Rozdział 3

Zasypiałam na stojąco, czyszcząc filiżankę po kawie. Po nocnych wydarzeniach nie potrafiłam zasnąć i do rana leżałam patrząc w sufit, aż nie zadzwonił mój budzik. Czułam się jak trup i miałam ochotę zakopać się pod ziemią by odespać całą wieczność. 
    Zamykając oczy, widziałam obraz mężczyzny skaczącego z dachu. Wyobrażałam sobie jakby wyglądało jego ciało, połamane i całe we krwi. Musiałam zająć czymś myśli, ale czyszczenie filiżanki nie było w stanie odpędzić natrętnych myśli.
    — Hey, Eve. Teraz ja stanę na kasie — podeszłam do przyjaciółki.
    — Jesteś pewna? Mogę się tym zająć — spojrzała na mnie zmartwiona.
    Zacisnęłam dłonie w pięści zirytowana, widząc jej wzrok. Traktowała mnie jak kruchą lalkę i nie dziwiłam jej się, ale musiałam w końcu stanąć na nogi sama.
    — Nie martw się, dam radę — odepchnęłam ją od kasy i sama przed nią stanęłam — Idź na przerwę czy coś.
    — Jakby coś się działo to mnie wołaj.
    Skinęłam głową na jej słowa i spojrzałam w stronę zbliżającego się klienta. To był on. Ten sam mężczyzna co ostatnio, który zniknął tak nagle. Był ubrany w czarną bluzę i czarne jeansy, a jego włosy były w nieładzie, co dodawałoby mu uroku, gdyby nie te zimne niebieskie oczy. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach, gdy jego wzrok spoczął prosto na mnie. Czułam się jak zwierzyna, która zaraz miała zostać zaatakowana przez wilka.
    Wzięłam głęboki wdech, próbując się uspokoić. Nie mogłam sobie pozwolić na kolejny błąd, bo gdybym straciła pracę to zostałabym z niczym.
    — Dzień dobry – uśmiechnęłam się przyjaźnie — Co mogę panu podać?
    — Cotea — powiedział spokojnie.
    Otworzyłam usta ze zdziwienia. Mieliśmy coś nowego w menu? Czy ja znowu coś przegapiłam? Pięknie, moja praca wisiała na włoku.
    Jednak te słowa wydawały mi się znajome i próbowałam sobie przypomnieć co to było. Może jakaś herbata? Nie, na pewno nie. Ciasto też nie, bo mieliśmy dzisiaj tylko sernik i jabłecznik. 
    Na pewno gdzieś o tym słyszałam, ale moja głowa była pusta.
    — Bardzo przepraszam, ale nie mamy takiego dania w menu — próbowałam brzmieć spokojnie, ale moje ciało drżało.
    Tylko nie wiedziałam czy było to ze stresu czy przez mężczyznę, który patrzył na mnie nawet nie mrugając. Był ode mnie o wiele wyższy i musiałam unieś głowę by spojrzeć w jego zimne tęczówki, w których teraz zobaczyłam... rozbawienie?
    — Oh, przepraszam — mężczyzna uśmiechnął się, ukazując mi swoje białe, proste zęby — Musiałem pomylić kawiarnię. W takim razie poproszę kawę z mlekiem sojowym.
    Próbowałam się nie skrzywić na jego wybór. Nie oceniałam ludzi, ale ci co pili kawę i to dodatkowo z mlekiem sojowym byli wyjątkiem.
    — Oczywiście — nabiłam zamówienie na kasę i nie zdążyłam powiedzieć ceny, bo mężczyzna położył stu dolarowy banknot na blacie.
    — Reszty nie trzeba.
    — To o wiele za dużo — powiedziałam zaskoczona.
    — To nie pani decyduje ile daję napiwku.
    Nie czekając na moją odpowiedź, mężczyzna odwrócił się i odszedł, siadając przy tym samym stoliku co ostatnio. Jego kroki były tak pewne siebie, że gdybym stała mu na drodze, od razu odsunęłabym się pod ścianę, a najlepiej wyszła z budynku by miał więcej miejsca dla siebie. Szedł jak król, jakby wiedział, że nikt nie będzie próbował się mu sprzeciwić. Spojrzałam na resztę klientów, którzy także przyglądali się nieznajomemu z zaciekawieniem, ale on zachowywał się jakby tego nie widział.
    Pokręciłam głową, wracając do rzeczywistości i szybko zaczęłam robić kawę z mlekiem sojowym, sprawdzając kilka razy czy na pewno dawałam odpowiednie składniki. Po skończeniu, spojrzałam na ciasta, skoro dał tak ogromny napiwek to mogłam mu też przynieść ciasto. Chciałam zabrać sernik, ale zatrzymałam się widząc w nim rodzynki. Automatycznie cofnęłam rękę, nawet nie wiedząc czemu i zabrałam kawałek jabłecznika. 
    Wyszłam zza lady z zamówieniem i uniosłam nieznacznie brwi, widząc że mężczyzna cały czas mi się przyglądał. Przełknęłam ślinę i podeszłam do niego, kładąc filiżankę i talerz przed nim.
    — Pomyślałam, że skoro dałeś tak duży napiwek, to mogę dać ci ciasto w gratisie  — uśmiechnęłam się delikatnie.
    — Więc to tak, jakbym za to zapłacił — chwycił widelec.
    — Cóż... - nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, poczułam się głupio — Mam nadzieję, że ci zasmakuje.
    — Mogę posmakować też czegoś innego — oblizał usta, patrząc mi prosto w oczy.
    Poczułam jak oddech więźnie mi w gardle. Co to był za tekst? Czy on próbował mi coś zasugerować? Nigdy wcześniej nie spotkałam tak dziwnego człowieka. Zaczęłam nawet myśleć, że mogłam przynieść mu inne zamówienie zamiast dodatkowo ciasto. 
    Słowa nadal nie chciały ze mnie wyjść i wpatrywałam się w bruneta, czując, jak moje policzki płoną z sekundy na sekundę coraz bardziej.
    — Sernik — odchylił się na krześle, jakby nie zauważył mojego szoku — Go też możesz mi przynieść.
    — Oh, tak! Jasne! — mruknęłam i odeszłam od niego z szybko bijącym sercem.
    Dlaczego przy nim zachowywałam się jak idiotka?
    Wróciłam za ladę cała czerwona i w roztargnieniu szukałam noża by uciąć kawałek sernika. Chciałam jak najszybciej zanieść mu ciasto i zniknąć na zapleczu. Czułam, że brunet domyślił się, co chodziło mi po głowie i nie chciałam słuchać jego głupich żartów. Chociaż wyglądał na takiego, który nigdy nie żartował i wolał siedzieć na całej imprezie cicho, zamiast dołączyć się do bezsensownych rozmów.
    — Boże, co się stało? Znowu pomyliłaś zamówienia? — głos Eve wyrwał mnie z zamyśleń.
    — Nie... Inaczej zinterpretowałam słowa jednego z klientów — znalazłam nóż i ukroiłam kawałek ciasta.
    — Co masz na...
    — Masz – nie dałam jej dokończyć i wcisnęłam jej talerz z ciastem — Zanieś go do stolika osiem, jak ten facet spyta się o cokolwiek związane ze mną powiedz, że mnie nie znasz.
    Nie czekając na odpowiedź, zniknęłam na zapleczu. Usiadłam na jednym ze starych krzeseł, które wyglądały jakby miały rozpaść się w każdej sekundzie. Próbowałam odsunąć myśli od tej żenujących sytuacji, ale mój mózg nie chciał mnie słuchać i odtwarzał cały czas tą scenę.
    Miałam zamiar siedzieć tu tak długo aż on wyjdzie. Nie chciałam czuć tego zażenowania gdyby na mnie spojrzał. Jego zimne, niebieskie oczy dodały by nieprzyjemny dreszcz na plecach i tego też wolałam uniknąć. Sama jego obecność w pomieszczeniu powodowała, że chciało się uciec lub przed nim ukłonić. Nigdy wcześniej nie spotkałam kogoś, kto miał aż tak mocną aurę niebezpieczeństwa i władzy.
    Jednak to uczucie było znajome. Nie chodzi już nawet o niego, ale o poczucie niebezpieczeństwa, szybsze bicie serca i strach, że zaraz ktoś lub coś wbije mi nóż w plecy. Przeżyłam już coś takiego, ale kiedy? Podobnie czułam się zawsze podczas tego koszmaru.
    Same wspomnienie o śnie i tych przerażających dźwiękach, budziło w moim ciele wiele negatywnych emocji, które musiałam ugasić. Powrót do pracy i odwrócenie myśli było najlepszym pomysłem, ale nie chciałam napotkać spojrzenia nieznajomego.
     Nagle usłyszałam kroki i poczułam czyjąś obecność w pomieszczeniu, a obrzydliwy zapach papierosów dotarł do mojego nosa i wzdrygnęłam się, wiedząc kto tu był.
    Otworzyłam powoli oczy i napotkałam wzrok mojego wściekłego szefa. Próbowałam udawać spokojną, ale jego tłuste włosy i zaniedbane ciało, obrzydzało mnie do tego stopnia, że trudno mi było na niego patrzeć. Nie rozumiałam jak można się tak zaniedbać, mając tyle pieniędzy, dzięki dobrze działającej kawiarni. Przy takich dochodach jak te, nie zobaczyłby różnicy, gdyby zapłacił za fryzjera, nowe ciuchy i siłownię.
    — Dzień dobry szefie — wstałam z krzesła, poprawiając fartuch.
    — Już były szefie, jesteś zwolniona — powiedział wściekły — Myślisz, że nie przeglądam kamer? Poszłaś dzisiaj na dwie przerwy.
    — Ja...
    — Dosyć! — warknął — Byłem wyrozumiały! Próbowałem przymykać oko na twoje przewinienia, ale jesteś leniwa i nic tu nie robisz! Tracę przez ciebie klientów!
    Nie odezwałam się. Wiedziałam, że to co mówił było nieprawdą, może oprócz tracenia klientów, ale nie miałam siły się kłócić. Żałowałam tylko, że nie udało mi się znaleźć jeszcze innej pracy. Nie chciałam dodawać Eve problemów, która pewnie zaoferowałaby mi połowę swojej wypłaty.
    Praca u takiego dupka była okropna, jedyne co robił to na każdego krzyczał, a gdy prosiło się go o naprawę zmywarki lub czegokolwiek w tym lokalu to musieliśmy czekać kilka tygodni aż w końcu się za to weźmie. Miał to miejsce w dupie i chciał tylko pieniędzy, które wydawał chyba na jakieś jedzenie, bo jego brzuch ledwo mieścił się w jego bluzce.
    — Jesteś zwolniona, oddawaj fartuch.
    Odwróciłam wzrok i ściągnęłam fartuch, kładąc go na stole. David popchnął mnie w stronę wyjścia, a ja prawie upadłam, potykając się o jakieś pudło. Uniosłam wzrok i zobaczyłam zmartwioną Eve, ale pokręciłam głową by nic nie mówiła. Wyszłam zza lady, a mój były szef nadal na mnie narzekał, przez co większość klientów się na nas patrzyła. Było mi wstyd, już nawet niezrozumienie słów tamtego mężczyzny nie było tak kompromitujące jak ta sytuacja. Czułam się jakbym szła na ścięcie.
    Zanim wyszłam, usłyszałam krzyk Davida i od razu odwróciłam się w stronę dźwięku. Zobaczyłam byłego szefa, który wściekle machał dłonią na swoją zalaną bluzkę, a obok niego stał jakby nigdy nic on. Jego niebieskie tęczówki patrzyły spokojnie na mojego szefa, jakby właśnie nie wylał na mnie wrzącej filiżanki kawy.
    — Oh nie zauważyłem pana, mój błąd — wypił to co zostało w filiżance i odłożył ją na blat.
    Próbowałam się nie roześmiać, widząc zmagania mojego szefa by odsunąć od siebie gorący materiał. Mój wzrok przesunął się na tajemniczego mężczyznę, jego wzrok też spoczął na mnie i puścił mi oczko. Kącik moich ust automatycznie poszedł do góry i pokręciłam delikatnie głową z rozbawieniem.  Spojrzałam na niego ostatni raz i wyszłam. 
    Zwolnienie nadal mnie bolało, ale widząc szefa, który machał rękami jak kurczak, dodawało mi trochę otuchy. 
     I to wszystko dzięki brunetowi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top