Rozwiązanie łamigłówki
- Podpis, to jasne, chodzi o Harry'ego... - zaczął, a Hermiona wywróciła oczami. – Sposób może być trochę niejasny na początku, kiedy nie zna się reszty treści, ale można to rozgryźć. Podróże łowców czarownic i polowanie, to jak ostrzeżenie, Harry chce żebyśmy dostali się na spotkanie bez magii od mugolskiej strony.
Ron pokiwał głową.
- To ma jakiś sens... - wymruczał. – Antonim od wczoraj to jutro, prawda?
- Tak. – powiedziała Hermiona i wskazała na godzinę. – A to? Jak to rozumiesz?
- Cóż... zaczął Will i spojrzał na Remusa, który miał zmartwioną i pochmurną minę. – Czas Teddy'ego seniora. Trzeba zadać sobie pytanie kim jest Teddy senior. To mógłby być Ted, tata Tonks, ale wątpię, żeby Harry go znał. A z bliźniaków to Teddy był starszy, więc nie chodzi o... - odchrząknął. – Czas Teddy'ego seniora to inaczej czas Remusa. Czyli pełnia, a kiedy najlepiej widać pełnię?
- O północy! – wykrzyknęła Hermiona. – Świetnie Will!
William uśmiechnął się delikatnie.
- Zostało jeszcze miejsce. – zauważył James podchodząc bliżej. – 21.45... Może to szerokości geograficzne czy coś takiego...
Lily spojrzała na niego z zaskoczeniem, że wie o czymś takim jak szerokości geograficzne, a James zaśmiał się lekko.
- Jestem aurorem Lils, znam się na takich rzeczach jak tropienie.
- To nie są szerokości geograficzne. – odezwał się Will.
- Może strony z jakiejś książki? – zastanawiała się na głos Hermiona. – Chyba nawet znam jedną o łowcach czarownic, która nazywa się Polowanie...
Will znowu pokręcił głową i próbował się odezwać, ale Ron mu przerwał nagle oświecony.
- 21.45 ! To pewnie adres! Spójrzcie, jakby zamienić 21 miejscami to wychodzi 12, jak numer Grimmuald Place...
- Nie. – przerwał im głośniej Will. – To nie o to chodzi. – wywrócił oczami. – 21.45. – zaczął powoli. – Ja i Luke używaliśmy tego kodu w naszych listach wakacyjnych, jak byliśmy młodsi. Lukas uwielbia zagadki i te wszystkie szyfry... Trzeba zamienić godzinę 21.45 na czas uniwersalny. Czyli 9.45, zgadza się? – zapytał, ale nie czekał na odpowiedź i mówił dalej. – 45 minut to ¾ godziny. Więc 21.45 to inaczej 9 i ¾ . Tak jak peron 9 i ¾ . – rozejrzał się wokół. – Więc wiadomość brzmi... - zabrał kartkę od Hermiony i zapisał odkodowaną treść.
Miejsce: King's Cross peron 9 i ¾
Godzina: Północ
Dzień : Jutro
Sposób: Bez magii, przejście mugoli
Harry
- To... to... - zaczęła Hermiona wpatrując się w kartkę z niedowierzaniem. – To jest genialne!
- Niezwykłe! – zachwycił się Remus i poklepał z aprobatą chrześniaka po ramieniu.
- Świetnie. – skwitował Ron. – Teraz zostaje już tylko kwestia kto pójdzie. Nie możemy iść oczywiście wszyscy. Harry dość się napracował, żeby wszystko odbyło się tajnie i po cichu... Myślę, że dwie osoby to maksimum i jedna, żeby kryć tyły. Proponuję, żeby poszła...
- Ja idę. – odezwała się Lily, kiedy Ron miał powiedzieć 'Hermiona i ja'.
- Jak ty idziesz to idę z tobą. – odezwał się James i skrzyżował ręce na piersi.
- Nie. Żadne z was nie idzie. – odezwała się Molly. – Jesteście za bardzo w to zagłębieni... Niech idzie...
- My pójdziemy. Ja i Ron. – odparła Hermiona.
- Nie ma mowy! – krzyknęła Molly i Syriusz jednocześnie, a potem spojrzeli po sobie ze zdziwieniem.
- Jesteście za młodzi. – powiedział Syriusz. – Może i mieliście rację i lepiej sobie poradziliście przez ten czas, ale to nie znaczy, że walczycie tutaj tylko we dwójkę. Razem możemy zdziałać o wiele więcej, jeśli nie będziemy się kłócić. Jestem za tym, żeby poszła Lily i James, jeśli będę mógł iść jako ochrona.
Hermiona obruszona skrzyżowała ręce na piersi i się wyprostowała.
- Zgodzę się, żeby poszła Lily i James, jeśli jako ochrona pójdzie ktoś z AD. Na przykład Bill .
Bill podskoczył na swoim miejscu i napotkał zezłoszczone spojrzenie Syriusza Blacka.
- Chcesz iść z nimi tylko po to, żeby zobaczyć Harry'ego. – wytknął Ron. – Tak samo jak wy. – wskazał na Lily i Jamesa. – Ale oni będą ostrożniejsi i lepiej orientują się w tym, co ma być powiedziane. Wybacz Syriuszu, ale tym razem nie jesteś odpowiednim kandydatem do tego zadania.
James położył rękę na ramieniu przyjaciela.
- Jeśli wszystko się uda, Harry niedługo będzie z nami. – powiedział James spokojnie. – Nic nam nie będzie Łapo.
Syriusz najpierw poczuł się zraniony, głęboko zraniony, że nawet jego najlepszy przyjaciel, brat! Nie chce go wesprzeć, a potem zraniony, że jest tak głupi. Lily i James narażają się przecież na niebezpieczeństwo opuszczając podziemie!
- Rogaczu...
- Wiem, co chcesz powiedzieć. – przerwał mu. – Ale nic nie zmieni naszego zdania. Chcę, żebyś zrobił coś dla mnie. Coś bardzo, bardzo ważnego.
- Cokolwiek!
James uśmiechnął się do niego lekko.
- Dopilnuj, żeby Will nie zrobił niczego głupiego. – powiedział, a jego wzrok skierował się do drzwi, przy których właśnie skradał się Will. – Zostajesz tu William. – powiedział stanowczo.
- Ale!
Lily wystąpiła na przód i Will od razu ucichł.
- Jeśli wystawisz stopę na powierzchnię, to...
Will zaśmiał się niewesołym i wręcz okrutnym śmiechem.
- Uziemisz mnie? – zakpił. – Wybacz, ale tego nie możesz zrobić, bo jakbyś nie zauważyła już jestem uziemiony!
- William! Zachowuj się! – zwrócił mu uwagę James.
A Will tylko wywrócił oczami.
- Och przepraszam. – parsknął, a jego głos ociekał sarkazmem. – Przecież to nie tak, że jestem tu przetrzymywany i trzymany z dala od informacji. Jak to jest, że Ron i Hermiona nagle mogą przychodzić na zebrania, a ja nie? Odszyfrowałem wiadomość i to ja sprowadziłem Harry'ego do domu, kiedy miał tę amnezję! To ja go przekonałem, że nie jesteśmy jego wrogami!
- Ale to ty też jesteś winny stanowi w jakim znalazł się twój brat! – zawołał Syriusz.
Will poczuł się jakby wymierzono mu policzek i aż otworzył lekko usta z wrażenia. Nie mógł nic powiedzieć, ani nawet się ruszyć... Jego ramiona opadły, przygniecione winą, z której doskonale zdawał sobie sprawę.
Nie mógł o tym myśleć, kiedy teraz wiedział, że oni też wiedzą, że to wszystko jego wina...
- Will... Przepraszam, ja... - ogarnął się Syriusz.
Ale nie dokończył, bo Will nie zaszczycając nikogo nawet spojrzeniem wybiegł z sali w stronę swojego pokoju, gdzie trzasnął za sobą drzwiami i utulił się na łóżku w szlochach.
Jak to się stało, że kiedy wszystko szło tak dobrze, nagle kończyło się źle?
I czy przypadkiem tak nie jest zawsze...?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top