52

Lyssa

Nie mogłam uwierzyć w to, że Romeo wyszedł. Zostawił mnie zupełnie samą, a ja nie wiedziałam, co ze sobą począć.

Skuliłam się na podłodze i płakałam. Położyłam dłoń na brzuchu. Nic tam nie czułam, ale nie było się czemu dziwić. Dziecko było malutkie. Jeszcze praktycznie nie istniało, ale było tam. Czułam jego obecność.

Adonis dokonał tego, czego chciał. Zaszłam z nim w ciążę i miałam wychowywać jego dziecko. Miałam nadzieję, że Romeo wesprze mnie w tej trudnej sytuacji, ale on uciekł. Zostawił mnie zupełnie samą. Nie mogłam w to uwierzyć. Rozumiałam, że czuł się skonsternowany i miał prawo być niepewny tej sytuacji, ale czy naprawdę musiał zostawić mnie samą? Nie mógł mnie chociaż przytulić, abym nie czuła się samotna?

Nie wiedziałam, jak długo tutaj leżałam. Po jakimś czasie nie miałam już nawet siły płakać. Było mi wszystko jedno.

- Poradzimy sobie, wiesz?

Może byłam głupia, skoro rozmawiałam z dzieckiem mieszkającym pod moim sercem, ale nie zamierzałam się go pozbyć. Nie byłam taka. Nigdy nie odebrałabym niewinnemu dziecku życia.

- Już cię kocham - wyszeptałam, dławiąc się łzami. - Damy sobie radę. Jeśli Romeo nie będzie chciał ze mną zostać, nic nie szkodzi. Zapewnię ci dobre życie. Wszystko będzie dobrze, moje kochane maleństwo. Nie byłam gotowa na to, aby zajść w ciążę, ale to nie twoja wina. Ty też chcesz żyć, prawda?

Po jakimś czasie drzwi sypialni się otworzyły. Odetchnęłam z ulgą. Romeo do mnie wrócił. Mój ukochany ochłonął i wszystko miało być w porządku.

- Skarbie, jesteś tutaj - wyszeptałam, nie odwracając się do niego przodem. Nie miałam po prostu na to siły. - Wiedziałam, że wrócisz. Gniewasz się na mnie?

Romeo za mną uklęknął. Dalej się nie odzywał, ale nie miałam mu tego za złe. Najważniejsze było to, że do mnie wrócił. Nasze dziecko miało mieć oboje rodziców, co było dla mnie bardzo ważne. Nie chciałam, aby mój synek czy córeczka wychowywali się tylko z matką. Jeśli zaszłaby taka potrzeba, robiłabym wszystko, aby jak najlepiej wychować dziecko, ale skoro miało ono mieć pełen pakiet, czyli ojca i matkę, miałam czuć się szczęśliwa.

Kiedy mężczyzna położył dłoń na moim brzuchu, dotknęłam jego ręki. Byłam pewna, że za moment poczuję futerko, ale spotkał mnie ogromny szok, gdy okazało się, że ta dłoń była normalna.

Miałam nadzieję, że się udało. Byłam pełna nadziei, że Romeo wrócił do swojej dawnej postaci. Odwróciłam się więc szybko, uśmiechając się, ale gdy zobaczyłam, kto za mną klęczał, poczucie bezpieczeństwa momentalnie opuściło moje ciało.

- Co ty tutaj robisz?!

Poderwałam się gwałtownie do pozycji siedzącej, gdy zobaczyłam Willa. Mężczyzna, który wyglądał jak wcielenie słońca, był tutaj ze mną. Powinien siedzieć w celi w pałacu Fiodora w Cormac, ale był tutaj.

- Uciekłeś?! Mów, co tutaj robisz!

Will był szybszy ode mnie. Szybko i sprawnie mnie obezwładnił. Chwycił mnie za ręce swoim demonicznym ogonem i spętał mi je za moimi plecami. Jedną ręką objął mnie w pasie, a drugą zasłonił mi usta. Mężczyzna przycisnął mi wargi do szyi i pocałował mnie, po czym owiał to miejsce swoim ciepłym oddechem.

- Już tu jestem, kochanie. Nie bój się mnie. Wiem o twoim dzidziusiu. Wszystko będzie dobrze.

Pokręciłam przecząco głową. Próbowałam się wyrwać, ale było to bez sensu. Nie miałam sił. Magiczne moce Willa skutecznie mnie osłabiały. Chciało mi się płakać, ale musiałam być silna. Musiałam uciec.

- Cichutko, słonko - poprosił, mówiąc do mnie tak, jak miał w zwyczaju nazywać mnie Romeo. - Ze mną będziesz bezpieczna. Przecież wiedziałaś, że w końcu po ciebie przyjdę, Lysso.

Pisnęłam przez jego dłoń zakrywającą mi usta. Will znów pocałował mnie w szyję.

- Już dobrze. Teraz zabiorę cię w miejsce, w którym będziemy tylko my. Tylko nasza dwójka i nasze dziecko.

On oszalał. Will, którego znałam z klubu mrocznych przyjemności znajdującego się w Cormac nigdy nie posunąłby się do porwania mnie. Tamten Will był czarujący i kochający. Miał swoją uległą, którą była Beatrice. Nie widział poza nią świata, a przynajmniej tak mi się wydawało. Zawsze patrzył na nią jak na boginię i byłam pewna, że będzie z nią na wieki.

Will jednak się zmienił. Może tak naprawdę ukrywał się za maską. Ten Will, którego znałam, nigdy bowiem nie skrzywdziłby Beatrice. Mnie również. Traktował nas z godnością i szacunkiem. Od Beatrice wymagał więcej, ale było to zrozumiałe, skoro to ona była jego uległą. Mnie Will przygarnął tylko dlatego, że było mu mnie żal.

Gdy przybyłam do Cormac, nie miałam pana. Byłam sama i było mi ciężko. Potrzebowałam, aby ktoś sprawował nade mną kontrolę, dlatego szybko trafiłam do klubu. Poznałam tam mnóstwo wspaniałych istot, które zaakceptowały mnie taką, jaką byłam i mi pomogły.

Will podniósł mnie i pozwolił, aby jego magia wyczarowała sznury, którymi obwiązał moje ciało. W moich ustach znalazł się knebel, który był kulką, a pasek znalazł się z tyłu mojej głowy.

Patrzyłam błagalnymi oczami na Willa, gdy ten niósł mnie w stronę okna. Mężczyzna wskoczył n parapet i na nim ukucnął. Rozpostarł swoje błyszczące skrzydła i spojrzał na mnie.

- Jesteś moja. Zawsze byłaś moja, Lysso. Pozwolenie, aby Romeo mi cię zabrał, było błędem.

Pokręciłam przecząco głową. Will pocałował mnie w czoło, nic sobie nie robiąc z mojego strachu.

- Kocham cię, Lys - rzekł, uśmiechając się z czułością. - Od zawsze pragnąłem właśnie ciebie. Zanim pojawiłaś się w moim życiu, miałem już jednak Beatrice. Nie mogłem tak łatwo od niej odejść, ale słyszałem, że teraz ma nowego pana. Nie tęskni za mną. Może ona także w ogóle mnie nie kochała? Może po prostu mnie potrzebowała? Jak myślisz, Lysso?

Nie mogłam odpowiedzieć przez ten przeklęty knebel, więc czego on oczekiwał?

- Beatrice nie jest już problemem. Nareszcie jestem z tobą. To jest najważniejsze, złotko. Zajmę się tobą, a ty mi po prostu zaufaj. Chyba nie będzie to dla ciebie problemem, skoro byłaś moją uległą przez tak długi czas? Wiem, że nie dałem ci tego, co dobry pan powinien dać swojej niewolnicy, ale to się zmieni. Już nigdy cię nie zostawię. Zamknę się w domu, w którym nikt cię nie znajdzie. Razem wychowamy nasze dziecko i będziemy szczęśliwą rodzinką. Na zawsze, Lysso.

Will wzbił się w powietrze. Nie walczyłam z nim, gdy leciał, gdyż bałam się ewentualnego upadku. Moje skrzydła zostały związane. Nie mogłam niczym ruszać. Byłam zdana na jego łaskę.

Nagle zaczęłam zasypiać. Działo się to wbrew mojej woli. Wiedziałam, że Will zaczął działać na mnie swoją magią, która miała pomóc mu bezproblemowo przetransportować mnie do mojego nowego więzienia.

Nie rozumiałam, dlaczego to się działo. Nie wierzyłam w to, że Willowi udało się uwolnić z pałacu Fiodora. Przecież był pilnie strzeżony. Miałam nadzieję, że Fiodorowi i Neptune'owi nie stała się krzywda. Uwielbiałam ich. Byli moimi dobrymi przyjaciółmi i gdyby coś im się stało, nie wybaczyłabym sobie tego.

W końcu straciłam kontakt z rzeczywistością. Gdy się obudziłam, na nowo zaczął się mój koszmar.

Zdałam sobie sprawę, że leżałam w łóżku. Nie znajdowałam się jednak w wygodnej pozycji. Moje ręce zostały wystawione nad głowę i przywiązane do wezgłowia łóżka. Podobnie stało się z moimi nogami. Były rozkraczone i przywiązane do dolnej partii mebla. Nie mogłam się ruszyć, ale przynajmniej nie miałam w ustach knebla.

Will nie pozostawił mi ubrać. Rozebrał mnie, gdy byłam nieprzytomna, przez co leżałam zupełnie naga. Było mi wstyd. Will już wcześniej widział mnie nagą, ale nigdy nie dotykał mnie w seksualny sposób. Jego główną uległą była Beatrice, a ja tkwiłam ich w związku na doczepkę.

Rozejrzałam się po wnętrzu sypialni. Jak mogłam spodziewać się tego po Willu, nie było tutaj kolorowo ani romantycznie. Pomieszczenie to wyglądało jak żywcem wyjęte z klubu mrocznych rozkoszy, w którym żyliśmy od kilku lat.

Wszystkie ściany były w odcieniu krwistej czerwieni. Z haczyków przymocowanych do ściany zwisały pejcze, szpicruty, packi i baty. Dalej, na półeczce, widziałam kajdany na ręce i nogi, kneble, wibratory, zatyczki analne i zaciski na sutki. Nie zabrakło także obroży i smyczy. Na kolejnej półeczce dostrzegłam także wiele kompletów koronkowej bielizny we wszystkich kolorach tęczy.

Nie wierzyłam w to, co się działo. Will, mój zaufany przyjaciel, uprowadził mnie i chciał zrobić ze mnie swoją seksualną niewolnicę.

Musiałam stąd uciec i wrócić do Romeo. Jeszcze nie wiedziałam, jak tego dokonam, ale musiało mi się udać.

Nagle drzwi sypialni się otworzyły. Zobaczyłam złociste włosy i aureolę nad głową. Spojrzałam w przepełnione satysfakcją oczy Willa i zapłakałam.

- Moja malutka Lysso. Nie rozpaczaj, kochanie. Twój pan z tobą jest.

Will wyjął coś zza swoich pleców. Gdy zobaczyłam, co to było, zamarłam.

- To obroża, którą podarował ci ten twój obrzydliwy Romeo, mam rację?

- Zostaw to, proszę. To bardzo ważny prezent. Nie niszcz go.

Will podsunął sobie teatralnie pod oczy różową obrożę, którą własnoręcznie wykonał Romeo. Naprawdę była dla mnie ważna i nie mogłam dopuścić do tego, aby została zniszczona.

- Jeśli nie chcesz, abym ją zniszczył, posłusznie nastawisz dla mnie tyłeczek i bez słowa sprzeciwu pozwolisz, abym cię w niego zerżnął.

Nie mogłam w to uwierzyć. To nie był mój Will. Ktoś musiał go podmienić. Przecież żadna istota nie mogła tak dobrze się maskować, prawda? Coś było nie w porządku. Może to było tylko myślenie życzeniowe z mojej strony, ale coś naprawdę było nie tak.

- Will...

- Nie, kochanie. Od dzisiaj nazywasz mnie panem.

Pokręciłam przecząco głową. Zaczęłam szarpać się z kajdanami, gdy Will zaczął się do mnie zbliżać. W końcu stanął przy łóżku i przechylił lekko głowę na bok, uśmiechając się szyderczo.

- Lysso, chyba nie chcesz, abym zrobił krzywdę Romeo i jego przyjaciołom, prawda? Uwierz mi, że nie zawaham się ich zranić, jeśli będziesz nieposłuszna. Rozumiem, że na początku możesz mi się opierać, ale jestem pewien, że szybko się dogadamy. Podobasz mi się od dawna i wiem, że ty też przez jakiś czas na mnie leciałaś.

- Will, błagam cię...

- Nazywaj mnie panem!

Will krzyknął. Z jego ciała uniosły się płomienie. Był wściekły. Nigdy wcześniej go takim nie widziałam.

Nie chciałam nazywać go panem, ale wiedziałam, że taka opcja będzie najsensowniejsza. Byłam zdana na jego łaskę. Musiałam być grzeczna, aby przeżyć. Poza tym, najważniejsi byli moi przyjaciele. Wszyscy ci, których kochałam.

- Panie, proszę.

- Widzisz, jaka potrafisz być urocza? Już dobrze, kochanie. Odłożę obrożę, ale zaraz się tobą zajmę.

Will na szczęście ochłonął. Płomienie wsiąkły w jego ciało. Mężczyzna odłożył obrożę do szuflady i zamknął ją na kluczyk. Po tym usiadł na brzegu łóżka i położył dłoń na moim brzuchu. Nie wiedziałam, skąd miał pojęcie o tym, że byłam w ciąży, ale ta informacja nie zwiastowała niczego dobrego.

Płakałam, patrząc w jego złociste oczy. Will uśmiechał się tak, jakby był dawnym sobą, ale nie mogłam ulec tej idei. To było kłamstwo. Dawnego Willa już nie było. Nie istniał.

- Co się z tobą stało, panie? Dlaczego tak się zmieniłeś?

Will pocałował mnie w brzuch. Przeniósł dłoń na moją pierś i zaczął ją ugniatać, co chwila bawiąc się sutkiem.

- Nie zmieniłem się, Lys. Od dawna taki byłem. Ukrywałem się jednak. Teraz nie wiem, dlaczego tak długo tkwiłem w kłamstwie. Mogłem na początku cię porwać i byłby spokój. Już dawno zakochałabyś się we mnie i mielibyśmy razem dziecko, a może nawet całą gromadkę. Przykro mi, że zapłodnił cię ktoś inny, ale nie zmienia to wiele. Moje uczucie do ciebie wciąż jest tak samo silne. Kocham cię i chcę stworzyć z tobą rodzinę.

- Gdzie jesteśmy? Co to za kraina?

Zaśmiał się, spoglądając za okno.

- Taka, w której nikt cię nie znajdzie.

- Panie...

- Nie błagaj, Lysso. To nie ma sensu.

- Zabrałeś mi wolność! Mam prawo cię błagać!

- Możesz błagać jedynie o mojego kutasa, słoneczko. O wolność nie ma sensu. Nie wypuszczę cię.

- Czego ode mnie chcesz? Co planujesz ze mną zrobić?

Nie byłam pewna, czy chciałam to wiedzieć, ale skoro już znalazłam się w tym piekle, chyba gorzej być nie mogło.

Will usiadł na mnie okrakiem. Był tylko w bokserkach, więc widziałam jego erekcję wypychającą materiał. Mężczyzna chwycił mnie za piersi i bawił się nimi przez dłuższą chwilę. Patrzył mi w oczy. Już się nie uśmiechał. Był diabelnie poważny. Brzuch bolał mnie z nerwów. W tej chwili najbardziej martwiłam się o swoje dziecko. Gdyby Will w jakikolwiek sposób je skrzywdził, zabiłabym go gołymi rękami, nie hamując się ani trochę.

- Zrobię z ciebie mojego zwierzaczka, Lysso. Uzależnię cię od siebie, a gdy nadejdzie odpowiedni moment, wezmę z tobą ślub i skasuję ci pamięć. Nie będziesz miała pojęcia, kim był Romeo. W twoich wspomnieniach będę tylko ja.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top