze w ręce Dervisha, który kiwa głową porozumiewawczo. – Skup się. Chyba nie chcesz znowu wylądować z głową w piachu – zwraca się w kierunku Sif, całkowicie wyzbywając się wszelkich oznak empatii.
Ellafina wzrusza niewinnie ramiona, dając służce do zrozumienia, że jej chwilowa nieobecność to nie jest kwestia priorytetowa. Zabiera od niej długi kij i kopiąc jeden z większych kamieni, staje naprzeciwko Sif, próbującej się utrzymać na zbudowanej na prędce równoważni. Ciemnowłosa wydaje z siebie cichy pisk, gdy o mało co się nie przewraca. Próbuje wrócić przy pomocy treningowej broni do pionu.
– Nie mówiłaś, że to będzie aż tak trudne – dyszy między uderzeniami ścierającego się drewna. Ruchy blondynki są aż do przesady spowolnione, przynajmniej do momentu, w którym Sif opanuje podstawowe pozycje.
– Weź pod uwagę, że to dopiero twój początek – stwierdza rozbawiona Sania, a po kilku sekundach krzywi się, widząc, jak dziewczyna spada z niskiej równoważni, krztusząc się poderwanym pyłem. – Początki zawsze są trudne, ale łapiesz podstawy szybciej niż Dervish.
Zerka na mężczyznę siedzącego nieopodal, na głazie u wejścia do zasypanej jaskini. Strażnik kręci z dezaprobatą głową i tylko kolejne uwagi Sanii względem ukochanej Thora, nie pozwalają mu się kąśliwie odgryźć.
Ellafina pomaga Sif pozbierać z ziemi resztki dumy. Postanawia nie wspominać jej o tym, że czeka ją przyśpieszony kurs łucznictwa konnego. Nauka z zaskoczenia i postawienie dziewczyny przed faktem dokonanym oszczędzi wszystkim zbędnych histerii. Choć bez siniaków i zadrapań się nie obejdzie.
– Mogę o coś zapytać? – blondynka przytakuje jej szybko, gdy ta otrzepie się z kurzu. – Dlaczego zabroniłyście mi przebrać się w spodnie albo coś wygodniejszego. Rozumiem, że wzbudziłabym podejrzenia, ale w sukience jest mi strasznie niewygodnie, a Loki i tak nie da nam spokoju.
– Nigdy nie wiesz, kiedy przyjdzie ci stanąć do walki. Uwierz mi, gdy przyzwyczaisz się do przeszkadzającej w ruchach sukni, nic nie będzie stanowiło dla ciebie wyzwania. – Sania podchodzi do nich, podając Sif bukłak ze źródlaną wodą. – Będziesz jedną z nas, a to znaczy, że jedyne co będzie twoim problemem to ewentualna śmierć, ale to raczej mało prawdopodobne. Odetchnij chwilę i wracaj na równoważnie.
Dziewczyna przytakuje jej i posłusznie idzie w stronę pozostawionych rzeczy, aby móc otrzeć spoconą twarz, brudną od piasku. Diafanijki odprowadzają ją wzrokiem.
– Myślę, że możemy spróbować z nią toporków. Jeszcze będzie z niej Amazonka. – Finka kiwa głową, opierając się na kiju. Powinna poprawić rękawice. Sania zaciska usta, kołysząc się nieznacznie. – Mam rozumieć, że Lokiego pozbyłaś się na jakiś czas? – pyta o mało nie wybuchając śmiechem, a Ellafina udaje, iż nie ma bladego pojęcia o co, tak właściwie chodzi Sanii. – Chyba nie muszę cytować twojej świętej pamięci babki?
Blondynka przewraca oczami, wiedząc jak bardzo powiedzenia matki jej ojca, w takich chwilach, są irytujące, dlatego ma nadzieję, że to tylko drętwy żart. Szczególnie w przypadku, jeśli chodzi o nienawiść i miłość.
☆
Winę na poślizg pragnę zrzucić na profesora z Mannaheimu, który się rozgadał i mojego nauczyciela fagotu który stwierdził, że rozmowy o 22 są spoko.
Mam nadzieję, że rozdział jako tako się podoba, bo mam dla was pewną propozycję. W sumie nigdy tego nie robiłam, a wszystkie ważne jubileusze przespałam, ale co powiecie na maratonik. Ewentualnie mogę zrobić party na zoomie i wam poczytać do snu. Dajcie znać, co sądzicie, a w następnym albo na tablicy podam dokładne szczegóły i kwestie do przegłosowania.
Lof soł macz
wecia
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top