Różdżka

W środku było jeszcze ciemniej i dość duszno, a wszędzie unosił się szary kurz.

W sklepie panował nieporządek, pudełka różnej wielkości leżały w wieżach na podłodze, a różne dziwne akcesoria walały się na każdym kroku.

- Ach... Pan Potter! Spodziewałem się pana o wiele wcześniej... -rozległ się głos i nagle zza wysokiej lady wyskoczył starzec z nastroszoną fryzurą.

- Pamiętam każdą różdżkę, tak... Różdżka pana brata na przykład! Wspaniała, choć może zbyt giętka... Lipa, sproszkowany róg jednorożca... Dobra do uroków, ale jeśli się nie mylę... - mężczyzna zaglądał do pudełeczek i odrzucał je za siebie. – Różdżka Lily nadawała się idealnie do zaklęć! A twojego ojca do transmutacji... Stracony potencjał z różdżką twojego ojca chrzestnego... Niestety, niestety... Ale gdzie to jest?

Harry obejrzał się za siebie, ale był sam, a za szklanymi drzwiami widział głowy swoich rodziców.

- Ach jest! Spróbuj tą!

Różdżka zaproponowana przez pana Olivandera nie sprawdziła się. Tak jak następna i następna... Harry stracił już rachubę i stawał się coraz bardziej przybity całą sytuacją, a sprzedawca aż promieniał z zachwytu!

Podawał to coraz różniejsze różdżki z górnych i niższych półek, z szuflad i szaf, ale żadna nie chciała być Harry'ego...

Harry w pewnym momencie zaczął przechadzać się po sklepie i oglądać podpisane niebieskim atramentem, czarne pudełeczka i ocierać je palcami.

Głóg, włókno smoczego serca...

Bug, coś tam coś tam...

I nagle...

Z wysokiej półki zsunęło się czarne i zniszczone pudełko uderzając go w głowę.

Olivander w jednej chwili był obok niego i podnosił je z ziemi.

- A to dziwne... Akurat ta różdżka nigdy nie robi nam tu takich psikusów.

Harry pocierał się po głowie, tam gdzie formował się już guz i patrzył z wyrzutem na sprzedawcę.

- Ciekawe, dlaczego? – spytał zirytowany.

- To nie byle jaka różdżka... - mruknął i uchylił wieczko.

Spojrzał spod brwi na Harry'ego i na chwilę się zamyślił, po czym podał chłopcu różdżkę.

- 11 cali, ostrokrzew, pióro feniksa, giętka... Bardzo specyficzna różdżka...

Harry ujął ją w dłoń, a sklep rozświetlił się niezwykłym blaskiem dochodzącym z jej czubka !

Iskry sypały się na ziemię, a on sam poczuł się jakiś lżejszy, jakby jego magia w końcu znalazła odpowiedni ośrodek, przez który mogła się wydostać i nie musiała dusić w jego wnętrzu!

To trwało kilka sekund, ale Harry wiedział, że nie zapomni tego do końca życia...




Już wiem co myślicie o domach, a co myślicie o podróży pociągiem?
Jestem ciekawa waszego zdania :D
Z kim Harry może usiąść....?
A i ostrzegam, w tym fanfiction w wątku GŁÓWNYM nie pojawia się slash! - tak tylko ostrzegam na zaś! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top