- 2 -

Luke

Odkąd wyjechaliśmy, zmieniło się wszystko. I to dosłownie. Nowe miasto, mieszkanie, nowi ludzie. Studia i praca, jakiej zdecydowałem się podjąć. Szczerze, to nie miałem pojęcia, czy się w tym odnajdę. Zbyt dużo się stało, włączając w to mój związek z April, ale to był ten jeden z najlepszych aspektów i naprawdę nie miałem, na co narzekać. Ale Toronto wydawało się być potężne i tak bardzo nam obce, że zacząłem się obawiać, jak będzie wyglądało moje życie tutaj. Nasze życie. Poza tym wiedziałem, że jeśli zatrudnią mnie na pełen etat, to nie będę miał zbyt wielu okazji, aby przebywać w domu i bałem się, że jakoś negatywnie się to na nas odbije. Nie sądziłem tylko, że będę miał rację. 

Tamtego dnia wyszedłem z domu dosyć szybko. April zabrała się ze mną, aby pozałatwiać te ostatnie sprawy organizacyjne na uczelni, więc odstawiłem ją pod uniwersytet, a sam udałem się na swoje studia, które jednak okazały się być dobrą decyzją. I tak zleciała mi większość dnia, bo przecież to całkiem logiczne i za nim się obejrzałem, było już po wykładach, a ja dostałem zaproszenie na piątkowe piwo, aby móc się lepiej zintegrować i poznać. Uznali, że można kogoś przyprowadzić, więc postanowiłem od razu po powrocie do domu zapytać się swojej dziewczyny, co o tym sądzi i czy będzie miała ochotę, aby wybrać się tam ze mną, bo nie chciałem opuścić takiego spotkania, poza tym wyjdzie mi to na dobre. A przynajmniej tak mi się wydaje. 

Po pracy udałem się z kolei do Claytona. Był to niewielki sklep w centrum miasta, który podpadał nieco z tym, co sprzedawali pod tematykę budowlaną, aczkolwiek nie do końca. Lepiej było określić przedmioty, które dało się tu kupić takimi przydającymi się do remontów. Tych większych, czy mniejszych, albo gruntownych, czy bardziej skromnych. To nie było nic takiego, ale Hugh - mój szef jako jedyny odpowiedział na ofertę o pracę i nie mogłem tego zaprzepaścić. 

Zjawiłem się trochę przed czasem. Chciałem zrobić dobre wrażenie, a przede wszystkim zaznaczyć, że potrafię być punktualny, chociaż było zupełnie inaczej i April suszyła mi o to ostatnio głowę, bo cóż. Byłem i jestem typem, który wszędzie się notorycznie spóźnia, a ona wręcz przeciwnie, przez co nie mogliśmy się dogadać i zawsze musi na mnie czekać. 

- Dzień dobry. - przywitałem się z mężczyzną w średnim wieku z brązowymi włosami przyprószonymi siwizną w niektórych miejscach, jakim był Hugh. 

- O, cześć, Luke. Dobrze, że już jesteś. - odpowiedział, posyłając mi uśmiech, który odwzajemniłem. - Idź na zaplecze i się przebierz, mamy dzisiaj dużo do zrobienia, więc Charlie musi cię szybko w to wszytko wkręcić.

- Kto to Charlie? - uniosłem brew, ciekawiąc się. 

- Moja najlepsza pracownica. - wyjaśnił. - Powinna być gdzieś na sklepie, znajdziesz ją. - dodał, wskazując miejsce gdzieś pomiędzy działami, a ja tylko kiwnąłem głową i poszedłem już na zaplecze. Czekała już tam na mnie przyszykowana koszulka z logiem firmowym, a także kluczyk do szafki, więc szybko się przebrałem i schowałem, to czego nie potrzebowałem, a kluczyk dopiąłem do swojego pęku, aby go nie zgubić. 

Później zająłem się szukaniem owej Charlie, którą znalazłem przy wszystkich taśmach, a także zaciskach różnego rodzaju, gdyż wykładała właśnie nowy towar. Za nim zorientowała się, że przyszedłem, to mogłem się jej dobrze przyjrzeć. Była nieco wyższa niż April, ale nadal niższa ode mnie i nie tak śliczna, jak moja dziewczyna, ale na swój sposób piękna. Ten, który z nią był miał pewnie takie samo szczęście, jakie ja miałem będąc z Irwin.

- Och, cześć. - przywitała się, gdy w końcu mnie zobaczyła. W prawdzie podskoczyła lekko ze strachu, co było urocze, ale ukryła to pod uśmiechem, jaki przyozdobił jej twarz. - Charlie, miło mi cię poznać. Luke, prawda? - dodała, wyciągając dłoń w moim kierunku. 

- Tak, mi również. - wymieniłem z nią uścisk i odwzajemniłem uścisk. - Szef powiedział, że masz mi tutaj wszystko pokazać i mamy razem pracować. - dodałem, wyjaśniając wszystko, a ona tylko przytaknęła, jakby już o tym wiedziała, co pewnie było prawdą. 

- W takim razie zapraszam. - przyznała radośnie, idąc przed siebie, choć tyłem do kierunku, w którym zmierzaliśmy. - Myślę, że dasz radę się połapać. Ja sama zrobiłam to bardzo szybko i tobie też powinno tak pójść.

- Zobaczymy. - wsunąłem dłonie do kieszeni spodni, rozglądając się dookoła. - Czym dokładnie mamy się zajmować?

- To tak jakby normalna praca sprzedawcy. - wyjaśniła, jakby to nie było nic specjalnego. - Wykładasz towar na półki, pomagasz klientom, sprzedajesz im wszystko, co sobie wybiorą, tylko, że zamiast ubrań, czy jedzenia masz śrubki, zaciski i inne takie. - dodała, gdy przechodziliśmy od jednego działu do drugiego.

- A co najtrudniej ogarnąć?

- Pomaganie klientom. Ich niezdecydowanie czasem sięga kosmosu, a wybór pomiędzy jasnym brązem, a jaśniejszym wcale nie jest taki trudny, na jaki wygląda. Ja osobiście miałam dość po pierwszym razie, gdy mnie o coś poproszono, więc życzę powodzenia. 

- Um, dziękuje. - zaśmiałem się, mając nadzieje, że jednak nie będzie ze mną, aż tak źle i mnie nie zwolnią, bo wiedziałem, że tak mogło być, jeśli nie zastosuje się do poleceń, albo zacznę się spóźniać.

- Nie ma za co. W razie czego pytaj. - puściła mi oczko, przez co się uśmiechnąłem i rozejrzałem dookoła kolejny raz.

- Zapamiętam. - przyznałem w końcu, a później zauważyłem, że wróciliśmy do miejsca, z którego przyszliśmy. Czyli ten sklep nie wydawał się być taki duży, jak z początku mi się wydawało. - To co? Pomóc ci tutaj, czy mam się zabrać za coś innego?

- W zasadzie, to możesz mi pomóc. Później rozpakujemy resztę dostawy i nauczę cię obsługiwać kasę, bo nie wydaje mi się, abyś miał w tym doświadczenie. - szturchnęła mnie w bok, a ja tylko kiwnąłem głową, zgadzając się i zacząłem rozkładać opakowania z różnymi długościami i grubościami śrub w środku i chociaż tyle, że wiedziałem, gdzie co położyć, patrząc się tylko na ich nazwy i wielkości opakowań, a reszta już później poszła z górki. I wydawało mi się, że Hugh razem z Charlie mnie polubili, więc nie mogłem na nic narzekać. Nawet tego nie chciałem. 

~*~

w nastepny poniedziałek musze byc w szkole juz o 7, bo mi sie zaczynaja zajecia dodatkowe, zabije sie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top