Rozdział 20

Ukrywanie bólu nie wychodziło mi najlepiej. Eve kilkukrotnie pytała mnie o moje samopoczucie i krzywiła się, gdy odpowiadałam, że noga nie boli aż tak, mimo że czułam, jakby ktoś posypał mi ją solą. Nie potrafiłam nawet zmusić się do łez, byłam tym wszystkim zmęczona, a myśl, że nawet ochrona od Damona nie była w stanie nam pomóc, nie dodawała mi otuchy. Miałam w głowie tak dużo pytań, które chciały w końcu wyjść z moich ust, ale wiedziałam, że nawet Eve nie będzie znała odpowiedzi.

Obawiałam się, że te wszystkie ataki są spowodowane przeze mnie. Minęło półtora miesiąca od ataku w muzeum, ledwo co udało mi się odsunąć myśli od widoku tych wszystkich zmasakrowanych ciał i wilma, a oni znowu się pojawili. Tym razem był jeszcze jakiś mężczyzna, czego od nas chciał? Było widać, że te potwory były na każde jego zawołanie.

Moje przemyślenia przerwał szloch Eve, która skuliła się obok mnie. Widok załamanej przyjaciółki był jak cios prosto w serce i miałam ochotę zabić tego, kto zabił jej kolegę, a był to na dziewięćdziesiąt dziewięć procent mężczyzna w kapturze. Wilmy nie zostawiłby go w jednym kawałku.

- Eve...

- On nie żyje – szepnęła drżącym głosem – Dlaczego? On nic nie zrobił! Jak tamci ludzie!

Wiedziałam, że mówiła o muzeum. Najbardziej bolał mnie fakt, że ktoś pozwolił, by te potwory zabiły także dzieci.

- Dopadną go – przytuliłam ją – Damon na pewno nie pozwoli, żeby ten facet chodził i zabijał.

Miałam nadzieję, że te słowa Eve się uspokoi, ale wtedy spojrzała na mnie, a w jej oczach błysnęło coś, przez co ścisnęło mi się gardło. Musiałam dla niej być silna, mimo że robiło mi się coraz bardziej słabo.

- A co jeśli to Damon?

Serce zabiło mi szybciej na te słowa. Damon? Nie chciałam w to wierzyć, ale nie mogłam powiedzieć, że to nie prawda. Nie znałyśmy prawie w ogóle jego i Finna. To oni mogli za wszystkim stać i robić z nas idiotki. Tylko po co? Jaki byłby w tym cel? Mogliby nas zabić już dawno, bo do niczego nie byłyśmy im potrzebne.

- Musisz się uspokoić – pogłaskałam ją po włosach – Nie myślimy teraz jasno.

- Boję się – szepnęła – Boję się, że przyjdzie po innych moich bliskich. Tyler był dobrym człowiekiem, nigdy nie powiedział na nikogo złego słowa, a teraz... a teraz...

- Nie kończ.

Miałam dość tego słowa, zbyt często pojawiało się w moich myślach.

- Ale to prawda! Nasze życie popadło w ruinę – rozpłakała się jeszcze bardziej – Tam, gdzie pójdziemy, wszyscy umierają.

- Wiesz, że to nieprawda – powiedziałam stanowczo – To tylko cholerny zbieg okoliczności. Nie pamiętasz, ile razy zabrałaś mnie na jakiś festyn, basen albo do kina? Czy ktoś tam umarł?

- Nie...

- No właśnie, więc przestań gadać głupoty – zamknęłam oczy, próbując powstrzymać zawroty głowy – Pamiętasz, co mi powiedziałaś? Opcji jest wiele i nie powinnaś trzymać się tylko jednej. Ten mężczyzna nas nie zna, więc może nie o nas mu chodzi.

- Ja chcę po prostu mieć spokój – zaszlochałam.

- Ja też – przytuliłam ją mocniej do siebie, próbując powstrzymać łzy, które w końcu pojawiły się w moich oczach – Ja też.

Siedziałyśmy w ciszy, która była przerywana przez pociągnie nosem Eve. To wszystko nie miało sensu, dlaczego nas to spotykało? Nie zrobiliśmy nic złego. Bynajmniej Eve tego nie zrobiła, ja nie wiem kim byłam przed tym, jak straciłam pamięć i tego bałam się najbardziej.

Moje przemyślenia przerwał łomot w drzwi i przerażony krzyk Eve. Automatycznie chwyciłam leżące obok mnie klucze i gdy drzwi się otworzyły, od razu rzuciłam przedmiot w postać. Usłyszałam syk bólu i ciche przekleństwo, a po moim ciele przeszedł dreszcz ulgi, rozpoznając Finna.

- Co tu się do cholery dzieje?

Wszedł głębiej do biblioteki i jego wzrok spoczął na nas. Rozszerzył oczy i szybko do nas podbiegł, patrząc na moją nogę. Eve głośno się rozpłakała, wiedząc, że jest bezpieczna, ale ja tego nie czułam. Trudno było mi wierzyć, że jestem bezpieczna po kolejnym ataku.

- Wszystko w porządku? – spytał Finn, przyglądając się mojej ranie.

- Mam nadzieję, że to było retoryczne pytanie – burknęłam.

- Cholera, to nie wygląda dobrze. Muszę was stąd zabrać i opatrzyć ranę.

- Dlaczego miałybyśmy z tobą iść?

- Vicki, przestań. Teraz nie czas na takie rozmowy – zaszlochała Eve.

Chciała stąd wyjść, ja oczywiście też, ale nie z nimi.

- Nie masz wyboru – spojrzałam na drzwi, w których stał Damon.

Bez ostrzeżenia Finn podniósł mnie jak pannę młodą, a ja musiałam przygryźć wargę by nie krzyknąć z bólu. Nie miałam nawet siły walczyć, rana bolała mnie zbyt bardzo i straciłam dość krwi by ledwo stać na nogach.

- Pieprzcie się – warknęłam.

- Nie chcemy wam zrobić krzywdy – Finn wyprowadził mnie z budynku, a Eve szła obok Damona, rozglądając się na wszystkie strony – O bibliotekę się nie martwcie, zajmiemy się wszystkim, żeby jutro nie było śladów.

- Ale ślady muszą być! Nie możecie cały czas tego ukrywać – głos Eve zadrżał – Mój kolega...

- Zadzwoniłem już na policję – przerwał jej Damon – Finn zabierze was w bezpieczne miejsce i zajmie się raną od Victorii. Ja tu zostanę i złożę zeznania.

- Nie było cię tutaj, gdy to się wydarzyło – odwróciłam głowę, by spojrzeć na mężczyznę.

- Policja o tym nie wie, a wy lepiej trzymajcie język za zębami.

Wściekłam się i chciałam odpowiedzieć, ale Finn posadził mnie na miejscu pasażera i zamknął drzwi. Eve weszła na tylne siedzenie bez słowa, nawet nie próbowała wyczyścić rozmazanego tuszu na policzkach. Wiedziałam, że ta śmierć na nią bardzo wpłynęła i bałam się, co może być dalej.

- Damon wie co robi – Finn wsiadł na miejsce kierowcy i odpalił samochód – Zaufajcie mu.

- Trudno zaufać komuś, kto obiecał nas chronić i mu się to nie udało – oparłam głowę o szybę i skrzywiłam się, gdy przez przypadek ruszyłam nogą.

- Nie zawsze udaje się chronić każdego.

Nie miałam nawet siły odpowiedzieć na jego pytanie. Cała adrenalina w końcu ze mnie zeszła i zrobiłam się zmęczona. Nawet nie wiedziałam kiedy zamknęłam oczy i zasnęłam, słysząc tylko cichą muzykę i silnik samochodu.

Obudziłam się, leżąc w jakimś łóżku, a promienie słoneczne drażniły mi oczy. Sen bez koszmaru był moim zbawieniem i czułam się wypoczęta jak nigdy. Otworzyłam je powoli, od razu je mrużąc przez oślepiające światło i rozejrzałam się po pokoju, meble z ciemnego drewna, na którym walały się jakieś papiery i ciemne ściany, a powietrze pachniało nowością i męskimi perfumami. Zdezorientowana miejscem, w którym się znajduję, próbowałam przypomnieć sobie, co się wydarzyło i dopiero nieprzyjemne pulsowanie nogi pomogło mi we wspomnieniach.

Nieznajomy mężczyzna, wilm, jego pazury wbijające się w moje ciało, płacz Eve i Finn z Demonem.

Musiałam zasnąć w samochodzie, a Finn przeniósł mnie tutaj i opatrzył mi nogę. Czułam ciasny bandaż wokół mojej nogi i nawet nie miałam ochoty go ściągać, bałam się, co tam zobaczę. Mimo to próbowałam wstać, niepewnie stanęłam na zranionej nodze, a ból przeszył moje ciało. Nie był tak ogromny jak wczoraj, ale czułam, jak rana mi się naciąga. Kuśtykając, podeszłam do drzwi i powoli je otworzyłam, musiałam się dowiedzieć czy z Eve wszystko w porządku. Byłyśmy w nieznanym miejscu i tylko sobie ufałyśmy.

Wyszłam na korytarz, rozglądając się, jednak nikogo tu nie było. Słyszałam jakieś głosy, więc podpierając się ściany, ruszyłam w tamtym kierunku. Przechodząc obok lustra, zauważyłam, że miałam na sobie jakąś dużą czarną bluzkę i bokserki, które pełniły rolę jako spodenki. Miałam nadzieję, że to Eve mnie przebrała, bo inaczej miałam zamiar wydłubać oczy facetowi, który to zrobił.

Przechodząc dalej, nie natknęłam się na żaden mebel. Korytarz był pusty i tylko ciemne firany na oknach dawały tu trochę uroku. Zbliżając się coraz bardziej do głosów, poczułam cudowny zapach jajecznicy, a mój brzuch od razu dał znać, że chętnie by coś zjadł.

Otworzyłam niepewnie drugie drzwi i moim oczom od razu ukazała się Eve siedząca na kanapie z podkrążonymi oczami, trzymając herbatę, obok niej stanął Finn, kładąc na stół talerz z jedzeniem, ale ona nawet na to nie spojrzała.

- Niegrzecznie jest podglądać – za sobą usłyszałam szept.

Odwróciłam się gwałtownie, stawiając cały ciężar na zranionej nodze i prawie upadłam, gdyby nie silne ramiona Damona.

- Mogłaś zostać w łóżku, ktoś by do ciebie przyszedł.

- Nie, dzięki – burknęłam i mimo mojego tonu, pozwoliłam mu zaprowadzić mnie na kanapę.

Usiadłam obok przyjaciółki, która bez słowa się we mnie wtuliła. Byłam wściekła, ta cała sytuacja tak na nią wpłynęła, że nie była w stanie nic powiedzieć i zjeść. Wiedziałam, że jeśli ja też się rozpadnę to z Eve będzie tylko gorzej, więc musiałam być dla niej silna.

- Chcesz też jajecznicę? – spytał Finn z delikatnym uśmiechem – Robię najlepsze jajka na świecie.

Kiwnęłam głową i mój wzrok nie opuszczał Finna aż zniknął w kuchni, w której grało radio. Głaskałam Eve delikatnie po głowie, a przede mną nagle pojawiła się szklanka z brązowym trunkiem. Po zapachu od razu rozpoznałam, że była to whisky i z wdzięcznością wzięłam szklankę, ale nawet nie spojrzałam na Damona.

- Eve nie była w stanie nic powiedzieć, może ty to zrobisz – niebieskooki rozsiadł się na fotelu.

- Pójdziesz do Finna? Może potrzebować pomocy – spojrzałam na przyjaciółkę.

Kiwnęła niepewnie głową i chwiejnie ruszyła do kuchni. Widziałam, jak była zamroczona i przeczuwałam, że nie spała całą noc.

- Daliśmy jej silne tabletki uspokajające – odezwał się Damon – Jak straciłaś przytomność, to zaczęła panikować, że ty też umrzesz.

- Nie dziwię się, po takim wydarzeniu też bym panikowała.

- Ale ty jesteś silniejsza, różyczko – pochylił się do przodu – Co tam się stało?

Westchnęłam i opowiedziałam mu wszystko, co się wydarzyło, pomijając fakt, że byłyśmy w bibliotece po to, by znaleźć jakieś odpowiedzi na pytania, na które nie chcieli odpowiedzieć. Popijałam przy tym whisky, która miło paliła mnie w gardło.

- O boże! – rozszerzyłam oczy – Przecież ja miałam klucze do biblioteki. Annie się wścieknie, że nie przyszłam ich oddać... Jeszcze ta krew.

- O to nie musisz się martwić, wszystkim się zająłem – skrzyżował ręce – Policja zajęła się morderstwem, moi ludzie posprzątali bibliotekę i dzisiaj rano oddałem klucze twojej szefowej. Powiedziałem jej, że mocno się rozchorowałaś i leżysz z gorączką.

Zmarszczyłam brwi, nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy obawiać tego, jak bardzo był zorganizowany. Chociaż wczoraj popełnił jeden błąd, który niestety kosztował życie niewinnego, młodego chłopaka.

- Nie mieliśmy żadnej ochrony, prawda?

- Mieliście, został zabity – skrzywił się – A raczej rozszarpany.

Oddech uwiązł mi w gardle, gdy to powiedział. Jeden z tych potworów musiał go zabić, zanim wyszłyśmy z biblioteki. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach na myśl, że ten mężczyzna i wilmy były tam przez cały czas, a my nie zdawałyśmy sobie z tego sprawy.

- Nie uważasz, że powinieneś w końcu powiedzieć, co się dzieje? – zmrużyłam oczy.

- Nie.

Zacisnęłam pięści na jego krótką i zimną odpowiedź. Miałam już tego dość. Odłożyłam szklankę z hukiem na stolik i wstałam, pomimo okropnego bólu nogi.

- Nie możesz cały czas ukrywać prawdy! Zginął kolejny człowiek w miejscu, gdzie byłyśmy i znowu pojawiły się wilmy, tym razem z jakimś mężczyzną – warknęłam wściekła – Zasługujemy na wyjaśnienia.

- Nie muszę wam się z niczego tłumaczyć, różyczko – wstał i podszedł do mnie wyrachowanym krokiem – Bądź grzeczną dziewczynką i pobaw się jakąś lalką, a tę sprawę zostaw dorosłym.

To było przegięcie. Potraktował mnie jak cholernego bachora, który miał siedzieć cicho. Patrzyłam na niego wściekła, a on nawet nie był wzruszony tym, jak mnie obraził. Był dupkiem, który innych miał gdzieś, moja cierpliwość przy nim kończyła się w mgnieniu oka.

Nawet nie wiedziałam, w którym momencie uniosłam dłoń i uderzyłam go w policzek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top