23
Lyssa
Powiedzieć, że byłam w szoku, to jak nic nie powiedzieć.
Wpatrywałam się w czerwone oczy Romeo, które błyszczały najróżniejszymi emocjami. Mój ukochany płakał. Łzy spływały bezlitośnie po jego kościstych policzkach. Trzymał mnie mocno za ręce, czekając na to, co powiem.
Jego słowa spadły na mnie jak bomba. Nie spodziewałam się tego, że niegdyś Romeo prezentował się inaczej. Byłam pewna, że od urodzenia znajdował się właśnie w takiej formie. Myślałam, że przyszedł na ten świat jako czarna futrzana kuleczka z czaszką zamiast normalnej głowy. Sądziłam, że był taki od zawsze.
- Dlaczego wiedźma rzuciła na ciebie klątwę? Co się stało?
Romeo chyba nie sądził, że to będzie pierwsze pytanie, jakie padnie z moich ust po jego wyznaniu.
Romeo otarł jedną łapą łzy, po czym znowu chwycił mnie za rękę. Rozumiałam jego potrzebę kontaktu fizycznego. To było coś, co w tej chwili było dla niego najważniejsze.
- Nie wiem, skarbie. Chyba po prostu jej się nudziło. Planowała przemienić pięknego chłopca w brzydactwo. Nigdy nie uważałem siebie za kogoś pięknego, ale wszyscy, którymi się otaczałem, ciągle mi to powtarzali.
Pokręciłam przecząco głową. Wtuliłam się całą sobą w mojego Romeo. Nie płakałam dlatego, że było mi przykro, że mnie okłamał. Płakałam dlatego, że było mi szkoda mojego ukochanego chłopaka. To nie była jego wina, że został przemieniony w to monstrum. Nie prosił się o to. Chciał żyć normalnie, ale nie było mu to dane.
Romeo położył łapę na tyle mojej głowy. Jego potężnym ciałem targały spazmy szlochu. Mogłam łatwo stwierdzić, że był przerażony. Trząsł się nieubłaganie. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Owszem, wcześniej Romeo już przy mnie płakał, ale jego rozpacz nigdy wcześniej nie przybrała takiego potężnego wymiaru.
- Mam więc rozumieć, że jeśli obdarzę cię czystą miłością i będę uprawiać z tobą normalny seks, to znaczy penetracyjny w cipkę, wrócisz do swojej pierwotnej postaci?
- Tak przynajmniej powiedziała mi wiedźma. Nie zaszkodzi spróbować. Musiałem ci to jednak powiedzieć, Lysso. Byłbym okropnym draniem, gdybym tego nie zrobił. Masz prawo mnie teraz znienawidzić, ale błagam, spróbuj mnie zrozumieć. To nie było dla mnie łatwe.
- Naprawdę jestem pierwszą istotą, której o tym powiedziałeś?
- Tak, słoneczko - wyszeptał, ściskając mnie tak, jakby był pewien, że już nigdy więcej nie będzie miał okazji tego zrobić.
- Romeo, to jest...
Mężczyzna nieznacznie się ode mnie odsunął. Puścił mnie. Brakowało mi jego dotyku. Poczułam się pusta, gdy ode mnie odszedł.
Romeo patrzył mi w oczy, a ja odwzajemniałam jego spojrzenie. Napięcie czuć było w powietrzu.
- Wiesz już o mnie wszystko, Lysso. Nawet Saturn, Mercury i Neptune, którym ufam bezgranicznie, nie mają pojęcia o tym, że kiedyś znajdowałem się w innej postaci.
- Romeo, kochanie...
- Możesz ode mnie odejść, Lys.
- Nie zrobię tego.
- Nie?
- Nie.
Romeo padł przede mną na kolana. Podeszłam bliżej niego i chwyciłam w dłonie jego czaszkę. Romeo w dalszym ciągu płakał. To było dla mnie bardzo trudne do przeżycia. Nie chciałam, aby cierpiał. Ja naprawdę go kochałam. Tak się złożyło, że on również kochał mnie. Byłam naprawdę szczęśliwa, że miałam przy sobie taką istotę. Takiego wspaniałego chłopaka, który dla mnie był w stanie pozbyć się swojego największego sekretu. Nie rozumiałam, dlaczego Romeo nie podzielił się prawdą o sobie ze swoimi przyjaciółmi, których znał od lat, a zrobił to ze mną. Istniało na to tylko jedno wytłumaczenie. Romeo naprawdę na mnie zależało.
- Lysso, nie jestem pewien, czy wrócę do swojej dawnej postaci. Nie mogę w stu procentach ufać wiedźmie.
- Sam powiedziałeś, że nie zaszkodzi spróbować, mam rację?
Zaśmiał się, kiwając twierdząco głową.
- Owszem, słonko. Kto próbuje, ten wygrywa. Proszę, zastanów się nad tym, co chcesz zrobić. Żebyś potem nie żałowała, aniołku.
Kiedy Romeo nazwał mnie aniołkiem, coś we mnie pękło.
Padłam na kolana tak, że teraz oboje klęczeliśmy. Mój pan i jego uległa. Mój chłopak i jego dziewczyna. Moja miłość i jego miłość.
- Kocham cię, mój panie.
Popchnęłam Romeo tak, aby położył się na plecach na trawie. Mój pan był zaskoczony, ale poddał mi się. Położył łapy nad swoją głową, wyrażając tym sposobem swoje poddaństwo.
- Lys, kochanie...
- Jesteś mój - oznajmiłam, kładąc dłonie na jego futrzanej piersi. - Nie obchodzi mnie to, w jakiej jesteś postaci. Mógłbyś nawet być gargulcem, a ja i tak bym cię kochała.
Nagle Romeo wybuchnął śmiechem. Śmiał się tak bardzo, że byłam pewna, iż zbudził Astora i Kyle'a. Mimo, że próbowałam zakryć mu szczękę dłońmi, on się nie poddawał. Śmiał się tak bardzo, że zaczęłam wątpić w jego zdrowie psychiczne.
- Tak się składa, moja Lysso, że Astor jest w połowie gargulcem.
- Słucham? On?
- Tak - odparł mój pan, ocierając łzy śmiechu z kościstych policzków. - Astor potrafi przemieniać się w bardzo silnego gargulca, ale robi to bardzo rzadko. Jak już pewnie zdążyłaś się przekonać, Astor ma bzika na punkcie swojego wyglądu. Lubi prezentować się seksownie i stylowo. Czasami jednak wychodzi z niego zwierzak, zwłaszcza w łóżku. Astor nie panuje nad sobą i zamienia się w gargulca, gdy uprawia seks. Nie, żebym kiedykolwiek to widział, ale słyszałem jego historie. Mój przyjaciel twierdzi, że niektórym kobietom i mężczyznom podoba się w formie potwora, ale niektórzy uciekają z krzykiem, gdy go widzą. Jestem pewien, że pewnego dnia zobaczysz go w tej formie, którą tak starannie ukrywa przed innymi.
Zaśmiałam się. Faktycznie trudno było wyobrazić sobie pięknego i dostojnego Astora w formie gargulca. Mimo, że te myśli zaprzątały mi głowę, to na razie najważniejszy był dla mnie on.
Mój Romeo. Mój pan. Mój chłopak.
- Może zaplanujemy więc seks, mój władco?
- Seks? - spytał Romeo, gdy pociągnęłam go za sutki.
- Tak, seks. Taki, który przywróci cię do normalnej postaci.
- Nie będziesz za mną tęskniła? Za swoim wielkim, futrzanym chłopakiem?
- Oczywiście, że będę! - zaśmiałam się, pstrykając go palcami w sutki. Romeo się zaśmiał, a ja odchyliłam głowę do tyłu, świetnie się z nim bawiąc.
- Pomyślałem, że zaczekamy z tym, dopóki nie znajdę Drastana. Boję się, że gdy przemienię się w swoją prawdziwą postać, on nie będzie chciał mnie znać. Przecież będę wyglądał inaczej niż on.
- Na bogów, masz rację. Może jednak chciałbyś zostać w swojej postaci? Tej, którą masz teraz?
Westchnął ciężko. Chwyciłam go za nadgarstki i rozkoszowałam się tym, że był wobec mnie taki uległy.
- Nie, Lysso. Nie chcę zostać w takiej postaci. Przyzwyczaiłem się do niej, ale nie czuję się w niej sobą. Nienawidzę siebie, kiedy tak wyglądam. Najpierw jednak muszę się upewnić, że Drastan nie będzie miał nic przeciwko mojej zmianie postaci. Nie chciałbym, aby mój syn wyglądał inaczej niż ja. Na razie jeszcze nie wiem, jak to rozwiążę, ale ulżyło mi, że się na mnie nie zdenerwowałaś.
- Skądże, skarbie - wyszeptałam, obdarowując pocałunkami jego pierś. - To ja się cieszę, że mi zaufałeś. Nie wiem, dlaczego nasze serca tak szybko siebie odnalazły, ale to chyba dobrze, prawda?
- To bardzo dobrze, słoneczko. Wiesz, cudownie mi się tutaj z tobą leży, ale myślę, że powinniśmy pójść już do Astora i Kyle'a. Nie chcę tracić czasu, który może być nam potrzebny potem.
Wstałam i podałam Romeo ręce. Wcale nie potrzebował pomocy we wstaniu, ale chciałam poczuć się potrzebna. Na szczęście mój pan skorzystał z mojej pomocy. Gdy tak nade mną stał, górując nade mną, czułam się mała, ale bezpieczna. Zapewne miałam tęsknić za Romeo w tej formie, ale to jego szczęście było dla mnie najważniejsze. Jeśli pragnął wrócić do swojego dawnego wyglądu, zamierzałam być jego wsparciem. W końcu jeśli kogoś się kochało, szczęście tej istoty było dla nas priorytetem, prawda?
Gdy wróciliśmy do Astora i Kyle'a, chłopcy dopiero się przebudzali. Najwyraźniej nie słyszeli tego wszystkiego, co mówiliśmy i robiliśmy z Romeo o wschodzie słońca. Uznałam, że tak było lepiej. Miałam nadzieję, że Romeo prędko powie swoim przyjaciołom o klątwie, aby pewnego dnia nie obudzili się i nie zobaczyli nieznajomego mężczyzny u mojego boku.
Wzięłam głęboki oddech, gdy po śniadaniu szykowałam się do podróży. Do miejsca, w którym obecnie przebywał Drastan, mieliśmy dostać się za kilka godzin. Im bliżej celu byliśmy, tym bardziej się denerwowałam.
Bardzo chciałam mieć już Drastana przy sobie. Nie byłam pewna, czy chłopiec mnie zaakceptuje, ale starałam się być dobrej myśli. Lubiłam dzieci i choć na razie nie widziałam siebie w roli matki, zamierzałam robić dla syna Romeo wszystko, o czym by tylko zamarzył.
Kiedy wyruszyliśmy w drogę, chwyciłam Romeo pod ramię. Ta podróż była inna niż te w poprzednich dniach. Więcej się śmialiśmy i było po prostu luźniej. Astor gonił mnie po pustym polu, a Kyle śpiewał. Okazało się, że miał piękny głos. Romeo z kolei opowiadał nam o dziwnych przygodach mających miejsce w Quandrum. Bardzo chciałam się tam wybrać, a może nawet zamieszkać.
Gdybym została na zawsze z Romeo, być może zamieszkałabym nawet w królewskim pałacu w Quandrum. Nigdy nie widziałam siebie w roli księżniczki, ale która dziewczynka nie marzyła o tym, aby mieć przy sobie własnego księcia? Takiego, który wyzwoli nas z wszystkich kłopotów? Takiego, dla którego będziemy najważniejsze?
Im bliżej brzegu oceanu się znajdowaliśmy, tym większy czułam stres. Obawiałam się tego, co mieliśmy zastać na miejscu. Byłam pewna, że czekała nas walka z Yumi, czyli z byłą ukochaną Romeo.
Nieustannie zastanawiałam się, co takiego przytrafiło się Drastanowi. Astor widział go bowiem w opłakanym stanie. Chłopiec miał powyrywane futerko, jego róg był złamany, a rączka dziwnie zwisała ze stawu. To nie było normalne. Drastan nie był chory. Wszystko wskazywało na to, że się nad nim znęcano.
- Lysso, wszystko w porządku? Może napijesz się wody?
Przystanęliśmy. Zrobiliśmy sobie przerwę, podczas której odetchnęłam. Wciąż czułam się trochę skołowana, nawet gdy siedziałam na trawie, ale próbowałam się ocknąć. Musiałam być silna na punkt kulminacyjny misji. Choć wątpiłam w to, że miałam w jakikolwiek sposób walczyć.
- Słonko, może nie chcesz tam z nami iść? Może wolisz tu zostać i na nas zaczekać?
Posłałam Romeo gniewne spojrzenie. Nie powinnam być na niego zła o to, że troszczył się o mnie. Był dobrym chłopakiem. Najlepszym, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Po prostu obawiałam się, że na miejscu zastaniemy coś, co złamie Romeo.
- Nie przejmuj się mną, mój panie. Dzisiaj to ty jesteś najważniejszy.
- Lysso...
- Co? Dla mnie jesteś królem.
Astor parsknął śmiechem. Oboje spojrzeliśmy w jego stronę, na co demon-gargulec uniósł w górę fioletowe ręce i zrobił niewinną minę.
- Nie miejcie mi za złe tych reakcji, kochani. Po prostu podoba mi się to, jak się do siebie zwracacie. Nie macie pojęcia, ile bym dał, aby mieć swoją własną uległą. Byłbym najszczęśliwszym facetem na świecie, gdybym miał kogoś pod sobą. Jestem dominujący i się tego nie wstydzę.
- Och, ależ wiem, że się tego nie wstydzisz.
Romeo parsknął śmiechem, gdy Astor rzucił w niego butelką.
- Ty nie jesteś lepszy, panie! - zakpił Astor, udając mój głos.
- Dobra, dzieciaki! - krzyknął Kyle, klaszcząc na nas. - Wiem, że rozładowywanie stresu za pomocą humoru jest dobre, ale musimy być skupieni na celu misji. Jesteśmy już naprawdę blisko. Zostało nam niespełna pół godziny do dojścia do domu, w którym mieszkają Drastan, Yumi i fagas tej kobiety.
Zaśmiałam się. Może nie powinnam akceptować tego, że Kyle nazywał "fagasem" mężczyznę Yumi, ale skoro ten facet pozwalał na to, aby znęcano się nad Drastanem, nie mogłam nazywać go dobrze.
- W takim razie chodźmy! - zarządziłam, klaszcząc w dłonie tak, jak przed chwilą zrobił to Kyle.
Szłam jako pierwsza, udając pewną siebie i gotową do walki o Drastana. W rzeczywistości taka nie byłam.
Od środka skręcało mnie z nerwów. Bolał mnie brzuch i niemiłosiernie się pociłam. Czułam się słabo, ale musiałam być silna. Dla Romeo i jego synka.
Nagle w oddali zobaczyliśmy samotnie stojący domek. Znajdował się w dokładnie takiej scenerii, jaką sobie wyobrażałam, gdy Romeo opowiadał o nowym domu Yumi. Wszystko tutaj było piękne, spokojne i beztroskie, ale wiele wskazywało na to, że w tym niepozornie wyglądającym domku działo się coś, co nie powinno mieć miejsca.
Romeo chwycił mnie mocno za rękę. Byliśmy już tak blisko celu. Nareszcie miało spełnić się marzenie, które mój pan miał od trzech lat. Przez długi czas nie widział syna myśląc, że już nigdy więcej go nie ujrzy, ale wydarzył się cud. Bowiem gdy zbliżyliśmy się do domku, zobaczyliśmy na plaży dwie istoty. Jedną z nich niewątpliwie była Yumi, a drugą...
Na bogów.
To chyba nie był Drastan.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top