37

Romeo

Krążyłem przed salą jadalną w pałacu Fiodora. Nie potrafiłem wejść do środka, choć Lyssa już tam była. Znajdowała się w środku z Neptune'm i dzieciakami. Śmiali się i dobrze bawili, ale ja nie byłem w stanie tam pójść. Musiałem tutaj na kogoś zaczekać. 

- Jak dobrze, że cię widzę, królu. 

Odwróciłem się do Fiodora. Król Cormac ubrany był w czarną szatę. Był królem mroku i dobrze dbał o ten tytuł. Fiodor był piękny na swój sposób. Miał coraz dłuższe czarne włosy poprzetykane zielonymi pasemkami, a jego oczy były neonowo zielone. Miał kilka kolczyków w ciele, a ostatnimi czasy zaczął nosić łańcuszek jako opaskę na głowie. Ten łańcuszek miał kilka odgałęzień, które spływały na twarz młodego króla i tworzyły swoistą ozdobę. 

- Coś się stało, Romeo? Poza tym dobrze wiesz, że nie musisz zwracać się do mnie jak do króla. 

- Wiem. Dziękuję, że jesteś dla nas tak miły i pozwoliłeś nam się tutaj na trochę zatrzymać. 

Fiodor przewrócił oczami. Chwycił mnie za przedramię i spojrzał mi w oczy.

- Romeo, znowu zwracasz się do mnie jak do władcy. Jestem twoim przyjacielem, zapomniałeś? 

Wziąłem głęboki oddech. Fiodor miał rację. Był mężem Neptune'a od jakiegoś czasu, a znałem go o wiele dłużej. Co najmniej od kilku lat. Wcześniej stosunki Quandrum z Cormac nie były spokojne, gdyż rodzice Saturna, Mercury'ego, Neptune'a, a także rodzice Fiodora ze sobą wojowali. Po ich śmierci jednak, dzieci poprzednich władców doszły do porozumienia. Cóż, to chyba za mało powiedziane. Obecnie Fiodor i Neptune kochali się tak bardzo, że świata poza sobą nie widzieli. 

Fiodor wyszedł ze mną na najbliższy taras. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Z tego miejsca roztaczała się przepiękna panorama na Cormac. 

- Chodzi o Lyssę, Romeo? 

Wzruszyłem ramionami. 

- Po części tak, po części nie. 

- Tajemnicza odpowiedź. 

Fiodor się zaśmiał, a ja także parsknąłem śmiechem. Chyba niepotrzebnie się stresowałem. 

- Dzisiaj ukarzesz Willa - oznajmiłem, na co Fiodor skinął głową. - Wiem, że ten chłopak zasługuje na karę, ale...

- Chyba nie chcesz, żebym go oszczędził. 

- Nie, królu. To znaczy Fiodorze. Nie śmiałbym tego zrobić. Jesteś władcą tego królestwa i ty znasz jego prawo oraz będziesz je stosownie egzekwować. Ja jestem tylko twoim przyjacielem. Po prostu nie jestem pewien, jaką karę chciałbyś mu dać i trochę się denerwuję.

Sam nie wiedziałem, dlaczego tak się zachowywałem. Przecież powinno zależeć mi na tym, żeby Will otrzymał surową karę za to, że o mało mnie nie zabił. Być może znowu odezwało się we mnie dobre serce, którego czasami nie znosiłem. Powinienem pozwolić Fiodorowi działać na własną rękę, ale...

Właśnie. Było pewne "ale". 

- Will to przyjaciel Lyssy - kontynuowałem. - Zna go od lat. Rozumiem, że Will był wściekły. Lyssie przydarzyła się okropna rzecz w czasie naszej podróży i...

Momentalnie zasłoniłem sobie otwór gębowy łapą. Zdałem sobie sprawę, że powiedziałem zbyt wiele. 

Spojrzałem panicznie w zielone oczy Fiodora. Król wstrzymał oddech. Pokręcił przecząco głową, jakby domyślał się, co się stało.

- Romeo...

- Przepraszam. Wymsknęło mi się. Fiodorze, ja wcale nie...

Nagle Fiodor zrobił coś, czego bym się po nim nie spodziewał. 

Młody mężczyzna mnie przytulił. Objął mnie mocno i ściskał długo. Staliśmy na tarasie i owiewał nas delikatny wietrzyk. Fiodor głaskał mnie po plecach, wplatając palce w moje futerko. Nie wiedziałem, czy próbował pocieszyć mnie czy siebie.

- Wiem, co czujesz, Romeo - zaczął, a ja przełknąłem ślinę, walcząc z napływającymi do oczu łzami. - Mój Neptune także został zgwałcony. Może nie powinienem porównywać gwałtu mężczyzny na mężczyźnie z gwałtem mężczyzny na kobiecie, ale Lyssa na pewno ma trudniej. Neptune w końcu nie mógł zajść w ciążę po gwałcie z byłym władcą Desmondii, a właściwie Eriallie. Król Weston Desmond postanowił zrobić sobie z Neptune'a seksualną zabawkę. Mój mąż oddał swoją wolność za to, żebym mógł odejść z niewoli. Nigdy mu tego nie wybaczyłem. Jestem na siebie wściekły, ale czas leczy rany. Może to pusty frazes, jednak coś w sobie ma. 

- Fiodorze, pamiętam o tym. Tak mi przykro. Znam Neptune'a od lat i domyślam się, jaki musiał czuć ból.

- To prawda. Znasz go od dawna, Romeo. Widziałeś mojego męża w jego bolesnych chwilach. Znasz go jak nikt inny. Lyssa sobie poradzi. Musisz w nią uwierzyć. Wiem, że w powietrzu wisi kwestia ewentualnej ciąży, ale dacie sobie radę. Jesteście kochającą się parą. Wasza miłość wam pomoże.

- Fiodorze, nie wiem, co mam powiedzieć. 

Król nieznacznie się ode mnie odsunął. Uśmiechnął się do mnie i spojrzał z dumą na swoje królestwo. Cormac błyszczało w świetle zachodzącego słońca. W każdej krainie, nawet tak pięknej jak ta, zdarzały się chwile zwątpienia. W końcu życie nie składało się tylko z momentów chwały. 

- Nie musisz nic mówić, przyjacielu. Miłość jest najważniejsza. Jeśli będziecie się kochać, przebrniecie przez wszystko. Jeśli natomiast chodzi o Willa, upewnię się, że będziesz obecny przy wymierzaniu mu kary. Nastąpi to zaraz po kolacji. Mam pewien pomysł co do wyroku, jaki mogę na niego wydać. Nie jestem sadystą i zależy mi na dobru mieszkańców mojego królestwa. Nie skrzywdzę Willa, ale upewnię się, że zrozumiał, iż postąpił niewłaściwie. 

Fiodor poklepał mnie po ramieniu, po czym zniknął w pałacu. Dwóch strażników, Aqua i Vulcan, otworzyło przed nim wrota prowadzące do sali jadalnianej. Z tego, co wiedziałem, ta dwójka zakochanych w sobie strażników została zwolniona ze służby już dawno temu, jednak wciąż dzielnie służyli królowi. 

Zacisnąłem palce obu łap na barierce. Zamknąłem oczy i zastanowiłem się nad tym, jak teraz miało wyglądać nasze życie. 

Kłótnia z Willem była niepotrzebna. Zestresowała nie tylko mnie, ale przede wszystkim Lyssę. 

Wziąłem głęboki wdech. Moje ramiona zadrżały, ale musiałem wziąć się w garść. Nie chciałem stękać nad sobą jak żałosny facet. Miałem swoją dumę. Miałem po co żyć. Miałem dla kogo istnieć. 

Nagle usłyszałem za sobą ciche, delikatne kroki. Odwróciłem się tylko po to, aby zobaczyć ją. Moją żółtowłosą Lyssę, która miała na sobie długą do ziemi suknię w kolorze swoich oczu i włosów. Lyssa wyglądała jak bogini. Miałem ochotę paść przed nią na kolana i oddać jej cześć niczym najwierniejszy niewolnik. Nie miałbym nic przeciwko spędzeniu reszty życia na smyczy u jej stóp. Była zjawiskowa, kochająca i piękna. Nie rozumiałem, jaka taka cudowna kobieta mogła zakochać się w takim demonie jak ja, ale może w zwyczajnym życiu także zdarzały się bajkowe momenty. 

Lyssa podeszła do mnie i stanęła obok. Zwróciła się bokiem do mnie. Położyła dłoń na mojej piersi i uśmiechnęła się słodko. 

Nie rozumiałem, jakim sposobem do czasu mojego pojawienia się w Cormac z Astorem Lyssa nikogo nie miała. Owszem, jej tymczasowym panem był Will, ale nie znalazła żadnego faceta, który mógłby stać się jej mężczyzną i prawdziwym panem. 

Może los wiedział, że pewnego dnia się ze sobą spotkamy i stworzymy coś pięknego. Może miało nam się udać. Bogowie, którzy obserwowali nas z góry, nie mogli jednak dać nam takiej swobody, jakiej pragnęliśmy. Na pewno to oni zsyłali na nas nieszczęścia. To oni stawiali na naszej drodze przeszkody po to, aby sprawdzić, czy uda nam się je przeskoczyć i zawalczyć o ten związek. 

W żadnej relacji, jaką znałem, nie było łatwo. 

Saturn, król Quandrum i mój wierny przyjaciel, nie miał łatwo z Effie. Dziewczyna została porwana z Ziemi przeze mnie i została zmuszona do pokochania Saturna. Tak właściwie to słowo "zmuszona" nie było na miejscu. Effie poczuła do Saturna coś wyjątkowego. Mimo, że została zgwałcona przez okrutnego Lennoxa i jego smoka, była dzielną i silną władczynią. 

Mercury, młodszy brat Saturna, także nie miał łatwo. Jako młody chłopiec widział na własne oczy śmierć swojej przyjaciółki syrenki. Nie był w stanie się po tym pozbierać przez lata. Ukrywał się w swoim pokoju i niewiele mówił. Po latach dostał jednak informację o tym, że Bree, młodsza siostra jego zmarłej przyjaciółki, żyła i była w niewoli w podwodnym królestwie Ravaren. Bree została uwolniona przez Mercury'ego i dziś mieli adoptowanego synka oraz biologiczną córkę. 

Neptune był ostatnim z królewskich braci. Co za tym szło, on także miał w życiu pod górkę. Przez lata starał się znaleźć kogoś, kto pokocha go takim, jakim był. Starsi bracia dokuczali mu dlatego, że miał jedną czarną rękę, ale były to tylko braterskie dokazywania. Neptune lubił zarówno dziewczyny, jak i chłopców, dlatego przez lata nie potrafił pogodzić się z tym, że był inny od starszych braci. Na szczęście w końcu poznał Fiodora i spotkało go szczęśliwe zakończenie.

- Kochanie, zamyśliłeś się. Wszystko w porządku? 

Przytaknąłem. Lyssa objęła dłonią mój kościsty policzek i zmrużyła oczy tak, jakby mi nie wierzyła. 

- Romeo, coś cię gryzie. Czy chodzi o mnie? 

- Nie, słoneczko. Bardziej o Willa. 

- Bardziej? Czyli o mnie także się martwisz, mam rację?

Och, moja dziewczynka była zdecydowanie zbyt dobra, jeśli chodzi o odczytywanie intencji drugiej istoty, a także jej myśli. 

Chwyciłem łapami policzki Lys. Zrobiłem jej dziubek z ust, na co oboje zaczęliśmy się śmiać. Uwielbiałem tak się z nią wygłupiać. Oboje na to zasłużyliśmy. Nasze życia nie były pełne kolorów, ale nareszcie mieliśmy szansę to zmienić i w końcu zrobić coś dla siebie. 

- To jasne, że troszkę cię o ciebie martwię, kochanie - wyznałem, opierając czoło o jej czoło. - W końcu ty...

- Romeo, błagam. Nie mów po raz kolejny, że zostałam zgwałcona. To mnie nie definiuje. 

Padłem przed nią na kolana. Lyssa na początku nie rozumiała, co robię. Chciała pomóc mi wstać, ale dobrze się czułem, patrząc na nią z dołu.

- Kocham cię, Lysso. Masz rację, to, co wydarzyło się na pirackim statku, ciebie nie definiuje. Byłoby mi jednak łatwiej, gdybym wiedział, czy masz w sobie dziecko. Tobie też byłoby wtedy prościej. 

Lys pogłaskała mnie po głowie. Chwyciła w dłonie moje rogi i czule je pogłaskała. 

- Mój panie, nie klęcz przed swoją uległą.

Starała się zmienić nastrój, ale nie wiedziałem, czy byłem na to chętny. 

- Ależ klęczenie przed swoją uległą to dla pana cudowny zaszczyt. Przecież uległa nie zawsze musi być przed panem na kolanach. Czasami pan może zrobić coś dla swojej cudownej własności. 

Lys uderzyła mnie delikatnie w ramię. Udawałem, że mnie zabolało. 

- Własności? Czy ty nazwałeś mnie swoją własnością? 

Uroczo się oburzyła. Cholera, była taka słodka. 

- Kochanie, to działa w dwie strony. Ty jesteś moją własnością, a ja jestem twoją. Chyba nie masz mi tego za złe, prawda? W końcu bardzo się kochamy. 

- Czy to znaczy, że mogłabym założyć ci na szyję obrożę i prowadzić cię na smyczy? Kręciłoby cię to? 

Położyłem jedną łapę na kroczu, aby powstrzymać mojego penisa od reakcji. Zazwyczaj nie miałbym nic przeciwko zabawie z Lyssą, ale byliśmy przed kolacją z królem, księciem, Astorem, Kyle'm i dzieciakami. Nie mogłem teraz zacząć się ocierać o nogę Lys jak szczeniak, który pragnął uwagi swojej właścicielki. Nie miałem nic przeciwko zamianie ról, choć chyba nie dałbym rady długo wytrwać jako uległy. W mojej krwi płynęła dominacja. Uwielbiałem sprawować kontrolę nad sytuacją i nad innymi istotami, choć obserwowanie Lyssy z pozycji klęku było tak ekstatyczne, że mógłbym przywyknąć do tej roli. 

- Tak, moja pani. Chyba by mnie to kręciło. 

Lys nagle zdjęła ze swojej szyi choker. Nie rozumiałem, co robiła, dopóki nie owinęła go wokół mojej szyi. Bałem się, że ozdoba się na mnie nie zmieści, skoro moja szyja była o wiele grubsza od szyi Lyssy, ale udało się. 

Choker był czarny, więc nie wyróżniał się na tle mojego futra. Patrzyłem na Lyssę pytająco.

- Słoneczko, co masz z tym na myśli? 

- Och, Romeo. To mój prezent dla ciebie. Pomyśl, że dzisiaj to ty jesteś moim uległym. Tylko dzisiaj, skarbie. Nie będę prowadzić cię na smyczy wśród dzieci, ale wcale nie potrzebujesz smyczy, aby czuć kontrolę swojej pani nad sobą, mam rację?

Przytaknęłam tak, jakbym był zahipnotyzowany patrzeniem w jej żółte jak słońce oczy.

- To będzie dla mnie zaszczyt, moja pani. 

- Wstań więc, mój niewolniku. 

Lyssa podała mi obie dłonie. Wstałem z jej pomocą i zaśmiałem się, gdy wspięła się na palce i pocałowała mnie w pysk czaszki. 

- Nie mogę się doczekać, abyś przemienił się w dawnego siebie, ale będę tęskniła za tym dużym, owłosionym Romeo. Jesteś cudowny w każdej formie, mój ukochany. Twoje marzenie jest jednak moim marzeniem. Obiecuję, że gdy sytuacja z Willem się uspokoi, wtedy wypieprzę cię tak, że zobaczysz przed oczami gwiazdy. Wówczas z pewnością przemienisz się w dawnego siebie, Romeo. 

Polizałem Lyssę po policzku. Wziąłem ją na ręce i wniosłem do pałacu. Gdy Aqua i Vulcan otworzyli dla nas wrota do sali jadalnianej, postawiłem moją panią na podłodze i pozwoliłem, aby poprowadziła mnie do stolika. Podążyłem za nią tak, jak na posłusznego niewolnika przystało. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top