Wiedźma na kawie


O dziwo Ben nie powiedział nic o ich małej przygodzie Lindzie i nie rozmawiał też o tym z Harry'm, za co ten był mu bardzo wdzięczny.

Nadeszła środa i Harry pomagał Lindzie w kawiarni.

- Pomożesz mi zrobić krem orzechowy? – zapytała Linda podstawiając mu misę z breją, która miała się stać piękną, jednolitą masą.

Harry potaknął i umył ręce.

Uwielbiał pomagać Lindzie w kawiarni.

Kiedy krem był już gotowy, Harry oblizał palce i dał się wygonić z kuchni, pod pretekstem, że znowu podjada.

Wytarł ręce w ściereczkę i zaczął sprzątać stoliki, których Mary, pracująca u Lindy na jedną zmianę starsza pani, nie zdążyła jeszcze posprzątać i pewnie by tego nie zrobiła, bo znalazł ją za ladą, śpiącą na krześle i opartą o ścianę.

Do kawiarni weszła grupka nastolatek, całych roześmianych.

Zajęły dwa stoliki przy oknie, co chwilę zaśmiewając się z tego, co powiedziała jedna z nich, Harry się nimi nie przejmował, tylko wymienił filtr do kawy i napełnił czajnik na herbatę wodą.

- Poproszę sześć cappuccino, dwie latte i jedną herbatę z dużą ilością cytryny. – powiedziała blondynka stając przed kasą i starając się wyglądać zmysłowo zagryzała dolną wargę. – I... siedem pączków z lukrem.

Harry nie podnosząc na nią wzroku zapisał sobie wszystko na kartce obok kasy i kiwnął na nią głową, mówiąc cicho, że zaraz wszystko poda.

Dziewczyna zakołysała się w miejscu rozczarowana i zawiedziona, poczym wróciła do swoich koleżanek przy stoliku, które powitały ją zawiedzionym – Ohh...

Harry zawsze czuł się rozbawiony obserwując klientów Linda's Goodies.

Zajął się przygotowaniem herbaty, a Linda przyniosła na wystawę ciasto drożdżowe ze śliwkami, które Harry po prostu uwielbiał!

- Dawno ich tu nie było. – powiedziała do niego zerkając na kartkę i wyjmując wysokie szklanki na cappuccino. – Kilka z tych panienek było tu w ferie zimowe, ale nie były tak wesołe.

Dzwoneczek przy drzwiach zadzwonił ponownie i dwie dziewczyny weszły do kawiarni dołączając do pozostałych nastolatek.

Przez chwilę z nimi rozmawiał, a potem jedna z nich wstała i podeszła do lady z zamysłem kupienia sobie i przyjaciółce czarnej kawy z cukrem, dużą ilością cukru, kiedy zdrętwiała i torebka wypadła jej z rąk, a metalowe ozdóbki zabrzęczały na podłodze.

Harry odwrócił się w jej stronę, przestraszony, co mogło tak przestraszyć dziewczynę.

Dziewczyna patrzyła wprost na niego, jej oczy rozszerzone w szoku i niedowierzaniu.

Harry zmarszczył brwi i ostrożnie odłożył to co trzymał w rękach, czując co się zbliża.

Wszyscy obserwowali dziewczynę, a co za tym idzie i Harry'ego, który był najwyraźniej źródłem jej zachowania.

- Ty... ty... - dukała niezrozumiale aż wypaliła na wydechu: - Harry Potter!

To było dziwne uczucie usłyszeć jak ktoś wymawia w ten sposób jego imię, dawno nikt tego nie robił... Czuł jakby coś zaczynało go przygniatać, więc zrobił jedyną rzecz jaka wpadła mu do głowy.

Uciekł.

Przebiegł przez niedużą przestrzeń kawiarni i wypadł na ulicę, gdzie na chwilę zaślepiły go światła samochodów.

Zanim się obejrzał biegł między przechodnimi w stronę starych opuszczonych kamienic.

Kiedy w końcu przystanął oddech miał ciężki i huczło mu w uszach.

Nawet nie rozpoznał tej dziewczyny, ale jak widać nie musiał, skoro ona go rozpoznała...

Uderzył pięścią w ścianę, a kawałek tynku bardzo starego budynku odpadł i rozbił się na chodniku przed jego stopami.

Zostawił różdżkę... i plecak ze wszystkimi rzeczami w swoim pokoju na piętrze.

Nie miał też pieniędzy nie licząc kilku funtów, które pewnie starczyłyby na jeden bilet autobusowy.

Usiadł na klatce schodowej kamienicy, oparty o balustradę i wpatrzony tępym wzrokiem w gnijącą tapetę.

Wiedział, że prędzej czy później ktoś go rozpozna.

Wiedział, że nie może się ukrywać wiecznie i w związku z tym WIEDZIAŁ, że będzie musiał wrócić do domu, a nawet nie musieć- ale on chciał wrócić do rodziców, Willa, przyjaciół, Syriusza, Remusa, Dory, Teddy'ego i Ginny...

Ale znowu – nie wiedział jak? Jak spojrzeć im w oczy po trzech miesiącach? Jak się wytłumaczyć?

Nie wyobrażał sobie, że mogą mu przebaczyć po tym wszystkim, po tym jak ich zranił...

Ale musiał wrócić.

Musiał też wrócić po swoje rzeczy do kawiarni, bo przecież nie może zostawić różdżki w mugolskiej sypialni! Dlaczego nie miał jej przy sobie?

Zanim się obejrzał słońce zaszło i zrobiło się zimniej.

Wstając ze schodów i prostując obolałe plecy, mruknął do siebie.

- Pora wracać...



Naprawdę przepraszam, że wczoraj nie było rozdziału, ale dziś wstawię jeszcze drugi - OBIECUJĘ!
Poza tym chcę bardzo, bardzo, bardzo, bardzo podziękować @asspirre za piękną okładkę!
I wiem, że to jeszcze trochę wcześnie na takie wyznania, ale... 20X17 czyli w piątek - wysłałam swoją książkę do wydawnictw :)
- Stąd moje opóźnienie...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top