44

Romeo

Po śniadaniu, które przyniosłem mojej kobiecie do łóżka, zeszliśmy na dół. Dragonus czekał na nas na tarasie z Beatrice. Wyglądała lepiej niż wczoraj, jednak miała worki pod oczami. Najwyraźniej sen, do którego została zmuszona siłą, niewiele jej pomógł. 

Lyssa poszła do ogrodu razem z koleżankami z klubu. Chciałem bowiem pogadać z Beatrice i Dragonusem we trójkę. Wcześniej bowiem ustaliliśmy ze smoczym demonem, jaki będzie plan dotyczący tej dziewczyny. 

Beatrice siedziała na huśtawce. Na ramionach miała koc, który chronił ją przed chłodnym wietrzykiem. Obok dziewczyny siedział Dragonus. Lila była z Lyssą w ogrodzie, więc na szczęście była tutaj tylko nasza trójka. 

- Beatrice, mamy dla ciebie propozycję, skarbie - zaczął Dragonus, wykonując okrężne ruchy na plecach dziewczyny, aby ją pocieszyć. 

- Nie chcę żadnej propozycji. Zrozumiałam już, że Will do mnie nie wróci. Widzicie? Nawet zdjęłam od niego obrożę. 

Wiedziałem, jak wiele znaczyła obroża dla każdej uległej. Był to niemal tak ważny znak jak obrączka na palcu kobiety, która miała wyjść za mąż. Ta obroża była obietnicą pana dotyczącą tego, że będzie on dbał o swoją uległą i robił wszystko, aby była ona szczęśliwa. 

Spojrzałem na czystą, pustą szyję Beatrice. Wcześniej znajdowała się na niej ładna fioletowa obroża z inicjałami Willa. Teraz nie było jej na szyi jego byłej uległej. 

- Beatrice, znam cię od kilku lat - oznajmił spokojnie Dragonus, mówiąc do niej tak łagodnie, jak to możliwe. - Wiem, że bardzo potrzebujesz pana. Może uda ci się wrócić do Willa, gdy ten wyzdrowieje na umyśle. Nie możesz go przekreślać. 

- On mnie nie kocha. Woli Lyssę. 

Powiedziała to z bólem. Tak ogromnym smutkiem, że aż kroiło mi się serce.

- Lyssa nigdy nie będzie z Willem - odparłem spokojnie, choć na samą myśl o tym, że ten sukinsyn miałby jeszcze kiedykolwiek dotknąć mojej kobiety, czułem gorycz. 

- To prawda. Lyssa jest z Romeo. 

Beatrice pociągnęła nosem. Skinęła twierdząco głową. Była w szoku. Wciąż nie wierzyła w to, co się stało. 

- To nie znaczy, że chcę z nim jeszcze być - odpowiedziała, co mnie ogromnie zaskoczyło. 

- Dlaczego? Nie zależy ci na nim? 

- Nie o to chodzi. Oczywiście, że mi na nim zależy. Był moim panem od dawna i bezgranicznie mu ufałam. Skoro jednak chciał cię zabić, Romeo, nie mogę mu tego wybaczyć. Może kierowała nim frustracja, ale nic nie daje żadnej istocie powodu, aby targnąć się na czyjeś życie. Zrozumiałabym to, że Will chciałby zabić kogoś, kto mu zagrażał, ale ciebie? Za to, że zakochałeś się w Lyssie? To do mnie nie dociera. To chore. 

Chwyciła się za głowę, szlochając cicho, jakby bezsilnie. 

- Nie chcę z nim już być. Will się nie zmieni. Chcę czuć się przy nim bezpieczna, a teraz nie jest to możliwe.

Musiałem przyznać jej rację. 

- Mam jednak dla ciebie pewną propozycję, Beatrice. 

Dziewczyna spojrzała z nadzieją na smoczego demona. Może myślała, że Dragonus miał w sobie moc, aby cofnąć czas i wrócić do przeszłości. Może wtedy Beatrice zdołałaby powstrzymać Willa przed napadnięciem na mnie. To wydarzenie musiało się jednak zdarzyć. Dzięki temu wszyscy wiedzieliśmy, jak niebezpieczną istotą był Will. Mógł kryć się za maską spokojnego i opanowanego mężczyzny, ale skoro był gotów zabić demona, który zakochał się w kobiecie, która mu się podobała, stanowił zagrożenie dla całego społeczeństwa Cormac. 

- Lubisz Daemona, prawda? 

Oczy Beatrice błysnęły. Zobaczyłem, jak szybko uniosły się jej ramiona. 

- Tak. Bardzo go lubię. 

Sam nie znałem Daemona, ale z tego, co mówił Dragonus wynikało, że był profesjonalnym dominującym w klubie mrocznych rozkoszy. Może go już widziałem, ale nie potrafiłem powiązać imienia z postacią. Dlatego postanowiłem zaufać Dragonusowi, który jak nikt inny znał sytuację panującą w klubie. 

Z tego, co mówił Dragonus wynikało także, że Daemon miał kilka uległych. Mężczyzna ten nie ograniczył się do jednej kobiety. Miał bowiem dwie, a także jednego uległego chłopaka. Dzieciak podobno został wyrzucony z domu, gdy powiedział rodzicom, że wolał mężczyzn niż kobiety. Nie rozumiałem, dlaczego w wielu rodzinach żyjących w magicznych krainach wciąż istniało przekonanie, że homoseksualizm był klątwą rzuconą przez okropne wiedźmy. Sam nie miałbym nic przeciwko przespaniu się z facetem, choć wolałem tworzyć rodzinę z kobietą. Było mi jednak szkoda każdej istoty, która cierpiała z powodu tego, że kochała inaczej niż pozostali. 

- Poprosiłem w nocy Daemona o to, aby się tobą zaopiekował na czas pobytu Willa w pałacu królewskim - oznajmił Dragonus, bacznie przyglądając się reakcji Beatrice. - Odpowiedział, że chętnie przyjmie cię pod swoje skrzydła. Wiem, że dobrze się tobą zaopiekuje. Kochanie, oboje wiemy, że nie poradziłabyś sobie bez pana. Musisz mieć nad sobą kogoś, kto będzie się tobą zajmował. 

Beatrice wstała. Dragonus wstał zaraz za nią. 

Patrzyłem na to, jak dziewczyna się chwieje. Kręciło jej się w głowie, jednak Dragonus w porę ją złapał. 

Nagle wyczułem mroczną, ale sensualną aurę. Spojrzałem w stronę wejścia do klubu i wtedy zobaczyłem jego.

Nie musiałem pytać, jak ten demon miał na imię. Domyśliłem się, że to był właśnie Daemon. 

Był niezwykle seksownym mężczyzną. Roztaczał wokół siebie aurę tajemniczości i dominacji. Miał onyksowe oczy, czarne włosy spływające do pośladków i oczy obmalowane eyelinerem. Ubrany był w złotą szatę. Na nadgarstkach miał mnóstwo złotych bransolet. Za plecami powiewały jego czarne jak mrok nocy skrzydła. Demoniczny ogon machał na wszystkie strony. 

- Beatrice. Podejdź do mnie.

Jego głos przesycony był erotyzmem. Ten gość idealnie nadawał się na dominującego pana. Miał w sobie wszystkie cechy, o jakich każdy aspirujący dominujący mógłby pomarzyć. 

Beatrice usłyszała głos Daemona. Odwróciła się w jego stronę i podeszła do niego powoli. Nie urywała z nim kontaktu wzrokowego. Zachowywała się tak, jakby znalazła się pod wpływem uroku. 

Kiedy dziewczyna znalazła się przed demonem, ten pstryknął palcami. Beatrice uklękła i schowała ręce za plecami, jak na posłuszną uległą przystało. Patrzyła w oczy swojego potencjalnego pana i czekała na jego słowa. 

Daemon wsunął dwa palce zakończone ostrymi czarnymi szponami pod brodę Beatrice. Uniósł jej głowę wyżej. Miał surowy wyraz twarzy, ale sposób, w jaki jego palce dotykały dziewczyny, jasno mówił o tym, że traktował swoich uległych z szacunkiem i miłością. 

- Dragonus zaproponował mi, abym został twoim panem. 

Och, tak. On naprawdę miał magiczny głos. 

- To prawda, pa... Daemonie.

Nie umknęło mojej uwadze, w jaki sposób dziewczyna chciała nazwać tego pięknego mężczyznę.

- Musisz jednak zrozumieć, z czym wiąże się pozycja mojej uległej, Beatrice. Znam cię i nie ukrywam, że wielokrotnie przyglądałem się twojemu zachowaniu przy Willu. Wiem, na co się stać. Potrzebujesz silnego pana, który cię poprowadzi. Mogę to być ja, jednak musisz mi obiecać, że będziesz posłuszna i bezgranicznie będziesz mi ufać. 

- To oczywiste, panie.

Zasłoniła dłonią usta przyłapując się na tym, jak nazwała Daemona.

Mimo, że mężczyzna był zimny i surowy, na jego ustach pojawił się niewielki uśmieszek. 

- Dziś założę ci na szyję obrożę - kontynuował, głaszcząc dziewczynę po włosach. - To będzie symbol, który pokaże wszystkim, czyja jesteś.

- Tak, panie. Rozumiem to. 

- W takim razie witam cię, moja nowa niewolnico. Obiecuję, że się tobą dobrze zaopiekuję i poprowadzę cię przez piękny świat mrocznych przyjemności. 

Daemon pomógł Beatrice wstać. Uściskał ją, czego kompletnie się po nim nie spodziewałem. Miał w sobie mrok, ale potrafił zachowywać się jak czuły pan. 

Cieszyłem się, że Dragonus wymyślił taki plan. Wcześniej nie znałem Daemona i obawiałem się tego, że Beatrice nie poradzi sobie z tak nagłą zmianą pana. Gdy jednak zobaczyłem, jak chętnie wtula się w ramiona swojego nowego właściciela, poczułem ciepło otaczające moje serce. 

Wszystko dobrze się skończyło. Po tym, jak Daemon objął władczo Beatrice i wprowadził ją do klubu, poczułem się tak, jakby kolejna misja w moim życiu zakończyła się sukcesem. 

Pozwoliłem Dragonusowi się uściskać. Smoczy demon cieszył się tak samo jak ja, a może nawet bardziej. Zapewne wciąż czuł ból po zdradzie Willa i nagłej zmianie jego zachowania, ale wszystko dało się przepracować. Poza tym wierzyłem, że Fiodor udzieli Willowi potrzebnej mu pomocy i niebawem wszystko będzie dobrze. Może przesadzałem z tym optymizmem, ale w ostatnim czasie w moim życiu za dużo było czarnych barw. Miałem już tego dość. Zasługiwałem na kolorowe i spokojne życie z moją małą rodzinką.

- Dziękuję ci, Romeo. Za wszystko.

Wcale nie zasługiwałem na podziękowania, ale nie chciałem psuć Dragonusowi humoru, który był szampański. 

Wczesnym południem opuściliśmy klub. Lyssa żegnała się wylewnie ze swoimi koleżankami i kolegami. Najmocniej uściskała Beatrice, która już miała na szyi nową obrożę. Była złota i świeciła się niczym piękna ozdoba. Beatrice nosiła ją z dumą. 

Kiedy wracaliśmy z Lyssą do pałacu Fiodora, aby odebrać stamtąd moje dziecko oraz Astora i Kyle'a, śmiałem się jak głupek. Nie potrafiłem się uśmiechać przez to, że miałem czaszkę zamiast normalnej twarzy, ale Lyssa czuła moją radość. Śmiała się razem ze mną i trzymała mnie dumnie za rękę. 

Już niebawem miałem przemienić się w dawnego siebie. Nigdy nie czułem się lepiej. Wszystko powoli się układało. Najważniejsze było to, że Drastan był już ze mną. 

Skoro mowa o moim synku, gdy tylko wkroczyliśmy do królewskiego pałacu, w moich ramionach znalazł się on. Mój Drastan. 

- Mamusia! Tatuś!

Drastan ściskał nas tak mocno, jakby nie widział nas przez wieki. Noc spędzona z dala od niego była trudna, ale pozytywem było to, że cieszyłem się jak dziecko, mogąc za nim zatęsknić i tak szybko go zobaczyć. 

W holu powitali nas także Neptune i Fiodor. Królewska para przywitała nas uściskami i dopytała, co stało się z Beatrice. Wziąłem chłopaków na bok i wyjaśniłem im prawdę. Powiedziałem im, że Beatrice znalazła nowego pana. Wciąż nie było wiadomo, czy wróci do Willa, ale czułem, że to było raczej niemożliwe. 

Patrzyłem ukradkiem na Lyssę, która wzięła na ręce Drastana i podrzucała go lekko w powietrze. Mój słodki chłopiec śmiał się i bawił włosami swojej nowej mamusi. 

O dziwo, nie czułem się źle z tym, że zabiłem jego biologiczną matkę. Zabijając Yumi stałem się mordercą, ale tak było trzeba. Saturn również mnie usprawiedliwiał. Powiedział, że jeśli będę musiał zabić, nie powinienem się wahać. 

Nie chciałem, aby przykleiła się do mnie łatka mordercy. To było dla mnie trudne do przełknięcia, ale musiało się tak stać. Yumi powinna umrzeć już dawno temu. Może gdyby wcześniej odeszła z tego świata, facet, z którym była, nie umarłby z jej ręki. Ponadto, Drastan nie musiałby tak bardzo cierpieć. 

Świat nie był sprawiedliwy, ale na szczęście mój syn był z nami i wszystko dobrze się skończyło. Byłem tylko ciekaw, czy gdy przemienię się w swoją pierwotną postać, to samo stanie się z Drastanem. Podobał mi się, gdy wyglądał jak mała wersja futrzanego mnie, ale byłem pewien, że gdyby przemienił się w normalnego demona, byłby przystojnym chłopcem. 

- Co z Willem? Byliście dzisiaj u niego? 

Neptune potarł nerwowo skronie, a Fiodor odchrząknął. 

- Tak, byliśmy u niego. Wciąż jest wściekły i życzy nam śmierci. 

Było z nim trudniej niż myślałem. Sądziłem, że po nocy mężczyzna trochę się uspokoi, ale niestety nic na to nie wskazywało. 

- Poradzimy sobie z nim - pocieszył mnie Fiodor, klepiąc mnie po ramieniu. - Nie chcemy zatrzymywać was w Cormac. Idźcie do Quandrum. Tam będziecie szczęśliwi.

- Co z Astorem i Kyle'm? Widzieliście ich? 

Neptune parsknął śmiechem. Spojrzał mi przepraszająco w oczy. 

- Jeśli chodzi o Astora, poszedł wyrywać panienki. 

- Słucham? 

- Mówię prawdę! Tak mi powiedział! - odparł Neptune, unosząc w górę ręce w geście poddaństwa. 

- Nie dziwi mnie to. Dobrze, poczekamy na niego. Co z Kyle'm? 

- Bawi się z Vivian i Claudiusem - odparł Fiodor, uśmiechając się z czułością. - To dobry chłopak, Romeo. Wydaje się być mocno skrzywdzony, ale ma cudowne serce. 

- To prawda - przyznałem, śmiejąc się do Lyssy i Drastana, którzy podeszli do mnie i mocno mnie przytulili. - Kyle to dobry chłopak. Mam nadzieję, że będzie szczęśliwy w Quandrum. Poproszę Saturna, aby znalazł mu dobry dom w centrum miasta. Nie mogę się doczekać, aż rozpoczniemy nowy etap w naszym życiu. 

Polizałem Lys po policzku. Uśmiechnęła się, a Drastan wszedł mi na głowę i wygodnie się na niej usadowił.

Naprawdę nie potrzebowałem niczego więcej do szczęścia. Wystarczyłoby mi jednak coś jeszcze do pełni radości. Nie chciałem mówić tego znowu na głos wiedząc, jak bardzo zrani to Lyssę, ale modliłem się do bogów o to, aby nie była w ciąży z królem piratów. Gdyby się okazało, że przez resztę dni swojego życia miałbym patrzeć na dziecko, które w niczym nie przypominałoby mnie, czułbym się cholernie smutno. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top