- 33 -

- Co ty powiedziałaś? - prychnął Luke, stojąc blisko mnie. Na tyle blisko, że czułam jego oddech na sobie. Ale nie bałam się. David był ze mną i w zupełności mi to wystarczyło. Jakoś radziłam sobie ze spojrzeniami Charlie i Hemmingsa, które były zdziwione i pełne szoku. 

- To co słyszałeś - założyłam dłonie na piersi, mając nadzieje, że to naprawdę nie przerodzi się w jakąś awanturę. Powiedziałam mu już, że zdradziłam go z Davidem i to nie jeden raz, ale jak sądzę on również nie był mi wierny. I to jeszcze z Charlie. Miałam ochotę go spoliczkować. Ale wiedziałam, że to nie będzie wyglądać fair. - Zdradzałam cię. Ale koniec z ukrywaniem się. Nie mam zamiaru dłużej z tobą być, Luke. Nie było nas od jakiegoś czasu, nie ma sensu tego bezsensownie ciągnąć. Poza tym i tak nie jestem ci już do niczego potrzebna - dodałam, a później spojrzałam na Charlie, która się nie odzywała i tylko stała z boku, aby nie przeszkadzać. Nie chciałam wiedzieć, co tu robili gdy mnie nie było, ale jakoś to przełknęłam. 

- Jak długo to trwa? - uniósł brew, a jego oddech stał się jeszcze bardziej nieregularny. 

- Na tyle długo, abyś miał pewność, że nie mam zamiaru do ciebie wracać - odparłam, starając się panować nad sytuacją, ale nie miałam pojęcia, czy to robię. Pewnie gdyby nie David i Charlie to rzucilibyśmy się z Hemmingsem sobie do gardeł i nie skończyłoby się to tak pokojowo, jakbym chciała i chce, aby się skończyło. - Luke, zrozum to. To koniec. Odjedź. I po prostu zapomnijmy o tym, że cokolwiek nas łączyło. Proszę. 

- Wolałaś jego zamiast mnie? - rzucił jadowicie, wskazując przy okazji na Davida, a ten ożywił się, jakby przeczuwał, że wszystko idzie nie w tą stronę co trzeba. 

- David przynajmniej mnie nie unikał, nie jest tak chorobliwie zazdrosny, jak ty i stara się mnie zrozumieć, a nie ciągle krzyczy - spojrzałam oskarżycielsko na blondyna. - Luke, prawda jest taka, że miałeś mnie w dupie przez większość czasu, ale teraz przynajmniej wiem dlaczego i przez kogo. Nie mam ci tego za złe i doskonale to rozumiem, ale sam widzisz, że ten związek po prostu nie miał przyszłości. Ja nie zniosę dłużej twojego siedzenia mi na karku i kontrolowania mnie na wszystkie sposoby. To nie było zdrowe i to głównie dlatego nie możemy być już dłużej razem. Daj sobie spokój i po prostu odejdź. 

- Jak mogłaś w ogóle polecieć w ramiona innego faceta, zamiast spróbować ratować nas? - zaczął, patrząc się mi w oczy. Nie wiedziałam, po co się o to zapytał, ale Charlie poruszyła się tak, jakby ją to dotknęło i odwróciła wzrok. 

- Luke, jakich nas? Nie ma nas. Od bardzo dawna nie ma. Przyznaje, że mogłam coś z tym zrobić, ale kiedy widziałam to, że ty masz mnie kompletnie w dupie i zacząłeś traktować to mieszkanie jako hotel to stwierdziłam, że to nie ma sensu. Naprawdę dziwie się, że tyle przy sobie wytrzymaliśmy i nie wmawiaj mi teraz, że jest co ratować, bo nie ma i to nie wiem od kiedy. 

- Jak ty to sobie teraz wyobrażasz? Tak po prostu mam stąd zniknąć i co? - zaczął, zakładając dłonie na biodra. 

- A masz jakieś inne wyjście? - uniosłam brew. - Luke, za to mieszkanie zapłacili moi rodzice. A ty tylko dokładałeś się do czynszu i rachunków i to wszystko - dodałam, odsuwając się od niego na trochę, aby być poza zasięgiem jego rąk. Zauważyłam, jak składa je i rozkłada w pięści, a to oznaczało, że walczy w środku ze sobą, aby mnie uderzyć. Wolałam tego uniknąć, bo bójka naprawdę nie była do niczego potrzebna. A doskonale zdawałam sobie sprawę, że jeśli Luke chociażby uniósłby swoją dłoń, byłby to sygnał dla Davida, aby zainterweniować. Przed tym wszystkim poprosiłam go, aby po prostu był ze mną i się nie wtrącał, bo sama chciałam to załatwić. Bez niczyjej pomocy. 

- Dobra, skoro tak, to wyprowadzę się w ciągu kilku najbliższych dni - stwierdził później, a jego ramiona opadły, jakby w końcu do niego dotarło to wszystko. - Ale na razie nie ma mowy. Muszę się rozejrzeć za jakimś mieszkaniem dla siebie. Musicie się jeszcze wstrzymać z jakimiś amorami, gołąbeczki - rzucił opryskliwie i spojrzał na mnie i na Davida, po czym zerknął na Charlie i wyszedł, trzaskając drzwiami. Ona wybiegła zaraz za nim, nie rzucając ani słowa w naszym kierunku. 

Ja wzięłam oddech i przeczesałam palcami włosy. Przez te dwa wcześniejsze dni zastanawiałam się, co mogłabym powiedzieć Hemmingsowi, ale w końcu i tak mówiłam to co ślina przyniosła mi na język. Nie było to do końca dobre wyjście, ale już i tak po wszystkim i nie ma sensu niczego rozgrzebywać. Ukryłam twarz w swoich dłoniach i westchnęłam cicho. Próbowałam to przeanalizować, ale nic z tego nie wyszło. Miałam jeden wielki mętlik w głowie. I to dosłownie.

- Najgorsze za nami - westchnął David i usiadł obok mnie. Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w niego. 

- Chyba tak - zgodziłam się, a później spojrzałam na niego. - Dziękuje, że byłeś tu ze mną - dodałam, a on założył kosmyk włosów za moje ucho i musnął ustami moją skroń.

- Nie musisz mi dziękować, April, to był mój obowiązek. Poza tym nie chciałem, aby wyrządził ci krzywdę, bo widocznie miał na to ochotę - rzucił oschle, mówiąc o Hemmingsie, a ja wzruszyłam ramionami.

- Ale już go nie ma i wszystko jest dobrze. A przynajmniej taką mam nadzieje - westchnęłam, wyciągając nogi przed siebie. Co zrobimy z tymi mieszkaniami? - dodałam, bo wiedziałam, że nie dam rady sama utrzymać tego wszystkiego, a nie chciałam brać kolejnego kredytu studenckiego. Już i tak miałam ich sporo. 

- Charlie na pewno wyprowadzi się z Luke'iem, więc możemy to jakoś przebudować, co sądzisz? - zapytał, omiatając wzrokiem wszystkie ściany, jakie były w mieszkaniu. - Mam dobrego kumpla, który jest architektem. Powiem mu, jaka jest sytuacja i na pewno zrobi nam jakiś przyzwoity projekt. Połączymy nasze mieszkania w jedno i nie będziemy musieli niczego sprzedawać i się przeprowadzać. 

- Myślę, że to bardzo dobry pomysł - posłałam mu uśmiech i pocałowałam go. 

~*~

szybko napisałam ten rozdział więc łapcie, a ja spadam się ogarnąć, bo jade na szkolne zakupy ewh

dwa do końca! x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top