Niespodzianka Czarnego Pana
Harry leżał rankiem w swoim łóżku spięty i zniecierpliwiony.
Nadal myślał o wiadomości, dla Malfoya, którą już napisał, a teraz nawet nie będzie mógł jej wysłać. Napisał jeszcze więcej wiadomości...
Westchnął ciężko i usiadł na łóżku.
Od wczesnego rana słyszał jak śmierciożercy zbierają się w zamczysku. Szykowało się coś dużego.
I rzeczywiście tak było.
Harry zastanawiał się na podstawie podsłuchanej rozmowy Czarnego Pana, czym niespodzianka może być. Czymś, co należało do Dumbledora, to było jasne lub czymś co najwidoczniej dyrektor nie chciał stracić... Próbował sobie przypomnieć, co to może być, ale po prostu nie był w stanie nic sobie przypomnieć...
Gdzieś w nim odezwał się cichy głosik, mający nadzieję, że śmierciożercą nie uda się tego znaleźć, że nie podołają zadaniu, ale wtedy czułby się doprawdy rozczarowany.
Był ciekawy i to bardzo, coś czego nie potrafił ignorować.
Siedział przy biurku w swoim pokoju i cieszył się wolnym dniem, bo wszyscy byli zbyt zajęci, a Voldemort przyznał mu czas na odpoczynek, twierdząc, że to jego specjalny dzień...
Harry zahaczył wzrokiem o kopertę z listami i wsunął je do wewnętrznej kieszeni szaty, gdzie trzymał już medalion i maleńkie zawiniątką, z którym się nie rozstawał nawet na chwilę.
Obiad zjadł sam w swojej komnacie, a potem poćwiczył tworzenie świstoklików, coś co nigdy nie było jego specjalnością, ale koniec końców było całkiem przydatne.
W końcu jego wzrok znowu skupił się na oknie.
Patrzył tępo na alejkę prowadzącą do wrót zamczyska, na zbielałą kostkę i szarą breję śniegową oblepiającą krawędzie.
I nagle na dróżkę aportowało się co najmniej sześciu śmierciożerców, wszyscy ubrani na czarno. Wiatr targał ich czarne peleryny. Śpieszyli się do wejścia.
Harry w tej chwili wiedział, że mają to po co wysłał ich Czarny Pan, zdobyli to.
Nie wiedział już czy czuje się rozczarowany czy wręcz przeciwnie, ale powoli zebrał się z sobą i zszedł na dół.
W pierwszej chwili, pomyślał, że to chaos.
Zwolennicy Czarnego Pana, cieszyli się i chwalili siebie nawzajem z dobrze załatwionej roboty, opowiadali sobie nawzajem jak trudne było to zadanie i jak bardzo Czarny Pan ich za to nagrodzi. Rozmowy ucichły tylko odrobinę, kiedy dostrzegali Harry'ego, ale nie na tyle, żeby było to bardzo odczuwalne.
Było ich pełno na korytarzu.
Harry w końcu przedostał się do Sali, gdzie zbierali się na zebrania i gdzie wiedział, że będzie na niego czekał Voldemort.
Już w tłumie usłyszał śmiech Voldemorta i rechot niektórych śmierciożerców.
Mówił coś do kogoś, ale Harry nie był w stanie usłyszeć, co to było.
Śmierciożercy najwyraźniej stłoczyli się w coś na kształt okręgu i Harry'emu sprawiło problem przedostanie się przez nich lub spostrzeżenie , co jest źródłem takiego zadowolenia.
Jednak to Voldemort wykonał kroki w tym kierunku, zauważając Harry'ego ponad głowami swoich sług.
- Cisza! Wszyscy wyjść! Nie, wy nie. – zwrócił się do Bellatrix, Avery'ego i McNaira. – No dalej, zróbcie miejsce! To rodzinna ceremonia. Podejdź synu, podejdź.
Voldemort się uśmiechał.
Zanim zdążył dojść na środek sali i zanim wszyscy śmierciożercy zdążyli wyjść, dostrzegł to.
I od razu wiedział, dziwnie i boleśnie wiedział, że to jest jego niespodzianka.
Tam, przed Voldemortem, klęcząc do Harry'ego tyłem była aż zbyt znajoma brązowa czupryna.
Ręce miał wykręcone do tyłu, ubrania pomięte i kilka kropelek krwi, zdobiły szarą koszulkę.
Serce mu stanęło i nie wiedział jakim cudem dalej stał na nogach i jeszcze w dodatku się poruszał. Jego wzrok pozostawał utkwiony w postaci na ziemi, która wbijała brązowe oczy w Voldemorta, pełne nienawiści.
Voldemort obserwował Harry'ego z lekkim uśmiechem, podobnie jak Bellatrix, a Avery i McNair tylko stali z boku z twardymi wyrazami twarzy.
Harry podszedł do przodu i spojrzał na profil chłopaka. Jego gardło się ścisnęło, kiedy zobaczył ślady po dłoniach na jego szyi.
Ale potem podniósł wzrok i uśmiechnął się do Czarnego Pana.
- Zakładam, że podoba ci się prezent Harry?
Na jego imię, głowa Williama podskoczyła i zwróciła się jego stronę.
O NIE!
TO WILL!- Kto by się spodziewał!
( Spokojnie, nie męczę was niepewnością, to by było zbyt okrutne, to tylko pierwsza część całego rozdziału, bo inaczej byłby za długi.)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top