1. Peron 9 i 3/4

Nazywam się Ronald Weasley i dzisiaj jadę pierwszy raz do Hogwartu. Jestem czystej krwi, i mam sześcioro rodzeństwa: Fred, George, Percy, William (w skrócie Bill), Charlie i Ginerva. Ginerva (w skrócie Ginny), jest najmłodsza z nas wszystkich. Bill i Charlie już z nami nie mieszkają, są pełnoletni i pracują. Bill pracuje w ministerstwie magii w Egipcie, jest łamaczem klątw, a Charlie zajmuję się smokami w Rumunii. Ginny jest jedyną dziewczyną. W naszej rodzinie jest tak, że wszyscy są rudzi. Tak, rudzi i zazwyczaj piegowaci. Ja jestem dość wysoki, piegowaty i oczywiście rudy. Dopakowałem ostatnie rzeczy do walizki, położyłem do klatki mojego szczura Parszywka i poszedłem spać. W końcu jutro trzeba wstać dość wcześnie. Mimo to, że poszedłem spać bardzo wcześnie, rano nie mogłem się obudzić. Jestem typem... Lenia. Fred i George przyszli i wylali mi na głowę wiadro z wodą. Podskoczyłem jak oparzony i zacząłem się na nich wydzierać. Fred i George to bliźniacy, dwa lata starsi ode mnie. Uwielbiają żartować, wymyślili tysiące dziwnych gadżetów do robienia innym psikusów, a co najgorsze cały czas mówią to samo w tym samym momencie, jakby się zmówili. Cały czas się z nimi kłócę.

-Wstawaj leniu! - krzyknął George, po czym razem z Fredem wybiegli z mojego pokoju.

Jeszcze im się odwdzięczę... Przeklnąłem coś pod nosem i udałem się do łazienki, by się przyszykować. Gdy byłem gotowy zeszedłem na śniadanie, gdzie była już cała moja rodzina. Zawsze na naszym śniadaniu jest straszny hałas i huk. Ja musiałem wysłuchiwać nudnych gadań Percy'ego o prefektach, Fred i George żartowali z Ginny, a moi rodzice Molly i Artur rozmawiali o ministerstwie magii. Zapomniałem powiedzieć, że moja rodzina jest biedna... Przez to, że mamy tyle członków w rodzinie, to ledwo starczy na podręczniki na które idzie kupa kasy. Ale i tak jakoś dajemy sobie radę. Po śniadaniu moja matka Molly kazała się wszystkim uciszyć.

-Słuchajcie! Zbierajcie się, bo musimy już wychodzić! Idziemy na mugolską stację skąd odjeżdżają pociągi, a później na peron numer 9 i 3/4!

Co roku ta sama śpiewka. Zawsze to mówi, chodź wie, że wszyscy dobrze to wiedzą. Ginny jest o rok młodsza ode mnie więc jeszcze nie idzie do Hogwartu. Czy ktoś z nas idzie czy nie, zawsze musimy iść na peron wszyscy razem. Byłem zestresowany na myśl, że żeby dostać się na peron numer 9 i 3/4 trzeba przebiegnąć pomiędzy peronem 9 i 10. Matka nigdy mi nie pozwoliła.

-Tak, wiemy mamo, zawsze to mówisz. - powiedziała Ginny i teatralnie przewróciła oczami.

-To dodaje atmosfery! - wybroniła się Molly.

-No ale Ginny...

-...Musi się popisać swoją obecnością... - dokończył za Fred'a George.

O tym też właśnie mówię. Często jeden z nich coś mówi, a drugi za niego kończy. To jest po czasie serio denerwujące.

-Wcale nie! - krzyknęła cała czerwona ze wściekłości Ginny.

-No już, uspokójcie się. - starał się wszystkich uspokoić  Artur.

Zebraliśmy się, posprawdzaliśmy czy na pewno wszystko mamy i ruszyliśmy samochodem mojego taty. Po niedługim czasie dotarliśmy na stację. Szliśmy a moja matka krzyczała.

-Za mną w prawo! Chore tłumy mugoli! Peron 9 i 3/4 tutaj! 

Stanęliśmy przed peronem i moja matka mówiła kto po kolei ma iść. Najpierw pobiegł Percy.

-Fred, teraz ty. - wskazała ręką na Fred'a.

-To nie Fred, tylko George! - powiedział George. Doskonale wiedziałem, że to ich kolejny żart.

-I ty uważasz się za naszą matkę?! - jeszcze dodał.

-Och, przepraszam George. - powiedziała i machnęła ręką.

Fred ustawił się na przeciwko ściany i dodał:

-Żartowałem! Jestem Fred! - powiedział po czym pobiegł o ściany i znikł.

Nagle pojawił się obok mnie jakiś chłopak z okularami i czarnymi włosami. Zwrócił się do mojej matki.

-P-przepraszam... Czy... Ja... Mogę? - nie do końca zrozumiałem o co mu chodzi.

Moja matka uśmiechnęła się do niego promiennie i objęła go ramieniem.

-Co?... Chcesz się dowiedzieć, jak się dostać na ten peron? - chłopak pokiwał głową. -Nie przejmój się! Ron też jedzie pierwszy raz do Hogwartu. - powiedziała a ja pokiwałem głową. -Jeśli się stresujesz, to pobiegnij. - powiedziała do niego, a on pobiegł i zniknął za ścianą. Ja pobiegłem zaraz za nim. Okazało się, że nie jest to straszne, a fajne. Zobaczyłem wielki pociąg z napisem HOGWART EXPRESS o razu wiedziałem, że to ten. Pożegnałem się z rodzicami i poszedłem szukać wolnego miejsca w pociągu. Wszędzie było strasznie tłoczno i nie mogłem znaleźć miejsca. Wszedłem do kolejnego przedziału który był pusty, oprócz chłopaka siedzącego w nim. Był to ten sam, który pytał się mojej matki, jak się dostać na ten peron. Postanowiłem zapytać go o miejsce.

-Mogę się dosiąść? Wszędzie straszny tłok. - dodałem.

-Jasne, siadaj. - odpowiedział.

Usiadłem na przeciwko niego i przedstawiłem się.

-Jestem Ron. Ron Weasley.

-Harry. Harry Potter. - odpowiedział i zamurowało mnie.

To jest TEN słynny Harry Potter. Ten który pokonał samego Lorda Voldemorta, kiedy był jeszcze malutki, więc prawdopodobnie nic nie pamiętał. Byłem ciekawy czy on ma tą bliznę w kształcie błyskawicy. Jeśli tak, to serio mu zazdroszczę.

-Czy ty na serio masz ten... Ten... Znak? - ostatnie słowo wyszeptałem.

-Aa... Jasne. - powiedział i odsłonił bliznę spod grzywki.

-Ale czad. - po prostu nie wytrzymałem, wyrwało mi się.

Chłopak tylko się uśmiechnął. Nagle przyszła pani z wózkiem która sprzedawała różne pyszności. Zapytała:

-Coś z wózka kochaneczki?

-Nie, dzięki... Mam swoje... - powiedziałem i wyjąłem z kieszeni zgniecione bułki. Bardzo chciałem coś kupić, ale mam mi stanowczo zabroniła, mówi, że musimy oszczędzać.

-Biorę wszystko. - powiedział Harry i wyciągnął z kieszeni złote galeony.

-O jejku... - powiedziałem z niedowierzaniem i kupiliśmy wszystko.

Siedzieliśmy i jedliśmy, a przy okazji, opowiedziałem trochę o fasolkach wszystkich smaków, i czekoladowych żabach. Harry wylosował w kartach Dumbledor'a, hah, ja mam chyba ze sześciu.

-To jest Parszywek. - wskazałem na mojego szczura. -Wstrętny, nie?

-Tak, odrobinę. - odpowiedział Harry.

-Dostałem od braci zaklęcie które zmienia kolor, chcesz zobaczyć? - zapytałem.

-Jasne!

Wyciągnąłem różdżkę, chrząknąłem i zacząłem:

-Słoń... - nie zdążyłem dokończyć bo do przedziału weszła jakaś dziewczyna z szopą na głowię. Znaczy... Włosami.

-Widzieliście może ropuchę? Neville swoją zgubił. - pokręciliśmy głowami.

-Oo... Coś czarujecie? No dalej, słucham. - zaczęła mnie powoli wkurzać.

-Słońce, kwiatek, żądło, orzech... Szczur ma w żółtym być kolorze! - powiedziałem ale jedyne co się stało to wytrąciło pudełko, w którym podjadał fasolki Parszywek. Oczywiście bliźniacy fałszywe zaklęcie! 

Dziewczyna dziwnie się popatrzyła, a później powiedziała:

-Jesteś pewny, że to prawdziwe zaklęcie? Za dobre to ono nie jest. - powiedziała z wyższością. -Próbowałam kilku prostych zaklęć i wszystkie zadziałały. - dalej się przechwalała. Wymieniłem z Harrym zdezorientowane spojrzenia. 

Usiadła na przeciwko Harry'ego i wskazała różdżką na jego okulary po czym powiedziała:

-Oculus Reparo. - w mig lekkie stłuczenie Harry'ego na okularach znikło. -Teraz lepiej, co? - strasznie mnie wkurzała. -Aa... Ty to Harry Potter! - wskazała na Harry'ego. -Ja, to Hermiona Granger. A ty? - wskazała na mnie z lekkim obrzydzeniem.

-Ron... Ron Weasley. - odpowiedziałem z pełną buzią od dyniowych pasztecików.

-Fajnie. - odpowiedziała z przekąsem po czym wstała i kierowała się do wyjścia, lecz przed wyjściem zatrzymała się i powiedziała:

-Załóżcie lepiej czarne szaty, zaraz będziemy na miejscu. - powiedziała i wyszła. Była strasznie irytująca. Popatrzyliśmy po sobie z Harry'm, ubraliśmy szaty i wyszliśmy z pociągu, dojechaliśmy na miejsce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #ron#weasley