11. ᴅᴜᴀꜱ ᴍᴜʟɪᴇʀᴇꜱ ᴇᴛ ʜᴏᴍᴏ

ᴛʀᴇꜱ ᴠɪʀɪ ᴇᴛ ᴍᴜʟɪᴇʀɪꜱ

Kropla czerwonego wina spływa po nierównej ściance kielicha odstawionego na drewnianą podłogę. Leniwy skrzyp łoża powoduje nieznaczne ożywienie, a nocny ptak, który do tej pory stroszył pióra, siedząc na framudze okna odfruwa nagle spłoszony. Gdyby nie blask księżyca wpadający z zewnątrz oraz te kilka świec na wpół strawionych przez ogień w pomieszczeniu panowałby całkowity mrok.

Loki zaczesuje palcami sklejone kosmyki włosów – kilka z nich i tak ucieka z powrotem na czoło, jakby to było ich miejsce od zawsze. Próbuje unormować niespokojny oddech, ale chłodna dłoń kobiety, która zaczyna sunąć po jego plecach, skutecznie wytrąca go z równowagi. Znowu odwraca jego uwagę od niezwykle prozaicznego przedmiotu.

– Muszę wracać – mówi obojętnie, zerkając na Angerbode. Nie ma ochoty na kolejne zabawy kobiety, dlatego przesuwa się na skraj łoża, zasłanego zwierzęcym futrem.

Ta natomiast obejmuje go za szyję i zaczyna się śmiać. Opuszkami palców dotyka klatki piersiowej mężczyzny, licząc, że znowu uda się jej doprowadzić go do szewskiej pasji. Opiera podbródek o jego ramię, a chłodny oddech owiewa jego skórę, gdy szepcze do niego, przygryzając płatek ucha.

– Kłamiesz. – Drażni go nosem. – Nie oszukujmy się. Ty zawsze kłamiesz.

Loki odwraca się do niej, patrząc w iskrzące się oczy, po czym na moment skupia się na jej lekko rozchylonych ustach. Nie stara się uwolnić z sideł, jakie na niego zarzuciła czarnowłosa piękność. Jest mu zbyt dobrze, a szpiedzy, którzy na niego czekają, zawsze mogą na niego zaczekać. To oni chcą z nim rozmawiać nie odwrotnie. Dlatego oddaje się jej pieszczotom i nagiemu ciału, które zdaje się istnieć wyłącznie dla niego.

Zachłannie ją całuje, a kobieta przyciąga go do siebie, chcąc jak najdłużej zatrzymać przy sobie. Wciąż nie wie, że na jej księcia czekają inne służki spragnione jego obecności. Na te kilka kolejnych chwil ponownie staje się jego prywatnym żywiołem, który mrozi zmysły, trawiąc je przez lodowy ogień pożądania. Długie, kruczoczarne włosy opadają kaskadami na poduszki, gdy Loki przewraca ją pod siebie, zawisając nad nią. Przez te kilka westchnień, pocałunków i wspólnych uniesień, ma wrażenie, że ma go na wyłączność. Jego dłonie błądzące po jej ciele, pieszczoty doprowadzające ją do szału, gdy wyrodny oprawca postanowi ich zaprzestać. Wije się pod nim w złudnej prawdzie, którą ją karmi każdej nocy, kiedy mu się oddaje. Karmi ją utopijną miłością, gdy szepce, że pragnie usłyszeć, jak krzyczy, wręcz błaga o kolejną dawkę rozkoszy. Obejmuje go łapczywie, czując, jak coraz szybciej się w niej porusza. Przygryza jej skórę, dusząc kolejne jęki ekstazy, a ona? Znowu traci oddech, mając wrażenie, że pochłania ją ogień, pozwalający na nowo się narodzić.

– Mam do ciebie prośbę – mówi, próbując złapać oddech. – Nigdy więcej nie stawiaj tych kwiatów, gdy mam się zjawić. Najlepiej nigdy nie miej z nimi styczności.

– Książę nie lubi frezji? – Śmieje się perliście, odchylając głowę. – Wybacz, że zapomniałam o tym, że nie rozumiesz kobiecego flirtu.

Nie powie jej, że źle jej się kojarzą, dlatego kolejny raz zamyka jej usta pocałunkiem, żeby tylko nie musieć słuchać jej kolejnych bredni. Wychodzi od niej na chwilę przed tym jak Sol ponownie obejmie panowanie nad nieboskłonem, pozostawiając ją z gasnącą coraz szybciej nadzieją, że zjawi się szybciej niż zazwyczaj.

To, że Frigga uśmiecha się niezwykle promiennie, wcale nie znaczy, że nie stara się odwrócić uwagi niechcianych obserwatorów od cichej wymiany zdań, jaką właśnie odbywa. Gdy młoda Kavalarisówna poprosiła ją o rozmowę, mogła mieć świadomość, iż to będzie wymagać niezwykłej dyskrecji. Nie spodziewała się jednak, że nawet jej mąż nie będzie mógł o niczym wiedzieć. Przynajmniej na razie, bo znając jego zapędy do konspiracji, tajemnica czasem przestaje być tajemnicą.

Rozłożyste gałęzie jednej z wierzb osłaniają królową oraz Ellafinę, która wydaje się niezwykle poważna. Pomiędzy liśćmi prześwitują ich kolorowe ubrania, a umiejętności żony Odyna pozwalają toczyć im w miarę prywatną rozmowę. W końcu nie na darmo wychowywała się wraz z czarownicami. Arani siedząca do tej pory siedząca spokojnie na marmurowej ławce, postanawia sobie znaleźć nowe zajęcie. Zgoła inne niż leniwe huśtanie nogami.

Kobieta marszczy czoło, gdy słyszy z ust dziewczyny dość niebywałą prośbę, a raczej zapytanie o pozwolenie na zrobienie czegoś – co według prawa może być wzięte za próbę przeprowadzenia zamachu stanu – a stwierdzenie, że miałaby być w to zamieszana wyłącznie Sif tylko w niewielkim stopniu rozwiązuje problem. Nie zmienia to jednak sceptycznego nastawienia królowej do stworzenia podwalin dla formacji, która czerpałaby pełnymi garściami z tego, co już zdążyło stworzyć Diafanis.

– Akurat Odyn byłby naszym najmniejszym problemem, parę ziół, run, kilka uśmiechów i nie będzie nic podejrzewać. Tylko to mogę ci zapewnić. – Frigga bacznie przygląda się temu, z jaką determinacją Ellafina stara się ją przekonać do swojego pomysłu. – Ale musisz wziąć pod uwagę, że Sif jest narzeczoną Thora, więc nie obejdzie się bez echa, jeśli w środku dnia nagle zniknie, a poza tym, jeśli ktoś ją zauważy w nocy...

Blondynka postanawia wtrącić swoje trzy grosze i przerywa w pół słowa zdanie królowej, próbując delikatnie zasugerować, że pewnie w Asgardzie znajduje się tak wiele ukrytych przejść, że na pewno są i takie, z których nikt nie korzystał od tysięcy lat. Przy okazji asekuruje młodszą siostrę, gdy próbuje się wspiąć na kolejną gałąź potężnego drzewa.

Frigga wzdycha, zdając sobie sprawę, że dziewczyna jej nie odpuści, dopóki się nie zgodzi. Oczywiście bierze pod uwagę sam fakt, że przyszła do niej wyciągając wszystkie swoje ukryte asy, a nie podejmuje działania w całkowitej konspiracji. Jest niezwykle mądra, skoro zapewnia sobie ewentualną protekcję w razie wpadki. Między innymi dlatego królowa nieznacznie się uśmiecha, bo przypomina jej osobę, którą dobrze zna, a postępuje w dość podobny sposób. Tylko znacznie bardziej brutalnie.

– Rozumiem, że nie odpuścisz, dopóki nie dopniesz swego – mówi, starając się nie zdradzić tego, że zgodziła się już na samym początku. Teraz tylko pragnie dostrzec w niej to coś, co jeszcze bardziej utwierdzi ją w przekonaniu, że to dobra decyzja, która nie przysporzy jej dodatkowych wyrzutów sumienia. – Powiedzmy, że się zgadzam, ale nawet jeśli uda ci się zachować przed Odynem pełną dyskrecję, pozostaje osoba, na którą nie mam żadnej kontroli ani wpływu.

O ten konkretny szczegół królowa nie powinna się martwić. Oczywiście Ellafina nie musi zgadywać, kogo kobieta ma na myśli. Zdaje sobie sprawę, że Loki jest w pewnym stopniu zagrożeniem, ale przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie, jeśli do gry wchodzą szpiedzy Surtra. Choć musi pamiętać, że względem niego ma teoretyczny dług do spłacenia, jeśli swoje działania chce pozostawić w całkowitym ukryciu.

– Finka da sobie z nim radę. Ona ze wszystkim daje sobie radę. – Friggę, aż wewnętrznie skręca, widząc, jak Arani przewiesza się przez gałąź.

– Skarbie, może stamtąd zejdziesz? Twoja mama nie będzie zadowolona, jeśli spadniesz – mówi troskliwie, w pamięci wciąż mając widok synów, którzy wspinali się na każde możliwe drzewo, rozdzierając spodnie.

Królowa niestety musi się zadowolić krótką odmową dziewczynki, która śmiejąc się, wciąż prowadzi swoją zabawę, przechodząc na kolejną gałąź. Obie kątem oka starają się kontrolować to, co się dzieje, żeby uniknąć ewentualnego nieszczęścia.

– Co do twojej prośby, Ellafino. Wstępnie mogę się zgodzić – Ellafina nieznacznie się uśmiecha, zaciskając dłonie w pięści – ale powiedz mi, Kochanie, jak będzie wyglądać szkolenie Sif, gdy już wyjdziesz za mąż. To chyba jedna z ważniejszych kwestii.

Blondynka krzywi się na uwagę kobiety. Prędzej rzuciłaby się z mostu, niż wyszła za osobę, która wymordowała połowę jej ludu. Los widocznie postanowił zaśmiać się jej niezwykle podle w twarz.

– Niestety w tej kwestii nie pomogę ci zmienić decyzji Odyna, mimo tego, że bardzo bym chciała. – Łączy dłonie i układa je pod piersią. – Szczególnie że wszystko zostało zatwierdzone i przypieczętowane przez Lordów.

Dziewczyna jedynie wzdycha, bo nie widzi siebie, jako władczyni mroku. Dopowiada swoimi gestami, że jeśli małżeństwo dojdzie do skutku, wszystkim zajmie się Sania, której obiecała nie zabrać do piekła. Wystarczy, że ona będzie w nim żyła do końca swoich dni.

Władczyni nie komentuje jej decyzji, która powinna być słusznie zrozumiana, ale czy skazanie siebie na wieczne osamotnienie, jest jedynym wyjściem? Zerka ponad ramię dziewczyny, aby się upewnić czy aby na pewno wzrok nie zaczyna ją zwodzić i pomiędzy liśćmi płaczącej wierzby dostrzega zbliżającą się sylwetkę jej syna. Ellafina w pierwszym momencie nie pojmuje nagłej zmiany zachowania kobiety, ale jej matczyny uśmiech tylko w niewielkim stopniu zdradza, co się dzieje.

– Loki, jak dobrze, że jesteś. – Królowa uśmiecha się promiennie do syna, starając się zachować pozory tego, że rozmawiały tylko o pogodzie. – Właśnie wspominałam Ellafinie, że w swoim zbiorze posiadasz książkę, której nie potrafiła znaleźć w pałacowej bibliotece.

– Doprawdy? – Uśmiecha się z politowaniem, ukradkiem patrząc na dziewczynę, która nieco za mocno przygryza wargę. – Nie wydaje mi się, żeby nasz przesympatyczny gość parał się czarną magią. – Dodaje uszczypliwie, nie szczędząc sobie kąśliwego tonu względem blondynki, która ucieka wzrokiem od jego palącego spojrzenia.

– Oboje dobrze wiemy, że posiadasz również Zbiór praw Nidavalea, więc możesz przestać robić z siebie księcia mroku i dać jej księgę, Skarbie. – Loki krzywi się słysząc to cukierkowego określenie, które skierowane do niego opuszcza usta matki. – Wątpię w to, żebyś teraz był zajęty jej lekturą, a w Diafanis może się i przydać.

Wzdycha, a Ellafina z zakłopotania nie wie, gdzie powinna podziać wzrok. Z trudem patrzy na dziwnie uśmiechniętą Friggę, bojąc się spojrzeć na mężczyznę, stojącego po jej prawej stronie. Biorąc pod uwagę delikatny rumieniec, jaki pojawił się na jej policzku, ucieczka byłaby jak najbardziej wskazana, bo kto wie, do jakiego kłamstewka posunie się władczyni w swojej jednoosobowej grze.

– W wolnej chwili przyślę sługę – kwituje.

– Równie dobrze, mógłbyś wręczyć ją sam, bo z tego, co się orientuję, teraz masz wolną chwilę. – Jej ton głosu wyraźnie wskazuje na to, że nie przyjmuje do wiadomości żadnego sprzeciwu ze strony syna. – Poza tym zapominasz, że spacer jest dobry dla zdrowia w tak młodym wieku. Chyba nie chcesz skończyć jak Odyn?

Jedyne słowo, jakie przebiega przez myśli Lokiego, to kompromitacja w oczach siedzącego na drzewie dziecka oraz blondwłosej dziewczyny.

– Jak sobie życzysz, matko – Prawie syczy przez zaciśniętą szczękę, a Ellafina pragnie zapaść się pod ziemię, mając w pamięci ich ostatnią rozmowę. – A i byłbym zapomniał. Odyn pragnie cię widzieć. – Tym samym zdradza prawdziwy powód swojego przybycia.

– W takim razie – uśmiecha się delikatnie, a sam gest skrywa w sobie tajemnicę – Arani, Skarbie. Chodź ze mną.

Kobieta wyciąga ręce w stronę dziewczynki, która najpierw ucieka, a później nadyma naburmuszona policzki.

– Ale ja chcę z Finką. – Ostentacyjnie krzyżuje ręce, wciąż siedząc na gałęzi.

Loki dobrze wie, do czego zamierza doprowadzić jego matka. Nawet jeśli miałaby się narazić swojemu mężowi, którego wola tylko w teorii jest niepodważalna, bo w praktyce władze często piastuje zgoła kto inny.

– Myślę, że twoja mama bardzo chce posłuchać o twoich dzisiejszych przygodach. – Dziewczynka staje przed dość trudnym wyborem, a kolejne argumenty potęgują narastający dylemat. – I pamiętaj, że Nusai obiecał cię zabrać w bardzo ciekawe miejsce z motylkami.

Jedno słowo wystarczy, aby doprowadzić do tego, żeby Arani zapragnęła zejść z drzewa, jak najprędzej. Dlatego, żeby oszczędzić sobie strachu Ellafina pomaga ściągnąć siostrę, którą łapie za rękę tak, aby dziewczynka mogła na nią przenieść cały ciężar ciała. Pantofelkami zahacza o gałąź, a drobne kawałki kory spadają, wprost na twarz blondynki. Czym prędzej się otrzepuje, ale ma nieprzyjemne wrażenie, że jeden z nich wpadł jej do oka.

Frigga odstawia dziewczynkę na ziemię i obie odchodzą zostawiając dwójkę samych sobie Arani jeszcze odwraca się machając w stronę siostry, po czym łapie królową za rękę, zawzięcie dzieląc się swoimi dziecięcymi spostrzeżeniami.

Ellafina wygina nerwowo palce, licząc, że Sania w magiczny sposób ją wybawi z opresji. Niestety tym razem może jedynie liczyć na łaskawość czarnowłosego księcia, który zbagatelizuje prośbę matki, która bardziej rozkaz. Przeciera oko, mając nadzieję, że magicznym sposobem pozbędzie się tego, co wpadło jej pod powiekę.

– Chodź, wolałbym się nie narażać i mieć to już za sobą.

Dziewczyna nie ma wyboru i musi za nim pójść. Wychodzą z namiotu, który tworzy płacząca wierzba. Biały żwirek chrzęszczy pod ich stopami. Nie odzywają się do siebie. Znaczy, to Loki uparcie milczy, a Ellafina wzrokiem szuka jakiekolwiek ratunku, gdy akurat nie trze piekącego oka. Idąc dwa kroki za mężczyzną, ma wrażenie, że nawet gdyby poszła w zupełnie inną stronę, ten nawet by nie zauważył jej nieobecności. Nieszczęsne oko zaczyna łzawić, a nieprzyjemne pieczenie jeszcze bardziej się nasila. Nie poprosi się go o pomoc, nie żeby się bała, po prostu chce sobie oszczędzić swojego zażenowania i jego ostrych docinków.

Gdy dochodzą do miejsca, gdzie wysokie tuje przechodzą w niskie bukszpany, tworząc niewielkie pasy zieleni po obu stronach ścieżki, Loki gwałtownie przystaje i wzdychając odwraca się. Ellafina nawet nie ma szansy zaprotestować, bo mężczyzna staje nad nią i unosi palcami jej podbródek, zmuszając ją do tego, aby na niego spojrzała. Zaskoczona cofa się o pół kroku, a czarnowłosy szepcze poirytowany pod nosem.

– Łaskawie się nie ruszaj, jeśli wciąż chcesz je mieć – mówi groźnie.

Jedną dłonią dotyka jej policzka, żeby przypadkiem nie postanowiła mu uciec. Dziewczyna odchyla się nieznacznie i odruchowo łapie za nadgarstek księcia. Przybliża się do niej i pomagając sobie drugą dłonią, delikatnym strumieniem powietrza stara się pozbyć z jej oka uprzykrzający paproch. W okolicy żuchwy czuje przyjemnie ciepły oddech blondynki. Ociera łzę powstałą w wyniku podrażnienia, a Ellafina musi mrugnąć kilka razy, żeby odzyskać ostrość widzenia. Ku jej zaskoczeniu Loki się nie od niej nie odsuwa ani nie cofa chłodnej dłoni z jej zaróżowionego policzka. Przełyka nerwowo ślinę, nieświadomie rozchylając usta. Przygląda się jego oczom, które zawzięcie studiują jej zmieszanie. Niespodziewanie zdradziecka zieleń, w której nie zdążyła na dobre utonąć, patrzy ponad jej głowę, a na jego usta wypływa złośliwy uśmiech.

Jeśli kiedykolwiek myślałam, że rozdział powstawał w bólach byłam w błędzie. Do tego aż stworzył się desperacki mem. Mam nadzieję, że mimo wszystko się podoba, a jeśli nie to trudno. Po prostu się staczam.
W takim razie znowu znikam.

<3



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top