Rozdział 13
Biegłam ciemnym lasem, a łzy spływały po moich policzkach. Znowu za sobą usłyszałam ten przerażający ryk, jednak tym razem wiedziałam co mnie goniło. Wiedziałam, że jeśli mu nie ucieknę, to skończę tak samo jak tamci ludzie w muzeum. Przerażała mnie myśl, że zanim umrę, ten stwór wyrwie mi wszystkie części ciała tymi okropnymi pazurami.
Musiałam się stąd jakoś wydostać albo ukryć, jednak uciekając tak od kilku minut, nic nie znalazłam. Widziałam tylko ciemny las, delikatnie oświetlony przez księżyc, suche liście i dziwne stworzenia patrzące na mnie z zainteresowaniem. One nie uciekały przed wilmem, nawet nie ruszyły się z miejsca słysząc jego ryk, tylko wpatrywały się we mnie. Stworzenia nie czuły zagrożenia, więc co jeśli on żywił się tylko ludźmi?
Krzyknęłam przerażona, gdy z krzaków wybiegł kolejny wilm. Oblizał pokryte krwią zęby i patrzył na mnie swoimi pustymi oczodołami. Zaszlochałam widząc na jego pazurach rozszarpane kawałki bluzki od Eve. Ten potwór ją dopadł, zabił ją, a ja nawet nie słyszałam jej krzyku.
Cofnęłam się i nagle poczułam mocny ból w ramieniu i krzyknęłam, chwytając się za to miejsce. Szybko się odwróciłam i w ostatnim momencie odsunęłam, widząc wilma, który chciał na mnie skoczyć, wolną ręką zakryłam nos, bo poczułam okropny odór z paszczy potwora. Więc teraz było ich dwóch, a ja nie miałam żadnych szans by ich zabić. Damon mówił coś o księżycowym mieczu, który jest w stanie to zabić, jednak ja nie miałam ani miecza, ani nie wiedziałam jak się nim dokładnie posługiwać by nie zrobić sobie krzywdy.
Ruszyłam biegiem w gęsty las, mając nadzieję, że ich zgubię. Szukałam wzrokiem czegokolwiek czym mogłabym się obronić, ale nawet grube patyki wyglądały na suche i mające się rozsypać przy delikatnym dotyku.
Byłam zdana na siebie, musiałam się jakoś bronić, mimo że nie miałam pojęcia jak.
Biegnąc coraz głębiej, czułam jakby las próbował mnie pochłonąć. Było coraz ciemniej, a drzewa wyglądały jakby miały zaraz mnie złapać i wchłonąć w siebie. Chciałam się stąd wydostać i wrócić do pracowania jako głupia kelnerka. Mogłam nawet być bezdomną, tylko chciałam zniknąć z tego miejsca. Ból ramienia mi nie pomagał i przeczuwałam, że wilmy znajdą mnie przez zapach mojej krwi. Spojrzałam na ranę i jęknęłam przerażona, widząc głęboką ranę, z której sączyła się krew.
Nie zauważyłam wystającego korzenia i potknęłam się, upadając na ziemię. Wyplułam ziemię z ust i odwróciłam się w momencie, gdy wskakiwał na mnie wilm, otwierając paszczę.
Usiadłam z krzykiem, szarpiąc się na wszystkie strony, czując jak coś mocno mnie przytrzymuje. Serce waliło mi w piersi, gdy walczyłam by wydostać się z łap tamtego potwora.
- Vi! To ja, Eve! - usłyszałam znajomy głos – Jesteś bezpieczna, nic ci nie grozi.
- Eve... - spojrzałam na nią ze łzami w oczach i mocno przytuliłam, cicho szlochając – Żyjesz.
- Oczywiście, że tak – delikatnie gładziła mnie po włosach – Dlaczego miałabym nie?
- Sen...
- To tylko sen, Vi. Jestem tu.
Mocniej wtuliłam się w jej ciepłe ciało i próbowałam zapomnieć o tym koszmarze. Było to trudne, bo widząc Eve w jej koszuli nocnej, widziałam ją rozszarpaną na palcach wilma.
Miałam dość. Chciałam, żeby to wszystko w końcu się skończyło. Chciałam znowu stracić pamięć. Chciałam zniknąć.
Przez ostatni tydzień było w miarę spokojnie. Damon się nie pojawiał, a ja odczuwałam z tego powodu ulgę. Dodatkowo koszmary były te co zawsze, więc nie byłam aż tak przerażona. Dzisiaj było inaczej, ten sen był najgorszy ze wszystkich.
- Która godzina? - szepnęłam zachrypniętym głosem.
- Piąta rano – westchnęła – Szykowałam się do pracy i usłyszałam twój cichy płacz. Próbowałam cię obudzić, ale ty się szarpałaś i krzyczałaś.
- Przepraszam... Te sny są coraz gorsze.
- Może idź do psychologa? Przepisze ci jakieś tabletki nasenne, które mogą pomóc.
- Zastanowię się nad tym.
Zamknęłam oczy, ale szybko je otworzyłam, słysząc otwierane drzwi. Wystraszona chwyciłam poduszkę i rzuciłam nią w nieznajomego, który chwycił jedną ręką moją broń.
- Musisz przestać rzucać we mnie rzeczami, różyczko – słysząc zimny głos, od razu się zjeżyłam.
- A ty zacznij pukać!
- Finn usłyszał krzyk i od razu do mnie zadzwonił – powiedział jakby nigdy nic – Byłem w pobliżu, więc od razu przyszedłem.
- Skoro Finn nas pilnował, to gdzie on jest? - zmrużyłam oczy.
- Przeszukuje pokoje – spojrzał na mnie i Eve – Co tu się stało?
- Vi miała kolejny koszmar.
Uderzyłam Eve łokciem w brzuch. Nie powinna im się ze wszystkiego tłumaczyć
Nie chciałam, żeby Damon wiedział o tym, że krzyczałam przez głupi koszmar. Ten alfa dupek nie musiał wiedzieć o wszystkim co się działo u nas w domu. To, że próbował nas chronić nie oznaczało, że musiał cały czas wiedzieć co się dzieje. To była z jego strony hipokryzja skoro nam nic nie mówił.
- Ten sam co ostatnio?
- Tak – zacisnęłam szczękę, to była połowiczna prawda.
- Spróbuj zapisywać sny, może to ci później pomoże przypomnieć kim byłaś przed utratą pamięci – oparł się o framugę drzwi.
- Miałeś nas pilnować, a nie bawić się w psychologa – warknęłam, nie chcąc przyznać, że to był dobry pomysł.
- On ma rację – odezwała się Eve, a ja spojrzałam na nią zła.
Była moją przyjaciółką! Powinna być po mojej stronie, a nie tego dupka, który wchodzi do naszego domu bez pukania.
- Okej! Zacznę zapisywać to co mi się śniło. Zadowoleni? - wstałam z łóżka, poprawiając moją piżamę z Hello Kitty. Zauważyłam, że Damon się jej przygląda i unosi brwi – Ani. Słowa.
Chwyciłam ciuchy i podeszłam do drzwi, w których nadal stał Damon i patrzył na mnie uważnie. Jego wyraz twarzy był obojętny, ale w jego oczach widziałam błysk rozbawienia, co rozwścieczyło mnie jeszcze bardziej.
- Odsuń się.
- Poproś, różyczko – uśmiechnął się zimno.
Zacisnęłam mocno palce na moich ubraniach i próbowałam powstrzymać się przed uderzeniem go w twarz, by usunąć z niej ten głupi uśmiech. Nigdy nie byłam agresywna, ale ten człowiek naciskał wszystkie moje guziki.
- Odsuń ten gruby tyłek albo wybiję ci zęby, proszę – uśmiechnęłam się niewinnie.
Jego uśmiech zniknął z twarzy i zacisnął mocno szczękę. Widziałam jak walczy by czegoś nie powiedzieć i odsunął się, cały czas się we mnie wpatrując.
Ominęłam go wściekła, pokazując mu środkowy palec i poszłam w stronę łazienki. W kuchni zauważyłam Finna, który uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Wszystko w porządku?
- Tak, tylko twój głupi szef, przyjaciel czy kimkolwiek on jest – przewróciłam oczami – Za bardzo się rozgościł w moim domu. Zabierz go stąd.
Nie czekając na odpowiedź, poszłam do łazienki i zamknęłam z hukiem drzwi. Westchnęłam cicho i przetarłam dłonią twarz. Czułam się jak wrak człowieka, a sen zamiast pomóc mi odpocząć to pogarszał jeszcze bardziej moje samopoczucie.
Wiedziałam, że zareagowałam zbyt agresywnie i Damon przyszedł tutaj, żeby sprawdzić czy nic nam się nie stało, ale jego obecność doprowadzała mnie do szału i się na nim wyżyłam. Powinnam go przeprosić za mój wybuch, chronił nas, a ja po nim krzyczałam, jednak nie miałam zamiaru dać mu tej satysfakcji.
Zachowywałam się dziennie, ale nic nie mogę poradzić na to, że ten człowiek samą swoją obecnością mnie irytuje.
Oblałam twarz zimną wodą, próbując ostudzić mój gniew i rozebrałam się by wejść pod prysznic. Syknęłam cicho czując na moim ciele lodowatą wodę, która po chwili zmieniła się w ciepłą i zamknęłam oczy z ulgą. Potrzebowałam zmyć ze mnie wspomnienia z koszmaru i obecności Damona, który jednak nie chciał zniknąć tak łatwo.
Myjąc swoje ciało, poczułam na sobie czyiś wzrok, przez który przeszły mnie nieprzyjemne ciarki. Odwróciłam głowę w stronę drzwi i odetchnęłam z ulgą nie widząc tam Damona albo Finna.
Musiało mi się to wydawać, byłam roztrzęsiona przez koszmar i przerażającą rzeczywistością, w której żyły wilmy i inne potwory. Już nawet nie wiedziałam czy istnieje jakiekolwiek bezpieczne miejsce.
Po kilku minutach wyszłam z łazienki z mokrymi włosami i ubrana w wygodne dresy i bluzę. Do pracy zostało mi jeszcze kilka godzin, więc mogłam spędzić ten czas na leniuchowaniu i próbie udawania, że wszystko jest w porządku.
Weszłam do kuchni, chcąc zrobić sobie kawę, a moim oczom ukazał się Finn piszący coś na telefonie i pijący herbatę.
- Co ty tu jeszcze robisz?
- Wyrzuciłem Damona tak jak prosiłaś – odłożył kubek z uśmiechem – Nie był zadowolony, prawie mi się oberwało.
- Mu też następnym razem się oberwie – burknęłam.
- Damon i tak miał zamiar was odwiedzić – westchnął – Musimy...
Nie dokończył, bo Eve wbiegła do kuchni i rzuciła mi się na szyję, przez co prawie przewróciłam się z nią na ziemię.
- Lecimy do Anglii! - krzyknęła szczęśliwa przyjaciółka.
- Co? - spojrzałam na nią zszokowana i odsunęłam od siebie – O czym ty mówisz?
- Musicie lecieć z nami – Finn wtrącił się do rozmowy, uśmiechając się przepraszająco – Nie ma kto was pilnować, a ja i Damon musimy lecieć do Bristolu, więc musimy zabrać was ze sobą.
Patrzyłam na niego w szoku. To były jakieś żarty? Będą nas brać wszędzie, bo nie ma nas kto pilnować?! Przecież Damon powinien mieć pełno ludzi, którzy powinni to zrobić.
- Każdy z nas ma inne zadanie przydzielone przez Damona – powiedział Finn, jakby czytał mi w myślach – Większość jego ludzi właśnie wyjechało z miasta.
- Jeśli zapytam dlaczego wyjechali to nie odpowiesz, prawda? - spytała Eve.
- Właśnie tak – klasnął dłońmi – A teraz zabierzcie najpotrzebniejsze rzeczy i wychodzimy. Będziemy wracać dziś w nocy, więc nie bierzcie żadnych walizek i piżam. Tylko bagaż podręczny.
Eve skinęła głową z uśmiechem i pobiegła do pokoju, a ja z cichym westchnieniem oparłam się o ścianę. Od kilku dni Eve czuła się trochę lepiej i nie musiała brać tabletek nasennych, ale widziałam u niej momenty, gdy patrzyła pusto w przestrzeń i nawet nie musiałam się zastanawiać nad czym myśli, na obu z nas ciążyło to zbyt bardzo i nie potrafiłyśmy cały czas udawać, że wszystko w porządku.
Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu, czując już nadchodzący ból głowy. Nie chciałam tam lecieć, ale niestety musiałam. Czułam się jak więzień, który musi słuchać każdego rozkazu od Damona.
- On nie chce dla was źle – spojrzałam na Finna zdezorientowana – Damon. Gdyby mógł to by was zostawił, ale nie chce więcej ofiar.
- Płaci chociaż za bilety lotnicze? - zmrużyłam oczy.
- Tak – uśmiechnął się.
- Skoro tak to mogę lecieć – odwróciłam się i wyszłam z pokoju.
Może ten wyjazd nie musiał być taki zły skoro za wszystko płacił Damon.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top