- T - W - O -
Nyx nigdy nie miał prawdziwego przyjaciela, znaczy przynajmniej takiego, który nie był z nim w żaden sposób spokrewniony.
Po tym jak Maryn skończył swoją pracę u Dalii ich dwójka spędziła miło czas rozmawiając w jednej z komnat. Podczas tych chwil Nyx dowiedział się o chłopaku wielu rzeczy. Ryn był starszy od niego o dekadę, ale w świecie fae nie miało to wielkiego znaczenia iż w gruncie rzeczy można było ich nazwać rówieśnikami. W dodatku przez połowę swojego życia brunet uczył się na medyka, najpierw na Dworze Świtu skąd pochodzi jego matka, a później na Dworze Jesieni, gdyż podobno jego ojciec właśnie stąd pochodził.
Ryn był siostrzeńcem Eosa, co też nieco wpłynęło na jego wykształcenie. Choć chłopak był w jakiś sposób spokrewniony z arystokracją sam się nie uważał za jej część. Dlatego między innymi postanowił zostać uzdrowicielem.
- Też bym chciał wybrać samodzielnie ścieżkę kariery. - przyznał rozmarzony. - Znaczy to nie tak, że nie chce zostać Księciem, ale fajnie byłoby samemu podjąć decyzję.
Brunet uśmiechnął się do niego smutno.
- Jak chcesz to mogę nauczyć cię kilku rzeczy. - przyznał, ale widząc wyraz twarzy siedemnastolatka, odwrócił wzrok drapiąc się po szczęce. - Mam na myśli, że w sumie w tym roku już kończę ostatnie praktyki i umiem tyle, że mogę się z kimś podzielić tą wiedzą.
- Dzięki! - wykrzyknął czarnowłosy, rzucając się na niego z radości. Ryn zarumienił się przez ten niespodziewany kontakt, a kiedy Nyx w końcu uświadomił sobie co zrobił sam odsunął się niezręcznie, odwracając lekko wzrok. - Więc kiedy zaczynamy?
- Możemy nawet teraz.
Ich dwójka przeniosła się do jednej z pracowni medycznych w pałacu, gdzie Maryn pobierał nauki od najlepszych uzdrowicieli na Dworze, a także od Dalii, która jak nikt inny znała się na ciężkich obrażeniach skrzydeł i trudno gojących się bliznach, głównie z własnego doświadczenia.
Brunet podał przyjacielowi notatnik i pióro do zapisywania notatek i sam po kolei mu tłumaczył, jak nastawić odpowiednio rękę czy nogę, zlikwidować obrzęk, co zrobić ze złamanymi żebrami i jakie zioła są najlepsze na złagodzenie bólu. Zanim się obejrzeli nastał już wieczór.
- To chyba tyle na dziś. - ziewnął Ryn.
- Dzięki za lekcję. - powiedział Nyx, kiedy oboje szli po korytarzu. - Jutro też masz czas?
- Mam egzamin praktyczny. - odparł z niechęcią. - Ale po jutrze możemy wyskoczyć do miasta na festiwal z okazji równonocy jesiennej.
- Chętnie.
- To do zobaczenia niedługo. - odparł brunet machając do niego na odchodzę.
***
Nyx mógłby pokusić się o stwierdzenie, że ostatnie kilkanaście dni jakie przeżył były najlepszymi chwilami w jego życiu. Codziennie przed wykładami Ryna jadł z nim śniadanie i przepytywał go z jego notatek, a później razem jedli obiad na mieście rozmawiając o wszystkim i o niczym. Później odpoczywali w komnatach, a nawet raz jego ciotka pozwoliła im pobawić się ze szczeniakami. Pod wieczór Maryn uczuł czarnowłosego nieco o sposobach na leczenie, a po kilku godzinach słuchania i notowania oboje wracali do swoich łóżek i czekali niecierpliwie na kolejny dzień w swoim towarzystwie.
Nyx co jakiś czas spoglądał na Maryna, szczególną uwagę skupiał na jego twarzy i ustach, które starał się naznaczyć z jak największą dokładnością. Stało to się pewnego rodzaju zwyczajem przez ostatnie parę dni co go męczyło zarówno w ciągu dnia i nocy. Wiedział, że to się dobrze nie skończy.
- Co ty tam cały czas skrobiesz? - zapytał Ryn, rozłożony na kanapie w jednej z komnat, patrząc na przyjaciela, który siedział na przeciwko niego z notatnikiem i ołówkiem w dłoniach. Nyx odwrócił głowę zarumieniony.
- Rysuję... - odparł niepewny, chowając twarz za notatnikiem. Brunet podniósł się na łokciach, żeby spojrzeć na niego z uniesionymi brwiami.
- Umiesz rysować?
- Tak, moja mama jest malarką, więc od małego wpajała we mnie podstawy sztuki. - wyjaśnił lekko zawstydzony. - Choć nie jestem tak dobry, jak ona to potrafię coś nabazgrać.
- Pokaż. - odezwał się Ryn, nagle stając za nim i wyjmując rysunki z jego dłoni. Nyx nie zdążył go powstrzymać. - Wow, są niesamowite. - przyznał, kartkując zeszyt. - Masz ogromny talent.
Nyx czuł, jak jego twarz staje się czerwona. Wiedział bowiem, że w notatniku są same szkice przedstawiające bruneta.
- Musisz naprawdę mnie lubić skoro tyle czasu poświęcać na rysowanie mnie. - rzekł, spoglądając z cwanym uśmieszkiem na chłopaka. Nyx czuł, że jego twarz jest bardziej czerwona niż kolekcja rubinów jego ciotki. - Więc co panie artysto pora na lekcje?
Poczuł ulgę, przynajmniej na chwilę oderwie myśli od wspaniałości chłopaka i będzie mógł skupić się na czymś innym.
***
Nyx nie potrafił skupić się na niczym innym niż cały czas poruszające się usta Ryna, który opowiadał mu o różnicy między skrzydłami peregrynów a Illyrów. Ne mógł po prostu skoncentrować się na informacjach, jakie starał mu się przekazać, jego myśli cały czas błądziły w jedną stronę, tam gdzie sięgało jego spojrzenie.
- Ziemia do Nyxa. - odezwał się nagle Ryn, zbliżając się niebezpiecznie do czarnowłosego. - Wszystko w porządku?
- Tak. - odpowiedział szybko, cofając się o krok i uderzając solidnie skrzydłami o drzwi. - Wszystko okej.
- Na pewno? - dopytał chłopak ze zmartwioną miną.
- Tak, ja tylko... - nie dokończył, bo kiedy chciał rozwinąć nieco skrzydła, przez górną część przedarł się ostry ból. Ryn widząc skrzywienie na jego twarzy podszedł do niego naprawdę blisko.
- Co jest? - zapytał z echem paniki w głosie.
- Moje lewe skrzydło, chyba je sobie nadwyrężyłem.
Ryn wyciągnął w tamtym kierunku dłonie, ale się zawahał. Z tego co wiedział to Illyrowie i w ogóle wszyscy użytkownicy skrzydeł nie przepadali za tym, żeby inni dotykali tej części ich ciała.
- Mogę? - spytał tak miękkim głosem, że Nyx niemal poczuł, jak jego kolana zamieniają się w watę. Skinął brunetowi głową.
Ryn wymasował bolącą część, żeby znaleźć źródło problemu. Po dłuższej chwili w końcu wiedział co się stało.
- Jedna z kości na grzbiecie przeskoczyła ci podczas uderzenia w drzwi. Jeśli ją szybko nastawię będzie po problemie. - wytłumaczył mu, czekając na pozwolenie na działanie.
- Rób co do ciebie należy. - odparł z zaciśniętymi zębami.
- To będzie szybka akcja. - odparł i zrobił błyskawiczny ruch. Coś chrząknęło i kość z powrotem wróciła na swoje miejsce. Nyx westchnął z ulgą i pozwolił Rynowi przetransportować go na jedno z pobliskich krzeseł. - Powinieneś bardziej uważać. - powiedział wciąż zmartwiony.
- Tak, tak wiem. - mruknął, masując lewę ramię i patrząc z ukosa na chłopaka. -Chyba należy mi się nagroda za bycie tak dobrym pacjentem.
To był moment i Nyx nie był nawet pewny czy jego mózg zarejestrował to co powiedział, ale najwyraźniej jego usta miały swój własny umysł. Zanim cokolwiek przyswoił jego usta znalazły się na tych Ryna i o dziwo chłopak go nie odepchnął, a wręcz przeciwnie, przyciągnął bardziej do siebie.
I o to właśnie syn Księżnej i Księcia Dworu Nocy całował pięknego uzdrowiciela z pracowni, pachnącej lekami.
Wiedział, że ma przesrane.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top