57
Lyssa
Otworzyłam drzwi pokoju. Weszłam do środka i zobaczyłam chłopca, który siedział na dywanie i bawił się klockami. Był odwrócony do mnie plecami. Nie zdał sobie sprawy z mojej obecności, ale tak było dla mnie lepiej. Chciałam na spokojnie móc mu się przyjrzeć i popodziwiać tego małego, silnego wojownika.
Drastan naprawdę się zmienił. Podobnie jak jego tata. Przynajmniej od tyłu wyglądał jak kopia Romeo. Miał błyszczącą skórę mieniącą się srebrem i złotem, a jego włosy były krótkie i granatowe.
Zasłoniłam usta dłonią, aby nie zapłakać. Czułam ogromne szczęście. Byłam taka szczęśliwa, że nie mieściło mi się to w głowie. Największe marzenie mojego ukochanego się ziściło. Być może porwanie przez Willa/Saxona było potrzebne, aby Romeo doszedł do tego stanu. Nie byłam pewna, czy tak rzeczywiście było, ale nie czułam potrzeby, aby się tego dowiadywać. Zamierzałam jak najszybciej zapomnieć o Saxonie i prędko zobaczyć się z Willem. Na razie jednak chciałam przytulić Drastana i spojrzeć w jego śliczne żółte oczka, za którymi tak bardzo się stęskniłam.
- Drastanie?
Chłopiec momentalnie się odwrócił, gdy usłyszał mój głos.
Pierwszym, co mogłam powiedzieć było to, że Drastan był absurdalnie piękny. Patrząc na niego, wiedziałam już, jak wyglądał Romeo w młodości. Drastan był prześliczny. Nie wierzyłam w to, że miałam mieć tak wspaniałego synka.
Mój synek podbiegł do mnie i rzucił mi się w ramiona. Padł na kolana, nie ufając swoim nogom. Płakał okropnie. Nie chciałam, aby ronił łzy. Drastan zasługiwał na szczęście.
- Kochanie, wszystko dobrze. Już tu jestem.
Ja również uklękłam przed chłopcem. Przytuliłam go do piersi i pocałowałam w czubek głowy. Jego granatowe włosy były takie miękkie. Drastan naprawdę wyglądał tak, jakby w przyszłości miał łamać kobiece, a może i męskie serca.
- Mamo, tak się bałem!
Nie wiedziałam, czy Romeo powiedział mu o tym, że zostałam porwana. Sądząc jednak po reakcji chłopca domyślałam się, że tak czy inaczej czuł, iż zniknęłam.
- Kocham cię, mamo! - krzyknął, a moje serce zabiło szybciej z miłości do niego. - Widzisz?! Zmieniłem się! Tata też się zmienił! Nie wiem, jak to się stało, ale tata mówił, że mieliście uprawiać seks, żeby się przemienił i chyba się udało!
Na bogów. Drastan był mądrym dzieckiem. Nierozmawianie z nim o seksie byłoby bez sensu, gdyż przecież ten pięcioletni chłopczyk był molestowany. Wiedział, czym był seks. Na samą myśl o tym, że Yumi, jego biologiczna matka, go zgwałciła, nienawidziłam jej jeszcze bardziej. Cieszyłam się, że Romeo ją zabił, gdy miał taką okazję. Może byłam zła, skoro popierałam niesienie śmierci, ale wiedziałam, że gdyby Yumi dalej żyła, zapewne nie przestałaby zabijać. Wciąż byłaby groźna i pełna zła. Jej śmierć nam się przysłużyła. Podobnie jak śmierć Adonisa, jego załogi oraz śmierć Saxona.
- Jesteś taki piękny, kochanie - wyszeptałam z gulą w gardle, obejmując dłońmi jego twarzyczkę. - Drastanie, obiecuję, że już nigdy więcej nie spotka nas krzywda.
- Mamo, co się z tobą działo? Gdzie byłaś? Na bogów, zaczekaj, czuję coś. Czy ty...
Drastan położył dłoń na moim brzuchu. Spojrzał mi w oczy, a ja zamarłam.
- Jesteś w ciąży. Będę miał braciszka?
- Czujesz to? Jak to możliwe?
Wzruszył ramionami, rumieniąc się i niewinnie uśmiechając.
- Nie wiem. Chyba mam to po tacie. Jego magia także jest silna. Może będę przydatny pałacowi, gdy dorosnę?
- Drastanie, nie masz mi za złe tego, że będziesz mieć rodzeństwo? Może to głupie pytanie, ale boję się, że poczujesz się zepchnięty na drugi plan i...
- Mamo - zaczął Drastan, a ja zamarłam tak, jakbym rozmawiała z kimś, kto miał zmienić moją przyszłość. - Nie rozumiesz, jak bardzo się cieszę, że ciebie mam. Kiedy byłem z Yumi, bałem się każdego dnia. Nienawidziłem jej. Może jestem złym synem, skoro nienawidziłem własnej matki, ale nie potrafiłem jej kochać. Była niebezpieczna i uważała mnie za śmiecia. Nienawidziła mnie, bo przypominałem jej o tacie. Moja biologiczna mama była chora. Zabijała i gwałciła. Nawet mnie.
Schowałam twarz w dłoniach. Nie chciałam, aby Drastan patrzył na moje łzy, ale jak mogłam nie płakać? Czy ktokolwiek, kto miał serce, nie płakałby nad pięcioletnim chłopcem, który został porwany i zgwałcony przez własną matkę?
- Myślałem, że zginę z jej ręki, ale wtedy wy mnie uratowaliście. Ty i Romeo. Kiedy cię zobaczyłem wiedziałem, że będziesz moją nową mamą. Od razu cię pokochałem, Lysso. Wiem, że nie zachowuję się tak jak inne dzieci. Przykro mi, że jestem taki dojrzały jak na swój wiek. Sporo jednak przeszedłem. Nie potrafię być inny. Chcę tylko, żebyście wy byli szczęśliwi. Ty i tata. To, że jesteś w ciąży, jest piękne. Nie mogę się doczekać, aby poznać swojego braciszka. Będę się nim opiekował jak na starsze rodzeństwo przystało.
Wtuliłam się w małe ciało Drastana. Głaskałam chłopca po plecach, ciesząc się ogromnie tym, że miałam przy sobie tak wspaniałego chłopca. Sądziłam, że Drastan poczuje się zepchnięty na boczny tor, gdy dowie się, że byłam w ciąży, ale on tego nie zrobił.
- Podobam ci się? - spytał, wstając i okręcając się dookoła.
- Jesteś przystojniakiem, kochanie - wyjaśniłam, klaszcząc w dłonie.
- W takim razie idę wyrywać dziewczyny!
Moje mina musiała wyrażać szok, gdyż chłopiec się zaśmiał.
- Żartowałem! Mam tylko pięć lat! Choć sądzę, że będę skłaniał się w kierunku chłopców. Tylko nie mów tego tacie, dobrze?
- Drastanie, jesteś pewien? Wciąż masz tylko pięć lat. Ja...
Chłopczyk padł przede mną na kolana. Pocałował mnie w czoło i zachichotał.
- Tak, mamo. Wiem, że to dziwne, ale nie masz mi tego za złe, że podobają mi się chłopcy?
Pokręciłam przecząco głową. Uściskałam go i pocałowałam w czubek głowy.
- Dziś wieczorem urządzamy w pałacu ucztę - oznajmiłam ciesząc się, gdy zobaczyłam, jak oczy chłopca błysnęły. - Posłuchaj, twój tata...
- Oświadczył ci się.
- Skąd to wszystko wiesz? Przecież nie mam pierścionka.
- Lysso. Mamo.
Na bogów. On chyba chciał złamać mi serce.
Drastan położył sobie dłoń na sercu. Wiedziałam, że będę tęskniła za tym maluchem pokrytym mięciutkim futerkiem, ale najważniejsze było dla mnie to, aby Drastan dobrze czuł się w swoim ciele. Był kochanym chłopcem i widać było, że to ciało bardziej mu odpowiadało. Uśmiechał się i choć rzeczywiście nie zachowywał się jak typowy pięciolatek, to był szczęśliwy.
- Chyba wzrasta we mnie poziom świadomości magii i zaklęć. Poczułem to dopiero, gdy przemieniłem się w nową postać. Nie wiem, czy będę kolejnym silnym magiem, ale będę się uczył. Zrobię wszystko, aby pomagać innym.
- Romeo nie mógł mieć niemądrego syna. Na bogów, jesteś naszym cudem, skarbie.
Drastan zaczął się śmiać, gdy zaczęłam obsypywać go pocałunkami.
- Dzisiaj wybieram się z Romeo do Cormac, wiesz? Chcę zobaczyć się z Willem. Poznałeś go. On...
- Tego nie chciał, Lysso.
Nie wiedziałam, skąd wzięła się w nim taka świadomość magii. Drastan miał szansę przerosnąć Mercury'ego, który na zgłębianiu tajemnic magicznego świata spędził wiele lat. Nasz synek zdawał się być ponadprzeciętnie inteligentny i obdarzony. Może jednak wiedział więcej, niż mi się wydawało. Może miał świadomość tego, że zostałam uprowadzona i niemal zgwałcona przez jaszczurczego Saxona, ale mi tego nie mówił, aby nie zrobić mi przykrości.
- Śmiało, idźcie do Cormac - powiedział, wstając. Podał mi dłonie jak na prawdziwego dżentelmena przystało. Ukłonił mi się i pocałował mnie w dłoń, gdy również wstałam. - Wujkowie Saturn i Mercury obiecali mi, że zabiorą mnie dzisiaj na plażę. Podobno jest tam dużo syren. I syrenów także.
Zobaczyłam, jak Drastan się zarumienił. Nie byłam pewna, jak czułam się z tym, że już w wieku pięciu lat się określił, ale kim byłam, aby mówić Drastanowi, co miał robić? Przez pięć lat swojego życia był niewolony przez chorą psychicznie matkę. W końcu miał szansę od niej odpocząć. Nareszcie mógł być szczęśliwy.
Pożegnałam się z Drastanem, który wrócił do zabawy klockami. Miałam wrażenie, że tylko próbował się bawić. Będąc w niewoli nie miał takiego przywileju jak posiadanie zabawek. Cierpiał katusze i musiał nauczyć się, jak przetrwać. W głowie nie miał zabawy. Na szczęście nareszcie był w stanie próbować żyć jak normalny pięciolatek. Taki z ranami na duszy, ale cieszyłam się, że był tu z nami i mógł cieszyć się życiem.
Wyszłam z pokoju Drastana i zeszłam na dół. Weszłam do ogrodu, gdzie czekał na mnie Romeo. Stał na środku ogrodu z rękoma wsuniętymi w kieszenie fioletowej szaty. Odchylał głowę do tyłu i zerkał na mnie tak, że nogi miękły mi w kolanach. Jakby za mało było tego diabolicznego seksapilu, postanowił rozłożyć szerokie skrzydła, które były w kolorze najczarniejszej czerni. Prezentował się jak bóg zła. Na szczęście wiedziałam, jakie miał dobre serce.
- W końcu do mnie dołączyłaś, kochanie.
- Zrobiłeś się taki pewny siebie, co?
Kiedy do niego podeszłam, stanęłam na palcach i go pocałowałam. Usta Romeo były miękkie. Tak miękkie, że mogłabym nigdy się od nich nie odłączać. Choć życie z ustami przyciśniętymi do warg mojego narzeczonego byłoby dziwne.
- Mam ochotę wziąć cię na smycz, Lysso.
- Zatem co cię przed tym powstrzymuje?
Oboje zaczęliśmy się śmiać. Romeo objął dłonią mój kark i po raz kolejny cmoknął mnie w usta.
- Jesteś gotowa, słonko? Spotkanie z Willem może być trudne.
Westchnęłam tak ciężko, jakby na mojej piersi usiadł kilkusetkilogramowy smok.
Spojrzałam na ocean znajdujący się w dole. Z pałacowego wzgórza rozpościerał się zapierający dech w piersiach widok na królestwo Quandrum. Mogłabym stać tutaj godzinami i nie miałabym dość. Niestety miałam do wykonania ważną misję.
Bałam się spotkania z Willem. Nie chodziło o to, że mu nie ufałam. Zrozumiałam, że zachowywał się w taki sposób nie z własnej woli. Will, którego znałam od lat, nigdy nie zrobiłby mi krzywdy. Pewnie na początku nie bardzo lubiłby Romeo, gdyż traktował mnie jak swoją uległą, ale z czasem by się do niego przekonał. Will był w końcu ucieleśnieniem boga słońca. Był kochający i czuły. Nie było w nim grama zła. Może troszeczkę było w nim zazdrości, ale to było zupełnie normalne.
Romeo wsunął palec pod mój podbródek. Spojrzał mi w oczy ze zmartwionym wyrazem twarzy. Nie wiedziałam, co się ze mną działo, ale gdy patrzyłam na niego, kiedy przebywał w takiej postaci, miałam ochotę go pożreć. Był absurdalnie, wręcz nierzeczywiście piękny. Miałam na jego punkcie obsesję.
- Weź mnie na smycz, mój panie.
Zaśmiał się, ale zrozumiał, że mój humor był spowodowany tym, że po prostu się bałam.
- Nie mam nic przeciwko temu, ale obiecuję, że zrobimy to wieczorem. Teraz jednak musimy już lecieć. Pamiętaj, że nie opuszczę cię ani na chwilę, Lys. Będę z tobą przez cały czas.
Uśmiechnęłam się do niego. Pozwoliłam, aby wziął mnie w ramiona i skorzystał ze swoich skrzydeł, o których zapomniał na lata.
Wznieśliśmy się wysoko. Na razie Romeo nie próbował wykonywać żadnych akrobacji w powietrzu, ale byłam pewna, że gdy wróci do dawnej sprawności, będzie wykonywał ze mną różne fikołki. Miałam własne skrzydła, więc teoretycznie mogłam lecieć sama, ale gdzie byłaby w tym zabawa? W końcu miałam swojego pana i musiałam (chciałam) się go słuchać, prawda?
- Co będzie z Astorem i Kyle'm? Zostaną tutaj?
Romeo pstryknął mnie w nos. Kiedy się uśmiechnął, moje serce zmiękło. Nie powinnam podniecać się w drodze na spotkanie z Willem, ale jak miałam zachować spokój przy tym niemożliwie seksownym mężczyźnie?
- Tak, Lysso. Astor znalazł pewnego faceta, który go zainteresował. Wszystko wskazuje na to, że Kyle również kogoś ma. Na razie stara się być uważny, aby znowu się nie sparzyć. Nie miałem pojęcia, że podczas mojej nieobecności w Quandrum otwarto tutaj klub mrocznych przyjemności.
Parsknęłam śmiechem.
- Ja za to nie rozumiem, jakim cudem do tej pory nie było tutaj takiego klubu.
Romeo przewrócił czerwonymi oczami, które obrysowane były złotym makijażem.
- Chyba masz rację, słonko. Powiesz mi, o czym rozmawiałaś z Drastanem?
Zamarłam. Nie powinnam obawiać się Romeo, ale nie umiałam kłamać. To było straszne. Gdy kłamałam, moje serce niezdrowo przyspieszało i zaczynałam się bać, że da się po mnie poznać, iż oszukiwałam. Nie dałabym rady oszukać Romeo, skoro znał mnie na wylot.
- Lysso...
- Obiecałam mu, że ci nie powiem.
- Teraz to już musisz mi powiedzieć.
- Romeo, ja nie...
- Czy chodzi o to, że mój syn lubi chłopców?
Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Skąd to wiesz?
Romeo zaśmiał się, kręcąc z niedowierzaniem głową. Zapikował w dół, gdy zbliżaliśmy się do wulkanu, co oznaczało, że już za kilka minut mieliśmy pojawić się w Cormac.
-Lysso, błagam cię. Widziałem, jak wcześniej Drastan patrzył na tyłek Mercury'ego. Nigdy nie widziałem takiego spojrzenia w oczach mojego dziecka. Może nie byłem rodzicem przez trzy lata, ale nie da się nie zauważyć tego, że twój syn lubi chłopaków.
Cóż, miałam nadzieję, że Drastan zrozumie, iż jego tatuś poznał prawdę sam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top