Początek oporu
Bella trzymała się z szyję, a jej oczy błyszczały z wściekłości.
Była wściekła i rządna krwi każdego przez kogo jej Sanguis... nie było go.
Avery jednak był przerażony w jego umyśle była tylko jedna myśl – Nie.. nie... nie... - to się nie dzieje...
McNair czekał na rozkazy i zaciskał tylko szczękę, dzięki temu można było poznać, że nie podoba mu się to czego jest świadkiem.
- Zabierzcie go. – powiedział z odrazą i żałobą. – Wiesz co robić.
- Nie wróciłem po to, żeby mi czyścić pamięć. – syknął San kiedy McNair skierował się w jego stronę i gwałtownie skrępował jego ręce.
- To w jakim celu się tu pojawiłeś?!
- Popełniłem błąd. Łudziłem się, że to co mi powiedzieli jest kłamstwem, ale tylko upewniłeś mnie w przekonaniu, że tak nie jest. Mówili prawdę.
- Przykro mi, że cię rozczarowałem. – syknął Czarny Pan i podszedł bliżej chłopca, teraz klęczącego w uścisku McNaira na podłodze. – Ale już niedługo, znowu będzie tak jak powinno być. Zobaczysz, że to wszystko nie ma żadnego znaczenia, znowu będziesz tym kim cię stworzyłem. Bo jesteś i będziesz... moim synem.
Harry zwęził oczy i ponownie szarpnął się próbując wyrwać.
Jak on śmiał?!
Kilka innych rąk postawiło go na nogi i po machnięciu ręki Voldemorta wyprowadziło z komnaty.
- Nie ważne jak często będziesz sobie to powtarzać albo jak wiele razy będziesz mieszać mi w głowie, nie zmienisz tego kim jestem! – krzyknął zanim poczuł różdżkę przyłożoną do krtani i został uciszony.
- Już dobrze mój książę... - mówiła smutno Bella.- Już niedługo wszystko wróci do normy... Już niedługo.
Harry gorączkowo miotał się w uścisku śmierciożerców, ale nic nie pomagało.
Panika ogarnęła całe jego ciało.
Szlag!
Jak mógł być takim idiotą!
- Tutaj. – Alecto zatrzymała się pod drzwiami jakiejś komnaty.
Harry jeszcze nigdy w niej nie był, ale już jej nie lubił.
Była ciemna, oświetlona jedynie świecami, absolutnie pusta nie licząc ciężkiego krzesła z pasami na podłokietnikach.
McNair, Bella i Avery, przypięli go do mebla.
Bella cały czas głaskała jego włosy i szeptała jak mantrę.
- Już dobrze... Jeszcze trochę książę...
Avery ślepo zapiął pasy na jego rękach, a jego dłonie drżały.
McNair wymienił szybko kilka słów z Carrow, po czym wyszedł i skierował się na górę do wschodniego skrzydła.
Bella i Avery wyszli z komnaty i stanęli za drzwiami, zostawiając dwójkę samą.
Harry widząc, że nie ma żadnej drogi ucieczki powoli uspokoił oddech i próbował oczyścić umysł. Nie mógł dać sobie zrobić prania mózgu, nie kiedy odkrył prawdę.
Alecto stanęła naprzeciw niego i z gracją podniosła różdżkę celując w chłopca.
- Legilimens!
Harry poczuł, że kobieta staje po drugiej stronie jego mentalnej bariery i powoli ją bada, używając całej swojej siły naparł na mur i pchnął strącając ją z granic umysłu.
Wylądował z powrotem w ciemnym pokoju, oddychając ciężko.
Kobieta właśnie pozbywała się zaskoczenia z twarzy, ale Harry zdążył to zauważyć i uśmiechnął się wrednie.
- Widzę, że masz trochę za dużo siły? – powiedziała powoli robiąc krok w jego stronę. – Trzeba będzie cię w takim razie trochę osłabić zanim przejdziemy do... odzyskiwania.
Harry nie umiał powstrzymać parsknięcia.
- Jak już się stąd wydostanę, zapłacisz za to.
- Przekonamy się. Crucio!
Wrzask.
Wybaczcie, że przerwa była aż tak długa, a ten rozdział taki krótki... - Ale lepsze to niż nic, nieprawdaż?
Nie ma wątpliwości, że nie jest to 7 lipca, ale 16... PRZEPRASZAM!
Mam już ze sobą komputer, ale z internetem jest o wiele słabiej, jednak robię co mogę.
W związku z tym, dla tych którzy oprócz tego fanfica sprawdzili i czytają też moją pozostałą twórczość, niedługo ukaże się nowe opowiadanie o oczywiście Harry'm Potterze, który już po pokonaniu Voldemorta staje przed nowym wyzwaniem, a może wcale nie?
Przekonajcie się sami!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top