Tacy są rodzice

Słuchanie tyrady Lily Potter to jedno, ale Jamesa Pottera to drugie.

Will wydał jeszcze jedno pełne frustracji warknięcie i zatrzasnął drzwi od pokoju, który zwykle zajmował na Grimmuald Place.

Nie rozumiał dlaczego wszyscy winili jego za ucieczkę Harry'ego, zresztą Harry wcale nie uciekł, on wróci. Will to wiedział, widział to w jego oczach.

Jednak nie dostał okazji, żeby wytłumaczyć to swoim rodzicom.

Przez chwilę wydawało mu się, że ktoś stoi pod jego drzwiami, ale ostatecznie wycofał się zrezygnowany.

I dobrze, to i tak do niczego by nie zaprowadziło.

James był wściekły.

Kiedy zobaczył Syriusza w gabinecie dyrektora czuł, że coś jest nie tak, ale to co powiedział jego przyjaciel przerosło jego oczekiwania.

Dlaczego on to zrobił?

Dlaczego Harry wrócił do Niego?

Te pytania nie dawały mu spokoju, ale jakimś cudem odnalazł w sobie odrobinę racjonalności i rozpoczął poszukiwania swojego syna.

Poszukiwania trwały od jego powrotu n Grimmuald Place przez całą noc, sprawę ułatwiła interwencja Ministerstwa, dzięki Dumbledorowi... Niby.

Jamesowi i Lily jak i Syriuszowi i kilku innym osobom nie podobało się, że Albus tak po prostu podjął działania związane z Harry'm bez wcześniejszej konsultacji z nimi.

Tak, więc teraz cały magiczny świat był bardziej niż chętny, żeby pomóc w odzyskaniu porwanego w dzieciństwie Harry'ego Pottera i zwrócić go do światła.

Co było takie złe w tym wszystkim?

Może to, że rezultatem rozmów dyrektora z ministrem było oddanie praw do opieki nad chłopcem właśnie temu starcowi, kiedy należały się je jego rodzicom!

Potrzeba było kilka eliksirów uspokajających i zaklęć rozbrajających, żeby podzielić się tą informacją z Potterami.

- Nie miałeś żadnego prawa postąpić w ten sposób!

- Lily, dobrze wiesz, że nie chcę w ten sposób nic zyskać, taki był warunek Korneliusza...

- A jakim sposobem do cholery ten idiota wpadł na pomysł, że Harry będzie potrzebował specjalnych środków ostrożności?! – zagrzmiał Syriusz.

- Sami nie wiem, co w tej chwili może dziać się z panem Potterem, nie wiem w jakim stanie go znajdziemy... Tu nie chodzi tylko o jego bezpieczeństwo, ale i reszty.

- A ty znowu pieprzysz o tym większym dobrze? Albusie! To nie jest broń. To chłopiec, na litość Merlina. Zagubiony chłopiec, który potrzebuje miłości, rodziców!

Wszyscy zatrzymali się słysząc piskliwy i wzburzony głos profesor McGonagall.

- Minerwo, nikt nie mówił tu nic o tym, że Harry nie będzie ze swoimi rodzicami. – odparł spokojnie dyrektor.

- To na co to wszystko? – zapytał James pocierając skronie i nie patrząc na nikogo.

- Będę prawnym opiekunem Harry'ego i to do mnie będą należały oficjalne decyzje z nim związane, jednak jak Minnie zdążyła zauważyć, to Lily i James są jego rodzicami, a Harry jest ich synem. Jednak nie mam zamiaru ryzykować, że Voldemort będzie w stanie nami manipulować i udowadniać jak wielkimi głupcami są ci, którzy kochają.

W jego gabinecie przed biurkiem siedzieli Potterowie, za nimi krążył niespokojnie Syriusz Black, a opiekunka Gryffindoru opierała się boczną ścianę.

- A jeśli go nie znajdziemy? – spytała cicho i żałośnie Lily.

- To bardzo prawdopodobne, że tak właśnie będzie. – odpowiedział Dumbledore i sięgnął po cytrynowego cukiereczka. – Mogę się mylić, ale uważam, że Harry niedługo do nas wróci.

Nie martwcie się, że rozdział jest taki krótki. Zaraz pojawi się następny :)
Musiałam je podzielić, bo inaczej trochę za duże przejście by było, a tak łatwiej przetrawić i wymyślić jak bardzo Albus wstrząsnął Potterami
;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top