9
Romeo
Zdarłem z Lyssy komplet żółtej bielizny upewniając się, że go nie zniszczyłem. Chwyciłem dziewczynę za nadgarstki i za pomocą kajdanek przymocowałem jej ręce do wezgłowia łóżka. Polizałem Lys po policzku, gdyż pocałować jej nie mogłem i zsunąłem się niżej. Rozsunąłem łapami jej nogi i spojrzałem na najpiękniejszą cipkę na świecie.
Nie wiedziałem, co się ze mną działo, ale nie byłem w stanie znieść tego napięcia. Przed chwilą Lyssa zrobiła mi najlepszego loda, jakiego kiedykolwiek ktoś mi zrobił, a mimo to znowu poczułem podniecenie.
Przycisnąłem błękitny język do cipki Lyssy. Dziewczyna jęknęła, wyginając plecy w łuk. Podniosłem wzrok, aby upewnić się, że tego chciała.
- Romeo...
- Skarbie, jeśli tego nie chcesz...
- Pragnę cię. Proszę, nie przestawaj. Nawet jeśli jutro już nie będziesz mnie chciał, tej nocy jesteś mój, Romeo.
Nie mogłem się z tym nie zgodzić. Tej nocy należałem do niej i chciałem jej pokazać, jak wiele znaczyło dla mnie to, że mnie zaakceptowała.
Lys jęczała słodko, gdy lizałem językiem jej cipkę. Rozpaczliwie chciałem móc ją pocałować, ale nie miałem ust. Moja głowa składała się z przeklętej czaszki. Poprzysiągłem sobie, że gdy pewnego dnia uda mi się odnaleźć wiedźmę, która przemieniła mnie w tego stwora, skażę ją na brutalne tortury.
Nigdy wcześniej nie myślałem o celowym robieniu komuś krzywdy. Nie byłem taki. Wiele wycierpiałem i miałem wszelkie powody ku temu, aby nienawidzić świata, ale starałem się mieć dobre serce. Przebywałem jednak długo z Saturnem, który był wzorem sadysty, więc trochę się nim zainspirowałem.
Nie powinienem myśleć o zemście, jednak to przez tą wiedźmę nie miałem tego, co mogłem mieć. To ona odebrała mi możliwość bycia pięknym młodym chłopakiem. To ona sprawiła, że niemal żadna kobieta mnie nie chciała. To ona zamieniła mnie w tą futrzaną bestię, którą dzieci wytykały palcami, a rodzice brali na ręce te dzieciaki i uciekali ze mną tak daleko, jak to możliwe.
Lizałem Lys tak dobrze, jak umiałem. Nie chciałem jednak, aby tak szybko dochodziła. Tej nocy zamierzałem być jej panem, choć nigdy wcześniej nad nikim nie dominowałem.
Odsunąłem się od Lys, pozostawiając ją niezaspokojoną. Dziewczyna spojrzała na mnie z wyrzutem, ale po tym jak przygryzła wargę mogłem wywnioskować, że była gotowa na dalszą zabawę.
- Panie, nie mogę dojść? Byłam niegrzeczną dziewczynką?
Stwardniałem. Gdy wstałem, zobaczyłem swojego kutasa, który stał na baczność. Moje macki za to rozpaczliwie próbowały cokolwiek złapać, aby sobie ulżyć.
- Byłaś bardzo niegrzeczną dziewczynką, słoneczko. Myślę, że zasłużyłaś na karę.
- Och, nie! Panie, ależ to okrutne!
- Takie życie - wzruszyłem ramionami, po czym odpiąłem Lys od wezgłowia łóżka. Nie zdjąłem jej jednak kajdan całkowicie. Podprowadziłem ją bowiem do krzyża w kształcie litery X i odwróciłem ją tyłem do siebie. Skułem Lyssę tak, żeby miała ręce wyciągnięte nad głowę, a nogi szeroko rozłożone. Odsunąłem się od niej, aby móc podziwiać moje dzieło.
Lyssa była przepiękna. Jej długie włosy spływały po plecach niczym najpiękniejszy wodospad. Miała smukłe ciało, duże piersi i ładny tyłeczek. Nigdy nie przywiązywałem szczególnej uwagi do wyglądu jako, że z wiekiem każdy się zmieniał. Najważniejsze było to, co dana istota miała w środku. Skoro jednak mogłem dostać pełen pakiet, nie zamierzałem narzekać.
Podszedłem bliżej Lys. Stanąłem za jej plecami i ścisnąłem jej łapami pośladki. Wbiłem lekko pazury w jej delikatną skórę, zostawiając na niej ślady.
- Posiądź mnie, mój panie. Błagam cię.
Była taka słodka. Zaśmiałem się, kręcąc z niedowierzaniem łbem.
- Na mojego penisa w swojej cipce musisz sobie zasłużyć, niewolnico.
Jęknęła donośnie słysząc to, jak ją nazwałem.
- Panie, ależ ja jestem twoją niewolnicą, która pragnie twojego wspaniałego penisa!
- Miałaś go niedawno w ustach, skarbie. Nie masz na co narzekać.
Parsknąłem śmiechem, gdy zrozumiała, że ze mną nie wygra.
Podszedłem do skrzyneczki ze skarbami Lyssy. Wyjąłem z niej opaskę na oczy. Nie byłem pewien, czy dziewczyna była na nią gotowa.
- Skarbie, chciałbym zasłonić ci oczy.
Stanąłem obok Lys tak, aby mogła na mnie patrzeć.
- Jeżeli tego nie chcesz...
- Pozwól, że coś ci powiem, panie - oznajmiła miękko, słodko się do mnie uśmiechając. - Jesteśmy w klubie, w którym ufam absolutnie każdej istocie. Wiem, że jesteś tutaj nowy. Trafiłeś tutaj tylko przejazdem, ale ufam ci. Skoro oddałam się w twoje łapki, możesz zrobić ze mną wszystko. Jeśli coś mi się nie spodoba, pstryknę palcami, a wtedy skończymy zabawę. Na razie jednak jestem zbyt rozochocona, aby sobie ciebie odpuścić, mój piękny władco. Rób ze mną, co chcesz i nie pytaj mnie o zgodę. Ufam ci, Romeo. W końcu mianowałam cię na mojego pana, więc jaką byłabym hipokrytką, gdybym ci nie ufała?
Westchnąłem ciężko. Skinąłem głową i zasłoniłem Lyssie oczy.
Miałem ochotę wepchnąć Lys do ust knebel, ale to była nasza pierwsza sesja. Byłem prawie pewien, że ostatnia, jednak nie zamierzałem jej tego mówić.
Lys mi się podobała. Dałbym wiele, aby poszła z nami w podróż, ale...
Właśnie. Było dużo "ale".
Nie mogłem skazać jej na życie z takim stworem jak ja. Lyssa wstydziłaby się mnie, gdy wychodzilibyśmy razem do miasta. Może teraz ją fascynowałem, ale w końcu zrozumiałaby, że życie z tak wyglądającym potworem nie było miłe. Poza tym, miałem dziecko. Lyssa lubiła dzieci, więc może nie powinno to stanowić problemu, ale mimo wszystko nie chciałem obarczać jej obowiązkami. Ponadto, podróż, która się przed nami znajdowała, mogła być niebezpieczna. Miała zająć kilka dni, ale nie mieliśmy żadnej pewności, że zakończy się powodzeniem. Nie wiedziałem, jakie zagrożenia miały czekać na nas na drodze. Lys zasługiwała na spokój, a ja nie mogłem go jej podarować.
Wziąłem głęboki oddech, wybierając pejcz. Uderzyłem się nim lekko w łapę, aby sprawdzić, czy nie miał wyrządzić Lys żadnej krzywdy. Nie darowałbym sobie tego, gdyby mi zaufała, a ja zrobiłbym jej ranę.
- Jesteś gotowa, skarbie?
- Nigdy nie byłam bardziej gotowa, panie!
Lys zachichotała. Gdy wymierzyłem jej w pośladek pierwsze uderzenie pejczem, aż zamknąłem oczy. Bałem się, że Lyssa powie, iż to za wiele, ale ona słodko jęknęła.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo o tym marzyłam.
Każdy miał inne marzenia. Jedni marzyli o założeniu rodziny, a inni o byciu wybatożonym przez dziwacznego demona.
Ugryzłem się w język, aby nie zapytać jej po raz kolejny, czy wszystko było w porządku. Postanowiłem jej zaufać i uwierzyć, że jeśli tego będzie zbyt wiele, ona mi o tym powie.
Uderzałem Lys w tyłek i tył ud pejczem ze skórzanymi końcówkami. Dziewczyna jęczała i krzyczała za każdym uderzeniem. Wkrótce jej tyłeczek zrobił się cały czerwony. Po kilkudziesięciu uderzeniach odrzuciłem pejcz na podłogę i wziąłem do łapy klamerki na sutki. Podrażniłem palcami jej sterczące suteczki i zacisnąłem na nich klamerki.
- Och!
Uśmiechnąłem się, gdy znowu jęknęła.
Uklęknąłem za Lys tak, że miałem przed oczami jej tyłeczek. Pościskałem go trochę łapami, po czym wyjąłem z kuferka lubrykant. Nasmarowałem nim palec i zająłem się tylną dziurką Lyssy. Bardzo chciałem w nią dziś wejść, ale nie zasługiwałem na to, aby być jej...
- Skarbie, czy uprawiałaś już kiedyś seks?
Nie widziałem jej twarzy przez to, że była zwrócona do mnie plecami, ale wyczułem swoją magią, że się zawstydziła.
- Nie, panie. Wciąż mam to przed sobą.
- Na bogów, powinnaś mi o tym powiedzieć wcześniej!
- Panie, czy to jest dla ciebie problem? Uraziłam cię? Jeśli tak, to bardzo przepraszam...
- Lys, skarbie - wyszeptałem, opierając łeb na jej pośladkach. - To dla mnie nie ma znaczenia czy jesteś dziewicą, czy nie. Najważniejsza dla mnie jesteś w tej chwili ty. Co by było, gdybym posunął się za daleko i zrobił ci krzywdę? Chciałem wsunąć ci do tyłeczka zatyczkę analną, a później może, ale tylko może, w ciebie wejść. Cholera, Lysso. Teraz czuję się winny.
Żółtowłosa dziewczyna zadrżała. Zacisnęła dłonie w pięści. Lekko się przygarbiła tak, jakby chciała się przede mną ukryć. Nie było jednak ode mnie ucieczki. Lys była na mojej łasce. Przykuta do krzyża i spętana niczym moja najprawdziwsza niewolnica.
- Przepraszam, Romeo. Masz rację. Powinnam ci o tym powiedzieć. Chyba nie uważałam tego za coś wyjątkowego.
- Nie sądziłaś, że dziewictwo jest wyjątkowe?
- Nie - wyznała, wzruszając nieporadnie ramionami. - Mam jedno marzenie. Znaleźć pana, który będzie mnie kochał. Nigdy nie ceniłam swojego dziewictwa jako czegoś szczególnie wartościowego. Wiem, że niektóre młode kobiety sądzą, że gdy tracą dziewictwo, tracą część siebie, ale dla mnie to naturalna kolej rzeczy. Mam nadzieję, że cię nie uraziłam. Jeśli tak, to przepraszam.
Westchnąłem ciężko. Pocałowałem Lys w miejsce tuż nad tyłeczkiem i zabrałem się za pokrywanie zatyczki analnej lubrykantem.
- Nie chcę odbierać ci czegoś, co możesz podarować innemu chłopakowi. Takiemu, z którym chciałabyś być.
Lyssa się szarpnęła. Wydawało mi się, że chciała uwolnić się z kajdan. Skoro jednak nie użyła hasła bezpieczeństwa, doszedłem do wniosku, że po prostu się wystraszyła.
- Chłopakowi, z którym chciałabym być? Romeo, ale chcę ciebie.
- Nie znasz mnie, kochanie. Nie wiesz, jaki jestem.
- To pozwól mi cię lepiej poznać!
Nie byłem pewien, czy Lyssa była zdesperowana, aby poznać mężczyznę, który będzie jej panem. Być może po prostu zależało jej na mnie. Nie pojmowałem tego jednak.
- Nie chcę, żebyś była z kimś takim jak ja.
Mówiąc to, zacząłem wpychać jej do tyłeczka zatyczkę analną. Lyssa cicho pojękiwała, gdy to robiłem. Zaciskała mięśnie dupki na zabawce i chętnie ją przyjmowała.
Czułem, że była zdenerwowana. Chciała przemówić mi do rozsądku, ale ja wiedziałem swoje.
- Lys, co powiesz na to, że zabawimy się dzisiaj, a jutro odejdę?
To było z mojej strony zbyt mocne. Może nie powinienem tego mówić w tym momencie, ale...
- Nie!
Nie spodziewałem się, że w tym małym ciałku było tyle złości. Lyssa bowiem krzyknęła na mnie tak, że aż się wzdrygnąłem. Na szczęście zdążyłem wsunąć jej do tyłeczka całą zatyczkę analną. Nie chciałem przypadkowo zrobić jej krzywdy.
- Lys, ja...
- Będę z tobą szczera, Romeo. Jeśli nie chcesz chociaż spróbować ze mną być, odejdź teraz. Nie wytrzymam tego, jeśli złamiesz mi serce. Sporo się w życiu nacierpiałam i nie dam rady znieść kolejnego odrzucenia. Jeżeli jednak pragniesz choć spróbować, zostań tutaj. Nie mów jednak, że chcesz odejść. Nie bądź taki jak inni faceci. Wiem, że jest wielu takich, którzy zabawiają się z dziewczynami, uprawiają z nimi seks, a następnego dnia znikają. Niektóre kobiety nie są tak emocjonalne jak ja, ale uwierz mi, Romeo, że nie poradziłabym sobie z tym, gdybyś zrobił mi takie świństwo.
- Dobrze. W takim razie obiecuję, że nie odejdę. Musisz jednak zrozumieć także mnie. Jeśli coś między nami nie wypali, a dzisiaj w ciebie wejdę, załamię się.
- Och, Romeo. Jestem dużą dziewczynką. Poradzę sobie z tym. Po prostu nie chciałabym, abyś uciekł jak ostatni tchórz. Teraz działaj dalej, kochanie. Chyba, że jednak chcesz zmienić zdanie.
Głęboko zastanawiałem się nad tym, co powinienem zrobić. Kusiło mnie, aby wyjść, ale wiedziałem, że nigdy bym sobie tego nie wybaczył.
Kiedy zobaczyłem Lyssę w holu klubu, zamurowało mnie. Nie spodziewałem się, że gdy Fiodor, Neptune i Astor wyciągną mnie dziś wieczorem do klubu, doznam czegoś tak przełomowego.
Miałem wrażenie, że bogowie, którzy dotychczas mi nie sprzyjali, postanowili się nade mną zlitować. Poczułem się tak, jakbym po stracie Yumi i Drastana miał dostać kolejną szansę. Jedynym problemem byłem ja. To w mojej głowie miały miejsce niepokojące projekcje. Nie chciałem bowiem zranić Lyssy. Była kochana i delikatna. Nie zasługiwała na takiego potwora jak ja. Skoro jednak chciała spróbować, kimże byłem, aby jej odmówić?
Wstałem. Dałem Lys klapsa, a ona dziko się zaśmiała. Najwyraźniej była zadowolona z tego, jaką podjąłem decyzję.
Przycisnąłem pierś do pleców Lys. Chwyciłem w łapy jej piersi i zacząłem bawić się sutkami uwięzionymi w klamerkach. Lyssa odgięła głowę do tyłu tak, że spoczęła ona na moim ramieniu. Polizałem dziewczynę po policzku. Jedną ręką objąłem ją za szyję i lekko ścisnąłem, ale nie na tyle, aby pobawić się w podduszanie.
- Romeo...
- Tak, skarbie?
- Weź mnie, panie. Proszę, tak długo na to czekałam.
- Jeszcze nie, kochanie - wyszeptałem jej do ucha i poczułem, jak na jej ciele pojawia się gęsia skórka. - Mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie, skarbie. Jeśli mu podołasz, wówczas dam ci nagrodę i mój wielki kutas znajdzie się w twoim tyłeczku. Nie jestem jednak pewien, czy dasz radę.
Zaśmiała się, gdy dałem jej klapsa w cipkę.
- Jakie to zadanie, mój władco?
Odpiąłem Lyssę od krzyża. Ustawiłem ją na podłodze tak, żeby klęczała. Spiąłem jej ręce za plecami, gdyż wtedy wyglądała tak pięknie. Wciąż miała zasłonięte oczy, jednak po chwili szarpnąłem za opaskę. Uwolniłem wzrok Lys, jednak jej sutki pozostały w klamerkach.
Dziewczyna podniosła na mnie wzrok. Oblizała usta, zapewne myśląc, że chodziło mi o ponowne obciąganko. Pokręciłem jednak przecząco głową, na co ona zmarszczyła brwi.
- Nie, kochanie. Teraz wycałujesz mi stopy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top