33

Lyssa

Nie spałam ani trochę. Romeo zasnął wykończony wydarzeniami poprzedniej nocy. Spał spokojnie, skulony na boku. Ja za to trzymałam się barierki, otulona peleryną Astora i wpatrywałam się w słońce, które wędrowało po niebie.

Nie mogłam się uspokoić. Drżałam na całym ciele. Czułam się okropnie. Mimo, że doceniałam wsparcie Romeo, to wiedziałam, jak bardzo go to wszystko dotknęło.

To nie on został zgwałcony i to nie on być może nosił pod sercem dziecko powstałe z gwałtu. Jednak skoro Romeo mnie kochał, odczuwał moje emocje. Wiedział, jak bardzo cierpiałam i co działo się w mojej głowie. Miał świadomość tego, że wydarzenia z tej nocy mogły zmienić naszą relację.

Nie chciałam tego. Kochałam Romeo i bardzo mi na nim zależało. Był moim szczęściem. Moim ukochanym mężczyzną, którego pragnęłam czcić do końca moich dni. Nie mogłam pozwolić na to, aby te wydarzenie nas zmieniło, ale było to takie trudne.

- Mamusia! Jesteś tutaj!

Odwróciłam się, gdy usłyszałam dziecięcy głosik. Spojrzałam na Drastana. Mojego słodkiego chłopca.

Padłam na kolana i rozłożyłam ręce, uważając na to, aby peleryna Astora się ze mnie nie zsunęła. Chłopiec podbiegł do mnie i przytulił mnie z całych sił. Rozpłakał się. Drżał niemal tak samo, jak ja. Nie dziwiłam się, że był przerażony. Przespał moje porwanie, ale emocje jego taty na pewno mu się udzieliły.

- Już jestem, kochanie. Wszystko będzie dobrze.

Krzyk Drastana zbudził Romeo, a także Astora i Kyle'a. Chłopcy pojawili się na górnym pokładzie. Nie spodziewałam się, że za nimi pojawi się także kobieta, której nie znałam.

Dziewczyna była młoda. Ślicznie się uśmiechała, choć w jej oczach widziałam strach. Nie wiedziałam, kim była ani co tutaj robiła. Przez chwilę miałam wrażenie, że Kyle ukrywał na swoim stateczku tą piękność, ale czułam, że chodziło o coś zupełnie innego.

Kiedy znalazł się przy mnie Romeo, objął mnie i swojego syna, zamykając nas w uścisku. Kołysaliśmy się na falach, a ja czułam szczęście. Wszystko byłoby w miarę dobrze, gdyby nie fakt, że zostałam zgwałcona.

- Słoneczko, to jest Julie. Jest syreną.

Podniosłam wzrok, gdy Romeo wypowiedział te słowa. Tym bardziej zaciekawiłam się tą kobietą.

- Widziałam, jak porywali cię piraci - oznajmiła, podchodząc bliżej. Ukucnęła przy nas i podała mi dłoń. - Mam na imię Julie. Miło mi cię poznać, Lysso. Wybacz, że nie udało mi się ciebie uratować wcześniej, przed...

Nie chciała wypowiedzieć słowa "gwałt" przy Drastanie, a ja to doceniłam.

- Moja siostra kiedyś została porwana przez tą samą załogę, która uprowadziła ciebie - wyznała, a ja oniemiałam z szoku. - Ona nie miała jednak tyle szczęścia co ty. Wiem, że nazywanie tego szczęściem nie jest odpowiednie, ale ona nie przeżyła, Lysso. Odebrała sobie życie, nie mogąc znieść tego, co znajdowało się za nią. Kiedy zobaczyłam ciebie, prowadzoną przez kapitana Adonisa, musiałam coś zrobić. To ja nakierowałam twojego wspaniałego chłopaka i jego przyjaciół do statku. Przepraszam, że nie uratowałam cię wcześniej.

W ślicznych oczach Julie zabłyszczały łzy. Puściłam Romeo i Drastana i przytuliłam ją.

- Dziękuję, że pomogłaś mnie odnaleźć, Julie - wyszeptałam tak, aby tylko ona mnie słyszała. - Nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczy. Dzięki tobie znowu mogę być z istotami, które kocham.

Julie pogłaskała mnie po głowie. Kiedy mnie puściła i wstała, uśmiechnęła się przez łzy.

- Nie będę wam już przeszkadzać - powiedziała, coraz mocniej płacząc. - Muszę wracać do mojej rodziny. Proszę, wracajcie bezpiecznie do domu, gdziekolwiek się on znajduje. Życzę wam szczęścia. Jeśli mogę dać wam radę, nie pływajcie po tych wodach. Są niebezpieczne i pełne piratów. Większość załóg już wymarła, tak jak ta w nocy, ale młode demony wciąż chętnie wypływają na ocean, aby grabić i niszczyć. Dbajcie o siebie, kochani!

Zanim Romeo, Astor, Kyle czy ja zdążyliśmy powstrzymać Julie, ona rzuciła się do wody. Podbiegłam do barierki i zobaczyłam, że jej nogi przemieniły się w ogon. Dziewczyna pomachała nam, po czym się zanurzyła i odpłynęła w dal.

- Była niesamowita - westchnął ciężko Astor, który patrzył na oddalającą się Julie ze smutkiem. - Myślałem, że coś z tego wyjdzie i zostanie moją dziewczyną.

Romeo pacnął swojego przyjaciela w tył głowy. Astor się roześmiał, podobnie zresztą jak ja. Parsknęłam krótkim śmiechem, ciesząc się bardzo, że wszystko wracało do normy.

- Jeszcze znajdziesz swoją piękność, Astorze. Kto wie, może będzie to syrena?

- Mam taką nadzieję! Mam słabość do pięknych syrenek!

Zjedliśmy śniadanie na pokładzie w ciszy i spokoju. Drastan siedział mi na kolanach mimo protestów jego ojca. Romeo nie chciał, abym się przemęczała. Najwyraźniej myślał, że przeszkadzało mi to, że Drastan siedział na moich kolanach, ale dla mnie to była najpiękniejsza nagroda. Wczoraj myślałam, że już nigdy nie będzie mi dane zobaczyć tego chłopca, a dziś mogłam mieć go w ramionach.

- Płyniemy do Cormac? - spytał Kyle, popijając śniadanie wodą.

- Tak. Chcę znaleźć się tam jak najszybciej - oznajmił Romeo, na co się ucieszyłam.

Chciałam wrócić do Cormac, jednak jednocześnie się tego obawiałam. Nie mogłam doczekać się nowego życia z Romeo i Drastanem u boku, jednak wpierw musiałam spotkać się z moimi przyjaciółmi. Wiedziałam, że nie będę w stanie okłamywać Willa i Beatrice. Byli mi najbliżsi, podobnie jak reszta demonów z klubu.

Musiałam powiedzieć im prawdę. Nie chciałam, aby za kilka miesięcy byli w szoku, jeśli na świat przyszłoby moje dziecko, które nie wyglądałoby jak Romeo. Bałam się, jak zareagują, gdy powiem im, że zostałam zgwałcona przez kapitana pirackiej załogi, ale nie mogłam ich okłamywać. Nie miałam do tego prawa.

Podróż powrotna do Cormac zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Taka nieskończoność była jednak dobra. Leżałam bowiem na plecach na górnym pokładzie statku i łaskotałam Drastana, który piszczał radośnie i przytulał mnie mocno.

- Czy powinienem być zazdrosny o swojego syna? - spytał Romeo, na co pstryknęłam go w miejsce na czaszce, w którym powinien znajdować się nos.

- Chyba tak, kochanie. Zobacz, jaki twój syn jest przystojny.

Romeo parsknął śmiechem, nie odrywając ode mnie spojrzenia czerwonych oczu.

- W rzeczy samej, słonko. Ma to po tatusiu.

- Trudno mi się z tobą nie zgodzić, moje kochanie.

Mój pan polizał mnie po ustach, na co Drastan zasłonił łapkami oczy.

- Fuj, nie całujcie się!

- Dlaczego? - spytał Romeo, głaszcząc chłopca po plecach. - To, że dwójka stworzeń się całuje, to coś wspaniałego. To oznacza, że para darzy się silnym uczuciem. Kocham Lyssę, Drastanie. A ona kocha mnie. To znaczy, że często będziemy się całować. Mam nadzieję, że nie masz z tym problemu, skarbie.

- Nie mam - zaśmiał się chłopiec, liżąc mnie po policzku. Ten pocałunek w jego wykonaniu złapał mnie za serce. - Ja też was kocham, ale nie będę całować was w usta.

- Synku, ale ja nie mam ust - zauważył Romeo, na co tym razem ja parsknęłam śmiechem.

- Oj, wiem! Tato, nie jestem taki głupi!

Przekomarzaliśmy się jeszcze trochę. Czułam się, jakbym należała do tej rodziny od dawna. Cieszyłam się jak mała dziewczynka, gdy Drastan na mnie wchodził i oglądał moje skrzydła i bawił się moimi włosami. Komplementował mnie tak bardzo, że w końcu mój pan zrobił się o mnie zazdrosny i poprosił Drastana, aby ten dołączył do Astora i Kyle'a, którzy znajdowali się na dolnym pokładzie.

Gdy chłopiec zniknął, zostawiając nas samych, Romeo podniósł się do siadu. Posadził mnie okrakiem na swoich kolanach i chwycił moje ręce za pomocą swojego ogona. Skrępował mi tym sposobem nadgarstki za plecami, a ja zawyłam cicho.

- Tak chcesz się ze mną bawić, mój władco?

Romeo zaśmiał się, kiwając twierdząco łbem.

- Nie masz pojęcia, jakie rzeczy ci zrobię, gdy wrócimy do Cormac, kochanie. Zabiorę cię do klubu grzesznych przyjemności i będę robił z tobą takie rzeczy, że wszyscy członkowie klubu się zbiorą i będą próbowali dotrzeć do drzwi. Nie uda im się jednak wejść do pokoju, w którym będę się z tobą bawił, Lysso. Zablokuję drzwi swoją magią tak, że nikt tam nie wkroczy. Nikt cię ode mnie nie uratuje.

- Romeo...

Ta wizja była piękna. Ucieszyłabym się, gdyby mogła się rzeczywiście spełnić. Mój pan chyba zapomniał o jednej rzeczy.

Spojrzałam w dół, zerkając na swój brzuch. Chęć zabawy mojego ukochanego momentalnie zniknęła. Romeo puścił moje ręce i odwrócił wzrok.

- Kochanie, nie chcę, żeby to nas zniszczyło.

Kiedy wypowiedziałam te słowa, Romeo pokręcił przecząco łbem.

- To nas nie zniszczy, Lys.

- Ależ tak właśnie będzie! - krzyknęłam, po czym schowałam twarz w dłoniach ze wstydu. - Przepraszam, że krzyczę. To jest ode mnie silniejsze. Po prostu widzę, jak się zachowujesz, gdy przypominam ci o tym, że mogę być...

- Nie mów tego, Lysso. Błagam, nie mów tego na głos.

- Romeo, ale...

- Nie chcę o tym, kurwa, gadać! - uniósł się tak bardzo, że się wystraszyłam. - Wiem, że możesz być w ciąży z tym chujem! Nie mogę tego znieść, Lysso! Mogę ci mówić, że nic mnie to, kurwa, nie obchodzi, ale chyba wiesz, że jest inaczej! Nie chcę, żebyś nosiła w sobie dziecko innego mężczyzny! Kurwa, tak mnie to boli, dziewczyno! To ja miałem być twoim pierwszym mężczyzną! To ze mną miałaś się kochać! To moje dziecko miałaś mieć.

- Romeo, ale nie wiemy, czy na pewno jestem w ciąży...

- Nie, kurwa! Nie wiemy tego i nie chcę się tego dowiadywać! Gdyby istniała jakaś magia, która mogłaby usunąć to dziecko, zrobiłbym to bez wahania!

Zamarłam. Wstałam i na drżących nogach odsunęłam się od Romeo. Mój ukochany nie wstał. Wciąż siedział na podłodze i patrzył gniewnie przed siebie. Gdyby był smokiem albo smoczym demonem, w tej chwili bez wątpienia buchałby ogniem z nozdrzy. Jego wściekłość była namacalna, a ja czułam się tak, jakby mój pan mnie spoliczkował.

Potrząsnęłam głową, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam.

Mogłam zrozumieć, że Romeo był zły, że zostałam zgwałcona. Miał do tego pełne prawo. Wcześniej jednak zarzekał się, że pomoże mi wychować to dziecko, jeśli okaże się, że naprawdę byłam w ciąży. Byłam mu wdzięczna za takie wsparcie i taką dobroć. Czułam, że wcale na to nie zasłużyłam, ale mój ukochany utwierdzał mnie w przekonaniu, że się dla niego liczyłam.

"Gdyby istniała jakaś magia, która mogłaby usunąć to dziecko, zrobiłbym to bez wahania!"

Te okrutne słowa nie chciały mi wyjść z głowy.

- Czy gdybyś mógł usunąć to dziecko bez mojej wiedzy, jeśli ono istnieje, zrobiłbyś to?

Romeo zamarł. Spojrzał na mnie swoimi czerwonymi ślepiami bez źrenic i pokręcił przecząco głową.

- Lysso...

- Zrobiłbyś to?

Położyłam dłoń na swoim sercu czując, jak szybko i nierównomiernie biło. Bałam się, że prędzej padnę na zawał niż dowiem się prawdy.

- Nie wiem, Lysso - odparł z bólem w głosie. - Nie chcę, żeby na świat przyszło stworzenie, które każdego dnia przypominałoby ci o tym, że zostałaś zgwałcona. Rozumiem, że ty możesz postrzegać to inaczej. Dla ciebie każde życie jest ważne. Jeśli okaże się, że będziesz mieć dziecko, i tak je wychowam. Przepraszam, że tak na ciebie nakrzyczałem. Jestem po prostu na siebie zły, że cię nie uratowałem. Zrobiłem to za późno. Gdyby nie Julie, prawdopodobnie by nam się nie udało. Szukałbym ciebie dniami i nocami, dopóki bym cię nie znalazł.

Podeszłam bliżej Romeo. Uklękłam przy nim na obu kolanach i pogłaskałam go po rogach wyrastających z jego czaszki.

- Romeo, ty też masz syna. Nie jest mój, a jednak go pokochałam, wiesz?

- Wiem, słoneczko. Przepraszam za swoje zachowanie. Czasami jestem żałosny. Mam tego świadomość.

Pocałowałam Romeo w czoło. Kłótnia była ostatnim, czego chciałam. Oboje nie czuliśmy się w pełni sił i byliśmy źli na cały świat za to, co nas spotkało. Nie dało się jednak ukryć tego, że zabolało mnie to, co powiedział mój pan.

Romeo nie chciał tego dziecka. Miał do tego pełne prawo. Rozumiałam go, jednak nigdy nie wybaczyłabym mu tego, jeśli bez mojej wiedzy za pomocą jakiegoś silnego czaru usunął moje dziecko.

Nie wiedziałam, czy to dziecko w ogóle we mnie było. Być może Adonis nie zdołał mnie zapłodnić. Miałam taką nadzieję, ale chciałam być przygotowana na wszystko. Modliłam się do bogów o to, abym nie była w ciąży. Prosiłam ich, aby posłuchali mnie choć ten jeden raz. Obiecywałam im, że nigdy więcej ich o nic nie poproszę. Przysięgałam, że będę czynić dobrze i nigdy nikogo nie skrzywdzę.

Wtuliłam się w bok Romeo. Wzięłam głęboki oddech, gdy mój pan objął mnie futrzanym ramieniem i przyciągnął bliżej siebie. Jego obecność działała na mnie kojąco. Chciałam, abyśmy zawsze mogli być szczęśliwi.

Rozkołysani falami, na których unosił się statek, zasnęliśmy. Gdy otworzyliśmy ponownie oczy, okazało się, że zbliżamy się do Cormac.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top