9
W końcu zaczyna się konwent, Eren jest szczęśliwa, a Levi zdezorientowany.
Przepraszam, jeżeli są błędy, ale moja beta się rozchorowała ;.;
Wracaj do zdrowia, Brewka.
***
Eren budząc się kolejnego dnia, była szczęśliwa. Jej dzień nie mógł być lepszy.
Wstała z łóżka z silną chęcią wrzucenia na siebie sukienki, nie denerwowały jej nawet natarczywe promienie słońca, wdzierające się przez okno. Była ósma rano, a na konwencie miała zgłosić się dopiero o dziesiątej.
Miała więc sporo czasu, tym bardziej że jazda tam samochodem nie zajmowała więcej niż dziesięć minut.
- Eren, skarbie, już ósma - ciche pukanie i głos jej matki doszedł zza drzwi.
Otworzyła drzwi z godną siebie werwą i szerokim uśmiechem.
- Dzień dobry, mamo!
- Zaimki? - zapytała, ale dodała, zanim Eren zdążyła się odezwać - chyba się domyślam.
- Ona/jej, mamo, dziękuję - Dziewczyna odeszła od drzwi, wpuszczając matkę do środka i złapała sukienkę wraz z peruką - pójdę się przygotować. Jean i Armin będą tutaj za godzinę.
- Wystarczy ci godzina? - kobieta założyła ręce na piersi, śmiejąc się, że swojego dziecka, Eren natomiast podrapała się po karku.
- Nie doceniasz mnie, mamo.
I naprawdę nie doceniła. Eren była gotowa już po dwudziestu minutach, w swojej białej sukience, niskich pantoflach i lekkim makijażu, jedynie podkreślającym oczy i kontrującym twarz.
Peruka rozczesana, falowała jej lokami na ramionach, kiedy postanowiła zostawić ją rozpuszczoną. Nie dało się odróżnić sztucznych włosów od jej prawdziwych, z czego była zawsze dumna.
Wydała na nie sporo pieniędzy dwa lata temu i nie żałuje.
Jean przyjechał wcześniej, niż planowano. Nastolatka była w trakcie ostatnich poprawek, kiedy Armin wparował przez drzwi jej pokoju z niepewną miną.
- ... Zaimki?- zapytał cicho, spoglądając na przyjaciółkę, ale ta się jedynie uśmiechnęła.
- Ona/jej, Arm. Dziękuje. - Zachichotała - Każdy inny, ale myślałam, że akurat ty zorientujesz się od razu.
Eren przeczesała włosy po raz ostatni szczotką, po czym złapała zielony sweter i wyszła, czekając, aż blondyn ruszy za nią.
- Wiesz, znam cię aż za dobrze. - Arlert podrapał sie po głowie - Wiem, że uparte z ciebie drańsko i zrobiłabyś wszystko, by zadowolić widzów, nawet mając chłopięcy dzień.
- Nie zawsze - szatynka mruknęła pod nosem - czesem te dni są naprawdę złe. Bywają takie, że nie czuję się ani jednym, ani drugim, lub nawet niczym pomiędzy.
Armin zauważył, że nastrój przyjaciółki nagle przygasł, ale gdy chciał coś powiedzieć, ta uśmiechnęła się, nie dając mu dojść do słowa.
- Ale dziś mamy konwent i to nie tak, że mam jeden z tych złych dni.
W tym momencie niższy chłopiec odetchnął z ulgą.
Jean już czekał w aucie pod domem Jaegerów, kiedy wyszli przez drzwi frontowe.
Eren nie wahała się wepchnąć na przedni fotel pasażera, zostawiając swojemu blond przyjacielowi cały tył.
- Reszta jest już w kolejce, ty masz zaproszenie, prawda?
- Tak, wchodzę innym wejściem, niż wy - odpowiedziała nastolatka zapinając pasy - Ale spokojnie, poczekam w środku.
Dla Kirschteina na szczęście dla Eren, w przeciwieństwie do Armina, wystarczyło spojrzenie dziewczynę, by używać damskich zaimków. Nie dociekał, ani nie starał się wyciągnąć od niej, czy nie udaje specjalnie na rzecz spotkania z fanami.
Szatynka była wdzięczna, choć nie wiedziała, czy jest po prostu taktowny, czy zwyczajnie ignorancyjny.
Tak czy inaczej, dzięki temu, mogła cieszyć się spokojną jazdą w stronę budynku, którym miało odbyć się całe wydarzenie.
Usiadła prosto dopiero, kiedy już z daleka zobaczyła ciągnącą się wzdłuż ulicy kolejkę, niektórzy ludzie stali z walizkami, inni bez, niektórzy mieli ze sobą tylko małe toby.
- O cholera… - zaklęła pod nosem, ale Jean tylko sie zaśmiał.
- Spokojnie, Mikasa zajęła nam kolejkę już godzinę temu, Marco jest Helperem i wszedł już dawno, więc przyniósł nam coś do picia i żarcie.
- Bubble tea? - Eren wyszczerzyła zęby do przyjaciela, jednak ten jedynie parsknął.
- Ta, Bubble tea.
Tak, każdy z ich paczki wiedział, że Jean ma słabość do małych, słodkich kuleczek w tym napoju, jednak tylko on sam nigdy się do tego nie przyznawał.
Eren zaśmiała się cicho, kiedy podjechali na praktycznie przepełniony parking.
Kirschtein znalazł miejsce gdzieś na samym końcu, gdzie i tak ledwo wcisnął swoje auto, po czym całą trójką udali się na prawie sam początek kolejki, gdzie czekała na nich już cała grupa.
Historia i Ymir, Mikasa, Sasha, Connie, oraz…
- Cholera, nie mogę tam iść…- Eren zatrzymała się, kiedy tylko byli w stanie zobaczyć twarze grupy.
- Dlaczego niby? - Jean uniósł brwi - przecież i tak nie masz swojej kolejki, goście wchodzą bez czekania.
- Tak, ale…
- Tam jest kuzyn Mikasy - Armin spojrzał w stronę kolejki - o to chodzi, prawda, Eren?
- Bardzo możliwe - dziewczyna spuściła wzrok - jeżeli mnie teraz z wami zobaczy, może domyśleć się…
- Więc dlaczego mu nie powiesz? - najwyższy chłopak przewrócił oczami - To nic takiego, jeżeli się domyśli. To kuzyn Mikasy, co może się stać?
- Nie wiem, może… Może mnie znienawidzić?! Może na przykład wrócić do Francji i więcej tu nie przyjechać?
- Dlaczego tak ci na tym zależy? Nie sądziłem, że jesteś aż tak samobójczym draniem… Czekaj, czy ty się w nim bujasz?!
Policzki szatynki w jednej chwili przybrały odcień czerwieni, a ona sama wstrzymała na chwilę powietrze.
- Nie! Skąd ten pomysł! To on buja się w Rogue, nie chcę zniszczyć mu tego marzenia już na wstępie!
- Eren, ty tygrysie - Jean śmiał się tak, że głowy ich przyjaciół zwróciły się ku nim, a oczy niskiego mężczyzny od razu powędrowały do nastolatki, wertując ją od stóp w pantoflach, przez długie nogi, aż do spuszczonej, zarumienionej twarzy.
Ale Eren nie mogła długo znieść tego spojrzenia. Kiedy tylko jej zielone tęczówki napotkały na krótką chwilę kobaltowe, źrenice u obojga rozszerzyły sie w zaskoczeniu. Dziewczyna nie zwlekając odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła do wejścia dla gości.
*
- Oi, co jest? - Mikasa poklepała kuzyna po ramieniu, gdy ten stał zapatrzony w pustą przestrzeń już dłuższą chwilę.
- To była ta osoba, co myślę?- Levi spojrzał na nią niepewnie, jednak ta jedynie obdarzyła go lekkim uśmiechem.
- Tak, to była ona. Spotkasz ją zapewne w środku, kiedy ta kolejka w końcu zniknie.
Jean i Armin w końcu dołączyli do nich, ale Levi nie zwracał na nich uwagi, czekając aż będzie mógł odebrać identyfikator i wejść do środka, szukając dziewczyny, którą do tej pory widział jedynie na filmach.
Jego matka miała rację, był w tę nastolatkę tak zapatrzony, że nie widział świata poza nią od kilkunastu tygodni.
Każde powiadomienie w telefonie wzbudzało w nim dreszcz, a kiedy okazywało się smsem lub czyś całkowicie innym niż film Rogue, czuł ogromne rozczarowanie.
Naprawdę od dawna nic nie wzbudzało w nim takich emocji jak ona.
Był tylko jeden problem, który kuł go w serce od samego początku, gdy zorientował się, że jet już kompletnie zapadnięty w uczucie do dziewczyny.
- Mikasa, ile Rogue ma lat? - zapytał, wpatrując się w tył głowy osoby przed nim, by nie musieć patrzeć w oczy kuzynce.
Kątem oka dostrzegł, że dziewczyna niepewnie zagryza wargę, zapewne nie będąc pewna, czy może mu powiedzieć.
Po kilku chwilach milczenia Levi miał już odezwać się, że nie musi mówić, jeżeli nie może, kiedy Jean Kirschtein odwrócił się do nich z szerokim, niemal końskim uśmiechem.
- Jest w naszym wieku, więc na legalu, Romeo.
A Ackermann czuł, jak zadrżała mu brew.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top