4

Romeo

Zarzuciłem na plecy worek, w którym miałem najpotrzebniejsze rzeczy. Znajdowała się tam broń, magiczne księgi, a także woda i jedzenie. Astor miał przy sobie podobny worek. Mój przyjaciel był o wiele bardziej dostojny ode mnie i zachowywał się tak nawet tutaj.

- Miło było was poznać, Saturnie i Mercury. Cieszę się, że Romeo ma tak wyjątkowych przyjaciół. Może nie do mnie należy ta fucha, ale dziękuję wam za to, że się nim zaopiekowaliście, gdy tak potrzebował pomocy.

Mercury machnął ręką. Uśmiechnął się, a ja wiedziałem, że będę bardzo tęsknił za tym uśmiechem.

- Każdy zakochałby się w Romeo od pierwszego wejrzenia. Nawet ja, który jest zadeklarowanym wielbicielem kobiet.

Dałem Mercury'emu kuksańca w ramię. Książę przytulił mnie, całując mnie w pysk.

- Powodzenia, przyjacielu. Wracaj cało i zdrowo. Spakowałem ci moje najsilniejsze magiczne księgi z zaklęciami. Gdyby zaszła taka potrzeba, nie wahaj się ich użyć. Niektóre są bardzo silne, ale sobie z nimi poradzisz. Nieraz widziałeś nasze magiczne ćwiczenia.

- Jasne, Mercury. Dzięki, że we mnie wierzysz.

Kiedy Mercury się ode mnie oddalił, spojrzałem na Saturna. To z nim najtrudniej było mi się pożegnać.

- Jeszcze raz życzę ci powodzenia, Romeo - rzekł, poklepując mnie mocno po plecach. Kiedy mnie przytulał, czułem na futrze jego łzy. - Wracaj cały i zdrowy. Sprowadź bezpiecznie Drastana do domu. Jego wujek na niego czeka.

- Romeo!

Kiedy usłyszeliśmy kobiecy krzyk, odwróciliśmy głowy w stronę pałacu. Wcześniej prosiłem Saturna i Mercury'ego, aby powstrzymali się od mówienia o mojej podróży Effie i Bree. Nie chciałem stresować dziewczyn. Czułem się jak okrutnik z tym, że nie miałem zamiaru o niczym im powiedzieć, ale nie chciałem żegnać się z nimi z konkretnego powodu. Nie miałem pojęcia, czy miałem wrócić z tej podróży żywy. Wolałem, aby Effie i Bree zapamiętały mnie takiego, jakim byłem za życia. Nie chciałem widzieć ich łez przez wyruszeniem na misję.

Mercury musiał mnie posłuchać, gdyż Bree nie pojawiła się na moim pożegnaniu. Za to Effie, piękna i zjawiskowa królowa Quandrum, a także moja najlepsza przyjaciółka, biegła w moją stronę w swojej złocistej sukni. Włosy miała rozwiane, a makijaż, który musiała sobie rano zrobić, spływał jej po policzkach.

Gdy moja kochana dziewczynka się przy mnie znalazła, rzuciła się w moje ramiona. Zarzuciła mi ręce na szyję i płakała okropnie. Objąłem ją mocno i uniosłem z ziemi tak, że Effie objęła mnie nogami na wysokości bioder. Trzymała się mnie kurczowo tak, jakby nie chciała mnie puścić.

Z Effie łączyła mnie wyjątkowa więź. Kochałem ją, a ona kochała mnie. Nie byliśmy w sobie jednak zakochani w sposób romantyczny. To ja byłem pierwszą istotą, którą Effie spotkała w tym magicznym świecie. To ja ją uprowadziłem i przyniosłem Saturnowi. To ze mną rozmawiała, gdy nie wiedziała, co począć.

- Nie wierzę, że nie chciałeś się ze mną pożegnać. Jestem na ciebie wściekła.

Uderzyła mnie w ramię, ale przyjąłem to z godnością. Rozumiałem jej złość. Miała do niej pełne prawo.

- Przepraszam, skarbie. Nie chciałem, abyś płakała. Wiedziałem, że twoje łzy złamią mi serce.

Królowa odsunęła się ode mnie nieznacznie. Wciąż trzymałem ją na rękach, a ona głaskała mnie po czaszce.

- Rozumiem, że wyruszasz na misję. Cieszę się z tego, Romeo. Chciałabym ci towarzyszyć, ale Saturn prędzej założyłby mi na szyję obrożę i przykuł do łóżka niż pozwolił z tobą iść.

- Dzięki za podsunięcie pomysłu na dzisiejszy wieczór, kochana żono! Za chwilę przygotuję dla ciebie obrożę!

Effie zaśmiała się. Ja również parsknąłem śmiechem. Doceniałem to, że Saturn starał się rozładować napięcie, choć wiedziałem, że nie kłamał. Zapewne naprawdę chciał dzisiaj przykuć Effie do łóżka, ale nie było to nic nowego. To, co ta dwójka wyprawiała w sypialni, a często także poza nią, przechodziło demoniczne pojęcie.

- Będę cierpliwie czekać na ciebie i Drastana - oznajmiła, całując mnie w nos czaszki. - Nie spiesz się, ale mam nadzieję, że jednak pojawicie się tutaj szybko. Bardzo cię kocham, Romeo.

- Ja ciebie też kocham, Effie. Trzymaj się, skarbie.

Poczochrałem dziewczynie włosy. Zaśmiała się, gdy postawiłem ją na ziemię. Podeszła do Saturna, do którego mocno się przytuliła. Wtuliła twarz w jego ramię, nie chcąc patrzeć na moje odejście.

Nie wiedziałem dlaczego czułem się tak, jakbym umierał. Wszystko było przecież w porządku. Wszyscy żyli i nie musiałem płakać, ale miałem jakieś niepokojące wrażenie, że to był koniec.

Ukłoniłem się Saturnowi i Mercury'emu, po czym odwróciłem się i odszedłem.

Towarzyszył mi Astor. Mój dobry przyjaciel z dzieciństwa. Był niezwykle seksownym demonem, co mogłem zauważyć nawet ja mimo, że gustowałem w kobietach. Ze swoją fioletową skórą, długimi czarnymi włosami i hipnotyzującymi oczami w kolorze fuksji mógł mieć każdą kobietę, a także każdego mężczyznę. Jakby jego wygląd był niewystarczający, Astor miał do zaoferowania wspaniały charakter. Mężczyzna był zabawny, czarujący, romantyczny, kochający i przyjacielski. Był pieprzonym ideałem.

Astor nie pamiętał mnie, gdy byłem w innej postaci. Nie wiedział, że kiedyś byłem prawie tak przystojny jak on. Byłem wtedy tylko dzieckiem, ale przez to, że rodzice pokazali mi projekcję dotyczącą tego jak będę wyglądać w przyszłości, mogłem fantazjować o tym mężczyźnie, którym nie mogłem się stać przez przeklęty czar.

Astor miał na plecach majestatyczne skrzydła, a ja w tej formie ich nie posiadałem. Gdybym mógł rozwinąć skrzydła, nasza podróż byłaby o wiele szybsza i przyjemniejsza. Musieliśmy jednak wędrować przed siebie na nogach, co mogło być dla mojego przyjaciela męczące. Nie chciałem, aby był na mnie przez to zły. Astor i tak wiele dla mnie robił. Wcale nie musiał wyruszać ze mną w tę podróż. Nie musiał mówić mi o tym, co działo się z Drastanem. Był jednak zbyt dobry, aby mi nie pomóc. Cholernie mocno go kochałem, choć przecież ostatnio widziałem go kilka lat temu.

- Jak daleko znajduje się kraina, do której podążamy?

Przyjaciel uśmiechnął się, ciesząc się promieniami słońca.

- Stosunkowo daleko, ale dobrniemy tam w przeciągu kilku dni.

- Myślisz, że dam radę wejść do tej krainy? Mam blokadę na przechodzenie między królestwami.

- Tego nie wiem, Romeo. Wiem za to, że książę Mercury podarował ci swoje magiczne księgi, w których z pewnością znajdziemy potrzebne nam zaklęcia. Musisz myśleć pozytywnie, wiesz?

Pokręciłem przecząco głową. Właśnie zbliżaliśmy się do wulkanu. Za nim rozpościerała się kraina Cormac. To tutaj mieszkali Neptune i Fiodor wraz z piątką swoich dzieci. Bardzo chciałem się z nimi zobaczyć. Miałem nadzieję, że Astor nie będzie miał mi za złe tego, że na chwilę zejdziemy ze szlaku.

- Czy możemy wstąpić do króla Cormac? Mieszka tam najmłodszy brat Saturna i...

- Dobrze się składa! - klasnął w dłonie brunet, a jego demoniczny ogon zamachał energicznie za jego plecami. - Właśnie mieliśmy przechodzić przez Cormac. Tak się składa, że znam króla Fiodora. Kiedyś przelatywałem nad Cormac i wtedy uderzył we mnie piorun. Spadając na ziemię złamałem skrzydło, ale Fiodor mi pomógł. Uwielbiam tego gościa. To on jest mężem najmłodszego z braci?

Zachciało mi się śmiać na myśl o tym, jaki ten świat był mały. Nigdy bym nie przypuszczał, że Astor znał Fiodora.

- Tak. Są szczęśliwym małżeństwem. Bardzo się kochają.

- A ty, Romeo?

- Co ja?

- Nie chciałeś nigdy poznać jakiejś kobiety? Po Yumi?

Zauważyłem, że za wulkanem skręciliśmy w lewo, co oznaczało, że byliśmy już blisko Cormac. Szedłem na ślepo za Astorem. Jedną sprawą było to, że mu ufałem, a drugą, że zatraciłem się w swoich myślach. Nie lubiłem tracić nad sobą kontroli, ale Astorowi ufałem i wiedziałem, że nigdy nie wykorzystałby żadnej z moich słabości przeciwko mnie.

- Oczywiście, że chciałbym się zakochać. Bądźmy szczerzy. Jaka kobieta by mnie zechciała?

- Effie na pewno.

Zaśmiałem się, jednak był to raczej śmiech z rodzaju tych przepełnionych smutkiem.

- Effie kocha mnie jak przyjaciela. Nigdy nie spojrzałaby na mnie w sposób romantyczny. Jestem potworem. Wyglądam jak szkarada. Przerażam wszystkich, którzy mnie nie znają. Nie musisz mydlić mi oczu i mówić, że najważniejszy jest charakter. Jestem już dorosły i nie wierzę w takie bajeczki. Mercury kiedyś opowiadał mi historię nazywająca się "Piękna i Bestia". Mercury jest bardzo zafascynowany Ziemią i jej historią oraz ludźmi. Ta bajeczka była urzekająca, ale nie wierzę w to, że jakaś olśniewająca kobieta zakochałaby się w kimś takim jak ja. Nie mam skóry, a futro i nie mam głowy tylko pieprzoną czaszkę!

- Za to twój fiut jest tak duży, że uwierz mi, iż żadnej kobiecie nie przeszkadzałoby twoje futro czy czaszka.

Astor taki był. Uwielbiał rozbawiać wszystkich dookoła. W pewnym sensie przypominał mi Neptune'a. Och, jakże ja się za nim stęskniłem. Nie mogłem się doczekać, aby go zobaczyć.

- Tak na poważnie, wcale nie uważam, że twój wygląd miałby stać na przeszkodzie, aby jakaś niewiasta się w tobie zakochała.

- Astorze...

- Mówię prawdę! - oburzył się, tupiąc nogą jak mała dziewczynka. - Może nie jesteś taki jak demony czy syrenowie, ale wygląd to nie wszystko. Ja na szczęście mam ten dar, że jestem zarówno przystojny jak i zabawny, ale...

- Nie pomagasz, stary. Chyba niepotrzebnie z tobą poszedłem.

Droczyliśmy się jak za dawnych lat. Cieszyło mnie to. Brakowało mi tej wesołej, nierobiącej nikomu krzywdy radości.

- Dobrze, przepraszam, Romeo - warknął Astor, doganiając mnie, gdy postanowiłem go wyprzedzić. - Proszę, bądź otwarty na miłość. Nie zamykaj się na coś, na co zasługujesz. Kto wie? Może podczas tej podróży poznasz kogoś, z kim warto będzie się związać?

- Wolałbym związać ciebie.

- Na bogów, no nie! Jesteś seksowny i w ogóle, ale raczej nie chciałbym, abyś zerżnął mnie w tyłek!

Brakowało mi go.

Zdecydowanie mi go brakowało.

- Żarty na bok - westchnąłem ciężko, wykręcając nerwowo palce dłoni, a raczej łap. - Nawet gdybym poznał wyjątkową kobietę, która jakimś cudem zakochałaby się we mnie, raczej nie zaakceptowałaby ona Drastana. Jestem samotnym ojcem. Cholera, nie widziałem syna od trzech lat. Jeżeli jednak udałoby mi się go uratować, nie mógłbym przedstawić go nowej mamusi. Yumi go skrzywdziła. Tak się przynajmniej domyślam po tym, co mi powiedziałeś.

Astor skinął smutno głową.

- Najważniejszy jest dla mnie synek - wyznałem, widząc w oddali pałac Fiodora. - Jeśli uda mi się uwolnić Drastana, to on będzie dla mnie priorytetem. On będzie dla mnie najważniejszą istotą. Chcę go kochać i chronić. Muszę doprowadzić do tego, aby mi zaufał. Dlatego nie mogę teraz myśleć o miłości. Może kiedyś, ale nie teraz.

Najwyraźniej Astor się ze mną nie zgadzał, ale nie powiedział nic więcej. Wiedział, jak bardzo cierpiałem, jednak nie był w stanie mi pomóc. Nie mógł rzucić czaru na żadną kobietę, aby ta się we mnie zakochała. To byłoby żałosne i po prostu nie w porządku.

Kiedy przed wieloma miesiącami porwałem Effie, aby została żoną Saturna, miałem mętlik w głowie. Przez pewien czas podobało mi się to, że tamtego dnia biegłem za nią po lesie na Ziemi, po czym skułem ją jak niewolnicę i przeniosłem do magicznego świata. Robiłem się twardy na wspomnienie o tym, jak uległa i urocza była związana i bezbronna Effie.

Nigdy jednak się nie masturbowałem z myślą o niej. Na bogów, nie robiłem sobie dobrze od dnia, w którym Yumi zabrała mi Drastana i uciekła. Co jakiś czas wracałem jednak myślami do tych brudnych scenek, czując podniecenie.

Czy pragnąłem kobiety?

Oczywiście, że, kurwa, tak. Chciałem się zakochać, jednak miałem syna, o którego musiałem zawalczyć. To dla Drastana starałem się być silny. To jemu chciałem pomóc. Ja nie byłem w tej chwili najważniejszy.

Próbowałem odpowiedzieć sobie na kolejne dręczące mnie pytanie.

Czy gdybym poznał wspaniałą kobietę, która zakochałaby się we mnie mimo mojego przerażającego wyglądu, zawalczyłbym o nią? Czy wciąż trzymałbym na pierwszym miejscu mojego syneczka? Co byłoby jednak wtedy, gdyby ona i Drastan się ze sobą dogadali?

Potrząsnąłem głową, wyrzucając z niej te bezsensowne myśli. Nie wierzyłem w bajki, więc wiedziałem, że żadna logicznie myśląca niewiasta nie obdarzy mnie uczuciem. Byłem straszny i wielki. Mój monstrualny kutas rozerwałby moją wymarzoną dziewczynę na pół. Wiedźma, która w dawnych latach rzuciła na mnie czar doskonale wiedziała, co robiła. Istniał bowiem tylko jeden sposób na to, abym przemienił się w demona, którym byłem kiedyś.

Musiałem odbyć stosunek z kobietą, która byłaby pewna swoich romantycznych uczuć do mnie.

To nie było osiągalne, dlatego od lat chodziłem po tym świecie jako stwór z futrem pokrywającym ciało i czaszką zamiast głowy.

- Wygląda na to, że jesteśmy na miejscu! Czas złożyć wizytę Fiodorowi i Neptune'owi!

Astor miał w sobie dużo optymizmu i energii. Zazdrościłem mu tego. Chciałem być taki jak on, ale niestety byłem tym, kim byłem.

Potworem, który gdyby nie jego syn, już dawno odebrałby sobie życie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top