36
Lyssa
- Na bogów, Romeo. Tak bardzo siebie nienawidzę.
Schowałam twarz w dłoniach. Płakałam okropnie, ale miałam to gdzieś. Nie byłam w stanie poradzić sobie z emocjami, które we mnie krążyły.
Po tym, jak przyszłam do pałacu z Astorem i Kyle'm, czule przywitałam się z Fiodorem i Neptune'm. Znałam ich obu bardzo dobrze i mocno ich ceniłam. Byli świetnymi władcami i istotami, na których można było polegać.
Dzieci tej pary także się z nami przywitały. Wzięłam na ręce małą Vivian, a szkieletory Fiodora, czyli Apollo, Ares i Hermes zajęli się naskakiwaniem na Astora i Kyle'a. Z kolei Claudius z daleka patrzył na swoją siostrzyczkę, która była jego oczkiem w głowie. Claudius i Vivian zostali adoptowani przez Neptune'a i Fiodora kilka miesięcy temu i od tego czasu ich rodzinka była kompletna.
Po przywitaniu się ze wszystkimi do pałacu trafił Drastan. Chłopiec został przywieziony tutaj przez Ptysia, czarującego smoka. Drastan od razu zaczął bawić się z dzieciakami i śmiał się beztrosko. Co chwila na mnie zerkał i mi machał. Naprawdę traktował mnie jak swoją mamę. Czułam się z tego powodu dumna. Nie wiedziałam, czy zasługiwałam na bycie mamą tego wyjątkowego chłopca, ale zamierzałam być najlepszą mamą, jaką mógł sobie wymarzyć.
Romeo przez dłuższy czas nie wracał. Zaczęłam się o niego martwić. Nie podobało mi się to, że Drastan przybył do pałacu, a mój ukochany nie.
Po cichu wyszłam więc z pałacu, zostawiając chłopców i dzieci same. Powędrowałam do miasteczka. Hide, jeden z moich demonicznych kolegów, powiedział mi, że widział Willa i Romeo idących do piekarni. Wtedy w moim sercu pojawiła się panika.
Zaczęłam szybko wiec do piekarni Willa, gdyż obawiałam się, że między moim przyjacielem i moim panem doszło do kłótni. Will z reguły był spokojny i przyjacielski, ale jeśli ktoś robił coś, co mu się nie podobało, potrafił zmienić się w prawdziwego diabła.
Kiedy wpadłam do piekarni zobaczyłam coś, co miało zostać w mojej głowie na zawsze.
Nigdy nie spodziewałam się, że Will postanowi skrzywdzić miłość mojego życia. Byłam pewna, że gdy pewnego dnia poznam chłopaka, z którym będę chciała spędzić życie, Will będzie mi kibicował.
Krzyczałam na Willa. Byłam na niego wściekła. Romeo wyjaśnił mi, że powiedział o wszystkim, co mnie spotkało, mojemu przyjacielowi. Nie miałam mu tego za złe. Cieszyłam się, że Romeo to zrobił. Sama chyba nie dałabym rady spojrzeć przyjacielowi prosto w oczy i wyznać mu, że zostałam zgwałcona.
Biłam Willa. Nie myślałam logicznie, ale byłam wściekła. Kiedy bowiem Will uderzył Romeo o ścianę, usłyszałam okropny dźwięk, który jasno mógł świadczyć o połamanych kościach. Modliłam się, aby tak nie było, ale musiałam być przygotowana na wszystko.
- Nie ośmieszaj się! Nie chcę cię nigdy więcej widzieć na oczy! Jak zmądrzejesz, masz przeprosić Romeo i to na kolanach! Jeśli tego nie zrobisz, nigdy ci nie wybaczę! Rozumiem, że masz duże ego, ale to nie daje ci powodu, aby znęcać się nad innymi! Nie masz pojęcia, jak wiele Romeo dla mnie zrobił! Dzięki niemu jestem szczęśliwa! Kocham go!
Kiedy wykrzyczałam do Willa te słowa, na jego twarzy zobaczyłam niezrozumienie. Nagle mnie olśniło i dotarło do mnie, że Will był o mnie po prostu zazdrosny. On jednak miał swoją Beatrice, którą bardzo kochał. Ja zawsze byłam tylko dodatkiem do ich związku. Nigdy nie śmiałam prosić o więcej niż dostawałam. Will i tak robił dla mnie dużo. Nigdy nie zapędził się ze mną za daleko. Nie odbywał ze mną żadnych stosunków seksualnych, jak na parę pana i uległej przystało. My jednak nie byliśmy parą. Willowi było po prostu przykro, że nie miałam swojego pana i wziął mnie pod swoje skrzydła. Chyba jednak nie myślał, że zostanę z nim i Beatrice na zawsze. Miałam prawo do własnego szczęścia.
Romeo został ulokowany w pałacowej sypialni Fiodora. Leżał zmęczony na łóżku, a ja siedziałam przy nim na krzesełku. Trzymałam go za łapę i płakałam, nie mogąc przestać. To było silniejsze ode mnie. Chciałam być oporna wobec łez, jednak byłam słaba. Tak żałośnie słaba.
- Lysso, nigdy więcej nie mów, że siebie nienawidzisz. Przyszłaś mi na ratunek, kochanie.
- Zrobiłam to za późno - wyszeptałam, całując Romeo w wierzch łapy.
- On chciał cię bronić. Był wściekły.
- Romeo, nie usprawiedliwiaj go. Nie wybaczę Willowi. Nawet nie wiem, co ci dolega.
Romeo zaśmiał się cicho, ale ten śmiech pozbawiony był radości.
- Neptune zaraz tu przyjdzie i mi pomoże. Wiesz, że włada silną magią uzdrawiającą.
Trzęsłam się. Patrzyłam rozmazanym wzrokiem na swoje dłonie i czułam do siebie żal.
- Dlaczego poszedłeś do tej piekarni?
- Chciałem uchronić cię przed rozmową z Willem, słoneczko - wyznał, przymykając oczy. - Cholera, silną magię ma ten skurwiel. Wybacz, że tak o nim mówię, Lys. Wiem, że to twój przyjaciel, ale nie mogę zdzierżyć tego, jak się zachował. Starałem się być dla niego tak uprzejmy, jak to możliwe, a on wykazał się swoją arogancją.
Czułam strach na myśl o tym, jaką karę Willowi miał zamiar dać Fiodor. Nie zamierzałam jednak dyskutować z królem. W Cormac przemoc była niedopuszczalna i surowo karana. Nieuzasadnione użycie magii w celu zrobienia komuś krzywdy było haniebnym czynem. Will musiał ponieść karę.
Byłam pewna, że gdy emocje ostygną, będę chciała z nim porozmawiać. Miałam zamiar wyznać mu, że było mi przykro za wszystko, co zrobił. Will był moim przyjacielem od lat i myślałam, że mogłam mu ufać. Okazało się jednak, że jego intencje nie były tak czyste, jak wcześniej zakładałam.
Kiedy do sypialni wszedł Neptune, od razu się poderwałam. Spojrzałam w oczy księcia Quandrum i zobaczyłam w nich smutek.
- Fiodor zajął się Drastanem - wyjaśnił książę, przełykając ślinę. - Astor i Kyle odpoczywają w swoich komnatach. Możecie zostać tutaj tak długo, jak tego potrzebujecie. Nalegam, abyście nie opuszczali Cormac w najbliższym czasie.
- Nigdzie mi się nie śpieszy - zażartował Romeo, na co Neptune parsknął śmiechem.
- Wiem, stary. Co jak co, ale bardzo cię kocham.
Neptune podszedł do Romeo i nachylił się nad nim, aby mocno go przytulić. Ten widok złapał mnie za serce. Wiedziałam o tym, że tą dwójkę łączyła wspólna przeszłość. Byli dobrymi przyjaciółmi.
- Lysso, mogłabyś się odsunąć? - spytał grzecznie Neptune, pokazując mi kanapę stojącą pod ścianą. - Zbadam Romeo za pomocą swojej magii, aby sprawdzić, co mu dolega. Magia ta może zadziałać niekorzystnie na ciebie, także wolałbym, abyś nie była w jej zasięgu.
- Oczywiście. Będę tuż obok.
Zajęłam miejsce na kanapie. Wsunęłam dłonie pod uda i nerwowo bębniłam stopami o podłogę.
Nie tak miał wyglądać nasz powrót do domu. Mieliśmy cieszyć się naszą małą rodzinką. Will jednak wszystko zniszczył. Byłam na niego wściekła. Nawet, jeśli był zły za to, że zostałam zgwałcona, nic nie dawało mu prawa do tego, aby złamać Romeo. Być może nawet zabiłby go, gdybym w porę nie wpadła na miejsce akcji.
Neptune zamknął oczy. Stanął nad Romeo i uniósł dłonie. Nad nimi po chwili pojawiła się błyszcząca fioletowa mgiełka. Powoli spłynęła ona na ciało Romeo i otuliła je jakby kokonem. Mój pan spokojnie oddychał. Także miał zamknięte oczy. Miałam nadzieję, że wszystko było z nim w porządku.
Mgiełka skupiła się na brzuchu mojego ukochanego. Nagle wniknęła w jego ciało pokryte futrem. Romeo lekko drgnął na łóżku. Obawiałam się, że coś sobie zrobił. Bałam się, że magia odkryła coś niebezpiecznego. Jakiś uraz, który nie miał szans się zagoić.
Kiedy Neptune otworzył oczy, jego magia zniknęła. Chłopak był spocony. Za każdym razem, gdy jakaś istota rzucała silne zaklęcie, sprawiało to, że jej użytkownik się męczył. Neptune był bardzo potężnym demonem, skoro był księciem, a fakt, że rzucenie czaru tak bardzo go wymęczyło mógł oznaczać tylko to, że obrażenia Romeo były ciężkie.
Powoli wstałam z kanapy i podeszłam do moich chłopaków. Neptune spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.
- Wszystko w porządku, Lysso. Twoja seksualna zabaweczka jest już zdrowa.
Nie mogłam nic poradzić na to, że parsknęłam śmiechem.
- A jak jego kutas? Też działa?
Nie wiedziałam, co miałam w głowie, że zadałam takie pytanie.
- O tym musisz przekonać się sama. Zostawiam was samych. Bawcie się dobrze i rozsądnie. Fiodor zaprasza was na kolację za dwie godziny. Macie dużo czasu, żeby...
- Dobrze, już dobrze! - krzyknął Romeo, rzucając w księcia poduszką. - Nie mów mi, co mam robić ze swoją dziewczyną!
- Tylko chciałem pomóc! - odkrzyknął Neptune, po czym uciekł z sypialni i zatrzasnął za sobą drzwi ogonem.
Podeszłam do Romeo i pocałowałam go w czaszkę. Mój pan chciał się podnieść, ale pokręciłam przecząco głową.
- Musisz odpoczywać, panie.
- Lubię, gdy jesteś taka dominująca, skarbie. Jesteś najlepsza, Lys.
Pokręciłam przecząco głową. Romeo objął mnie w talii swoim ogonem i przyciągnął mnie do siebie tak, że się na niego zwaliłam. Zaśmiałam się, próbując zamortyzować upadek. Romeo jednak chciał, abym wtuliła się w jego futro.
- Kochanie, nie chcę nic insynuować, ale jestem ranny. Jestem biednym chłopcem, który potrzebuje pomocy. Czy mogłabyś mi tej pomocy udzielić?
Och, podobało mi się to, dokąd ta zabawa dążyła. Mimo, że powinnam dać Romeo odpocząć, aby mógł dojść do siebie, to moim priorytetem było, aby był szczęśliwy. Dlatego podjęłam z nim grę. Willem i jego okrutnym czynem miałam przejmować się później. Dokładniej - wieczorem. To właśnie po kolacji mój przyjaciel, a może już były przyjaciel, miał stawić się w pałacu Fiodora, aby dowiedzieć się, jaką miał otrzymać karę.
- Co masz na myśli, mój ranny chłopczyku?
Romeo zamruczał. Wsunął mi palce we włosy i przeczesał je.
- Moje macki się za tobą stęskniły, słońce.
Ukryłam twarz w futrze Romeo. Czułam, jak bardzo rozpalone były moje policzki.
- Mają więc szczęście, że ja też się za nimi stęskniłam.
Ułożyłam się między nogami Romeo. Mój ukochany rozłożył je szeroko i ugiął w kolanach. Oparłam się łokciami o materac łóżka i powędrowałam ręką w stronę jego krocza. Zaczęłam je masować. Romeo cicho jęczał. Nagle spod warstwy jego czarnego futra wyłonił się jego błękitny penis. Oczywiście był w towarzystwie tych czterech macek, na których punkcie miałam obsesję.
- Och, chodź do tatusia, słoneczko.
Zaśmiałam się. Może kiedyś ten zwrot źle mi się kojarzył, ale nie miałam zamiaru pozwolić, aby moja przeszłość definiowała to, jaką kobietą byłam teraz.
Macki postanowiły się ze mną podroczyć. Dwie się wydłużyły i złapały mnie za nadgarstki, czyniąc ze mnie swoją niewolnicę. Z kolei dwie pozostałe najpierw zaczęły sunąć po mojej twarzy. Kiedy dotarły do ust, kazały mi je otworzyć. Wtedy obie macki przeniosły się na tył mojej głowy i docisnęły ją do krocza Romeo.
Macki kazały mi dać dłonie za plecy. Podobała mi się taka niewola. Uwielbiałam, gdy Romeo i jego macki tak nade mną dominowały. Zabawa w dominację i uległość miała sens tylko wtedy, gdy obie strony sobie ufały. Nie chodziło tutaj o zmuszanie kogoś do czegoś, czego nie chciał albo czego się bał. Romeo na szczęście zdawał sobie sprawę z tego, że zabawy z nim były moim afrodyzjakiem.
Wsunęłam sobie do ust jego długiego i grubego penisa. Romeo chwycił mnie za głowę, pomagając swoim mackom. Dociskał moją twarz do swojego krocza, ale robił to powoli. Musiałam na nowo przyzwyczaić się do jego imponującego rozmiaru.
- Twoje usta są jak pieprzone niebo, Lysso.
Uśmiechnęłam się lekko, po czym wsunęłam sobie kutasa Romeo do ust tak bardzo, że poczułam odruch wymiotny.
- Ostrożnie, skarbie. Nie chcemy przecież, żebyś się zadławiła. Cóż to by była za niepowetowana strata, gdybyśmy zniszczyli twoje gardełko?
Miał rację. Powoli więc się wycofałam, ale w pełni skupiłam się na takiej ilości jego fiuta, jaką byłam w stanie zmieścić w ustach.
- Kocham cię, Lys. Jesteś moim aniołem.
Romeo dyszał ciężko. Pompował we mnie, a jego macki mocno mnie trzymały. Jądra mojego pana się unosiły. Czułam, że niebawem dojdzie. Byłam ciekawa, gdzie chciał osiągnąć spełnienie. Mimo, że chciałam połknąć jego spermę, to nie miałabym nic przeciwko, gdyby wytrysnął mi ją na piersi albo na twarz. Byłam jego brudną, niegrzeczną dziewczynką i nie chciałam, aby się hamował.
- Moja Lyssa. Tylko moja.
Och, tak. Należałam tylko do niego. Do mojego wspaniałego pana.
Poczułam, jak Romeo mocniej się spina. Nagle odsunął mnie od siebie i chwycił w łapę swojego penisa. Zaczął tryskać na moje piersi. To było gorące i brudne, ale mi się podobało.
Romeo nie zawahał się ani na moment. Po tym, jak mocno doszedł, zaczął wylizywać swoim błękitnym językiem własną spermę z moich cycków i mojego brzucha. Odchyliłam głowę do tyłu, gdy chwycił mnie łapami za biodra i trzymał tak, abym się nie ruszała.
- Moja. Moja własność.
Na bogów. Czy mogłam kochać go jeszcze bardziej?
- Tylko twoja - odpowiedziałam, wplatając palce w jego futerko i przytulając się do niego.
Mogłam zostać tak na zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top