Senne podziękowanie


Will skłamałby gdyby powiedział, że nie czuł podniecenia. To było co prawda dość chore i głupie, co miał zamiar zrobić, ale nie stanowiło dla niego jakiejś znaczącej różnicy, a powinno...

- Jestem gotowy. – powiedział i zerknął szybko na Harry'ego.

Harry nie był zadowolony.

Nawet w najmniejszym stopniu. Właściwie, to Will odnosił wrażenie, że w każdej chwili może zmienić zdanie, do którego tak długo go namawiał.

Jednak im dłużej czekał i presja narastała, Harry odchrząknął i wyjął różdżkę.

- Enervate. – powiedział pewnym głosem.

Draco od razu drgnął i otworzył oczy, choć wzrok miał jeszcze nieprzytomny i nie rejestrował póki co swojego otoczenia.

- Dzień dobry blondasku. – nie mógł powstrzymać się od parsknięcia Lacrimis.

Harry zmroził go spojrzeniem, a Lac tylko posłał mu wyzywający wzrok i oparł się o ścianę krzyżując ramiona na piersi.

Draco zerknął na chłopaka, a potem na Harry'ego, zachowując beznamiętny wyraz twarzy. Jego wzrok padł na Williamie tylko na chwilę i nikomu nie umknęło, że wyjątkowo szybko przesunął się gdzie indziej. Rozejrzał się wokół i na jego twarzy wykwitł drwiący uśmieszek.

- Grimmuald Place? Naprawdę?

Harry znowu odchrząknął i spojrzał na Willa spode łba, najwyraźniej popierając opinię Malfoya.

- Dajcie sobie spokój. – Will wywrócił oczami.

I zanim doczekał się odpowiedzi od kogokolwiek, unieruchomił twarz Malfoya obie ma dłońmi, w jednej ściskając różdżkę. Przymknął oczy na jedną sekundę biorąc głęboki wdech, a potem spojrzał mu w oczy, starając się znaleźć prosty korytarz do umysłu.

- Legilimens. – wyszeptał na wydechu i bez trudu przedostał się na drugą stronę.

To co tam zastał przerastało jego pojęcie...

Zdziwił się kiedy nie napotkał oporu ze strony Malfoya, ale już wiedział dlaczego. Wewnątrz jego umysłu cała ochrona i bariery jednoczyły się powstrzymując inną część świadomości przed przejęciem kontroli.

Wyglądało to niesamowicie.

Umysł był pełen przyciągających wspomnień, od niektórych bił chłód, a czasem echem odbijał się czyjś głos lub śmiech. Wiedza przelatywała płynnie, myśli toczyły się wysoko jak chmury i gdyby nie cała samokontrola jaką posiadał Will, za pewne od razu zostałby wciągnięty przez wspomnienia jak to już bywa z legilimentami.

Poruszył się jak widmo, ale jego krok, czy też fala powstała przez nie zaplanowany w rozkładzie umysłu czynnik, potoczyła się jak kubeł zimnej wody na głowie śpiącego.

Wszystko zamarło na jedną chwilę, a potem zaczęło się piekło.

Zaatakowały go wspomnienia, ciągnąc każdy w inną stronę, głosy stawały się nie do wytrzymania, ale skutecznie je odpychał. Musiał skoncentrować się na zadaniu.

To całe poruszenie nie umknęło również uwadze dwóch walczących ze sobą świadomości.

Nie dało się wprost oceni czy opisać czym te świadomości były. Po prostu były i Will to wiedział, choć może nie do końca widział.

Zastanawiał by się w innej sytuacji czy on również przybiera podobną formę znajdując się w czyimś umyśle, ale nie było na to czasu.

Podszedł do walczących i obserwował.

Miał tylko jedną szansę.

Można by powiedzieć, że tylko jeden strzał. Jeśli źle wybierze, przyjaciel Harry'ego zostanie stracony na zawsze.

Jednak im dłużej przyglądał się tej małej bitwie, dostrzegł coś, czego wolałby nie widzieć.

Świadomości były ze sobą połączone.

Odpychały się, ale jednocześnie napierały na siebie, tłumiąc nawzajem swoje wpływy. Były razem jak mózg. Jak prawa i lewa półkula. Nie mogły przestać ze sobą walczyć, choć były rozłączone w znacznym stopniu... Ktoś je po prostu naderwał.

Jeśli Will całkiem je rozerwie, to obie zginą, a on razem z nimi, utykając na zawsze w pustym umyśle.

Taka perspektywa sprawiła, że tylko bardziej się zdenerwował, presja była gigantyczna.

Przerażenie go opętało, kiedy widział jak obie ranią się nawzajem, wyraźnie nieświadome swojego braterstwa.

- Dość! – krzyknął, ale jego głos nie miał mocy w czyimś umyśle.

Wokół niego przeleciał chłodny, otrzeźwiający podmuch, który musiał pochodzić z zewnątrz umysłu.

Zaczerpnął powoli oddechu i uspokoił bicie serca.

- Teraz albo nigdy... - mruknął do siebie i nie wiedząc do końca co robi, ani jak, pozwolił ramionom owinąć się wokół energii, która go wypełniła i działać magii napędzającej każde żywe stworzenie.

Jak zasklepiająca się rana w przyspieszeniu, wypełniona oślepiającym blaskiem, bólem, ulgą, wolnością i zniewoleniem, taką ilością przeciwstawności, że myśli nie nadążały za tym co działo się wokół.

A kiedy umysł nie potrafi nadążyć za tym, co się dzieje, jest zbyt przytłoczony, wyłącza się do pewnego stopnia, żeby przywrócić względną równowagę.

Można by powiedzieć, że Will, stracił w tej chwili przytomność.

Otwierając ponownie oczy, czuł jakby spał dobre kilka lat.

Jęknął, bo wszystko go bolało, najwyraźniej nie spał na niczym wygodnym przez ten cały czas.

Obok siebie usłyszał śmiech.

Jego wzrok był jeszcze zamazany, ale zaraz dostrzegł, że nad nim stoi Draco Malfoy, z krzywym uśmieszkiem, choć zadowolonym i przekrzywioną głową.

Wokół była czerń, potem przeistaczała się w szarość i nad nimi była biel.

To był jeden z jego snów, które dzielił z ludźmi. Jeden z wielu innych snów, w tym samym miejscu, w którym zwykle spotykał się z Harry'm.

Ale te spotkania zawsze go cieszyły, czasem martwiły, ale nadal cieszyły.

Teraz widząc Malfoya pozwolił głowie opaść na nieistniejącą ciemną podłogę, z miękkiej powietrznej masy, stworzonej z czystej wyobraźni.

Zauważył, że ślizgon porusza się koło niego i rozgląda na boki.

- Nie potrafiłeś wymyślić nic ciekawszego? – zapytał drwiąco.

Will zamknął twarz w dłoniach i powstrzymał chęć zgrzytnięcia zębami.

Może i powinien się bać, bo nie wiadomo jeszcze co zrobił, ale wiedział, że w tym świecie, w jego śnie, to on ma kontrolę.

Zamiast drżeć ze strachu, którego nie odczuwał, postanowił pokazać Malfoyowi, kto ma tu władze.

Siadając po turecku i odwracając do niego głowę mrugnął krótko, a otoczenie zmieniło się w tropikalną plażę.

- Karaiby? – parsknął Draco. – Myślałem o czymś innym, mniej tropikalnym, ale skoro lubisz takie klimaty.

Will wywrócił oczami i ponownie mrugnął.

Wokół nich pojawiła się zatłoczona londyńska ulica.

Ludzie przepychali się między sobą, ale przenikali przez nich jak projekcja. Tłum wydawał się nie kończyć, choć nie był czysto mechaniczny. Czasem ktoś zatrzymywał się żeby zawiązać sznurówki, a ktoś inny grzebał w torebce chcąc zapłacić za kwiaty w budce z bukietami.

Nad ulicą przeleciały dwa gołębie, a niebo były całkiem szare i ponure. Z oddali widać było London Eye i Tamizę.

Draco spojrzał na niego z podniesionym brwiami i pokiwał głową z uznaniem.

- Niesamowite. – wyszeptał machając dłonią przez głowę dzieciaka głaszczącego ulicznego kundla.

Will stał nie wzruszony jego zachowaniem czy komentarzem.

Potem Draco wyprostował się i nieśmiało uśmiechnął patrząc w dal na krajobraz miejski.

- Długo będziemy w tym miejscu? – zapytał.

- To zależy. – odpowiedział William.

- Od ciebie?

- Głównie od ciebie, Malfoy.

Draco potaknął i podszedł do ławki, przy której stał Will.

Will obrócił się twarzą do ławeczki i dotknął jej trzema palcami, a potem usiadł. Nie zniknęła.

Po chwili wahania, Draco zrobił to samo.

- Często tu przychodzisz? – zapytał go obserwując przechodzący tłum. – To musi być uzależniające.

- I jest. Ale staram się ograniczać. Poza tym to mnie czasem wyczerpuje, kiedy już się obudzę, czuję się martwy. – odpowiedział i zaraz ugryzł się w język.

Nie powinien mu o tym mówić. O tym, czy o żadnym innym szczególe jego umiejętności i możliwości.

- Bądź ze mną szczery. – powiedział poważnie Will i nie spojrzał na Malfoya, choć zauważył, że ten odwraca się twarzą do niego. – Czy coś się teraz zmieniło?

Malfoy długo nie odpowiadał.

- Myślę, że tak. – przemówił w końcu półgłosem. – Nie wiem do końca co zrobiłeś, ale nie czuję go... Nie tak jak przedtem. Jego myśli tu są, ale nie są już jego. Są moje. Jednak łatwo je ignorować, odstawić na bok.

Will pokiwał głową.

- Muszę mieć pewność zanim cię stąd wypuszczę. – powiedział wyraźnie i w końcu spojrzał na niego.

Draco znowu uśmiechnął się drwiąco, ale potaknął ze zrozumieniem.

- Dziękuję, że to zrobiłeś. – powiedział szczerze.

Draco w końcu wiedział, choć może Will mu nie wierzył, że nic mu nie jest, że jest sobą i że zawdzięcza to właśnie jemu.

Will pokręcił głową.

- Nie zrobiłem tego dla ciebie, tylko dla Harry'ego. – odparł i wstał.

Zaczął kierować się w stronę tłumu, ale zanim zniknął, a Draco nie miał zamiaru za nim podążyć, obejrzał się przez ramię i z zawstydzeniem spuścił głowę.

- Przepraszam. – powiedział. – I dziękuję. No wiesz... za wtedy.

Ironiczna pamięć przypomniała mu dlaczego to wszystko się tak potoczyło... Dlatego, że Draco oddał za niego życie.

Draco pokiwał głową i zaśmiał się lekko.

- Podziękowania by się przydały. – odparł ze śmiechem. – Ale nie myśl, że zrobiłem to dla ciebie. – papugował jego ton. – Zrobiłem to dla Harry'ego.

Ta wymiana zdań wywołała uśmiech na obu ich twarzach.

I już nic nie mogło pójść źle...



To jest rozdział 98. 
Następny to epilog (99
)
A potem podsumowanie!( 100)
:)
 Ciekawi dziewczyny Willa? I reakcji wszystkich?
Epilog będzie miał miejsce miesiąc po wydarzeniach z tego rozdziału, pod koniec sierpnia :)






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top