9

- Denis dzwonił, no chodź. - Maciek próbował wyciągnąć mnie do pubu, który w sumie planowałem odwiedzić, ale dziś nie miałem na to ochoty. Nie chciałem jednak marnować okazji, gdy większość kumpli potwierdziła przybycie i w końcu zwlokłem się z łóżka.

Wziąłem szybki prysznic, ubrałem świeże ciuchy, użyłem perfum i przeczesałem moje, jeszcze zielone, włosy.

Drogę pokonaliśmy na piechotę, bo spacerowanie po mieście w taką pogodę - w ciepły wieczór z lekkim wiaterkiem, było przyjemnością. A następną przyjemnością miało być picie, które najzwyczajniej wykluczało prowadzenie auta.

Pub, który potocznie nazywaliśmy Pubem Kamila, ze względu na pracującego tam kumpla, był dosyć oblegany w piątkowy wieczór. Mimo to mieliśmy 'zaklepany' stolik, gdzieś na końcu sali. Gdy tam dotarliśmy, przy stole siedział już Adrian i Mariusz. Przywitaliśmy się krótko, idąc od razu zamówić jakieś piwa, żeby dogonić kumpli, którzy kończyli już po jednym kuflu.

- Gdzie ten Kamil? - rozejrzał się Maciek, ale zamiast wspomnianego chłopaka za ladę wyszła Lena. - O, hej. Dwa razy po Ciechanie.

- Się robi. - wystawił jej banknot, ale pokręciła głową. - Na koszt firmy. Zalecenie szefa. - skinęła na Kamila, który wyszedł zza służbowych drzwi.

- Tak, dokładnie. - potwierdził jej słowa, więc braciak schował kasę. - Fajnie was tu w końcu gościć, a nie tylko konkurencje odwiedzacie. - tu posłał spojrzenie Maćkowi, który uniósł obronnie ręce. - Zaraz do was przyjdę.

Lena postawiła przed nami kufle, wycierając w fartuszek mokre od zimnego alkoholu ręce.

- Nie pasujesz tutaj. - stwierdził Maciek, a ja nie mogłem się nie zgodzić. Choćby nie wiem jak seksownie wyglądała w tej spódniczce, z twarzy była tak uroczo delikatna. W ogóle nie pasująca do miejsca, w którym dziewiećdziesiąt dziewięć procent klientów to pijani faceci. Chociaż Lena była bardzo konkretna i miała charakterek, tego nie mogłem jej odmówić.

- To zawsze mógł być klub ze striptizem. - wzruszyła ramionami, a moje myśli zrobiły się bardzo złe. - Chyba lepszy taki pubik, nie? - spojrzała na mnie, puszczając oczko.

- Ta, masz racje. Jak będziesz miała chwilę, to chodź do nas. - skinął na nasz stolik, na co pokiwała głową.

- Co ty taki małomówny? - pociągnęła, gdy Maciek zostawił nas przy barze.

- Zmęczony.

- Co wymyśliła wam dzisiaj Pani Ela?

- Znosiliśmy łóżko Maćka, które jest wielkości słonia i wnosiliśmy nowe, o podobnych gabarytach. - zaśmiała się, za pewne mając przed oczami obraz tej sytuacji.

- Biedny. Następną część dnia spałeś? - zapytała sarkastycznie, więc nie mogłem się nie uśmiechnąć.

- Może.

- To musi być męczące... A ja tu do rana. - oparła brodę na dłoniach. - I nawet nie mogę pić w pracy... - nachyliła się bliżej mnie. - ale czasem i tak to robię. - zaśmiałem się, kręcąc głową.

- Musimy umówić się na to pidżama party z maratonem filmowym.

- Nocowanie? Na to się nie zgadzałam.

- W końcu oboje musimy odespać te ciężkie dni. - puściłem jej oczko i ruszyłem w stronę kumpli.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top