Wykorzystać okazję

- To Harry Potter...

- To on! Tak, widziałam, widziałam.

- Syn Potterów, zauważyliście czy ma bliznę?

- Tak ma, ma jak nic! W kształcie błyskawicy! Merlinie złoty, to on!

- Chłopiec, Który Przeżył nie inaczej, patrz idzie!

Takie hasła niedługo obiegły wszystkie sklepy, kawiarnia, alejki boczne, główne i oczywiście dotarły do uszu Remusa i Dory, którzy właśnie płacili za swoje zakupy u Madame Malkin.

Remus spojrzał w panice na swoją żonę mając nadzieję, że się przesłyszał, ale nie. Ona też to słyszała...

Wybiegli w pośpiechu na główną ulicę i przeszukując ją wzrokiem w końcu zauważyli jakieś żywsze poruszenie przy Esach i Floresach. To nie było nic wielkiego, tylko wzrok większości przechodzących zawsze obracał się w tamtą stronę i często ktoś się zatrzymywał i zadzierał głowę do góry jakby próbował przewyższyć półki na wystawie i dostrzec kogoś we wnętrzu księgarni.

Od razu skierowali się w tym kierunku i o mało nie rozbili się z wychodzącą czwórką nastolatków.

- No to ładnie... - mruknął Ron.

-Zgadzam się z tobą Ronaldzie, bardzo ładnie. – powiedziała lodowato metamorfomag.

Remus zaciskając szczęki, wzrok miał utkwiony w Harry'm, który jak gdyby nigdy nic dźwigał kilka książek o grubych okładkach.

- Nie tutaj. – szepnęła Hermiona i wymijając ich pomaszerowała przed siebie do lodziarni.

Po kilku sekundach wahania, Will pociągnął za nią Harry'ego, a Harry skinął na Rona. Remus czuł jak jego ręce się trzęsą, nawet nie do końca ze złości ile ze stresu. Nie spodziewał się w końcu zobaczyć Harry'ego w tym miejscu, najnormalniej w świecie robiącego zakupy!

Tonks klepnęła go w ramię, żeby poszedł za nimi, a sama oddaliła się w drugą stronę do Dziurawego Kotła prawdopodobnie po to, by skontaktować się z Zakonem Feniksa bądź Potterami czy Dumbledorem.

Otrząsając się z odrętwienia szybkim krokiem znalazł się w lodziarni, gdzie dzieciaki siedziały przy jednym ze stolików.

Hermiona kręciła łyżeczką w długiej szklance z mrożoną kawą i górą bitej śmietany słuchając uważnie, co mówił do niej Harry wskazując na coś w otwartej książce.

Ron zatapiał łyżeczkę w pucharku lodów czekoladowych, a Will miętowych, obaj zapatrzeni w katalog o Quidditchu.

Na pierwszy rzut oka wydawało się, że to grupa zwykłych nastolatków miło spędzających czas, ale nie. Każdy odwracał wzrok, żeby jeszcze raz przypatrzeć się Chłopcu, Który Przeżył.

Harry Potter.

Remus świadomy spojrzeń innych ludzi rozumiał czego chciała uniknąć Hermiona i przysiadł się do nich do stolika. Tylko jego mina, pochmurna, a oczy miotające pioruny, zdradzały jak bardzo nie był zadowolony z sytuacji.

Will podniósł głowę znad rozpiski najlepszych mioteł wyścigowych tego roku i lekko się rumieniąc zauważył spojrzenie Remusa, wbite w Harry'ego.

- Co ty sobie myślałeś? – warknął cicho, nachylając się do nich, żeby nie być podsłuchanym.

- Zwiedzam, odkrywam, bawię się. – odpowiedział Harry nie podnosząc wzroku. – A na co ci to wygląda?

- Wygląda mi na to, że wystawiasz się na srebrnej tacy. Twoi rodzice będą wściekli kiedy się zorientują, co zrobiliście, a masz gwarancję, że się dowiedzą.

Chłopak wzruszył tylko ramionami i podebrał łyżeczką trochę bitej śmietany od Hermiony.

- Nie wiedziałem, że jestem więźniem... A nie! Przecież byłem, tylko pod inną nazwą, jak to Potter nazwał... Uziemienie?

Remus westchnął.

Hermiona i Ron czuli się trochę niezręcznie, a Will z drugiej strony szukał tylko miejsca, żeby się wtrącić.

- James chce dla ciebie jak najlepiej. Nie oczekuj, że po tym co ostatnio zrobiłeś będziesz miał same ulgi, bez względu na to jak dużą nauczkę dostałeś.

- Przecież nie mam zamiaru pchać się do Voldemorta!

Ludzie skoczyli nagle przestraszeni wybuchem Harry'ego i nawet jego towarzysze przymknęli oczy jakby musieli oczyścić umysł z ostatniego wypowiedzianego słowa.

- Nie chcę do Niego wracać. – powtórzył ciszej. – Ale to nie znaczy, że lubię być zamkniętym, ograniczonym. Wiem co powinienem robić, a to, że Dumbledore mi to utrudnia...

- Profesor Dumbledore jest mądrzejszy i bardziej doświadczony w takich sprawach niż ktokolwiek z nas i zapewniam cię, że można mu zaufać.

Harry się nie odezwał, spojrzał na Hermionę i Rona, którzy patrzyli na niego pocieszająco i wiedział, że w tej kwestii popierają Remusa. William jednak nadal wbijał twarde spojrzenie w chrzestnego, nie podobało mu się, że tak mówił do jego brata.

- Skoro taki to wspaniały jest Dumbledore to gdzie był kiedy Harry płaszczył się przed Voldemortem, kiedy był torturowany i zmuszany do torturowania, kiedy...

- Chyba wystarczy. – wycedził James Potter, a jego jedna ręka zacisnęła się na ramieniu jego młodszego syna.

Harry siedział sztywno wyprostowany. Nikt jeszcze nie oskarżył go, nie powiedział tego na głos, to było takie niewłaściwe i przecież nie do końca prawdziwe! Ale i tak lekko pobladł i nie mógł spojrzeć nikomu w twarz, a przy stoliku było cicho.

Harry zauważył barczystą postać Alastora opierającego się o kolumnę przy wejściu po drugiej stronie drzwi i kilku aurorów przechadzających się, niby przechodnie. Hermiona zamknęła delikatnie książkę, którą kupił sobie Harry o zaawansowanej animagii i wymieniła znaczące spojrzenia z Ronem. Jej pewność siebie zawsze zanikała przy dorosłych choć tak wyraźnie odznaczała się pośród jej rówieśników.

- Gdzie peleryna?

Hermiona wyjęła ją z torby i podała do Willa, który oddał ją swojemu tacie bez słowa, ale z zaciętym wyrazem twarzy.

Wtedy do środka weszła Lily.

- Dzień dobry Ronaldzie, Hermiono.

- Dzień dobry pani Potter. – odpowiedzieli razem.

- Kupiliście już wszystko, czego potrzebujecie?

Hermiona już otworzyła usta, żeby wymienić jakie rzeczy powinna dostać w Aptece, kiedy Ron kopnął ją pod stołem.

- Mamy wszystko.

Lily uśmiechnęła się lekko, próbując nie patrzeć na żadne ze swoich dzieci. Jednak jej wzrok i tak cały czas wędrował do lekko zwieszonej twarzy Harry'ego.

- Ty – wskazała na Willa. – Wracasz prosto do domu i resztę wakacji spędzasz z panią Figg i jej uroczymi kotkami.

- Co?! Nie ! Nie możesz mi tego zrobić! – zaprotestował Will wstając od stołu.

- Oj kochany, chyba musimy poważnie porozmawiać na temat tego czego kto nie może, bo już niedługo niewiele będzie rzeczy, który będziesz mógł.

Remus doskonale znając to spojrzenie rudowłosej kobiety, wyprowadził Williama na zewnątrz, a chwilę później Ron i Hermiona w pośpiechu zwinęli swoje rzeczy i wyszli.

Harry wstał z zamiarem również opuszczenia lodziarni, ale dłoń Jamesa przygwoździła go z powrotem do krzesła.

- Siadaj. – powiedział naturalnym głosem.

Lily usiadła na miejscu Rona, a James na miejscu Willa.

I nagle rodzice Harry'ego się uśmiechnęli i spojrzeli na zdziwionego Harry'ego z niezrozumiałą dla niego ekscytacją.

- Harry, co powiesz na ...

......................................................................................................

Harry musiał to przyznać.

Było całkiem przyjemnie... Pomijając ludzi, którzy wytykali go palcami na każdym kroku, spędził miłe popołudnie robiąc zakupy z rodzicami.

Lily i James pokazali mu skrytkę w Gringocie i inne wspaniałe przybytki, a Harry starał się jak tylko mógł nie wyglądać na tak zaskoczonego i oczarowanego jak się czuł.

Magiczny świat był niesamowity! Był wspaniały!

Minęły godziny i woreczek wydanych galeonów na najróżniejsze rzeczy, od potrzebnych szat i książek do uzupełnienia kolekcji Lily w kilka nowych fiolek na eliksiry i najnowsze magazyny o Quidditchu dla Jamesa.

Ale Harry'ego najbardziej absorbowała miedziana klatka, w której gruchała śnieżnobiała sowa.

Wiedział, że nie do końca jej potrzebuje ze swoimi umiejętnościami i całym tym nadzorem, ale nigdy nie miał własnej sowy!

A ta była najpiękniejszą sową jaką kiedykolwiek widział!

Nazwał ją Hedwiga, ale nie powiedział tego jeszcze na głos, żeby nie ujawniać swojej i tak dość widocznej ekscytacji.

Po pewnym czasie przestał nawet zwracać uwagę na gapiów i na aurorów, którzy obserwowali go non-stop!

W pewnej chwili do Jamesa podszedł jakiś mężczyzna i szepnął mu coś na ucho, James potaknął.

- Musimy się zbierać. – powiedział spokojnie ściskając ramię Lily, która lekko się uśmiechnęła w zrozumieniu.

Może chodziło, że widziano śmierciożercę w okolicy, może że zakon wyłapał coś na temat ataku na Pokątną czy coś innego... W każdym razie kontynuowanie zakupów nie byłoby już bezpieczne i należało wracać póki czas, nie żeby Harry się tym zbytnio przejmował. Jasne, gdzieś wewnątrz krył się strach do Voldemorta, ale był przyćmiewany chęcią zemsty!

Chłopak zauważył, że James nie prowadzi ich do Dziurawego Kotła skąd myślał, że przeniosą się do kwatery głównej, a w odwrotnym kierunku!

Zatrzymali się pod dziwnym, ciemnym sklepem, a Harry nawet nie zdążył przeczytać ogłoszenia kiedy został wepchnięty do wnętrza.



To już jutro!
Przydział! Ja normalnie nie mogę się już doczekać! Nigdy nie cieszyłam się tak z 1 września hahaha, a teraz pytanie!
Chcecie następny rozdział o tajemniczym sklepie teraz, tu, zaraz?
Czy jutro z Hogwart Express i Przydziałem? 
:D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top