8

Eren, Rogue!Eren i Levi.

KONWENT W KOLEJNYM!

To na końcu, może być lekkim szokiem, tym bardziej że opowiadanie to miało liczyć około 10-15 rozdziałów, jednak... Jak to ja, zrobię więcej, bo mam sto pomysłów na sekundę!



***

- Somebody once told me…!

- Connie, mógłbyś skończyć z tą piosenką?! - Eren zirytowała się, zaplatając warkocz na peruce - Mam zamiar zacząć nagrywać!

- Przepraszam, ale ta piosenka tak bardzo siedzi mi w głowie! - jęknął łysy chłopiec, siadając pod ścianą - już milczę.

- Nie masz czegoś ciekawszego do roboty? Sasha cię nie potrzebuje?

Dziewczyna usiadła przed kamerą i zaczęła ustawiać ostrość obrazu.

- Eren, ona nie chce mnie! - Springer znów zaczął zawodzić - ona pragnie tylko mojego jedzenia!

- Zapewniam cię, że to nie prawda. - Eren sapnęła, włączając w końcu nagrywanie - a teraz się zamknij.

Tym razem nastolatka nie miała przyciętego obrazu, ograniczającego widok jedynie do jej twarzy i krzesła, na którym siedziała, a na większość ściany za nią, łóżko i okno, gdzie na parapecie ustawione było kilka wazonów z kwiatami. Potrzebowała tego do filmu i niechętnie ukazała w nim swój mały azyl. 

Nie był to ani typowo dziewczęcy pokój, ani typowo chłopięcy. Orchidowa ściana i podwieszone pod sufitem girlandy z różowymi diamentami, oraz szmaragdowa firana sznurkowa na oknie były jedynym, co dziewczęcego można było uwiecznić w kamerze, natomiast łóżko z granatową pościelą można było przypisać do obu płci.

Eren specjalnie wybrała tę najbardziej kobiecą część jego sypialni, ponieważ - nadal - nikt nie wiedział o jej fizycznej płci, ani tego, że płynnie przechodzi między kilkoma. 

Kamera nagrywała, gdy z uśmiechem pomachała do niej.

- Witajcie, moje cyraneczki! - zaśmiała się, klaszcząc ochoczo w dłonie - dziś, z okazji otwarcia kwiaciarni rodziców jednego z moich przyjaciół, nauczę was robić bukiety!

Po tych słowach nastolatka wstała, podchodząc do parapetu i zaczęła na dobre realizować właściwą część scenariusza.

*

Zeke został w ich domu przez kolejny tydzień.

Eren do tej pory, nie potrafił zrozumieć, dlaczego ten nie wróci do mieszkania swojej matki, ponieważ właśnie tam zazwyczaj spędzał większość czasu, gdy był w Niemczech.

W tym momencie jednak nie miało się nawet zapowiadać, żeby się tam wybierał.

Był czwartek, dzień przed trzydniowym konwentem, na który Eren chciał pójść z przyjaciółmi i choć nadal nie wiedział, czy na pewno pójdzie jako Rogue, to przygotował już strój, który miał założyć.

Biała sukienka sięgająca nad kolana z kołnierzykiem i na krótki rękaw.

Przygryzł wargę. 

Była naprawdę ładna, mimo że zwyczajna. Tym bardziej że miał być tam Levi.

Mądry dorosły, który kilkoma słowami uświadomił mu, co powinien zrobić z uczuciami przyjaciółki. Nawet, jeżeli zrobił to dość specyficznym językiem.

Z Mikasą było tak, jak powiedział mu jej kuzyn. Przyszła po dwóch dniach od wesela i po stokroć przeprosiła Erena.

Powiedziała także, że jej zachowanie było głupie i jedyne, czego w tym momencie oczekuje od chłopaka, to przyjaźń i by nigdy jej nie opuścił. Chciała jego szczęścia, nawet, jeżeli nie przy niej.

Oczywiście, Eren jej wybaczył. Nie było nawet innej opcji.

Była dla niego jak siostra i chciał, by tak zostało. Mimo tego, że przez większość czasu matkowała mu i śledziła każdy jego krok, to także wiele razy mu pomogła. Była przy nim, kiedy odkrywał samego siebie i stronę Rogue. To ona i Armin wyciągali go z większości dołków psychicznych i pomagali przy atakach dysforii. Byli jego rodziną.

Mówiąc o rodzinie, Eren tak bardzo zanurzył się w myślach, że nie zauważył, jak w progu staje jego brat.

- Czyje to fajki? - nastolatek usłyszał za sobą głos Zeke'a, więc automatycznie odwrócił się w jego stronę, po chwili zwracając go na swoje biurko, gdzie Mikasa kilka godzin temu zostawiła paczkę papierosów, zapominając o nich, kiedy wychodziła.

- Umm… - już chciał powiedzieć prawdę, kiedy na jego twarz wpłynął szyderczy uśmieszek - Wiesz… Jak mama zapyta, dlaczego palę, powiedz jej, że braciszek Zeke mnie nauczył!

Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i zaśmiał się.

Zeke jedynie się skrzywił. 

- Nie żartuj sobie, Eren. Wiem, że nie palisz. Więc do czyich rodziców mam dzwonić? Jeana? Conniego? Armina? Nie, Armin jest na to zbyt smarkaty…

- Cholera, znajomego. Daj spokój, Zeke - Eren przewrócił oczyma i wyjął zza szafy deskę do prasowania. Rozłożył ją jednym, sprawnym ruchem i sięgnął do górnej półki w szafie po żelazko.

- Co robisz?

Młodszy Jaeger spojrzał na brata przez ramię wzrokiem, jakby mężczyzna ten nagle zmienił się w pawiana i wystawił czerwone pośladki na wiatr.

- Rozumiem, że jesteś głupi, ale że aż tak? - Powiedział, wciąż nie odrywając wzroku od zmarszczonych brwi blondyna.

- Kurwa, Eren, wiem co robisz! - Zeke przetarł twarz dłonią - bardziej chodziło mi o  „po co to robisz”.

- W takim razie, następnym razem zadaj odpowiednie pytanie - szatyn prychnął i wziął się za prasowanie sukienki - Jutro jest konwent, na który dostałem zaproszenie. Ja, to znaczy Rogue, została zaproszona.

- A co jeśli jutro rano obudzisz się i stwierdzisz, że tego dnia nie możesz być Rogue?

Eren zaśmiał się cicho.

- Mam plan B, jeżeli któregoś dnia to się stanie. Pamiętaj, że mam najlepszych przyjaciół na świecie.

Uśmiech nie schodził z twarzy nastolatka, kiedy starannie wieszał swój jutrzejszy strój na szafie, by z jego porannym zaspaniem, być jak najszybciej gotowym na ten dzień.

*

- Czego - Levi sapnął do słuchawki po raz enty tego dnia.

Erwin wydzwaniał do niego dosłownie co godzinę, pytając o banalne rzeczy, dotyczące wesela.

- Mam sprawę…

- Weź białe - Levi wszedł mu w słowo.

- Wziąłem błękitne, ale nie, nie chodzi o to.

- W takim razie porcelana. Nie piję herbaty z niczego innego niż porcelana, biała…

- Levi, stój. Tak, wziąłem białą porcelanę, ale nie o to chodzi.

- Powiedz kurduplowi, że to mój pomysł! - z drugiej strony słuchawki dało się słyszeć stłumiony głos Hanji. Ackermann po dźwiękach, jakie dochodziły ze strony Erwina, domyślał się, że mężczyzna zakrył słuchawkę.

- Jak mu to powiem, w życiu się nie zgodzi! - Smith starał się mówić cicho, ale Levi nadal go słyszał. Przewrócił oczami i westchnął.

- Gadaj, Brewka. Najwyżej powiem  „nie”, co masz do stracenia? - odezwał się, opierając o krzesło na ganku, gdzie obecnie palił.

- Do stracenia mam wszystkie palce, język i penisa, Levi. To ostatnie jeszcze mi się przyda.

- Przypominam ci, że Marie ma już trójkę dzieci. Zostawię ci palce.

Blondyn zaśmiał się. Jedno było z głowy - Levi miał dobry humor, co dodaje kilka procent do ich szans przekonania go.

Dobrze było żartować z nim jak za dawnych czasów.

- Wystarczy jeden. - odpowiedział ze śmiechem, postanawiając w końcu przejść do tematu - Pamiętasz liceum i No Name?

- Jakie kurwa… Ach... - Tak, Levi pamiętał. 

Pamiętał, że Petra była zachwycona tym, że tworzyli muzykę w garażu Erwina, razem z Mikiem i Hanji. 

Rzucili to oczywiście z końcem szkoły, jak większość młodych ludzi, jednak były to bardzo dobre czasy, w które lubił wracać pamięcią.

- Więc… Tak jakby, Hanji chce go reaktywować na zjazd szkolny w tym roku.

Levi był cicho.

Blondyn nie wiedział, co ma myśleć o spokoju, jaki zachował jego przyjaciel. Słyszał westchnienie czarnowłosego i po chwili jego głos również.

- Nie myślisz, że i tak mamy już zbyt dużo na głowie? - Powiedział niezdradzającym emocji głosem - Mój głos nie jest już taki sam jak w liceum. Hanji może coś tam brzdąka na tej swojej gitarce, ale ja nie grałem od lat. Myślę, że tak samo Mike.

- Rozmawiasz z prezesem firmy Wings Of Freedom, Ackermann - W słuchawce Levi słyszał, jak obrotowe krzesło Erwina obraca się - Zostaw takie szczegóły mnie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top