Największe poświęcenie
- To było głupie i naiwne, przyjacielu. – powiedział Draco i pokręcił głową z rozbawieniem. – Twoja mina jest bezcenna! Ale chyba straciliśmy już dość czasu na gadanie i nic nie robienie.
Harry zaciskał pięści, ale nie wiedział, co robić, czy powiedzieć. Był taki głupi! Jak mógł tak po prostu pomyśleć, że ...
- Nie chciałem tego robić, przyznaję, że nigdy nie miałem tego w planach, ale nie dajesz mi wyboru Harry, będę zmuszony cię zabić. – powiedział i Harry mógł wyczuć pewien żal w jego głosie i skruchę. – Nie chciałem tego robić, chciałem, żebyśmy współpracowali, przyjaźnili się... Ale ty tego nie chciałeś. – syknął. – Zabrałeś mi to wszystko, co chciałem. Masz wspaniałą rodzinę, która cię kocha i akceptuje pomimo tego, że byłaś zwykłym sługą, którym ja nigdy nie byłem! Byłem lojalny tobie, a ty mnie zdradziłeś. Zdobyłeś serce tej, którą kochałem i zmusiłeś mnie, tego słabego mnie do poświęcenia życia dla własnej wygody!
Harry nadal milczał, ale słowa, choć pierwotnie ignorował je i rozumiał jak czyste szaleństwo złego Malfoya, teraz docierały do niego jak... prawda.
To prawda.
Czuł, że zasłużył na każde oszczerstwo jakie Draco dla niego przygotował i choć wiedział, że Malfoy jest złą osobą, z nieuczciwymi i nieetycznymi pobudkami, dalej czuł, że to on zawinił.
- Potem zamknąłeś mnie tu z mugolami i pół charpiem. – parsknął gorzkim śmiechem. – Z jedynym szczurem dla towarzystwa, który wychodzi z pod tej cholernej szafy i gapi się jak w zoo. Upokorzyłeś mnie. Ignorowałeś i jeszcze jakby tego było mało próbowałeś mnie zniszczyć, żeby odzyskać tą marną namiastkę człowieka, którą kiedyś byłem. Ale teraz to ty jesteś na mojej łasce.
Słuchanie jak Draco obwinia i obraża jego, było dla Harry'ego do zaakceptowania, ale wyżywanie się na innych i to w dodatku na jego przyjaciołach spowodowało, że coś w nim zawrzało.
- To twoja wina, że tak jest! Myślisz, że to ty jesteś tu pokrzywdzony?! Zabrałeś mojego najlepszego przyjaciela, próbowałeś zabić moją rodzinę i kazałeś mi torturować do utraty zmysłów własnych rodziców! Kazałeś mi płaszczyć się przed sobą i przyjąć ten cholerny Mroczny Znak! Myślisz, że to ty zostałeś tu upokorzony? Jesteś jeszcze większym hipokrytą i głupcem niż Voldemort...!
- Crucio! – wrzasnął Draco i Harry od razu padł na podłogę i zagryzł wargi do krwi. – Jestem lepszy od Voldemorta! I żeby ci to udowodnić nine będę zwlekał i pokazywał ci śmierci tych wszystkich, których kochasz choć bym chciał i po prostu cię zabiję! Powinienem był zrobić to już dawno temu.
Zaklęcie jeszcze długo pulsowało wewnątrz Harry'ego, a kiedy Draco je zdjął, brunet oddychał głęboko i ogromnym bólem, słowa docierały do niego z opóźnieniem.
- Avada Kedavra! – powiedział, ale jego ręka w ostatniej chwili zjechała o kilka centymetrów w prawo i zaklęcie uderzyło tuż nad głową Harry'ego, który trzęsąc się z bólu, próbował cokolwiek zrobić.
- Niech to szlag. – warknął blondyn próbując skupić myśli.
Harry wiedział, że to jego jedyna szansa, kiedy Draco jest rozproszony swoją wewnętrzną walką i dokładnie w tej chwili, kiedy zdołał unieść się na klęczki drzwi otworzyły się gwałtownie.
- Harry! – krzyknął ktoś i wbiegł do pokoju nawet nie spoglądając na Malfoya, pobiegł wprost do Harry'ego.
- Uważaj! – warknął Harry odpychając Jamesa na bok, a zielone światło przecięło powietrze pomiędzy nimi.
- Expelliarmus! – krzyknął od razu James.
- Protego! Avada Kedavra!
James uspokoczył na bok bliżej drzwi i zerknął na Harry'ego szybko, zauważając, że ten nie ma różdżki.
Musiał więc jak najdłużej odwracać uwagę Malfoya, zanim ten zacznie czegoś próbować.
- Drętwota!
Malfoy zasłonił się zaklęciem niewerbalnym i sprawnie kontynuował pojedynek z Jamesem.
Kilka zaklęć później dołączył do nich na górze Syriusz.
Sprawa mogła wydawać się wygrana, jednak ryzyko nadal było za duże.
Draco wiedział, że nie ma szans ucieczki, czy wygranej. Wiedział, że jak go złapią, to zginie lub zostanie zamknięty albo coś równie nieprzyjemnego.
Stąd zrobił to na co nie wielu miałoby odwagę, a jednak znajdowali się i tacy.
Terroryści porywający samoloty – giną razem z pasażerami i pilotami, bo zależy im przede wszystkim na ICH śmierci.
A jemu najbardziej zależało na śmierci Harry'ego.
Wiedział też, że gdy przestanie walczyć i odpowiadać na zaklęcia Blacka i Pottera, szybko zostanie złapany lub zabity, ale to i tak było by nieuniknione.
Dlatego posłał najpotężniejszą tarczę, twardą jak ściana, która wedle jego myśli zadziała jak skromny taran i odepchnęła na metr obydwóch oponentów dając mu chwilę oddechu na odwrócenie się do swojej ofiary.
Spojrzał na Harry'ego mając już te słowa na ustach, ale nie słysząc, kiedy wychodzą z jego ust, jedyne co widział to zielone oczy Harry'ego z zielonym światłem odbijającym się w jego źrenicach. Nie zdąży usunąć się z drogi.
- Avada Kedavra!
- NIE! - krzyknął ktoś, ale nikt nie miał czasu zorientować się kto...
Przepraszam :(
Następny rozdział jutro... albo i nie, zobaczymy...
W każdym razie -
WESOŁYCH ŚWIĄT
ŁAHAHAHAAHAA
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top