3. Eliksiry

Było dość późno więc poszliśmy już wszyscy spać. Jednak wiedziałem, że Harry poszedł spać bardzo późno. Rano obudziły mnie promienie słoneczne. Ucieszyłem się, bo o wiele bardziej lubię ciepło od zimna. Zobaczyłem, że za 10 minut mamy lekcję! Cudem zbudziłem Harry'ego, przyszykowaliśmy się i popędziliśmy na transmutację z profesor MCgonagall. Wiedzieliśmy, że da nam popalić. Gdy weszliśmy do sali byli już tam wszyscy. Hermiona przeszyła nas morderczym spojrzeniem spod pergaminu. Na szczęście nauczycielki jeszcze nie było, bo na biurku siedział tylko kot.

-Jak dobrze, że MCgonagall jeszcze nie ma, bo dałaby nam popalić! - powiedziałem na co Harry przytaknął.

Nagle zauważyłem, że kot który siedział na biurku, przeszył nas spojrzeniem i zeskoczył, zmieniając się w MCgonagall. To było naprawdę super!

-Ale fajna sztuczka! - powiedziałem... Na głos?

-Dziękuje za tę uwagę, panie Weasley. - usłyszeć można było w jej głosie sarkazm. -Może lepiej zmienić by było pana, albo pana Potter'a w zegarek? Przynajmniej jeden był by na czas.

-Zgubiliśmy się. - wymyślił jakąś wymówkę na poczekaniu Harry.

-To może w mapę? Traficie bez niej na swoje miejsca? - powiedziała, a my spóściliśmy głowy i zajęliśmy swoje miejsce.

Lekcja była nad zwyczaj nudna. Po co komu wiedzieć, jak zamienić zwierzę w puchar na wodę? Czy to ma jakikolwiek sens? Zapisując wszystko od niechcenia, wymyśliłem ksywkę dla MCgonagall.

-Ej, Harry? - szepnąłem do niego.

-Co?

-Mam ksywkę dla MCgonagall.

-Jaką? - zapytał.

-MCsztywna. - odpowiedziałem i zacząłem się śmiać.

Harry też zaczął się śmiać. MCgonagall to zauważyła i podeszła do nas.

-Co was tak śmieszy? - odpowiedziała rozwścieczona.

-Nic.. - odpowiedział Harry. Reszta lekcji minęła spokojnie. 

Następną lekcją była lekcja eliksirów z profesorem Snape'em. Mieliśmy tę lekcję w bardzo nieprzyjemnym miejscu jakim są lochy. Oczywiście mają tylko taką nazwę. Są to tunele zamieszczone pod ziemiami Hogwartu. Tą lekcję, zarówno jak poprzednią mieliśmy ze Ślizgonami. Czekaliśmy krótką chwilę, a do sali wszedł profesor Snape, który był ubrany cały na czarno. Wiedziałem, że już go nie lubię.

-Nie będzie żadnego machania różdżkami ani głupich zaklęć w tej sali... - powiedział, a nawet krzyknął profesor Snape. Wiem, że poluję na miejsce nauczyciela obrony przed czarną magią, więc tylko blefuję. Założę się, że chętne by tu machał różdżką. Uśmiechnąłem się pod nosem.

-Dlatego... Nie spodziewam się raczej, że wielu doceni naukę i wielką sztukę, jaką jest warzenie mikstur... Dlatego tych kilkunastu wybranych... Którzy mają... Predyspozycję... - założył szatę za ręce. -Chętnie pomogę opanować zmysły... Dowiecie się, jak nawet położyć kres śmierci.  - mówił to wszystko tajemniczym głosem.

Zauważyłem, że cały czas Malfoy głupio uśmiecha się do Snape'a. Czyżby lizusek? Coś czuję, że Gryfoni nie będą mieli z nim łatwo. W tym na nieszczęście ja. Harry, który siedział obok mnie, coś pisał w zeszycie i mruczał pod nosem. Snape to na WIELKIE nieszczęście zauważył.

-Ktoś jednak, chyba przybył do Hogwartu posiadając zdolności tak olbrzymie... Że-woli-mnie-nie-SŁUCHAĆ. - wtedy Hermiona szturchnęła lekko Harry'ego, a ten popatrzył na Snape'a i szybko odłożył pióro.

-Pan Potter... Nasza nowa wielka gwiazda... - widziałem jak Harry patrzy się niekomfortowo, wiedziałem, że on nie uważa się za takiego. Popatrzyłem trochę na niego z zakłopotaniem, no cóż, czego można się po takim czarnym charakterze spodziewać... Zaczął Harry'ego wypytywać z eliksirów. Człowieku ogarnij się, po pierwsze "ZA CO?!" a po drugie SKĄD ON MA TO NA BRODĘ MERLINA WIEDZIEĆ! Jednak nie odważyłem się wydać przy nim ani dźwięku żeby mu nie podpaść. A to co było najgorsze w tym wszystkim, to chyba to, że Hermiona wyrywała się do odpowiedzi i piszczała "JA WIEM", jejku Harry jest w takiej sytuacji a ta pokazuje że ma go GDZIEŚ. Snape nie zwracał na nią kompletnie uwagi, i to było u niego jedynym pozytywem. Ma trochę za swoje. Reszta lekcji upłynęła w ciszy.

***

Rano na śniadaniu w wielkiej sali zleciały się ze wszystkich stron sowy.

-Zobaczcie, poczta! - krzyknąłem.

-Co tak wcześnie? - zapytała Hermiona.

Do moich rąk wpadł list prawdopodobnie od moich rodziców i Prorok Codzienny.

-Dasz poczytać? - zapytał Harry po czym ja przytaknąłem głową.

Neville odpakował swoją paczuszkę i wyjął z niej małą przeźroczystą kulkę. Popatrzył na nią ze zdziwieniem.

-Ej, wy! Neville dostał przypominajkę! - krzyczał w sumie do wszystkich Thomas.

-Czytałam gdzieś o nich! - powiedziała nie kto inny jak pani-wszystko-wiedząca. -podobno gdy się o czymś zapomni, robią się czerwone. 

W tym momencie przypominajka Neville'a zaczęła robić się czerwona.

-Ale ja normalnie nie pamiętam o czym zapomniałem! - powiedział Neville.

Nagle zaczepił mnie mój przyjaciel Harry. Tak, chyba mogę go już nazywać przyjacielem. Pokazał żebym patrzył na gazetę.

-Ej Ron. Ktoś włamał się do Banku Gringotta... Słuchaj... Uważa się że to robota nieznanych czarowników lub czarownic... Personal Gringotta jednak oświadczył dziś jednak, że niczego nie skradziono... Rzeczona krypta numer 713 została tego samego dnia opróżniona. - zobaczyłem ja Hermiona przeszyła nas spojrzeniem. -To dziwne... Byłem w tej skrypcie z Hagridem... - obaj spojrzeliśmy na Hermionę, która jeszcze przeszywała nas zwrokiem. 

***

Po śniadaniu poszliśmy na lekcję latania z panią Ronaldą Hooch. Przywitała się z nami i przestawiła, a następnie kazała nam stanąć nad swoją miotłą. Cieszyłem się na tą lekcję, ale też trochę stresowałem, ponieważ nigdy nie latałem.

-Wyciągnijcie rękę nad miotłą i powiedzcie: Do mnie! - powiedziała a wszyscy zaczęli powtarzać. Harry'emu od razu się udało, a to szczęściarz. Miałem nadzieję, że mi też tak szybko pójdzie. Jednak nie. Wołałem i wołałem, a miotła tylko drgała na ziemi. Jednak to i tak dobrze, bo pani-wszystko-wiem nie chciała się miotła nawet ruszyć z miejsca, ani oddać znaku życia. Zachichotałem pod nosem.

-Z uczuciem! -powiedziała.

Postanowiłem tak zrobić. Z UCZUCIEM.

-DO MNIE! - ryknąłem a miotła tak podskoczyła do góry, że walnęła mnie w nos i wszyscy zaczęli się śmiać. Czułem się jak ostatni nieudacznik.

-Ale śmieszne... - powiedziałem z przekąsem.

Panu lizuskowi też się udało od razu. Harry był nad zwyczaj zadowolony z siebie. W sumie, też bym był.

-Dobra. Kiedy już chwycicie miotłę, macie na nią wsiąść. Trzymajcie mocno, chyba, że chcecie zlecieć. (wszyscy wsiedli na swoje miotły) Gdy usłyszycie gwizdek odepchnijcie się mocno od ziemi, miotły trzymać równo, zawisnąć w powietrzu... Nachylić się nad trzonkiem i zlecieć. - wytłumaczyła nam wszystko Hooch. -Na mój gwizdek... 1...2...

W tym momencie Neville uniósł się do góry, i poleciał w górę. Wszyscy krzyczeli "Neville, nie było gwizdka!".

-Natychmiast wracaj na górę! - krzyczała pani Hooch.

Jednak Neville nie mógł się pohamować. Ślizgoni ryczeli ze śmiechu.

-Śmieszy cię to, Malfoy? - powiedziałem wkurzony zachowaniem blondyna.

-Tak, ale ty się nie odzywaj, Weasley. - warknął na mnie.

Odwróciłem się wściekły i patrzyłem, jak Neville zwisa ukradkiem szaty na rzeźbie. Miotła zleciała bez niego. Neville spadał z jednego na drugi, aż wreszcie upadł na ziemię, i wszyscy podbiegliśmy do niego.

-Co mu się stało? - szepnąłem do Harry'ego.

On tylko wzruszył ramionami, na znak, że nie wie. Neville to dobry kolega, ale straszny fajtłapa. Ślizgoni nie znoszą Gryfonów, więc teraz mają  okazję nas upokorzyć. Niestety Neville złamał rękę. Pani Hooch wzięła go na ręce.

-Idę do skrzydła szpitalnego. Jeśli kogoś zobaczę na miotle, zostanie szybciej wyrzucony ze szkoły niż zdąży powiedzieć Quidditch. - zaraz po tym poszła.

Zobaczyłem jak Malfoy podnosi przypominajkę Neville'a, leżącą na ziemi.

-Popatrzcie. Gdyby tłuścioch tego nie zgubił, nie zapomniałby żeby lądąwać na tyłku. - wszyscy Ślizgoni ryknęli głośnym śmiechem.

Jak on tak śmie mówić?! No jak?! No dobra, Neville jest trochę gruby, no ale żeby go tak przezywać...

-Oddawaj to, Malfoy. - powiedział Harry.

W sumie cieszyłem się, że mu się postawił, jak bym też chciał, ale wolę nie zadzierać z Malfoy'em... Malfoy wsiadł na miotłę i powiedział:

-Nie. Ukryję ją, niech sobie Neville znajdzie. - podleciał na miotle trochę wyżej. -Może na dachu, co? Za wysoko Potter? Strach cię obleciał?

I kto wie jak by to się skończyło, ale Harry wsiadł na miotle i chciał polecieć za Malfoy'em. Oczywiście panna-wszystko-wiem musiała zacząć wygłaszać swoje mądrości.

-Harry! Pani Hooch nam zabroniła! Zresztą, nie masz pojęcia jak się lata!

Ale Harry na szczęście jej nie posłuchał i wzbił się w powietrze. Trochę chwiał się na miotle, ale na szczęście utrzymał równowagę.

-Co za kreetyn! - krzyknęła Hermiona.

-Złap go, jak umiesz, Potter. - powiedział Malfoy i rzucił daleko przypominajkę Neville'a, a Harry wystrzelił jak z torpedy po nią. Leciał tak, wydawało się, że złapanie jest niemożliwe... Ale.. Złapał. Wszyscy pobiegnęli w jego stronę krzycząc i wiwatując, nawet ja. Złapał to prosto przed gabinetem MCgonagall i jak na nieszczeście przyszła.

-Potter, za mną. - powiedziała i wszystkim Gryfonom znikł uśmiech z twarzy. Jedynie Ślizgonom, którzy wcześniej mieli osłupiałe miny, pojawił się kpiący uśmiech...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #ron#weasley