1
Romeo
Ta historia wydarzyła się daleko. W innej galaktyce. Tam, gdzie żyły stworzenia takie jak demony, smoki, wróżki czy syreny. Ten świat był zaskakująco piękny, ale nawet tam, gdzie otacza nas piękno, czai się zło.
Mimo, że żyłem w świecie, w którym otaczało mnie wiele magicznych istot, żadna nie wyglądała tak jak ja. Uważałem siebie za coś okropnego. Za potwora, który straszył dzieci i który nie zasługiwał na to, aby żyć.
Moje ciało w pełni pokrywało czarne futro. Chodziłem na dwóch tylnych łapach, a nad moim tyłkiem machał czarny jak mrok nocy ogon. Zamiast normalnej głowy nosiłem czaszkę przypominającą taką od jelenia. Słyszałem, że takie stworzenia żyły na Ziemi. Kiedyś tam byłem, ale to była historia na inny raz.
Czaszka była ciężka, ale przywykłem do noszenia jej. Cóż, nie mogłem jej zdjąć, więc jasnym było, że nie mogłem się jej pozbyć.
Z czaszki wyrastały mi dwa zakręcone rogi. Były moją ozdobą i chyba jedyną rzeczą, jaką lubiłem w swoim wyglądzie. Podobały mi się także moje czerwone oczy, jednak przez to, że nie miałem źrenic, wyglądałem strasznie.
Przez całe życie trzymałem się na uboczu. Straciłem rodziców, gdy byłem małym chłopcem. Od dnia, w którym umarli, błąkałem się po świecie, nie widząc nigdzie dla siebie miejsca. Gdziekolwiek się pojawiałem, wzbudzałem zainteresowanie, ale nie takie, jakiego pragnąłem. Magiczne stworzenia wytykały mnie palcami, ale zdarzało się także, że byłem bity i wyśmiewany. Miałem ogromną siłę, więc odparcie przeciwników nie stanowiłoby dla mnie większego problemu, ale nie chciałem nikogo ranić. Nie mogłem zabijać. Marzyłem o tym, aby pewnego dnia znaleźć bezpieczne miejsce, w którym nie będę musiał wstydzić się tego, kim byłem.
Zamieszkałem w jaskini na uboczu, gdzie nikt nie chadzał. Czułem się tu w miarę bezpieczny, ale samotność bardzo mi doskwierała. Nienawidziłem tego, że nie mogłem znaleźć nikogo, kto by mnie pokochał. Po części jednak to rozumiałem. Demony były piękne, a ja byłem okropny. Żadna wróżka, demonica, smoczyca czy syrena nie spojrzałaby nawet w moim kierunku. Byłem duży, silny i przerażający. Nikt jednak nie wiedział, że tak naprawdę potrafiłem kochać, ale nikt nie dał mi szansy, abym mógł to pokazać.
Pewnego dnia przechadzałem się po wzgórzach, ciesząc się promieniami słońca. Miałem nadzieję, że na szlaku nikogo nie spotkam. Uwielbiałem poznawać nowe stworzenia, jednak one niekoniecznie chciały poznawać mnie.
Wtedy zobaczyłem ją. Miałem wrażenie, że spotkałem kogoś, kto pochodził nie z tego świata. Byłem bowiem pewien, że tylko ja wyglądałem tak dziwacznie. Nigdy wcześniej nie spotkałem istoty, która byłaby z mojego gatunku. Nigdy wcześniej nie widziałem kobiety, której ciało pokryte byłoby czarnym futrem, a która miałaby czaszkę zamiast głowy.
- Kim jesteś?
Byłem tak zapatrzony w piękną kobietę, po której plecach spływały różowe włosy, że nie zauważyłem, kiedy ona spostrzegła moją obecność.
Uniosłem w górę ręce, aby pokazać jej, że nie miałem zamiaru jej zranić. Piękna kobieta, której oczy były różowe tak samo, jak jej włosy, przechyliła lekko głowę na bok. Nie mogła się uśmiechnąć przez to, że nasze czaszki nam na to nie pozwalały. Nie wiedziałem więc, jakie czuła emocje.
- Nazywam się Romeo. Nie zrobię ci krzywdy.
Dziewczyna podeszła do mnie. Miała nie więcej jak osiemnaście lat. Była śliczna. Nie była taka jak demoniczne kobiety czy zjawiskowe syreny, ale miała w sobie coś wyjątkowego. Była taka jak ja. Również była tutaj sama.
- Mam na imię Yumi. Miło mi cię poznać, Romeo.
To był dzień, który na zawsze odmienił moje życie.
Po poznaniu Yumi zmieniłem się. Codziennie cieszyłem się z życia i obdarzałem moją ukochaną miłością, na jaką zasługiwała. Yumi zamieszkała w mojej jaskini. Okazało się, że podobnie jak ja, ona również straciła rodziców. Nie zginęli jednak, a wyjechali, zostawiając nieletnią dziewczynkę samą. Błąkała się po świecie i była wytykana palcami, choć z pewnością nie w takim stopniu jak ja. Pasowaliśmy do siebie idealnie. Mieliśmy takie same zainteresowania, a w łóżku pasowaliśmy do siebie jak ulał.
- Kocham cię, Yumi. Nie masz pojęcia, jak bardzo odmieniłaś moje życie, królowo.
Dziewczyna zaśmiała się. Pocałowałem ją w czaszkę. Nie można tego było raczej nazwać pocałunkiem przez to, że nie miałem ust, ale lubiłem tak sobie to wyobrażać.
- Romeo, życie z tobą jest najpiękniejszym prezentem, jaki mogłam sobie wymarzyć. Wciąż nie wierzę w to, że istnieje na tym świecie ktoś tak podobny do mnie. Ktoś, kto nie tylko wygląda jak ja, ale również ma podobne zainteresowania. Jesteś moim ideałem, Romeo. Och, muszę ci powiedzieć o czymś jeszcze.
Yumi spojrzała w dół. Pogłaskała się łapą po brzuchu, a ja oniemiałem.
Spojrzałem w oczy mojej kobiety. Pani mojego serca, którą kochałem już od dwóch lat. W moich oczach zebrały się łzy, ale pokręciłem przecząco łbem, odganiając od siebie te łzy.
- Kochanie, czy ty...
- Jestem w ciąży - dopowiedziała, zarzucając mi ręce na szyję. - Będziemy mieć dziecko!
To był najpiękniejszy dar, jaki mogłem sobie wymarzyć. Nie dość, że miałem przy sobie Yumi, którą bardzo kochałem, to miałem także dziecko w drodze. Wydawać by się mogło, że nic nie mogło zepsuć naszej sielanki, ale wkrótce stało się coś, co zmieniło mnie na zawsze.
Po kilku miesiącach na świat przyszedł nasz synek. Nadaliśmy mu imię Drastan. Chłopiec był bardzo ruchliwy i wyglądał jak mała kopia nas. Miał żółte oczka i śmiał się za każdym razem, gdy drapałem go po brzuszku. Starałem się być dla niego najlepszym ojcem. Kochałem go. Kochałem go tak bardzo, że ta miłość doprowadziła do czegoś okropnego.
- Yumi? Kochanie, gdzie jesteś?
Kiedy obudziłem się pewnego dnia, nigdzie nie widziałem Yumi ani Drastana. Byłem w szoku. Bałem się, że coś im się przydarzyło. Biegałem dookoła jaskini i wspinałem się na wzgórza, szukając ich. Nic z tego nie rozumiałem. Przecież Yumi i Drastan byli ze mną bezpieczni. Dlaczego więc ich nigdzie nie było?
- Yumi! Drastan! Gdzie jesteście?!
Wrzeszczałem tak głośno, że przeganiałem swoim krzykiem z okolicznych drzew małe smoki. Przedzierałem się przez gęste lasy, szukając mojej ukochanej i mojego syneczka. Z każdą godziną traciłem nadzieję na to, że ich znajdę. Coś było nie w porządku. Coś się musiało stać. Przecież Yumi nie uciekłaby ode mnie.
Prawda?
- Bogowie, pomóżcie mi! Błagam, odnajdźcie moją ukochaną!
Bogowie jednak nie mieli interesu w tym, aby mi pomóc.
Szukałem Yumi i Drastana przez wiele dni. Poszukiwałem ich dniami i nocami. Czasami zasypiałem, ale szybko się budziłem, aby wyruszyć na dalsze poszukiwania. Byłem bardzo głodny i zmęczony. Doszedłem nawet do takiego stanu, że miałem ochotę umrzeć. Wiedziałem jednak, że musiałem żyć.
Pewnego dnia usiadłem nad jeziorem i zacząłem płakać. Płakałem tak bardzo, że na pobliskie drzewa przyleciały smoki, aby zobaczyć, czy ktoś nie potrzebował pomocy. Nie chciałem być dla nich niemiły, ale odganiałem je, pragnąc być sam.
Tego dnia otrzymałem list. Pojawił się przede mną, zawisając w powietrzu w otoczeniu niebieskiej mgiełki. Gdy opadł mi na kolana, momentalnie rozerwałem kopertę. To, co zobaczyłem w środku, złamało moje serce na milion kawałeczków.
"Romeo,
Przepraszam Cię za to, że uciekłam.
Nie chciałam Ci tego robić. Myślałam, że Cię kochałam, ale każdego kolejnego dnia rozumiałam coraz bardziej, że nic z tego nie będzie. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, iż nie odwzajemniłam twoich uczuć. Jesteś wspaniałym mężczyzną, ale nie jesteś dla mnie.
Nie szukaj mnie, Romeo. Uciekłam daleko. Tam, gdzie nas nie znajdziesz.
Moje serce tęskniło za moim pierwszym ukochanym. Nigdy Ci o nim nie mówiłam, ale to on zdobył moje serce i go nie puścił. Myślałam, że o nim zapomnę, ale nie było to możliwe. Zakochałam się w nim tak bardzo, że moja miłość do niego okazała się silniejsza niż miłość do Ciebie.
Zabrałam ze sobą Drastana. Błagam, pozwól nam odejść w spokoju. Nie szukaj swojego syna. Nie oddam Ci go. Może coś do Ciebie czułam, ale to dziecko jest moje. Wychowam je z moim poprzednim partnerem. Gwarantuję Ci to, że Drastan będzie szczęśliwy. Będzie miał wspaniałego ojca. Nie szukaj nas, rozumiesz?
Wybacz mi, Romeo. Spędziłam z Tobą przyjemne chwile, ale nie mogłam Cię pokochać. Uszanuj moją prośbę dotyczącą Drastana. Pozwól mu żyć z matką, a nie z ojcem. Takim ojcem, którego nie życzyłabym żadnemu dziecku.
Przepraszam,
Yumi."
To był cios. Ten list sprawił, że przez kolejne dni szukałem możliwości wyjścia z krainy, w której mieszkałem. Nie dałem jednak rady tego zrobić. Została na mnie nałożona magiczna bariera, która od urodzenia nie pozwalała mi poruszać się po niektórych królestwach. Domyślałem się, że Yumi uciekła tam, gdzie nie miałem wstępu. Doskonale wiedziała, co robiła. Miała dobrze opracowany plan. Chciała mnie zniszczyć i to zdecydowanie jej się udało.
Po przeszukaniu kilku królestw, poddałem się. Wróciłem do swojej jaskini i płakałem. Wiedziałem, że było to żałosne zachowanie, ale nie widziałem żadnego sensu w próbowaniu żyć dalej.
Byłem wściekły na Yumi. Nienawidziłem jej za to, co mi zrobiła. Mogła ze mną porozmawiać. Pozwoliłbym jej odejść, skoro kochała innego mężczyznę. Ona jednak porwała naszego syna. Zabrała go ode mnie bez słowa, a ja zostałem z niczym.
- Jest tu ktoś? Cholera, czuję tu dziwny zapach, Mercury.
- Też to czuję, Saturnie. Ktoś tu musi mieszkać.
- Jesteś pewien, że to demon? Nie znam tego zapachu. Och, kurwa. Tu się schowałeś.
Kiedy podniosłem głowę, zobaczyłem dwóch demonów. Jeden z nich miał srebrną skórę, roślinne tatuaże wijące mu się na twarzy, a jego oczy były złote. Miał jasną czuprynę i piękne demoniczne skrzydła.
Drugi chłopak miał długie blond włosy i oczy, które wyglądały nienaturalnie. Były bowiem tak piękne, że aż nierzeczywiste. Młody mężczyzna był piękny i w pewien sposób był bardzo podobny do stojącego obok niego demona.
Mężczyzna o srebrnej skórze ukucnął przede mną. Wyciągnął w moją stronę rękę tak, jakby chciał się ze mną przywitać. Ja jednak na niego syknąłem. Nie zraziło go to.
- Mam na imię Saturn. Jestem księciem tego królestwa. Nie zrobię ci krzywdy. Mój smok, Rex, wyczuł w pobliżu tej jaskini czyjś zapach. Nie spodziewałem się, że ktoś tu się ukrywa, ale musiałem to sprawdzić. Umiesz mówić?
Zaśmiałem się bez radości. Książę Quandrum myślał, że byłem jakimś dziwolągiem.
- Tak, wasza wysokość. Potrafię mówić.
- To świetnie! - klasnął w dłonie. - Jak masz na imię?
- Romeo. Jeśli ci tutaj przeszkadzam, przeniosę się. Nie chcę, żebyś nabił mój łeb na pal.
Wstałem, ale Saturn chwycił mnie za nadgarstek. Spojrzałem w dół. Byłem od niego o wiele wyższy.
- Na co się tak patrzysz? Nigdy nie widziałeś takiego stwora, wasza wysokość?
- Muszę przyznać, że nie. Jesteś naprawdę interesujący. Chciałbym cię bliżej poznać. Co ty na to, abyś dołączył do mojego pałacu? Podobasz mi się. Chcę dać ci porządny dom.
Nie rozumiałem tego gościa. Był dziwny i gadał od rzeczy, ale nie miałem nic do stracenia. Dlatego tamtego dnia poszedłem z Saturnem i Mercurym do pałacu.
Moje życie znowu się zmieniło. Zyskałem piękny dom. W zamian miałem być strażnikiem książęcych braci. Saturna, Mercury'ego i Neptune'a.
Pokochałem tych chłopców. Stali mi się tak bliscy jak bracia. Nie miałem własnej rodziny, ale miałem ich. Początkowo nie wychodziłem z pałacu, nie chcąc nikogo przestraszyć, ale pewnego dnia Saturn dał mi misję, abym porwał mu piękną kobietę z planety Ziemi. Nie chciałem tego robić, ale książę nalegał. Saturn był moim panem, więc nie mogłem mu odmówić.
W ten właśnie sposób poznałem Effie. Uroczą Ziemiankę, którą sprowadziłem tutaj, do Quandrum. Effie była waleczna i urocza. Bardzo ją polubiłem. Czasami czułem się tak, jakbym to z nią chciał spędzić resztę życia, ale Effie była przeznaczona Saturnowi.
Później Mercury poznał Bree. Tak właściwie, to spotkał ją po latach przerwy. Jego uczucie do syreniej dziewczyny odżyło. Dziś byli szczęśliwym małżeństwem i mieli dwójkę dzieci. Adoptowanego Blaine'a i rodzoną Rey.
Najmłodszy z braci, Neptune, nie poszedł w ślady braci. Wyszedł za Fiodora, króla ciemności. Mieszkał obecnie w Cormac wraz z piątką dzieci. Apollem, Aresem, Hermesem, Claudiusem oraz Vivian. Był szczęśliwy i to było dla mnie najważniejsze.
Wszyscy dookoła mnie odnajdywali szczęście. Byli zakochani i spełnieni, a ja od trzech lat szukałem mojego synka. Drastan miał już prawie pięć lat. Na pewno mnie nie pamiętał, ale ja...
- Romeo, tutaj jesteś!
Uśmiechnąłem się do Effie. Królowa Quandrum i zarazem żona Saturna miała na sobie czerwoną suknię, która spływała do podłogi. Effie dumnie nosiła na głowie koronę.
Kobieta podała mi ręce. Uśmiechnęła się do mnie szeroko. Była między nami piękna więź. Byłem jej najlepszym przyjacielem i Effie wiedziała, że zawsze mogła na mnie liczyć.
- Muszę ci o czymś powiedzieć. Masz gościa, Romeo.
- Gościa? O czym ty mówisz? To jakiś żart, Effie?
Dziewczyna stanęła na palcach stóp. Objęła moją czaszkę dłońmi i pocałowała mnie w czubek pyska.
- Nie, skarbie. Jest tu ktoś, kto pomoże ci odzyskać Drastana.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top